Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#mieszkanie #nieruchomosci #kredyt #zycie #oszczednosci #zwiazek

Od zera do bohatera

Chce Wam opisać moją historyjke jak to udało mi się uzbierać kase na kupno mieszkania pracując na etacie i do tego bez kredytu.
Sam lubie czytać różne historie ludzi z życia wzięte, dlatego też chce się z Wami podzielić moimi 7 latami życia jak szczur.

Najpierw musze napisać że chce to zrobić anonimowo, mam tu konto ale zazwyczaj nic nie pisze, nic nie komentuje. Często wchodze na wykop poczytać
o ciekawostkach, o tym co na świecie się dzieje, pośmiać się oczywiście z wielu różnych wpisów czy memów. Może jak uznam że to był dobry pomysł
napisać taką moją historyjke to ujawnie mój nick/konto.

Wiem że jest wielu, którzy taki mój wyczyn uznają za prostą rzecz bo mają jednoosobową działalność gospodarczą i mogą sobie inaczej odłożyć na mieszkanie
ale zaznaczam że ja jestem na etacie i nigdy nie wyjeżdzałem za granice za pracą, nie brałem nigdy kredytów na nic kompletnie ani jednego kredytu w życiu,
nawet nigdy nie pożyczałem kasy od rodziny ponieważ u mnie sie kasa nie przelewała w domu rodzinnym.

Może zaczne od tego że jestem osobą, która bardzo szanuje sobie rzeczy, zaznaczam "bardzo" ponieważ dla przykładu nadal mam spodnie z dresu kupione
w 2001 roku z pracy jako praktykant gdzie dostawałem około 85 zł na miesiąc oraz portfel po ojcu, który mi dał w 2010 roku, jedyna pamiątka po nim. Do tego zawsze, odkąd pamietam miałem pieniądze odłożone. Od momentu kiedy ojciec dawała kieszonkowe co tydzień 10 zł to zawsze nie wydawałem tego wszystkiego. Jeden baton Mars czy Lion i jakieś gumy oraz oranżada 0,33 l na miejscu. Moge to powiedzieć tak jak z tej reklamy banku ? (nie pamiętam dokładnie), która leciała może rok czy dwa lata temu gdzie leciał tekst ... "Tomek, odłóż to" a na koniec reklamy było pokazane jak koleś kupił sobie coś drogiego z oszczędności. Tak samo w życiu to wyglądało u mnie. Odkładałem pieniądze zawsze z praktycznie każdej wypłaty.

Nie będe Wam tutaj pisać że w 2001 roku zarabiałem około 500 zł bo ten okres nikogo nie interesuje, dlatego cały ten mój wpis będzie z okresu 6 - 7 lat wstecz od kupna mieszkania. Myśle że moge zacząć tą historie od momentu w roku chyba 2012, kiedy to poznałem dziewczyne na portalu oraz w roku w ktorym miałem poważne sprawy sądowe związane z długiem po ojcu rzędu 60 - 70 tyś zł. Dodam że mam jeszcze dwóch braci, a ojciec przestał uczestniczyć w naszym życiu po tym jak się stoczył na samo dno.
Sprawa długu była oczywiście dzielona na trzech potomków. Matka już wcześniej po złożonym wniosku o rozwód więc jej ten dług niedotyczył. Dziewczyna nowo poznana wierzyła że wszystko będzie dobrze, dodawała otuchy, nie starała się mnie odrzucić bo mam przed sobą wielki dług do spłacenia, nie zostawiła mnie. Związek się układał, dziewczyna sama nie była z bogatej rodziny i jako że mieszkała w małej miejscowości to musiała wyjechać do Hollandi bo w 2010 rok nie było pracy w tak małym miasteczku. Nadchodziła sprawa sądowa o dług po niezakończonej działalności gospodarczej ojca, dokładnie to ZUS był wnioskodawca o spłate długu i upomniał się 9 i pół roku po powstaniu długu. Nie pamiętam dokładnie szczegółów z tego ale kojarze coś że 10 lat po powstaniu długu sam dług przedawniał się więc dlatego oni czekali aż do samego końca aby uzbierało się najwięcej i na sam koniec "ciach" otrzymać jak najwięcej od szarego nic nie mającego człowieka. Na sprawach byliśmy przesłuchiwani osobno i każdemu z nas sprawy były osobno rozpatrywane. Pierwszy brat na rozprawie, sędzia wydała umożenie długu. Drugi brat również dług umożony, a ja byłem na końcu
z około 60 tysięcznym długiem na karku, ponieważ gdyby tak doszło u mnie do nie umożenia długu to wszystko spływa na mnie. Sprawa oczywiście przebiegła jak u braci, dług umożony.

