Wpis z mikrobloga

Dla osób spod #rowerowyrownik, którzy planują trip w #bieszczady, polecam pod rozwagę moją wczorajszą wycieczkę. Screenshot trasy ze Stravy w komentarzu.

479 268 + 58 = 479 326

To jedna z trudniejszych tras rowerowych. Ale trudna nie dlatego, że wymagająca dobrej kondycji i wytrzymałości (znam tutaj pod tym kątem wycieczki znacznie trudniejsze), a dlatego, że nie pozwala nam jechać bez zatrzymywania się – nie ma bowiem kilometra, podczas którego na tej trasie nie zatrzymalibyście się popodziwiać urokliwe pejzaże i inne smaczki, które Bieszczady w tamtej swej części mają nam do zaoferowania.

Wiedzeni wersami ustrzyckiego KSU z utworu "Moje Bieszczady" wyruszamy ze Stuposian, by dotrzeć do polsko-ukraińskiej wioski Sokoliki, w której – zgodnie z piosenką – kończy się świat...

KSU – Moje Bieszczady

Skrzypią martwe świerki

To drewniany płacz

Świat się kończy w Sokolikach

Dalej tylko las

Druty na granicy

Dzielą nacje dwie

Dzieli ściana nienawiści

I przeraża mnie


Leśną drogą (obecnie utopioną w błocie – vide: fotki w komentarzach) udajecie się do Dźwiniacza Górnego, pokonując uprzednio Łokieć (od tego też momentu mniej więcej jedziecie już wyłącznie wzdłuż Sanu, który pełni w tamtym miejscu również rolę polsko-ukraińskiego pasa granicznego). Droga w stronę Dźwiniacza to też pierwszy odcinek, który upływa Wam na podziwianiu ukraińskiej części pasma górskiego. W okresie żniw na tej trasie po stronie ukraińskiej można obserwować chłopów podczas sianokosów.

W samym Dźwiniaczu czekają 3 punkty do odhaczenia: dwa cmentarze i torfowisko. Co do cmentarzy, to mamy do wyboru starszy i nowszy. Starszy położony jest w niewielkiej odległości od nieistniejącego już dworu oraz wcześniejszej cerkwi pw. św. Michała Archanioła, której ślady niestety nie zachowały się. Młodszy oddalony jest o około 200 m w kierunku zachodnim. Co ciekawe, na terenie starszego cmentarza odnalazłem nagrobek osoby, która odeszła w 2016 roku, więc dość świeża sprawa... Sam cmentarz utrzymany jest w dobrym stanie. Ukraińskie teksty na nagrobkach stosunkowo łatwe do odczytania. Uroku dodają stare lipy, wśród których znajdują się i takie załatwione przez burzowe pioruny.

Od Dźwiniacza, w kierunku Tarnawy Niżnej San towarzyszy Wam cały czas. Po drodze zatrzymujecie się przy kolejnych punktach widokowych lub urwiskach. Rzekę przechodzicie w bród przed samą Tarnawą. Jest dość płytka, więc na góralu powinno udać się przejechać. Komu się nie chce, ten może bosymi stopami brodzić w zimnej wodzie przenosząc rower na drugi brzeg. W tamtej części Sanu nie ma glonów, więc kamienie nie są śliskie.

Od tego momentu znów jesteście na drodze asfaltowej i ten asfalt towarzyszyć Wam będzie przez około 5 kilometrów. 3 kolejne to już ponownie leśna (choć bardzo dobrze utrzymana przez Bieszczadzki Park Narodowy) droga, która zaprowadzi Was do celu tej wycieczki i wisienki na torcie – greckokatolickiej cerkwi z 1931 roku. Cerkiewka jest widoczna już od samej Tarnawy. Z każdym kilometrem coraz dokładniej i coraz bliżej. W punkcie końcowym trasy, znajduje się ona nad samym Sanem, mniej więcej 200 - 300 metrów od przygotowanego punktu widokowego. To dla tej cerkwi i tego miejsca warto wybrać się rowerem do Sokolików. Duża szkoda, że nie możemy przekroczyć granicy i zobaczyć jej z bliska – najbliższe przejście graniczne to Krościenko...

Powrót z Sokolników to ta sama droga, którą jechaliście wcześniej, ale tylko do Tarnawy Niżnej. Od tego momentu jedziecie już asfaltem przez Muczne z powrotem do Stuposian. W Mucznem zaliczacie jeszcze jedno międzylądowanie, odwiedzając tamtejszą zagrodę pokazową żubrów. W Mucznem odzyskujecie zasięg GSM polskich sieci i wydostajecie się spod panowania ukraińskich operatorów...

#bieszczady #rower #ksu #turystyka #ciekawostki #sokoliki #muczne #mtb #ukraina #polska #cerkiew
moby22 - Dla osób spod #rowerowyrownik, którzy planują trip w #bieszczady, polecam po...

źródło: comment_1627042917aRMlQRH5q8AtLN0assG0Yx.jpg

Pobierz
  • 21
@szkarlatny_leon: taka porada - jeśli to nie jest jakiś wyznaczony taraz widokowy to lepiej trzymaj się z dala od słupków granicznych. Zielona granica jest obserwowana i mogą Cię złapać za chwilę, szukać czy nie masz prochów, cośtam spisywać... Miałem takie spotkanie ze strażnikami granicznymi, ale może po prostu miałem pecha