Wpis z mikrobloga

Jednym z moich największych problemów jest głębokie zranienie i wynikająca z tego potrzeba bliskości. Zranienie wynikające z naiwności ciągnącej się przez lata; zawsze chciałem wierzyć ludziom i dostałem za to wielokrotnie. Już w gimnazjum jako nadwrażliwy nastolatek notowałem sobie, w pamiętniczku że bardzo chciałbym zaznać miłości, poznać jakąś miłą dziewczynę i nigdy nie było mi to dane w taki sposób, w jaki sobie wyobrażałem. Wyniknął jeden związek 7 lat temu z desperacji z mojej strony i z desperacji z jej strony, bo również miała duże problemy emocjonalne. Bylo to tymczasowe, krótkie, nie było miłością, ale zaznałem bycia z kobietą, czułości i "posiadania" kogoś tak bliskiego - uczucie nie do zastąpienia, zdecydowanie. I od tamtej pory ta potrzeba, by znowu tego doświadczyć wypala mi duszę. Nie chodzi o seks, chodzi o to poczucie, że jest się dla kogoś najważniejszym, tu i teraz. Marzę po nocach, żeby ktoś mi w końcu powiedział Budep, jesteś wspaniały jaki jesteś i jesteś dla mnie najważniejszy! a potem przytulił i był przy mnie, by to nie były tylko puste słowa. Czasem to pragnienie przygasa, czasem bucha jakby dodać benzyny do ogniska, ale w istocie tli się cały czas, bez przerwy. I niszczy mnie to, jałowieję, wariuję coraz bardziej z roku na rok. Czym ja sobie zasłużyłem na taki los, los kogoś zawsze odstawionego na boczny tor, bo są "lepsi" ode mnie...

#depresja #samotnosc #feels ##!$%@?
  • 5