Można było spokojnie prowadzić związek ku lepszemu, założeniu rodziny itd. To początek jakby tej całej opowieści, uznałem że napisze o tym choć nie jest to ten kluczowy momentu bo wiadomo wpis jest o czymś innym ale chce Wam tym uświadomić w jakich byłem tarapatach na początku. Miałem przedziwne myśli aby uciec z kraju czy wyjechaniu do pracy do Hollandi. Do tego depresja, szare puste dni, mój widok na jakimś kablu wiecie o co chodzi.

Wówczas pracowałem za około 1400 - 1550 zł, prawojazdy i samochód był, do dziewczyny jeździłem często, a w jedną strone było 30 km. Pamiętacie moment kiedy to paliwo było prawie po 6 zł ? To był ten moment w którym po przejechaniu do dziewczyny 3 razy tam i spowrotem musiałem zatankować za 50 zł. W miesiącu łącznie na paliwo (z mojej biednej wypłaty) szło około 300 - 400 zł ponieważ od czasu do czasu jechało się z dziewczyną tam i ówdzie. W domu dawałem również kase na jedzenie i opłaty jakieś 400 zł. Do tego dojazd do pracy, około 150 zł na paliwo. Moje rzeczy do kupienia w miesiącu ? Praktycznie nic sobie nie kupowałem. Swój pierwszy teledon na androidzie kupiłem dość późno, jak model Samsung Galaxy Ace 2 był przestarzału. Naprawde z moich ciężko zarobionych pieniędzy na budowie zostawało mi około 100 - 200 zł a czasami trzeba było dać jeszcze na węgiel więc pomyślcie ile mogłem odłożyć.

W 2013 nastąpił przestój w pracy i zostałem zwolniony ale zawsze sobie jakoś w życiu ogarniałem robote a najdłużej w swoim życiu kiedy byłem bez pracy to 1 miesiąc.
Znalazłem prace lepiej płatną, o około 400 - 600 czy nawet 800 zł. Dojazd do Katowic i wstawanie bardzo wcześnie rano a praca czasami była do 17 czy 18 godzin aby mieć nadgodziny i więcej kasy oczywiście. Z takiej wypłaty mogłem sobie pozwolić na lepszy telefon, jakiś ciuch czy już tam kino z dziewczyną a po kinie np. McDonald, wiecie jak jest, im więcej zarabiasz tym więcej wydajesz, sam to zauważyłem ale to banał. Już mogłem odkładać nieco więcej do portfela od ojca.

Po krótkim okresie pracy tam, dziewczyna zechciała zamieszkać razem. Wtedy podjeła tą decyzje po około 2 - 2,5 roku bycia razem. Z ówczesnej pracy zrezygnowałem, znalazłem więc prace blisko tej małej miejscowości. W momencie gdy wchodziliśmy na mieszkanie czyli rok 2014 miałem około 10 - 11 tyś zł odłożone z tego co pamiętam. Musiałem kupić kilka rzeczy, meble, wypozażenie czy wyłożyć około 2400 zł na kaucje na mieszkanie bo dziewczyna nie miała, też marnie zarabiała, coś około 1500 zł na zleceniu, strefa pracy Gliwice się kłania. Po całym jakby wkładzie do mieszkania zostało mi około 7 tyś zł. Dodam też że nigdy nie mówiłem dziewczynie ile mam pieniędzy. Musicie mnie też zrozumieć, ja przechodziłem ogromny stres w życiu gdy wiedziałem że jestem bez pieniędzy bo nie umiałem żyć teraźniejszością, zawsze żyłem przyszłością, nie umiałem wydawać ostatnich pieniędzy. Gdy wychodziłem pierwszy raz z mieszkania to nie miałem kompletnie nic, rodzice też nie mieli nic. Dlatego wiedziałem że w zyciu musze sobie zapracować na lepsze zycie samemu, nikt mi nic nie da i wszystko jest w moich rękach. Wracając do wątku, mieszkanie wynajęte na dwie osoby to wychodziło niecałe 850 zł bez mediów. Prace znalazłem, zarabiałem około 1800 zł + nadgodziny 12 zł/h a często pracowało się po 10 godzin. Wspólne z dziewczyną dawanie na życie czy opłaty. W między czasie znów mnie zwolnili z pracy (drugi raz w życiu) ale to raczej za moje błędy, mało ważne. Ale jako że nawet cieszyłem się że mnie zwolnili bo niecierpiałem tej pracy to znów pełen optymizmu znalazłem sobie prace po ledwo tygodniu i na dodatek w tym małym miasteczku w którym mieszkaliśmy.

