Wpis z mikrobloga

Inkwizytor z obsesją i kobieta z charakterem - cz. 1.

Zastanawialiście się kiedyś, co mogło zainspirować Heinricha Kramera - inkwizytora i autora niesławnego "Młota na czarownice" - do chwycenia za pióro i napisana dzieła, które odbiło się takim echem w historii kolejnych stuleci?

O ironio, miała w tym swój udział pewna niepokorna kobieta ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Trochę pod wpływem wpisu Mirka @PucekLucek , postanowiłam odejść na moment od średniowiecznej nekromancji i napisać notkę o pewnym procesie o czary, który odbył się w 1485 r. w austriackim Innsbrucku. Proces ten stał się w pewnym sensie punktem zwrotnym w karierze inkwizytora Heinricha Kramera, stając się pośrednio inspiracją do napisania "Młota...".

Kto wie - może gdyby inkwizytor nigdy nie zawitał do Innsbrucka, "Młot na czarownice" zostałby tylko w jego głowie i nigdy nie ukazałby się światu w wersji drukowanej? Zapraszam do czytania.

Heinrich Kramer prawi kazania

W latach 80. XV wieku, na kilka lat przed napisaniem "Młota...," Kramer jako duchowny i inkwizytor przeprowadzał na własną rękę kampanię przeciw czarownicom w Tyrolu. Był już wtedy człowiekiem po pięćdziesiątce i miał już pewne sukcesy na koncie - choć inkwizytorem został prawdopodobnie częściowo ze względów politycznych, a częściowo dlatego, że podobno bardzo się o to naprzykrzał swoim przełożonym.

Jego strategia była następująca: pojawiał się w mieście, przedstawiał się jako inkwizytor, machał wszystkim przed nosem papieską bullą i zaczynał głoszenie płomiennych kazań o zagrożeniu, jakie stanowi uprawianie czarów - a kiedy skołowani mieszczanie zaczynali rzucać oskarżenia na prawo i lewo i szukać kozłów ofiarnych, przeprowadzał swoje śledztwo. Tym sposobem m. in. doprowadził do śmierci na stosie kilku kobiet w Ravensburgu w 1484 r., które spłonęły za rzekome kontakty z diabłem.

Warto zaznaczyć, że w tamtym czasie wyroki śmierci w podobnych sprawach wciąż nie były jakoś wybitnie powszechne. Oskarżeni o uprawianie czarów często byli po prostu karani pokutą, publicznym upokorzeniem, więzieniem, czasem konfiskatą części majątku, wygnaniem lub ekskomuniką. Wyroki śmierci wydawano tylko w specyficznych przypadkach, jeśli np. ktoś przyznawał się do zabicia lub pohańbienia kogoś przy użyciu środków magicznych. Duże znaczenie miało też nastawienie sędziów i lokalnych władz - jak wszędzie, zdarzali się ludzie i bardziej, i mniej zdroworozsądkowi.

Kramer, nawet jak na swoje czasy, był - jakbyśmy to dziś powiedzieli - oszołomem. Nawet jego przełożeni zauważali, że ma on parę niepokojących skrzywień. Po pierwsze, obsesyjnie dopatrywał się we wszystkim działania szatańskich mocy - z częstotliwością niezwykłą nawet jak na późne średniowiecze. Po drugie, wydawał się niezdrowo zafiksowany na sprawach kobiecej seksualności, choć jednocześnie zawzięcie nienawidził kobiet.

Helena Scheuberin się stawia

Po odtrąbieniu sukcesu w Ravensburgu, Kramer wybrał się ze swoją misją do Innsbrucka... gdzie jednak doświadczył niespodziewanych trudności. Krótko po tym, jak przybył do miasta i wygłosił pierwsze kazania, jedna z mieszczanek, mijając go na ulicy, miała splunąć mu pod nogi i publicznie go znieważyć - czy nawet przekląć - wołając, w wolnym tłumaczeniu:

Niech cię szlag, ty zły mnichu, a żeby cię upadłe złe wzięło!


Ta sama mieszczanka demonstracyjnie opuszczała kazania Kramera - i nie bała się otwarcie zachęcać innych do tego samego. Jedno z kazań ośmieliła się nawet zakłócić, głośno i wobec wszystkich oznajmiając, że jej zdaniem Heinrich Kramer jest złym człowiekiem i że sam jest sprzymierzony z diabłem.

Tą mieszczanką była Helena Scheuberin (lub Sheyberin, jak czasem zapisywano jej nazwisko). Niewiele o niej wiadomo poza tym, że dorastała w Innsbrucku i w 1477 roku poślubiła dobrze sytuowanego mieszczanina Sebastiana Scheubera - jeśli wyszła za mąż jako młoda dziewczyna, w czasie przybycia Kramera do miasta mogła mieć jakieś dwadzieścia parę lat, góra trzydzieści.

