Wpis z mikrobloga

Bolimów 10 stycznia 1915 roku. Front wschodni. I Wojna Światowa

cytaty z książki Wasilija Gurko "Wojna i Rewolucja w Rosji. Wspomnienia dowódcy Frontu Zachodniego 1914-1917"
WG dowodził wtedy VI korpusem armijnym broniącym 15 km frontu pod Bolimowem na zachód od Warszawy.

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa
w nawiasach moje dopiski

Na mojej prawej flance znajdowała się 55. dywizja, która zajmowała pozycje obronne w pobliżu lasu Borżymowskiego (ok 5 km na płn-zach od Bolimowa) w niewielkiej odległości od pozycji wroga. Około 28 grudnia (10 stycznia 1915 roku wg kalendarza gregoriańskiego) udało się tam skutecznie odeprzeć kilka niemieckich ataków. Po południu okopy dywizji, które ciągnęły się przez około kilometr wzdłuż lasu, zostały ponownie mocno ostrzelane. Gdy zbliżał się zmierzch, Niemcy przypuścili atak i ku zdumieniu naszego dowódcy dywizji, bez większych trudności zajęli las. W tym czasie żołnierze rosyjscy byli już przyzwyczajeni do huraganowego ostrzału niemieckiej artylerii, która otwierała się tuż przed atakiem i znajdowali sposoby na ukrycie się przed ostrzałem, aby ponieść jak najmniej ofiar. Jednocześnie pododdziały były tak rozmieszczone, aby mogły flankować na nacierającego wroga ogniem; jeśli Niemcom towarzyszył chwilowy sukces, to nasi żołnierze natychmiast kontratakowali, nie dając wrogowi czasu na odpoczynek po ataku czy zorganizowanie obrony właśnie zdobytych okopów.
Tym razem należało wezwać rezerwy dywizyjne, aby lepiej przygotować kontratak przy użyciu większych sił. Około trzeciej nad ranem otrzymałem meldunek, że ten atak się powiódł i Niemcy zostali wypędzeni z lasu. Jednocześnie poinformowano mnie, że nasze okopy dosłownie zawalone są trupami żołnierzy: rosyjskich i niemieckich, w wyniku czego kopano w innych miejscach nowe okopy. Stare okopy zostały zasypane i wykorzystane jako masowe groby. W tym czasie nie było jeszcze mrozu i do świtu prace zostały zakończone. Jednak następnego ranka otrzymałem dodatkowy raport o tym, że znaleziono wielu żołnierzy w stanie nieprzytomnym lub ledwo żywych w lesie i że około dwustu zólnierzy w podobnym stanie zostało wysłanych na tyły . Tego samego ranka, ale dużo później, większość z tych osób odzyskała przytomność.
Oczywiście przede wszystkim nasuwały się dwa pytania: co było przyczyną tak niezwykłego incydentu i czy nie mogło być tak, że niektórzy z zabitych żołnierzy w okopach jeszcze żyli w momencie ich grzebania, ale byli w tej samej śpiączce? W tym samym czasie funkcjonariusze służby zdrowia poinformowali, że z ubrań osób przywiezionych w stanie półprzytomności wydobywał się wyraźny zapach formaliny. Ci, którzy przeżyli bitwę potwierdzili, że ten sam zapach był znacznie silniejszy podczas ostrzału, do czego nie przywiązywali żadnej wagi podczas ataku, sądząc, że jakiś nowy materiał wybuchowy tak pachniał. Nikt nie podejrzewał, jakie będą skutki rozprzestrzeniania się tych gazów. Żołnierze niemieccy, którzy schronili się w zdobytych przez siebie okopach rosyjskich, aby uciec przed naszym ogniem, podobno również byli narażeni na działanie gazu duszącego, w wyniku czego las Borżymowicki pozostał w naszych rękach, a sami atakujący Niemcy ponieśli duże straty .

Mimo to wróg najwyraźniej był zadowolony z jego wynalazku, bo miesiąc później (31 stycznia 1915) powtórzył ten eksperyment na znacznie większą skalę w samym centrum mojego sektora, przygotowując się do ataku na dwór i gorzelnię w Woli Szydłowieckiej. Przez całą zimę była to najpoważniejsza próba przebicia się Niemców do Warszawy. Przygotowania do ofensywy rozpoczęli od całodniowego bombardowania artyleryjskiego, głównie pociskami z gazami duszącymi. Wtedy nikt nie pomyślał o używaniu masek ochronnych; mieliśmy do dyspozycji tylko pewną ilość amoniaku, który był transportowany w małych puszkach przez okopy, aby go spryskać w przypadku ataku gazu. Żołnierze nie mogli jednak używać tej substancji do końca ostrzału, a nawet wtedy używali tylko do oczyszczania powietrza na dnie okopów i w ziemiankach. Dopiero po tym okresie oddziały zaczęły zakładać schrony zabezpieczone przed gazem.
Po przedłużającym się ostrzale artyleryjskim i kosztem wielokrotnych ataków na pozycje moich dwóch dywizji na froncie około sześciu kilometrów, Niemcom udało się tylko zdobyć dwór i gorzelnię, zmuszając nasze jednostki do odwrotu nie więcej niż tysiąc kroków, tworząc jedynie płytkie wgłębienie w linii obronnej.
Muszę też zauważyć, że ustawiliśmy się w skrajnie niekorzystnej sytuacji, chroniąc kamienną gorzelnię, stodoły i tym podobne budynki, które należały do miejscowego pana. Faktem jest, że w tym przypadku nasi żołnierze otrzymali liczne rany nie tylko od odłamków pocisków wystrzelonych z niemieckich dział ciężkich, ale także od licznych fragmentów kamieni i cegieł wybijanych wybuchami ze ścian. Przeciwnie, sytuacja Niemców, którzy zajęli nasze dawne pozycje, była zupełnie inna, ponieważ w moim korpusie nie było wtedy ani jednej ciężkiej armaty, a lekka artyleria polowa była zbyt słaba, by niszczyć kamienne budowle.
Pobierz Hans_Kropson - Bolimów 10 stycznia 1915 roku. Front wschodni. I Wojna Światowa 

cy...
źródło: comment_1641758281rz5pvY5RFdw4WuYsrq1mxX.jpg
  • 1
W załączeniu skład korpusów rosyjskiego warszawskiego okręgu wojskowego w momencie wybuchu I wojny światowej.
Dwie dywizje (4, 16) z korpusu walczącego pod Bolimowem przed wojną stacjonowały w Łomży i Białymstoku. To na nie zostanie przypuszczony atak gazowy w dniu 31 stycznia.