Wpis z mikrobloga

Czołem Mireczki, chciałbym Wam opowiedzieć moje wczorajsze #coolstory związane z #podroze. TLDR na końcu.

Najpierw jednak parę słów refleksji. Parę osób już pytało mnie, jak to jest, że przydarza mi się tyle różnych przygód, niebywałych sytuacji. Moim zdaniem każdy ma predyspozycje do podobnych przeżyć, trzeba po prostu zauważać okazje i je wykorzystywać, a czasem samemu je tworzyć. Słowem-kluczem jest tutaj SPONTANICZNOŚĆ. Cała poniższa historia to konsekwencje przeczucia, które miałem leżąc w łóżku o 4 nad ranem. Przeczucia, że muszę natychmiast wyjść z domu i zobaczyć, co się stanie. #przemyslenia

Historia właściwa

Dwa tygodnie temu wsadzono mi w plan zajęć nowe ćwiczenia. W piątki o 7:50. Są to najtrudniejsze ćwiczenia, jakie będę mieć na studiach, ostrzegano nas przed nimi już od roku. Pech chciał, że to właśnie w czwartki studenci mają zwyczaj zaczynać weekend i się bawić.

Byłem na spotkaniu swojej organizacji studenckiej, potem poszliśmy w jakieś 50 osób do knajpy. Noc się rozkręcała, odbyłem dużo ciekawych rozmów, ludzie coraz weselsi, szykuje się świetna impreza. Niestety, rano mam ćwiczenia, postanawiam więc przed północą wrócić do domu, żeby się wyspać. W mieszkaniu współlokatorzy kosztują sobie jakiś przyjezdny bimberek, co tam, idę spać. Długo nie mogłem zasnąć, w końcu się udało.

Godzina 4:00, dzwoni telefon. Kumpel z organizacji, u którego w mieszkaniu był after po knajpie. Prosi szybko o numer telefonu do innego znajomego, w tle słychać dużo głosów, życzy dobrej nocy, rozłącza się.

Czwarta rano, leżę w łóżku, czuję się kompletnie wyspany, choć spałem jakieś dwie godziny z hakiem. Wiedziałem, że zaśnięcie teraz będzie graniczyło z cudem. Nagle uderzyła mnie myśl. Muszę wbić na tamtą imprezę! Nie może mnie to ominąć! Miałem jakieś dziwne przeczucie, że jeśli się tam nie pojawię, to będę tego żałował. Szybko wstałem, sprawdziłem autobus, ubrałem się, umyłem, spakowałem na zajęcia i wybiegłem z mieszkania. Na schodach minąłem współlokatora będącego z sąsiadką na fajce, krzyknąłem "NIE PYTAJ!" i już mnie nie było. O 4:30 byłem już na imprezie u kumpla.

Po drodze minąłem typków idących po drugiej stronie ulicy i oglądających na tablecie "1 z 10", może jakieś wykopki? :D

Jak się można było spodziewać, o tej porze impreza już dogorywała. Jakieś 10 osób siedzących w kółeczku, chillujących, część spała, gdzie się dało. Napiłem się piwka, potem wódeczki, zacząłem gadać z niedobitkami. Po jakiejś godzinie rozmawiałem sobie z Wojtkiem - nowym nabytkiem naszej organizacji - o fast-foodach. Temat zszedł na kebaby, Wojtek mówi, że najlepszego jadł w Hamburgu. Zaczęliśmy sobie żartować, że kiedyś pojedziemy stopem tylko po to, żeby go zjeść i wrócić (zdarzyło mi się jechać 200 km w jedną stronę, głównie po to, żeby zjeść zajebistego burgera, stąd taki temat :D). No i tak od słowa do słowa któryś z nas rzucił pomysł: Jedziemy za granicę! Kiedy? TERAZ!

