Wpis z mikrobloga

Ciąg dalszy historii z Syberii, pojawia się moja babcia i robi coś co gdy pierwszy raz czytałem tę historię pomyślałem 'cała babcia Zosia, widzę to, to się wydarzyło tak na 100%'. Babcia moja była bardzo wierzącą osobą ale w takim pozytywnym znaczeniu, mimo, że zawsze było włączone radio Maryja, zawsze odmawiała różaniec to nie byłą w swojej wierze zacietwierzona, agresywna, nigdy bym jej nie nazwał dewotką. Byłą krawcową, była malutka do końca swoich dni miała kruczo czarne włosy tylko z nitkami siwizny, pamiętam wstawała je myć o jakichś chorych nocnych godzinach jak u niej byliśmy na wakacjach czy w odwiedzinach, żeby wcześniej nie zajmować innym łazienki. Bardzo dobrze gotowała.

Mama Zachorowała

Mama zachorowała leżałą na pryczy, na ścianie nad łóżkiem wisiał krzyż. Siostra Zosia(moja babcia - @LB55) lat 15 była w domu była chora na stawy - szyła trochę ludziom. Przyszedł komendant i mówi do mamy - dlaczego leżysz, nie pracujesz? Mama mówi że jestem chora i nie mogę. On pyta a kiedy będziesz mogła. A mama mówi jak Pan Jezus pozwoli to pójdę do pracy, na to komendant, a kto to jest Jezus? Mama pokazuje krzyż na ścianie i mówi to jest Jezus. Nu wota dlaczego ci zaraz nie daje, a on mówi - nawierno padochniesz. U nas żadnego Jezusa nie ma czto eta takoje? Zosia mówi, Pan Bóg jest, że stworzył cały świat i ciebie też - natomiast on mói, że jego nie stworzył żaden Pan Bóg ani Jezus. Zosia pyta - a skąd ty się wziąłeś? - a ten mówi że ziemia pękła i on wyskoczył. Zosia mówi, że z ziemi wyskakują tylko diabły, obraził się i mówi, że on nie jest czort, a że tak powiedziała to pójdzie do ciurmy. On nie jest czort, słucha tylko Stalina i robi co on każe bo to jest jego batiuszka, a żadnego Boga nie ma. Nie było rady, Zosia musiałą iść do ciurmy. Był to drewniany barak bez okien, więzień wchodził i drzwi zostały zabite gwoździami. To zależny na ile skazany był winowajca to ustalał komendant ten co nas pilnował. Brat poszedł do starszyzny i starszyzna wysłuchał skargi, bardzo się przy tym (dopisek ręczny nie mogę odczytać) i rozkazał aby wypuścić dziewuszku

Zabłądziliśmy w tajdze


Nie wolno było chodzić do lasu samowolnie na jagody, ale mus to wielki pan. Siostra Paulina miałą wówcza 18 lat zabrała mnie lat 10 i siostręlat 11 i poszłyśmy do lasu na jagody, bardzo rano wyszłyśmy ażeby nas nie widział komendant.

O 10-tej rano już mieliśmy nazbierane całe dwia wiadra jagód i grzybów wiadro i miałyśmy wracać do baraków, ale bałyśmy się. Siostra zdecydowałą, że tutaj na tej polance posiedzimy do wieczora, a później pójdziemy do domu, wszyscy tak robili.

Zasnęliśmy i kiedy obudziliśmy się to słońce świeciło, ale szło już ku zachodowi, a poszłyśmy jak gapy za jego śladem. Oczywiście zabłądzilłyśmy, słońce już zaszło, zrobiło sięciemno, jakieśobce tereny, a my idziemy, idziemy. Nadeszła noc - znalazłyśmy jakieś ogromne drzewo przewrócone przez wiatr, wgramoliłyśmy się w te korzenie i z płaczem pytałyśmy się siostry - czy nas niedźwiedzie nie zjedzą. Rano szłyśmy dalej, szukałyśmy drogi do domu, pożywiłyśmy się jagodami, zagrzałyśmy się w słońcu i szłyśmy dalej, nie wiedząc dokąd i w którą stronę. Tak nadszedł wieczór, a później noc. Wieczorem chciały nas zjeść komary, były takie goromne i siadały przeważnie na głowę, Ociekałyśmy krwią gdyż drapaliśmy się i krew z komarów ciekła nam po twarzy. Dokuczały dodatkowo małe muszki, które gryzły niesamowicie i byłyśmy opuchnięte, że oczu nie było widać. Trzeciego dnia wieczorem odnalazł nas ojciec i sąsiedzi. Chorowałyśmy bardzo długo. Od pogryzienia przez komary i muszki miałyśmy całe ciało w strupach które bez końca ropiały i wcale nie goiły się. Znalazła się jakaś znachorka i wykurowała nas kąpięlą z jakichś ziół, ale nie zdradziła swojej tajemnicy, za wyleczenie nas mama dała jej ostatnią spódnicę.

Nastała zima, młodzi mężczyźni i kobiety zostali wywiezieni na oddział leśny o sto kilometrów od naszych baraków i tam musieli robić w lesie. Chorzy i małoletni pozostali w barakach i sami musieli sobie radzić. Sami chodziliśmy do lasu po drzewo na opał na zmianę gdyż były tylko jedne buty. Chodziłyśmy z siostrą po prośbie ponieważ wogóle nam nie dawali jeść. Ludzie umierali z zimna i głodu. Wieś malutka parę ziemianek była oddalona od nas około 10km. Szłyśmy więc z siostrą od ziemianki do ziemianki i prosiłyśmy coś zjeść. Ludzie rosyjscy byli bardzo dobrzy, ale sami nie mieli co jeść. Dali nam jednego ziemniaka, łyżkę mąki, czy łyżkę kapusty, odrobinę soli, jakiegoś buraka. Przynosiliśmy to zmęczeni, ale uradowani, bo mam ugotowała z tego zupę.

Już tak było ciężko, że nik o niczym nie marzył, tylko o jedzeniu. Katastrofa - wszyscy leżeli i chyba by poumierali gdyby niejeden chłopiec zaradny, który biegał po tych barakach i rozpalał w tych piecykach, kazał aby chociaż jedna osoba pilnowała pieca gdyż inaczej poumieramy. Udało mu się zawiadomićw lesie tych co zostali wysłani na roboty, i pewnej nocy grupa chłopców i kobiet przyjechało. Myśmy już nie reagowali na ich głosy, rodzice nie poznali nawet swoich dzieci, ale jakoś udało się odratować nas. Przywieźli herbatę, cukier, margarynę kawę, ryż, gdyż wówczas jużbyłą pomoc z zagranicy, ale my byliśmy w tajdze nawet o tym nie wiedzieliśmy. Rano odjechali, bo musieli wracaćdo roboty. Nami się opiekował ten młody chłopiec /14 lat/. Kiedy wrócili na wiosnę to odbywały się pogrzeby, ponieważ ludzie zapadli na jakieś choroby nieznane. Wiosna przyniosła ulgę, gdyż las żywił biednych zesłańców, rozchodziła się pieśń po lesie.


Trudno, trudno

jest polakom -

w syberyjskich tajgach żyć

do ojczyzny wrócić trudno

przyjdzie nam się w tajdze zgnić


Bo codziennie są pogrzeby

kopią świerze doły wciąż

I nie wie nic mąż o żonie

żona nie wiem gdzie jej mąż


#sybiracy #syberia #zapiskizsyberii #historia #iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu
  • 47