Wpis z mikrobloga

Odgrażałem się już parę razy, ostatnio tu, więc w końcu napisałem: Sztuka bez treści w #parsifalclub (nie jestem jednak sadystą, czytanie jest nieobowiązkowe, bo to duża dawka humanistycznego bełkotu ;) )

Każde słowo jest jak niepotrzebna plama na ciszy i nicości.


Beckett

Kiedy piszę o sztuce bez treści mam na myśli pewne tendencje oraz programy w literaturze i sztukach plastycznych, które nigdy nie zostały do końca spełnione, w każdym razie nie w taki sposób w jaki sobie to początkowo wyobrażano. Zazwyczaj poprzez treść rozumie się wszelkie nawiązania, symbole i aluzje do rzeczywistości - tak zwaną literaturę dzieła. Niektórzy za treść uważają także wszelkie możliwe znaczenia dzieła. Haczyk w tym, że przesłanie bywa eteryczne, w wielu przypadkach jest właściwie nie do uchwycenia albo jest wynikiem indywidualnej współpracy autora z odbiorcą. W zasadzie napotykamy tu paradoks - przesłaniem może być nawet brak przesłania.

Warto na początek zauważyć, że wiele jest sztuk z natury swej asemantycznych, które treści(literatury) zawierają ilości szczątkowe lub w ogóle jej nie potrzebują(choć wciąż mogą ją zawierać). Będzie to taniec, muzyka, architektura, ornamentyka itp. Treść i forma w literaturze jako takiej jest z kolei nierozłączna. Tym ciekawsze wydają się próby całkowitego oczyszczenia poezji z treści. Co do malarstwa i rzeźby natomiast - tu nie ma zgody. Wiemy wprawdzie, że treść nie jest tu niezbędna, ale konstruowanie jej wydaje się być wyjątkowo naturalne i wzbogacające. Toteż właśnie na tych najbardziej kontrowersyjnych przypadkach(literatury i malarstwa) chciałbym naszą uwagę skoncentrować.

Kamień to sztuka

Aha, zanim zaczniemy odniosę się tylko do kamienia o którym pisał @staa . Kamień jest takim samym tworzywem jak plama farby, z pewnością jest sztuką, zarówno jeśli jest częścią kompozycji, jak i nawet skończoną całością.

Proszę, tu masz instalację Michaela Heizera - Levitated Mass

Kamień postawiony w muzeum albo ogród zen - te przykłady powinieneś brać za dobrą monetę, bo przecież są to dobrze przemyślane kompozycje. Trudno jednak zmierzyć ich racjonalność, wszak o pozycji kamieni(barw, nut...) równie dobrze może decydować rzut kością. Takie dzieła niemal na pewno będą gorsze(będą fałszować), ale nie widać dobrego powodu, by ich nie uznawać. Nie wspominając już o tym, że często ciężko wyznaczyć granicę między racjonalnością, a jej brakiem(automatyzm, malarstwo akcji) - tworzy się całym swoim życiem. Dlatego jestem jak najbardziej za sztuką nieracjonalizowaną tak długo jak czyni ją człowiek(gdyż do głosu dochodzą emocje), ale muszę przyznać, że wszelkie "maszynki do poezji" na dłuższą metę budzą we mnie wstręt w podobny sposób jak pogawędki ze sztuczną inteligencją.

Ale co tam kamień, sztuką może być nawet wydeptana na łące ścieżka. Tak wygląda minimalistyczna Sztuka Ziemi - A Line Made by Walking , jedna z pierwszych prac Richarda Longa.

Dzieło sztuki zdaje się wyrzekać wszelkiej formy, aby pozwolić obrazowi lub rzeźbie stać się czymś niemal naturalnym, darem przypadku, podobnie jak figury, które fale morskie rysują na piasku lub krople deszczu żłobią w błocie. Lecz artysta nie zaprasza nas tak po prostu do pójścia i obserwowania na własną rękę rdzy i asfaltu, smoły i płótna worków porzuconych na jakimś strychu, ale sam używa tej materii, aby stworzyć pewne dzieło; w ten sposób wybiera ją i uwyraźnia, a zatem nieforemnemu i abstrakcyjnemu nadaje jednak pewną formę i odciska na nim pieczęć swego stylu. Jedynie zobaczywszy dzieło sztuki abstrakcyjnej, możemy się czuć zachęceni do zgłębienia wrażliwszym okiem także plam naprawdę przypadkowych, naturalnej rozciągłości tłucznia, rozwijania się pewnych tkanin, wymiętych albo dziurawych. Tak zatem owo badanie materii i praca nad nią prowadzi nas do odkrycia w niej sekretnej piękności.