Uporzadkuje to teraz, początek roku 2015, praca 10 minut od domu więc zacząłem śmigać rowerem do roboty. Zarobki takie same jak w poprzedniej pracy czyli gdzieś w granicach 1600 - 1800. Teraz jedno z najważniejszych zdań w całym wpisie, otóż była to praca w magazynie, tak w magazynie, zapamiętajcie to prosze, w magazynie. Mijały kolejne miesiące i mając około 10 tyś zł odłożonych, auto stało pod blokiem, paliwa szło tyle co nic, można powiedzieć że około 150 zł byłem jakby do przodu z wypłaty, poprostu nie musiałem wydać ich z wypłaty. Życie leciało aż do kolejnego etapu przeprowadzki a jako że nienawidze przeprowadzek znów mi się pogorszył nastrój. Dodam tylko że w całym moim życiu przeprowadzałem się około 7 - 8 razy, miałem już tego kompletnie dość. Znów remont, znów wywalanie gruzu itd sami zresztą wiecie. Tym razem padło na przeprowadzke z wynajętego mieszkania ale do domu rodzinnego dziewczyny. Jej pokuj poprzedni został pusty więc uznali z matką że to dobry moment aby móc mieć więcej z wypłaty no bo wynajem drogi prawda. Było to spowodowane tym że dziewczyna była taka że wydawała ostatnie pieniądze na konsumpcje, na cokolwiek. Różne pierdoły nie mające żadnej większej wartosci, zamiast zrobić sobie obiad to zamawiała pizze bo zmęczona po pracy i sie nie chce. Sam nie wiem jak ona to robiła że nie miała ani grosza odłożonego, dlatego też wpadła na pomysł aby wrócić do domu rodzinnego. Po rozmowie ze mną na ten temat wiedziałem że jak się zgodze to będzie koniec tego związku ale znów wiedziałem że będe mieć nieco więcej z wypłaty. Koniec związku ponieważ wiecie co niektórzy jak się żyje u teściowej prawda ? No źle poprostu.
Nastąpiła przeprowadzka do pokoju mającego około 12 - 15 metrów kwadratowych i czułem się bardzo zamknięty w tym. Znów trzeba było robić remont ale jako że uznałem że to nie moje mieszkanie to dziewczyna zrobi ten remont ze swoich pieniędzy, ponieważ zawsze brałem pod uwage to że jak związek się skończy to nie odzyskam w żaden sposób włożonych pieniędzy w remont. Zgodziła się, większość rzeczy jak podłoga, okno, sufit podwieszany, narożnik oraz meble to zakupiła dziewczyna.
Z moich rzeczy to był jedynie telewizor i szafa na garderobe. Do tego kilka rzeczy jak pralka, meble kuchenne czy stolik do kuchni to podarowałem jej matce.