Półtorej godziny dyskusji, wkurzaliśmy swoim entuzjazmem wszystkich próbujących zgonować. W końcu zebraliśmy się w czterech chłopa i ustaliliśmy, że jedziemy stopem do Ostrawy. Tak jak jesteśmy, bez żadnych przygotowań, przebierania się, pakowania. Z Krakowa nie było to daleko, mieliśmy szanse. Musieliśmy tylko wrócić do soboty do 7 rano, bo obowiązki czekają. Wzięliśmy fanty, które mogły nam się przydać. Napełniliśmy butelki kranówą, pożyczyliśmy od nieprzytomnego gospodarza bluzę, flagę Polski, mapę Europy, długopisy, ładowarkę do telefonu i pudełko po pizzy :D

O 8:30 zaczęliśmy stopować z przystanku Opatkowice, kierunek Bielsko-Biała. Przez godzinę zero szczęścia, kierowcy się uśmiechali, odbiór pozytywny, ale nikt się nie zatrzymał. Zaczęliśmy marznąć jak #!$%@?, postanowiliśmy przejść się na stację benzynową trochę się ogrzać. Przez prawie godzinę zagadywaliśmy kierowców tankujących, przy okazji mieliśmy dyskusję, czy cały pomysł w ogóle ma sens. Zaczęliśmy trzeźwieć i zrozumieliśmy, że sytuacja jest beznadziejna.

Złamaliśmy właściwe wszystkie zasady dotyczące stopowania:

- staliśmy w czterech facetów, najgorszy zestaw ever;

- nie mieliśmy plecaków, nie wyglądaliśmy na turystów;

- #!$%@? pogoda;

- brudne tabliczki (z pizzy), my nieogoleni, wyglądaliśmy jak żule;

- pora roku sprawia, że wcześnie zrobi się ciemno.

Ja, Kacper i Maciek chcieliśmy już wracać, tylko Wojtek chciał jeszcze popróbować. Nigdy nie stopował, nie wiedział, że nawet jak ruszymy, to będziemy w dupie i bez drogi odwrotu. Jak jedna para ruszy, to druga będzie się czuła zobowiązana też pojechać, rozdzielimy się i dupa. Daliśmy sobie jeszcze godzinę, ale ustaliliśmy, że kierowca musi wziąć całą czwórkę naraz i co najmniej do Bielska-Białej. Wstąpił w nas nowy entuzjazm, część machała tabliczkami, część flagą Polski, kierowcy nam machali, trąbili na nas, ogólnie fajnie.

Po jakichś piętnastu minutach kilkadziesiąt metrów od nas zepsuł się dostawczak. Podeszliśmy, pomogliśmy przepchnąć samochód pod górkę na zatoczkę autobusową. Pogadaliśmy z kierowcą, okazało się, że za jakieś 40 minut będzie wracał w stronę centrum, ustaliliśmy, że podejdziemy na przystanek wtedy, a on nas weźmie. Plan powrotu wyznaczony, popróbujemy jeszcze połapać stopa.

Już mieliśmy wracać, zacząłem składać rzeczy do plecaka, nagle słyszę Wojtka krzyczącego "PJ!" Patrzę, zatrzymał się facet beemką. Pytam, gdzie jedzie i czy nas weźmie. W taki sposób o 11:20 siedzieliśmy w czterech facetów w samochodzie do Bielska :D Gość przez całą trasę miał z nas polewkę, gdy mu opowiadaliśmy jak tam trafiliśmy :D

W Bielsku szybki obiadek, potem autobus do Cieszyna i o 14:30 już byliśmy po czeskiej stronie :D

http://i.imgur.com/YKNXELJ.jpg

Zdjęcie niepoprawiane w żaden sposób, pogoda na miejscu dopisała :P

Już na moście łączącym Polskę i Czechy krok po przekroczeniu granicy ogarnęliśmy pamiątki, przez kolejne parę godzin krążyliśmy po mieście, trafiliśmy na koncert rockowy na rynku, piliśmy piwka w knajpach, konsumowaliśmy pamiątki, ogólnie dzień idealny :D Potem bus do Krakowa i o 22 byłem już w domu ;)

Dzisiaj byłem na śniadanku w ramach projektu mojej organizacji, kilka osób zadało mi to samo pytanie: "PJ, jak to się stało, że nie poszedłeś na integrację, bo miałeś ważne zajęcia, a następnego dnia byłeś w Czechach razem z ekipą z imprezy?" :D I właśnie to pytanie jest najlepszym podsumowaniem całego tripa i moich zdolności do wpadania w różne sytuacje ;)

TL;DR


Jakiś czas temu założyłem tag #peejayijegozycie i kompletnie go porzuciłem, wynikało to z dużej ilości wyjazdów związanych z moją organizacją, po których ciągle próbuję wrócić do rzeczywistości. Zapraszam do obserwowania tagu, obiecuję, że niedługo wpisy dotyczące podróżowania będą pojawiać się częściej ;)

#peejayijegozycie
  • 3