Umberto Eco

Minimalizm

Skoro wyszliśmy już od tych kamieni i sztuki ziemi, to spójrzmy na minimalizm , który nie bez powodu nazywa się także redukcjonizmem. Redukuje się tu do minimum nie tylko treść i formę, ale i udział emocjonalny samego artysty. Stawia się pod tym względem w opozycji do abstrakcyjnego ekspresjonizmu w stylu Pollocka W latach 60 rozpoczął się trend, który nazwałbym dążeniem do "nie wyrażania się". Próżno szukać tu jakiegoś intelektualnego znaczenia. To również "sztuka zen" z tym, że bardziej zachodnia, czerpiąca z matematyki i logiki.

To, co widzisz, jest tym, co widzisz


Frank Stella

Die Fahne Hoch!

Carl Andre i jego 120 cegieł to także klasyk, tutaj Equivalent VIII

Ale cofnijmy się jeszcze o jakieś czterdzieści lat, do lat 20.

Słowa na wolności i policzek powszechnemu smakowi

Nonsens jest wspaniały przez swą treść nieprzetłumaczalną, która uwypukla naszą twórczą szerokość i siłę.


Tak czytamy w manifeście polskich futurystów, którzy pragną rozruszać naszą poezję, uwolnić od celów pozaliterackich, a tradycję i kulturowe dziedzictwo wyrzucić na śmietnik. Nowych treści nie sposób już wyrażać starymi "zużytymi" słowami pisanymi pod dyktando rozumu. Jeśli mnie pytacie, to tych "nowych treści" nigdy nie było, a to, co miało teoretycznie być ich kondensacją prowadziło prosto do formalizmu. Futuryści, zwłaszcza rosyjscy, czerpali z doświadczeń kubizmu i po prostu rozpoczęli powolne usuwanie treści, by wyeksponować formę("być rozumianym nie jest wcale rzeczą konieczną").

Mirochłady

"Rządu, brądu natury, w pląsie uczuć zdrowy,

Niezwity w roztworzystość, ani menerowy.

Błędna, a zwrotna Klotyni mamali

Aby schwiać róży flagon - żyć nie momentali.

A tulne mirochładów grobowe ucichy,

Mój młodniu, moją bullą, mumilli, pupichy".

Legendarny wiersz nieznanego autorstwa, prawdopodobnie starszy niż ruch futurystyczny, krążył niczym plotka wśród polskich artystów, wspominają o nim między innymi Lechoń, Witkacy i Tuwim. Tuwim swoją drogą też był fanem tego typu poezji, twierdził na przykład, że mimo nieznajomości greki woli słuchać Homera w oryginale. Nawet próbował swoich sił w podobnej stylistyce(Słopiewnie). Witkacy także przyznawał się do takich prób w młodości, jednak szybko ich zaniechał.

Giacomo Balla, Abstract Speed + Sound

Aleksander Wat

NAMOPAŃIK BARWISTANU

baarwy w arwah arabistanu wrabacają wracabają poowracają racają na baranah

w ranah jak na narah araba han. abraam w myrrah z bramraju wybieera nab bogawę narrawę byh

nad boogawotami boogowatami trombowali barwiotacze oracze barwiotucze obrucze

barwotęcze obręcze. Karawaany – o wronacze w złotawah zwiastabiawali wojnawicz i w

pysznawah banawiali księżycole wiatrawili wihrony i wihroby wihrobiny śmierćiwgony

gorewiny. O gorale gorawale – w grodalah mychohi-goremyki.

gwiazdowory wewrykali śmierćawry i gwiaźdź śmierćostry babiał na liśćoczu

drzewobanu ńebiatuszek.

O barwy o baruwy – o raby barbaruw, barany herubuw

o barwicze o czabary – babuw czary, o bicze rabuw

o barwiasy, o syrawy – o basy wiary, o bary ras!

o barwioki o barwoczy o barwiony o barwohi

o barwigje o barwalje o barwiecze o barwiole

o kroony barw!