Tak się jakoś żyło nieco marnie bo jej rodzina zaczynała się jakby ode mnie odsuwać, obgadywali mnie, nie chciałem raz pomóc jej bratowi ze wniesieniem lodówki (miałem ważny powód uwierzcie mi) i tak zaczynały się pogarszać moje stosunki z jej rodziną. Rok 2016 i wreszcie zaczynałem być zadowolony z mojej pracy, do której z uśmiechem na twarzy chodziłem na nadgodziny, nawet w niedziele. Brałem większość nadgodzin jak nie wszystkie jakie mogłem. Lata leciały, w pracy zarobki się podnosiły ponieważ mieliśmy co roku podwyżke brutto 250 zł. Dobijałem do 2 tyś zł a ja nadal odkładałem pieniądze z wypłaty aby móc sobie kiedyś kupić właśne mieszkanie. Co prawda dziewczyny nie interesowała kompletnie przyszłość tzn. ona miała gdzie mieszkać, u mamy, ma swój pokuj i tyle jej starcza. Mogła móc wydać więcej pieniędzy z wypłaty niż na wynajętym mieszkaniu więc jej to pasiło. Nie było rozmów na temat wspólnego mieszkania razem w przyszłości, życie leciało teraźniejszością ale ja wciąż żyłem przyszłością aby stworzyć rodzine na swoim własnym mieszkaniu a nie u teściowej.

Zapytacie jak mogłem żyć nie wydając kasy ? Powiem Wam że to wcale nie tak że nie wydawałem absolutnie nic, były wyjścia do kina, wycieczki w góry, jakieś wypady na wode, grile czy inne wyjazdy na jakieś zloty. Wydawałem pieniądze ale naprawde z umiarem. Ubrań nie kupowałem bo jak przeczytaliście wyżej potrafiłem dbać o rzeczy w których chodziłem, auto się nie psuło a OC miałem praktycznie za darmo ponieważ całe pieniądze miałem na lokacie (jakoś 1 %) i te pieniądze
w cały rok generowały mi przychód w wysokości składki OC. Co do jedzenia to jestem dość mało żerny i tak w miesiącu wydawałem na jedzenie około 350 zł. Samo mieszkanie u teściowej to było 500 zł z mojej strony, a ile dziewczyna dawała swojej matce ? tego nigdy się nie dowiedziałem, może nawet nie dawała nic. I dalej praca leciała, rowerem śmigałem w lato czy zime, nieważne czy było - 20 stopni czy potworna ulewa, jeździłem rowerem bo wiedziałem że nie osiągne celu, wiem głupio to się Wam czyta bo pomyślicie że oszczędzałem jak się da nawet ostatni grosz ale wcale to tak nie wyglądało. Mam oczywiście swoje hobby i na to też wydawałem pieniądze, przyznam że są to stare konsole. W między czasie zmieniłem samochód i trzeba było odjąc z kupki jakoś 5 - 6 tyś zł ale w pracy znów co roku zarobki podnosiły się i dobijałem już do 3 tyś zł. Wraz z nadgodzinami w moim największym miesiącu dostałem za prace około 4500 zł.

Jako że nie miałem dziecka z dziewczyną i nie planowaliśmy kompletnie niczego, ani mieszkania razem to ja zawsze miałem swoje pieniądze a ona swoje, nigdy nie mieliśmy wspólnych pieniędzy, jedynie wtedy gdy wynajmowaliśmy mieszkanie to wspólnie opłacaliśmy opłaty i jedzenie ale nawet wtedy każdy z nas miał jeszcze swoje pieniądze. Po dokładnym policzeniu to byłem wstanie w ciągu roku odłożyć samemu bez pomocy dziewczyny około 24 tyś zł. Mój plan był jasny, odkładać tak przez 4 lata i zobaczymy co będzie. Kolejne lata pracy, podwyżki + nadgodziny sprawiły że zarabiałem około 3700 - 3800 zł w miesiącu więc jak widzicie mogłem odkładać nawet nieco więcej niż obliczałem wcześniej.

