Wpis z mikrobloga

W językoznawstwie zawsze wyjątkową sympatią darzyłem wyrażenia reduplikacyjne, czyli takie z powtarzalnym rdzeniem, a już szczególnie pojedynczą sylabą. Tuk tuk (od stukotu dwusuwu), piri piri („papryka” w niektórych językach bantu), czy też bardziej swojskie tiki tiki lub bara bara (co, jak powszechnie wiadomo, w języku swahili oznacza „drogę”). Natomiast kiedy chcemy poruszać się szybko i sprawnie po wschodnioafrykańskich zadupiach, wskakujemy na boda boda, czyli jednopasażerskie mototaxi. I dziś udało mi się ustalić zabawną etymologię tego słowa.

Podział terytorialny w Europie, czy też typowych państwach federacyjnych, formował się w sposób jak najbardziej naturalny dla ludzkiego gatunku – w wyniku wojen, gwałtów i grabieży. W rezultacie większość granic u nas przebiega w sposób politycznie umowny mając najczęściej odzwierciedlenie w obiektach natury (tzw. granice subsekwentne). Taki stan rzeczy ogranicza występowanie wszelkich stref buforowych, zdemilitaryzowanych, czy ziem niczyich (terra nullius) do pojedynczych przypadków (raczej ciekawostki typu Liberland pomiędzy Serbią i Chorwacją).

Inaczej sprawa ma się na Czarnym Lądzie, gdzie, jak wiemy, większość nawet obecnych granic została wytyczona na konferencji berlińskiej jeszcze w XIX w. podczas Wyścigu o Afrykę (tzw. granice narzucone). Wśród opartych na plemiennych strukturach lokalnych społeczności, nierozumiejących idei zachodniej państwowości, linie demarkacyjne wyznaczane z precyzją kredki świecowej w rękach pięciolatka spowodowały masę, często trwających jeszcze do dziś konfliktów „graniczno-etnicznych”. A to z kolei istnienie właśnie różnego rodzaju „No man’s landów” pomiędzy krajami. W różnych częściach Afryki po opuszczeniu naziemnej granicy jednego państwa, musimy pokonać jeszcze spory kawałek zanim trafimy do sąsiedniego (jak wygląda klimat panujący w takich miejscach opisałem niegdyś w relacji z jednego z najrozleglejszych miejsc tego typu – ziemi niczyjej pomiędzy Mauretanią a Saharą Zachodnią).

I na tym właśnie biznes zwąchali afrykańscy mikroprzewoźnicy, których korzenie sięgają właśnie takich miejsc. Najpierw na rikszach, a niedługo późnej na chińskich motocyklach zaczęli oferować usługę szybkiego przewozu pojedynczych osób od granicy do granicy, czyli… boda boda :)

#wanderlust - tag z mojej obecnej tułaczki po Afryce Wschodniej (oraz wcześniejszych opowiadanek i podróży).

Insta | Blog

#podroze #podrozujzwykopem #ciekawostki #swiat #gruparatowaniapoziomu #afryka #jezykpolski #transport
Dwadziesciajeden - W językoznawstwie zawsze wyjątkową sympatią darzyłem wyrażenia red...

źródło: comment_1633249755Xj5bQ6fAGiGt9WvtwnvpA7.jpg

Pobierz
  • 31
@robson7: @zbigniew-wu: @bambus94: @mazowiecki12:

Jak zwykle dziękuję za dobre słowo.

Dodam jeszcze tylko, że we Wschodniej Afryce bodabodziarze to nie tylko zwykłe złotówy na jednośladach, ale stanowią znaczącą grupę społeczną i ważny element lokalnego folkloru. A w Kenii noszą wręcz znamiona subkultury, ubierając charakterystyczne skórzane pękawy z wszytymi ochraniaczami, zauważyłem nawet kampanie reklamowe skierowane bezpośrednio do nich (np. bilbord banku z uśmiechniętym gościem w takiej właśnie kurtce, otwierającym
@Dwadziescia_jeden: ach to mi przypomniało pewien szmonces, który pozwolę sobie tutaj przytoczyć ;)

Rok 1910, dworzec kolejowy w Warszawie. Rusza pociąg, do przedziału wchodzi Żyd, warszawski szewc, przedstawia się. Przedstawia się również siedzący już w przedziale właściciel jednej z łódzkich fabryk - Mojżesz Rosenzwieg.
Gadka szmatka. W pewnym momencie szewc zagadnął
- A gdzie szanowny pan jedzie?
- Jadę wypoczywać, najpierw jadę do Baden, później do Baden Baden, a na końcu