O krale koloruuw – o bawoły barw o każdyći barwoh kral w ńebiopaszńi – o każdyći barwoh kraluje nogahi na śmierćeży – takoh na czarnoszczu kraluje wszem kolorom białość i po śmierćeży powendrujem do oraju od ograju Barwistanu.

Jak kogoś zainteresowało to polecam jeszcze "Namopanik charuna".

BTW - komentarz przypadkowej internautki: "to jest chyba jakiś żart...czytam poezję i nie wiem co za d*bil to wymyślił... Każdy moze cos takiego napisać i w ogóle się nie starać jak ten pan. Nie wiem co się dzieje z dzisiejszą poezją."

Brzmi to dość znajomo, z pewnością odnalazłaby się na wykopie.

DADA!

(..)dość wreszcie tych wszystkich idiotyzmów, niech wreszcie nie będzie nic, nie będzie nic, nic, nic!


Tristan Tzara(serio, Kononowicz to plagiator programu dadaistycznego, nie wiedzieliście?)

Z pewnością mniej pretensjonalnymi, ale idącymi jeszcze dalej kuzynami futurystów byli dadaiści. Dadaizm za wzór stawiał gaworzenie dziecka, który wyraża się nieskrępowanie nie bacząc na to czy jest rozumiany i wyraża się "właściwie". Zwrócono też uwagę na to, na co się najbardziej kładzie nacisk w sztuce przez ostatnie kilkadziesiąt lat - na sam proces twórczy, a nie końcowy rezultat.

Portret Cezanne'a - czyli sztuka dawnych mistrzów jako wypchana małpa

Dadaiści kontynuowali futurystyczne lekceważenie treści, nie zasłaniali się jednak żadną ideologią. Niektórzy byli przekonani, że poezja w przyszłość skończy z treścią tak jak malarstwo abstrakcyjne. W poezji takie postępujące wymazywanie integralnej części literatury, nie mogło skończyć się niczym innym jak wykluczonym zeń wierszowanym bełkotem, muzyką szmerów, niemniej niezmiernie interesującym w swojej fonetycznej atrakcyjności i happeningowej naturze. Ilustracją mogą być doskonałe utwory czołowych dadaistów - Hugo Balla(założyciela klubu Cabaret Voltaire) i Kurta Schwittersa.

Interpretacja Gadji beri bimba i Ursonate

Wspaniałe, prawda? Mi się bardzo podoba, niestety w żaden sposób nie rozwiązuje to problemów poezji.

Byłoby lepiej, a przynajmniej nie gorzej, powymazywać teksty, niż zapisywać marginesy, zapełniać je tak, aż wszystko stanie się białe i gładkie, aż świństwo uzyska swoje prawdziwe oblicze, zafajdany bezsens bez wyjścia.


Beckett

W sztukach plastycznych po jakimś czasie również uderzono w granice sztuki "niewidzialnymi obrazami"(wypadło mi z pamięci, kogo to była wystawa...), pustą(prawie) ramą Picabii lub nieco później wymazanym przez Rauschenberga rysunkiem De Kooninga. Zresztą sztuka całkowicie abstrakcyjna miała się już wtedy doskonale.

Miro, bez tytułu

Dadaizm jako buntowniczy ruch autodestrukcyjny, narobił wokół siebie dużo szumu i zniknął niemal tak szybko jak się pojawił. Z powodu braku konstruktywnego programu nie pozostawił po sobie wielu arcydzieł, jednak cios zadany dawnej estetyce okazał się śmiertelny. Miało to wpływ na całą przyszłą sztukę, patrząc z takiej perspektywy, trudno wkład dadaizmu w historię sztuki przecenić. Większość dadaistów zaangażowała się zresztą później w tworzenie surrealizmu.

Typowe dla dadaizmu szyderstwo(choć dzieło jest już post-dada) - I don't care

Poezja czysta

Mniej więcej wraz z końcem dadaizmu francuski duchowny, Henri Bremond, rozwija koncept poezji czystej. Nie jest to idea nowa, aczkolwiek różnie była do tej pory rozumiana. Mallarme i Valery zapowiedzieli awangardę uważając poezję za wytwór autonomiczny, język w języku od znaczeń języka powszedniego niezależny, o którego wartości decydowało brzmienie. Takie rozumienie poezji wpłynęło właśnie na wspomnianych wcześniej dadaistów. Jest jednak jeszcze inna szkoła poezji czystej, zapoczątkowana Edgara A. Poego.