Rok 2019 był jakby przełomowy, zaczynałem się już bardziej na poważnie interesować mieszkaniami w tym małym miasteczku (około 16 tyś mieszkańców). Na początku roku miałem około 73 tyś zł uzbierane i nie odbiła mi palma aby pochwalić się tym dziewczynie czy komuś w pracy. Konsekwętnie odkładałem pieniądze na konto, robiłem nadgodziny aż chyba nadto bo dziewczyna zagroziła mi że jak jeszcze raz pójde na nadgodziny to mnie zostawi. To był już dla mnie mini sygnał że się zaczyna kończyć
związek. Dodam też że nigdy nie byłem swego rodzaju obrońcą kobiet, zawsze potrafiłem mieć swoje zdanie i nigdy nie byłem biało rycerzykiem, jak była różnica zdań w związku to mieliśmy ciche dni i tyle, nie kłóce a staram się bardziej na argumenty prowadzić spór. Przyszedł wkońcu ten odpowiedni dzień, dokładnie pamiętam jaki. Po wypłacie oczywiście przelewam pieniądze na konto teściowej, dziewczyna zawsze się pytała czy przelałem dla przypomnienia, więc i w tym wypadku przypomniała mi.
Dzień jak codzień, normalne relacje z dziewczyną, były nawet śmieszne momenty bo tak jestem zabawny i nic nie zapowiadało tego co nastąpiło jutrzejszego dnia. Jakby nigdy nic po pracy wzieła kompiel ale już zakrywała się ręcznikiem co wcześniej tego nie robiła i tu już mi dało coś do myślenia. Po kąpieli wchodzi na spokojnie do pokoju, siada na kanapie i zaczyna od zdania po którym już wiedziałem co się święci. "ile już ze sobą jesteśmy ?" Od tego momentu zwiażek przestał trwać, moja krótka rozmowa z nią (szczera na argumenty oczywiście) jak to wyglądało z mojej strony ten związek i mieszkanie u teściowej. Nie było oczywiście kłótni, nie starałem się w żadnym zdaniu jej dać do zrozumienia że warto ratować ten związek. Poprostu uznałem że to wcześniej czy później i tak nastapi, trwało to 7 i pół roku dokładnie i zakończyło się to w 2019 roku po tym jak otrzymała moje comiesięczne 500 zł na konto teściowej bo wiadomo, kończy się związek dopiero wtedy jak dostaniesz pieniądze prawda ? Dzień wcześniej wszystko było okej ale pieniądze już tak psują ludzi że posuwają się do takich brudnych akcji.

Więc jak widzicie rok 2019 zaczął sie u mnie koszmarnie, wróciłem do matki mając 34 czy 35 lat ale mając na koncie około 73 tyś zł. Poprostu wybrałem ścieżke jedną z dwóch, albo wydawać maksymalnie kase na dziewczyne, prezenty, wyjazdy, życie na bogato ale mieszkanie do końca życia (co nigdy nie wiesz co Cie w życiu czeka) u teściowej albo odkładanie kasy i modlić się aby związek przetrwał ten trudny czas aż do zakupu mieszkania. No ale nic, wróciłem do matki a jak czytaliście wyżej w domu była bieda.
Ojca już dawno na świecie z nami nie było, zmarł od alkoholu. Matka ledwo ledwo utrzymuje siebie a remont w domu nie był zrobiony od około 15 lat. Czułem się znów jak poniżony człowiek, wrócić na tego ciemnego mieszkania gdzie nic tylko wiecznie zimno od piwnicy i słońce nie dociera. Wróciłem do matki mając rzeczy w kartonach, większość rzeczy zostawiłem u teściowej, żadnych mebli swoich jedynie TV zabrałem i te swoje konsole. To był znów okres w moim życiu gdzie dostałem w kość, bardzo tęskniłem za psiakami, które mieliśmy tzn. były od dziewczyny ale bardzo je pokochałem jak swoje prawie że dzieci, których już nigdy mieć nie będe bo w wieku 37 lat jest za późno. Wspomnienia oczywiście wracały, lato jakoś przeleciało bez większych wydarzeń, ot zwykły rok w stylu praca dom i nadgodziny oczywiście aby się nie poddawać za wszelką cenę nie popaść w depresje bo wiedziałem że kiedyś osiągne swój mont everest i będe mieć swoje szczęście w postaci mieszkania. Już mi łzy lecą jak to pisze, wiedziałem że tak będzie. To naprawde trudne dla mnie, życie Cie kopie po kilka razy aż w końcu upadasz i leżysz, wstajesz, myślisz co dalej będzie. Po cieżkiej pracy dobiłem do uzbieranych 100 tyś zł a każdego dnia gdy z mojej rodzinnej miejscowości przyjeżdzałem do tego miasteczka do pracy w którym miało być moje spokojne życie w związku z kobietą nie potrafiłem nie myśleć o tym wszystkim jaką swoją przyszłość wybrałem. Jestem też nieco introwertyczny więc też nie wychodziłem z domu prawie wcale. Jakieś gry na konsoli i wieczór mijał.

