Wpis z mikrobloga

No nie mogę, no po prostu muszę się wyżalić. #problemyrozowegopaska

tl;dr


Jak już niektórzy z Was zdążyli zauważyć - śpiewam w zespole. Dużo dobrego się działo, graliśmy niezłe koncerty przed "gwiazdami" polskiej sceny muzycznej, wygrywaliśmy konkursy organizowane przez gazety i radio w naszym województwie. No ogólnie rzecz biorąc - fajny z nas zespół w miarę, nie zarabiamy na tym kokosów, ale zawsze super przygoda i robienie tego, co się lubi i o czym się zawsze marzyło.

Jest takie miejsce, w którym wczoraj zagraliśmy już czwarty czy piąty raz. Wiadomo - działa się zbiórka na WOŚP, dlatego też knajpy, domy kultury i wszelkie takie miejsca organizowały koncerty. Od początku istnienia zespołu gramy na każdym WOŚPie, więc i tym razem bardzo chcieliśmy. Zaproszono nas do domu kultury w moim rodzinnym mieście. Za każdym poprzednim razem w tym miejscu działy się cuda na kiju. Raz pokłóciliśmy się z gitarzystą, który na złość grał pół tonu obok w każdej piosence, drugi raz wysiadł nam piec gitarowy, trzeci raz musieliśmy zagrać z półplaybacku, bo powiedziano nam w dniu koncertu, że nie zapewnią perkusji, pieców ani nic, mimo że właśnie takie zapewnienia były.

Wczoraj był czwarty raz. Pierwszy koncert z nowym gitarzystą. Widzę, że na sali siedzi dużo znajomych, którzy nie gustują w muzyce, którą gramy, ale chyba tak ich ciekawość zżerała, że musieli to zobaczyć. W końcu na fejsbukach i wszędzie zawsze się dzielę, że tu koncert, tu się udało, tu wygraliśmy. Skoro tak się chwalę to musimy być super. No i przyszli kurde, siedzi loża szyderców. Zapowiadam coś tam, zagramy to i to. Kiwam głową do chłopaków, że możemy zaczynać a tu kurde


No k---a. Ratujemy sytuację, wołam dyrektorkę domu kultury, żeby w czasie gdy będziemy zamieniać wzmacniacze, zrobić licytację przedmiotów na WOŚP. Przyszła, kazała mi zostać na scenie i jej pomagać. Przed nami śpiewała jakaś solistka z liceum, która kaleczyła "Orła cień" i "I will always love you", no po prostu porażka totalna. Zanim weszliśmy na scenę, też pomagała w licytacji przedmiotów, a na każdym z nich zostawiała autograf (dyrektorka jej kazała właściwie). Dlatego też gdy stałam na scenie i pomagałam w tej licytacji (licytowano właśnie jakiś zegarek), to na słowo "proszę zostawić autograf" zaczęłam skrobać po opakowaniu zegarka. Zdążyłam tylko napisać pierwszą literę swojego imienia, kiedy zwycięzca licytacji wyrwał mi z groźną miną swoją zdobycz z ręki. Następne pytanie dyrektorki do innego gościa "czy Kasia ma się podpisać na tym kalendarzu?". Kalendarz naprawdę ładny i wiedziałam, że gość nie będzie chciał autografu (no w końcu mnie nawet nie zna), więc ja pierwsza chciałam ratować sytuację i mówiłam "nie niszczmy go, nie podpiszę się". W końcu na cały głos odpowiedział na pytanie dyrki "NIE MUSI" na co widownia prychnęła śmiechem, a ja paliłam się ze wstydu.

Ostatecznie gdy piec był już podpięty i zaczęliśmy grać - moi znajomi zaczęli ostentacyjnie wychodzić... Wtedy już nic mi się nie chciało. Odpierniczyłam się ładnie, makijaż, ubranie, starałam się wyglądać dobrze, w końcu koncert w moim mieście... Czułam się jak przedszkolak. Nie chciało mi się tańczyć, skakać... Gardło mam chore, więc śpiewać na 100% też mi się odechciało już totalnie. I jeszcze jak na widowni widziałam kuźwa burmistrza, ludzi z rady, jakichś muflonów, co to siedzą tam bo muszą... No k---a.

Z jednej strony gram takie piękne koncerty, a jak przychodzi co do czego i trzeba pokazać się w swoim mieście z najlepszej strony, to zawsze coś z nas robi idiotów, albo sami z siebie robimy, a potem moi znajomi kisną ze śmiechu jak się zaczynam dzielić czymś w sprawie zespołu na fejsie na przykład. Mocno się przejmuję tym i jestem zła. KUUUURRYYYWA

#smuteczek #fial #wokal #muzyka #koncerty #buldupy #problemy #k------c
  • 14
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

  • 0
@wokalistka: współczuję znajomych. Ja ostatnio miałem spotkanie klasowe i mimo 10 lat nie widzenia się zachowywalismy się jakbyśmy nawet nie mieli takiej przerwy.
  • Odpowiedz