Objawem zasady poetyckiej bywa zawsze podnoszące poruszenie Duszy całkowicie niezależnej od tej namiętności, która jest odurzeniem serca i od tej prawdy, która jest zadowoleniem rozumu.


Jest to oczywiście jeden z wielu flirtów poety z mistycyzmem. Według takiego rozumienia, które ma bogatą kontynuację wśród wielbicieli spirytualizmu, przy pomocy poezji można dotknąć Absolutu. Poeta jest tutaj jasnowidzem, a także zaklinaczem słów porównywanym z czarownikiem.

Wróćmy do Bremonda, który właśnie tym śladem postanowił pójść. Według niego do wzruszania, zabawiania czy pouczania doskonale wystarcza proza. A poezja... poezja czysta znajduje się poza słowami, gubi się w tłumaczeniu i jest zupełnie nieuchwytna, możemy jedynie subiektywnie odczuć jej promieniowanie. Jednym słowem przyjmujemy a prori, że tam jest i że jest niepoznawalna.

Jako mistyko-sceptyk nic tu po mnie, bo, nie owijając w bawełnę mamy tu do czynienia z mistycznym "mambo-dżambo" Dwudziestolecia Międzywojennego, które naturalnie swoje miejsce w historii ma, ale z którego nie ma większego pożytku w teorii literatury. Że tak powiem z przekąsem, cytując Laplace’a - ta hipoteza nie jest nam potrzebna.

Wielość rzeczywistości

W tych samych latach co Dadaizm w Polsce działał ruch formistyczny pod intelektualnym przewodnictwem wszechstronnie uzdolnionego Leona Chwistka. Matematyk, filozof, logik, od dzieciństwa znał się z Witkacym. W odróżnieniu od niego posiadał wykształcenie formalne i chciał teorię sztuki oprzeć nie na metafizyce, a na podstawach naukowych. Teoria ta była przedmiotem licznych sporów tych dwóch gigantów intelektu.

Malarstwo uznał za sztukę semantyczną, lecz wagę treści na jaką do tej pory kładło się nacisk uważał za kuriozalną i wybitnie dla rozwoju sztuki szkodliwą. Ostatecznie odrzucał także impresjonizm, gdyż marginalizowanie treści, której całkiem odrzucić nie można, nie mogło obejść się bez szkody dla obrazu. Należy zatem tak dobierać treść, by uwydatniała ona formę, a można to w pełni osiągnąć jedynie w malarstwie nowym, formistycznym, nieograniczonym tak jak realizm bądź impresjonizm. Na skutek wewnętrznych sprzeczek Chwistek opuści formistów i jako rozwinięcie swojej teorii stworzy strefizm.

Szermierka - to najlepszy obraz Chwistka zdaniem Witkacego, spełnia on warunki malarstwa Czystej Formy.

Czysta Forma

Życie nic z literaturą wspólnego nie ma – chyba u autorów, którzy w ogóle do literatury nie należą – są bezmyślnymi fotografami jakichś zatęchłych kącików rzeczywistości.


Witkacy

Stanisław Ignacy Witkiewicz wiązał sztukę(zarówno malarską jak i teatralną) z pierwotną religijnością, rytuałem, zderzeniem Istnienia Poszczególnego z Tajemnicą Istnienia i upatrywał jej wartości w przeżyciu metafizycznym, czyli takim które przypomina o dziwności życia, o jedności w wielości. Za największe kryzysy sztuki uważał już okres klasyczny w starożytnej Grecji i epokę renesansu(odwrotnie od Chwistka, który renesans uwielbiał).

Walka

Sztuka naśladująca życie i podejmująca wszelkie życiowe treści była jego zdaniem z gruntu fałszywa, a w dodatku już ograna, schematyczna i zużyta. Wszelkie dzieła mimetyczne są odtwórcze, a więc z natury swojej sztuką być nie mogą. Autorom usilnie przemycającym w swych utworach treści agitujące proponował wobec takich moralizatorskich ambicji napisać traktat, esej bądź aforyzm. Gardził również psychologizmem i życiowym prawdopodobieństwem - wszystko powinno wynikać z konieczności czysto formalnej. Krótko mówiąc - niewykluczone, że większość nawet ambitnych współczesnych filmów jawiłaby mu się tak, jak nam się jawi tandetna telenowela.