Wnioskując z jej zachowania, musiała być pewną siebie, zawziętą kobietą o ciętym języku, która nie miała problemu z publicznym kwestionowaniem autorytetu. Nie przejmowała się przy tym opinią otoczenia - czy w ogóle szeroko rozumianymi konsekwencjami, co być może nie było zbyt mądre. Wydaje się, że jej status społeczny (żona szanowanego mieszczanina) mógł zapewniać jej pewną ochronę, ponadto w lokalnej społeczności musiała mieć pewien posłuch, skoro nie wahała się buntować przeciw Kramerowi także innych mieszczan.

Dzisiaj niektórzy by pewnie powiedzieli, że nie została właściwie ugruntowana do cnót niewieścich ;)

Tak też musiał myśleć o niej Heinrich Kramer. Można sobie wyobrazić, że zachowanie Heleny doprowadzało go do białej gorączki - nie dość, że ktoś śmiał mu się publicznie przeciwstawić, to w dodatku była to kobieta, istota z natury słaba i upadła, która z zasady nie powinna się wypowiadać publicznie na żaden temat. Taka bezczelność była nie do pomyślenia.

Jak zobaczymy później, przyglądając się bliżej procesowi, Kramer wydawał się też mocno zafiksowany na punkcie seksualności Heleny Scheuberin - do tego stopnia, że doprowadziło go to w pewnym momencie do żenującej, otwartej kompromitacji. Ogólnie rzecz biorąc, trudno powiedzieć, ile było w jego motywacji nienawiści, ile pobożności, a ile wypartej fascynacji erotycznej - ale nie zdziwiłabym się, gdyby w którymś momencie tej historii Kramer odśpiewał swoją wersję Hellfire przy jakimś innsbruckim kominku.

Oskarżenie

W niedługim czasie inkwizytor zyskał - czy może raczej, stworzył sobie - okazję do odegrania się na krnąbrnej mieszczance. Na początku października 1485 r. wraz z kilkoma innymi kobietami została ona oskarżona o uprawianie czarów, a jakiś czas później odbyło się oficjalne przesłuchanie, w którym Kramer brał oczywiście udział.

Musiał zapewne odczuwać wewnętrzną satysfakcję, kiedy przedstawiano Helenie zarzuty - dorzucił do nich, rzecz jasna, próbę przeklęcia go, splunięcie mu pod nogi oraz przeszkadzanie mu w wygłaszaniu kazań. Kto wie, czy zawczasu nie gratulował sobie dobrej roboty, już wyobrażając sobie pyskatą mieszczkę płonącą na stosie. Nie wiedział jeszcze wtedy, jak bardzo wyjdzie mu to bokiem.

Ale o tym w następnej części ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Ilustracja poniżej: fragment z II wydania "Młota na czarownice," przed 1490 r. - wzmianka (jedna z wielu) o sukubach i inkubach.

#apaturium - zapraszam do czytania i obserwowania!

#ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #qualitycontent #gruparatowaniapoziomu #historia #sredniowiecze (choć późne) #magia i trochę #ksiazki
Pobierz Apaturia - Inkwizytor z obsesją i kobieta z charakterem - cz. 1.

Zastanawialiście ...
źródło: comment_16265451622RReckrRQvWve5H5DxdSM3.jpg
  • 6
@BRTM: "Młot...", mimo że był przez niektórych dość mocno krytykowany, przyniósł mu sławę - na tym się właśnie wybił. Popularność "Młota..." rozpięła chyba nad nim taki parasol ochronny - książka trafiła na podatny grunt (w końcu nic tak nie podbija rynku wydawniczego, jak mieszanka "religia + władza + przemoc + erotyka"), krytyka się nie przebijała, prestiż rósł w najlepsze. Reszta poszła z górki.
@Apaturia: Zapiekłość Kramera przywiodła mi na myśl sprawę Wilhelminy z Castres, Święte Oficjum wykazało się tam wyjątkową pamiętliwością ;)

Even more significant was the case of Guillelma Maza of Castres, who lost her husband in 1302. In the first grief of her widowhood she was induced to listen to the teachings of two Waldensian missionaries whose exhortations brought her comfort. They visited her but twice, in the darkness of the night
@Villard: O, dzięki wielkie za ten link (ʘʘ) Co do bibliografii, w odniesieniu do tej historii korzystałam głównie z "The Malleus Maleficarum and the construction of witchcraft. Theology and popular belief" Broedela i z dostępnych fragmentów "An Unusual Inquisition" Mackaya z tłumaczeniem akt procesowych (przesłuchanie Heleny Scheuberin).