Wiedzielibyśmy na pewno, że nikt nas nie nabiera w ordynarny sposób, że to, co się dzieje na scenie, nie jest niedoskonałą imitacją czegoś, czego zupełna imitacja jest niemożliwa, tylko czymś kompletnie identycznym z samym sobą, tym właśnie, co być miało, a nie szeregiem sztuczek dla wywołania ułudy.


Witkacy

Czytając twórczość Witkiewicza po wybiórczym zaznajomieniu się z jego postulatami można się nieco zawieść, gdyż jego własne dramaty rozpraszają nas treścią a ich konstrukcja nie jest aż tak przewrotna jak proponuje teoria. Nie jest to problem samej koncepcji, bo nie jest niczym niezwykłym fakt, że autor nie dotrzymuje kroku swoim manifestom. Można jednak wysnuć zarzut, że całkowicie czysta forma jest niemożliwa, o czym Witkacy doskonale wiedział i pisał, a ewentualne próby realizacji takiej sztuki nie poddają się żadnej ocenie. W malarstwie, od którego wyszedł, teoria jego miała się lepiej i posiadała rozsądniejsze kryteria - płaskość, harmonia kolorów i jedność kompozycji. Nigdy nie dążył do absolutnej niefiguratywności, całkowitej abstrakcji nie uznawał, wydawała mu się nieszczera i naturalnie pozbawiona napięcia kierunkowego. Twierdził wręcz, że treść mimo swej nieistotności jest konieczna, co uważam za wyraźną sprzeczność i niedociągnięcie w jego teorii, mimo że staną tym samym nieświadomie na progu nowej, lepszej koncepcji - jedności formy i treści.

Każda sztuka zawsze dąży do tego, by stać się muzyką.


Walter Pater

Nieszczęście Witkiewicza polegało właśnie na tym, że pragną twórczości z bebechów wydobytej, ale bebechowatością nieskażonej. Tego nie uważam za możliwe, rzeczywistość można parodiować, zniekształcać, ewentualnie eksploatować metafizyczną stronę iluzji i powtarzać jak u Kantora, ale nie sposób jej całkowicie odrzucić. Wszystko jest do niej komentarzem, treść obnażona i wyśmiana wciąż treścią pozostaje, a jedyne co pozostaje to pisać bełkot lub nie pisać wcale. Jak już wspomniałem, Witkacy zdawał sobie z tego sprawę i było to powodem jego depresji i wycofania się z twórczości. Sztuka umarła dla niego tak jak Bóg dla Nietzschego.

Kompozycja

Jednym ze słabych punktów teorii czystej formy jest termin "konieczności artystycznej" przez który Witkacy rozumie szczerość autora, która jest całkowicie niezbędna. Podobnie o sztuce wypowiadał się między innymi Kandinsky. Szkopuł w tym, że szczerości w żaden sposób nie da się oczywiście zweryfikować. Witkacy posuwa się nawet do nieco absurdalnie brzmiącej definicji: "Dobry rysunek jest wtedy w obrazie, kiedy artysta, który go stworzył jest zadowolony i ma czyste sumienie". Ma to oczywiście swój wewnętrzny sens - wartość etyczna rozumiana przez "czystość sumienia" jest na pewno bardziej uniwersalna niż wartości estetyczne(paradoksalnie Witkacy o etyce też wyraża się pogardliwie). Na tym się jednak kończą zalety takiego podejścia, Witkacy oczywiście przecenia wartość "spowiedzi" i miar samoopisowych, a konsekwencje tak przyjętej definicji są na tyle oczywiste, że rozpisywać się tutaj nie będę. Postulat artystycznej szczerości nabiera trochę sensu gdy potraktujemy go jako opozycję do pragmatyczności, działania na rzecz użyteczności, ale jest to już spore złagodzenie intencji Witkiewicza.

Zgodnie z ideą teatru Czystej Formy faktycznie można wyprodukować sztuki wspaniałe, nie potrafię jednak znaleźć żadnego powodu, by odrzucić "starą szkołę" i te wszystkie sztuki dawne, znane nam już i doskonale sprawdzone.

Witkiewicz popełnił błąd jaki wielu geniuszy popełniło przed nim i jaki wielu jeszcze popełni - błąd radykalizmu(a może metafizycznego fundamentalizmu?). Trudno się temu dziwić, bo cóż jest lepszym i bardziej inspirującym motorem działań niż radykalność poglądów?

Mimo pewnej przestarzałości Czystej Formy jako teorii i ortodoksji jako programu należy ją docenić jako genialny i nowatorski postulat oderwania się od elementu pozaartystycznego(Przybyszewski to jednak co innego), który każdy może podług własnego sumienia i możliwości realizować.

Z grubsza rzecz biorąc wszystkie teorie "czystości" literatury odwołują się do prymitywizmu, metafizyki, lub w najlepszym przypadku psychoanalizy. Najchętniej zaś do mętnego stopu tych wszystkich prądów myślowych. Wyjątkiem jest tutaj Chwistek, którego teoria nie została jednak na literaturę całkowicie przełożona. Nie można odrzeć literatury ze znaczenia, gdyż właśnie znaczenie, a nie znak graficzny bądź fonetyczny, jest jej esencją Dlatego brak treści w literaturze uważam za pewne wycofanie i regresję, zupełnie inaczej niż w malarstwie, gdzie mamy do czynienia po prostu z konsekwentnymi poszukiwaniami formalnymi i można sobie tylko pobożnie życzyć, by nie było to czynione zbyt programowo.

I am against the line and all its consequences: contours, forms, composition. All paintings of whatever sort, figuratives or abstract, seem to me like prison windows in which the lines, precisely are the bars.


Yves Klein

Wiem, że o wielu postaciach nawet nie wspomniałem, ale gdzieś przecież skończyć należy. Toteż kończę od tak, tutaj, bo i tak już za wiele napisałem. Oczywiście znajdą się pesymiści, którzy stwierdzą, że skoro każde działanie określa nasze granice i prowadzi do niezrozumienia, najlepiej nie robić nic. To już temat na inną rozmowę, powiedziałbym, że bardziej egzystencjalną. Ja jestem optymistą.

#parsifalclub #sztuka #kultura #literatura #ksiazki #poezja #malarstwo
Palosanto - Odgrażałem się już parę razy, ostatnio tu, więc w końcu napisałem: Sztuka...

źródło: comment_RjFEjAIdihiU9pnvkae7PqbHt9hKVHaQ.jpg

Pobierz
  • 40
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Palosanto: Pod większością zdań jak i Twoją interpretacją 4:33 mogę się podpisać (zatem bardzo się cieszę, że po raz kolejny nic w dyskusji z Tobą nie trzeba tłumaczyć i możemy przejść od razu do sedna :)). Właściwie nie zgadzamy się tylko co do ostatecznych wniosków.

Jednak twierdzisz, że sztuka(muzyka) już tam jest i wystarczy się dostroić żeby ją odebrać. (...) Sam możesz być nawet takim artystą i jedynym odbiorcą


Dokładnie. Czemu nie, można powiedzieć, że słuchając 4:33 jest się przez swoją decyzję jednocześnie artystą. Można także uznać, że Cage tylko przedstawił koncept, a nie jest w sensie tradycyjnym autorem (i pewnie by się zgodził). Tylko będę upierał się, że właśnie ta decyzja jest najważniejsza. Zresztą, czy słuchając muzyki stworzonej przez kompozytora też nie należy się przede wszystkim dostroić, przyjąć do wiadomości, że to jest muzyka? Oczywiście, dzieje się to niejako automatycznie, ale upierałbym się, że w zasadniczej mierze wynika to z cywilizacyjno-kulturowego przyzwyczajenia. Drugą stroną medalu tego przyzwyczajenia jest to, że przez 99,99% czasu decydujesz się nie odbierać (albo nie decydujesz się odbierać) tego co słyszysz jako
  • Odpowiedz
  • 1
@cytoblast: odpisze jutro, bo to wymaga cytowania i dostepu do klawiatury. Ale nawet dobra ta dyskusja, lubię czytając myśleć sobie "tak, nie, tak, tak, nie, nie, tak, tak, nie!" ;) To tylko igraszki, ale przyjemne :)
  • Odpowiedz
@Palosanto: Odpowiedź zacząłem pisać wczoraj, na Twój komentarz tylko rzuciłem okiem. Dalej jednak nie do końca się z Tobą zgadzam. Choćby obraz z komentarza powyżej – ja niczego tam nie widzę. Gdyby ten obraz z jakiegoś powodu „wpadł mi w oko” może i mógłbym coś wymyślić, ale to nie ma sensu. Autor pewnie chciał coś przez to powiedzieć, trzeba jednak znać się na sztuce, znać postulaty szkół i nurtów itd.
  • Odpowiedz
@Palosanto: >Sztuka to nie odbieranie czegoś powszechnego i naturalnego, a nadawanie statusu jedyności i niezwykłości. (Popartowe pomioty się ze mną nie zgodzą, ale do diabła z nimi,

@Palosanto: Sam jesteś pomiot :D Choć nie umiem siebie opisać jako zwolennika pop-artu, ostatnio czuję się raczej anarchistą w dziedzinie sztuki. Jawi mi się zniszczenie, ale nie dekonstrukcja, raczej... anihilacja. Muszę to jednak dobrze przemyśleć, bo póki co, czuję w ustach
  • Odpowiedz
@staa: @staa >Co innego rozumieć. Tego trzeba próbować, choćby z powodu istnienia intencjonalnie tworzonej przez człowieka sztuki – jeśli autor chciał coś zrobić, to można spróbować dojść do tego dlaczego chciał. Jeśli pozbędziemy się tego elementu, wtedy zatrze się różnica i dosłownie o wszystkim będziemy mogli mówić sztuka. Jeśli się nie mylę, to ktoś już tego próbował. Musiałbym odszukać kto, kiedy i dlaczego (a nuż mnie przekona), ale do tego momentu zwykły kamień pozostanie dla mnie kamieniem, nie (naturalnym) dziełem sztuki.

np. Dziamski we wstępie do "Sztuki po końcu sztuki" zauważa już, że sztuką jest właśnie wszystko.

Wydaje mi się, że twój postulat konieczności wyodrębnienia intencji autora,
  • Odpowiedz
@staa: >Tu przychylam się do zdania Witkacego, zwykłe naśladownictwo nie jest sztuką

@staa: Nie zgadzam się - Witkac, jak wspomniałem wczoraj, napędzany jest raczej negatywną, nie kontruktywną myślą o istocie sztuki. Dużo w tym pierdzielenia o metafizyce, którą jednak, wydaje mi się, zastępuje romantyczny mistycyzm, pozostaje jednak podobnie nieokreślona. Idea czystej formy pozostaje skrajnie subiektywna, wobec czego - relatywna.

Jak Palosanto przewidział, będę tu przywoływał jedno z moich ulubionych słów: kontekst. Nawet słabej jakości landszaft, który znajdzie uznanie odbiorcy, choćby jednego, zyska status dzieła sztuki. Mierność i tandeta też jest w stanie dużo opowiedzieć, o jej przyczynach, kondycji twórcy, o kulturze jakiej jest efektem. Z drugiej strony myśl o przyznawaniu równych praw dziełom kiepskim, napawa mnie strachem i smutkiem, to jednak nie wystarczający powód, bym ją
  • Odpowiedz
Nie uwazam by kamien mial wlasny, artystyczny sens, barwne plamy o ksztaltach figuratywnych też takiego nie mają. Wszystko sie kreci wokol czlowieka i myślę, że stanowimy tu wręcz wspólny front przeciwko sztuce nieludzkiej i "autonomicznej" jaką niektorzy proponują.


@Palosanto: może mieć taki sens, jeśli mu go nadamy :) ale z drugiej strony - dlaczego mamy krępować sztukę jakimiś nakazami sensu. ;)

Można także uznać, że Cage tylko przedstawił
  • Odpowiedz
@Cadael: Użyłem "tylko" niefortunnie. Z całości posta faktycznie wynika, że powinienem jednak użyć "aż".

skłaniam się do zdania, że koncept≥dzieło, idea może być znacznie bardziej lotna niż jej materialny nośnik czy reprezentacja.


A co powiesz na "treść jest formą, forma jest treścią"?
  • Odpowiedz
Wszystkim wam szczęśliwego Nowego Roku! :) Troszkę jeszcze po Sylwestrze zmącony umysł mam, ale wiem co piszę! ;)

@staa

Przede wszystkim nie jest ważne co autor tak naprawdę chciał powiedzieć. Pisałem o tym w pierwszym wpisie z serii Parsifalclub. Ja bronię autorstwa z innego powodu, o którym też już mówiłem i jeszcze będę musiał Cadaelowi i Cytoblastowi napisać. Na razie powtórzę tylko to, co stwierdziłem w tym wpisie - artysta tworzy całym swoim życiem, sztuka jest świadectwem. Dla ułatwienia popatrz na to z punktu widzenia badacza kultury - zamiast marudzić, że nie rozumiesz, bierz to jakim jest, nie lekceważ też tego jak to powstało i dlaczego powstało, i spróbuj wyciągnąć z tego jakąś wiedzę o człowieku, o tej kulturze, o świecie, o sobie. Wszystko da się w ten sposób czytać, ale sztuka ma tu szczególnie ważne miejsce.
  • Odpowiedz
@cytoblast

Zresztą, czy słuchając muzyki stworzonej przez kompozytora też nie należy się przede wszystkim dostroić, przyjąć do wiadomości, że to jest muzyka?


Dla jej statusu jako muzyki nie ma to znaczenia, ona już ma autora i słuchacza. A ponadto cywilizacyjno-kulturowe przyzwyczajenie/rozumienie jest kluczowe, bez niego nie pojęlibyśmy nic, co kultury dotyczy. Oczywiście to przyzwyczajenie bywa bardzo kłopotliwe, ale w tym przypadku nie ma w tym nic dziwnego - widząc scenę oczekujemy usłyszeć muzykę i niemal na pewno ją usłyszymy, tak samo ze sztuką w muzeum. Większość ludzi ignoruje potencjał innych miejsc, bo zwyczajnie nie mają artystycznej i twórczej duszy, wolą mieć muzykę narzucą. Jeśli nagrasz śpiew słowika i będziesz go odtwarzał, to będzie Twoje dzieło. Słowik się do niego nie poczuwa, nie stworzy słowikowej kultury więc nie może też stworzyć żadnego jej dobra , które kontemplowałyby inne słowiki. Więc tylko my możemy protekcjonalnie uczynić ich działania naszą sztuką w naszej kulturze.
  • Odpowiedz
@Cadael

może mieć taki sens, jeśli mu go nadamy :) ale z drugiej strony - dlaczego mamy krępować sztukę jakimiś nakazami sensu. ;)


No toż o tym piszę kamień ma potencjał by być sztuką i może się to odbyć poprzez samo nadanie. Kiedy mówię o "sensie artystycznym" mam na myśli nic innego jak fakt, że oznaczamy to jako sztukę.
  • Odpowiedz
@Cadael: @Palosanto: Sprawiacie, że jestem w rozdarciu. Z jednej strony jak najbardziej jestem za rozszerzaniem do granic możliwości rozumienia sztuki (analogicznie jak „najgłupszej” nawet nauki nie należy ograniczać), nie chcę ograniczać aktywności autora do konkretnych przypadków tworzenia sztuki; ale z drugiej strony nie zgadzam się na niektóre konsekwencje takiego relatywizmu i przesuwania granic. W którymś momencie ktoś zaczyna podziwiać wieszak na ubrania (jak w jakiejś reklamie) albo próbuje
  • Odpowiedz
@Palosanto:

Nie ma muzyki bez kultury, nie ma kultury bez cywilizacji nie ma cywilizacji bez zbioru podmiotów zdolnych takową stworzyć. (...) Ale Tobie być może chodziło o to, że kultura mogłaby być inna.


W zasadzie, to o to drugie mi chodziło... ale dla dobra dyskusji mogę udawać, że tylko o to pierwsze (hihi). Ale to i tak zależy od tego, co dokładnie masz tu na
  • Odpowiedz
@staa

Powiecie, że sztuka możliwa jest i bez autora?


Panie, no przecież ja tu cały czas piszę, że nie jest! :) Wieszak sam się nie zrobi, na wystawę nie wprosi i sam siebie sztuką nie ogłosi. ;) Także nie do mnie z tym, niech Cadael Ci tłumaczy. Ale tak ogólnie to ja tam wieszaków nie dyskryminuję, mają takie samo prawo być sztuką jak pisuary!
  • Odpowiedz
@cytoblast: @Palosanto: @staa: Przepraszam, że nie odpisuję nic konstruktywnego. Jak pisałem wcześniej, mam ostatnio bardzo zamącony umysł. Ale dzisiaj jeden z profili wrzucił na fejsa ciekawy cytat, który jak najbardziej nam tu pasuje :)

Artysta jest źródłem dzieła. Dzieło jest źródłem artysty.


Martin Heidegger

btw @cytoblast i @Palosanto - coraz częściej funkcjonujecie w obrębie moich myśli jako lacanowscy Wielcy Inni.
  • Odpowiedz