Postanowiłem poszukać nowej dziewczyny aby mieć choć coś z tego życia i móc dla kogoś pracować, tutaj już wątek nieco pobieżny. Tak więc było kilka rozmów pisanych z dziewczynami, ale oczywiście może tak miało być że mogłem popisać z jedną, która mi coś uświadomiła. "Kto w życiu nie ryzykuje, ten szampana nie pije" i utkwiło mi to w pamięci.

Nastąpił rok 2020 w który to miał zbliżać się kryzys, a ja wciąż wiedziałem że mi się uda przed kryzysem. Za mieszkaniem się rozglądałem ale jako że jestem taki bardziej skryty to nie umiałem nawet chwycić za telefon aby gdzieś zadzwonić. Wiedziałem że musze kiedyś kupić to mieszkanie o które tak mocno walczyłem. Pewnego dnia przeglądam olx i zobaczyłem w tym mały miasteczku mieszkanie do sprzedania ale jak to ja nieco dygałem się. Przypomniało mi się to co dziewczyna pisała, kto nie ryzykuje ten szampana nie pije. Biore ten cholerny telefon i dzwonie. Okazało się że jest ktoś już zarezerwowany i czeka na potwierdzenie z banku o przyznaniu kredytu. Ja oczywiście chciałem być jakby drugi w kolejce bo wiadomo nastał kryzys w tym czasie tj. kwiecień 2020 i banki niechętnie przyznawały kredyty niektórym zawodom. Gdy juz zadzwoniłem po tygodniu i okazało się że Pan przede mną nie otrzymał kredytu to już wiedziałem w tym momencie że mi się uda. Tu dodam że wtedy miałem około 105 tyś zł odłożone a samo mieszkanie było wystawione właśnie za 105 tys zł. W między czasie gdy nastąpił jakby ten kryzys to zaczynałem wybierać pieniądze z bankomatu codziennie aby mnie nie spotkało coś w stylu Grecji albo innego kryzysu gdzie miałbym stracić całe oszczędzanie życia w jednym dniu. Wybrane około 60 tyś zł, reszta została na koncie bo bankomat już wydawał 20 zł zamiast samych setek 100 zł.

Czas na zakup mieszkania, 37 m2 do remontu oczywiście, środkowe, wszystkie okna od strony południowej, drugie i ostatnie piętro. Jako że jestem tak jakby niekumaty w takich sprawach to kompletnie nie wiedziałem jak to ogarnąć, nie wiedziałem to jak wygląda taka procedura kupna sprzedaży mieszkania, nieco się troszke bałem ale wciąż miałem w głowie to że musze zaryzykować i nie moge wiecznie trwać w poprzednim życiu, trzeba iść do przodu. Czasami dobrze jak ktoś Ci da malutki sygnał do tego jaki powinieneś wykonać krok w przód. Ale nic, pieniądze w walizce, pełen nadzieji na lepsze jutro zrobiłem krok w przód i po około 7 latach oszczędzania udało mi się kupić na etacie mieszkanie bez kredytu pracując w magazynie. Zapytacie dlaczego tak tanio mieszkanie ? ano dlatego że w tak małej miejscowości mieszkania są
tańsze niż w większych miastach. Ktoś powie że tyle metrów to klatka ale dla jednej osoby spokojnie to wystarczy. Dodam że mam 8 - 10 km do Gliwic więc nie jest to totalne odludzie. Widok zza okna mam ładny, dwa chodniki i sporo zieleni. Nie słychać aut ponieważ główna ulica jest nieco dalej, czasami tylko dzieciaki larmują. Jestem już ro
  • 26
OP: @BliskaHostessa Zdrowie mam dobre uwierz mi, w życiu nie byłem na L4 i jestem bardzo sprawny fizycznie. A co do panny z dziećmi to wierz mi że raczej nie chce takiej. Ogólnie to końcówke Twojego wpisu odebrałem tak że zepsułem sobie zdrowie i już nigdzie i nigdy nie znajde żadnej pracy w wieku 40 lat ? No przeczytaj to sobie sam/sama. Jestem tak sprawny fizycznie że jeszcze bym Cie (o
@AnonimoweMirkoWyznania: Ale rzeczywiście tych 7 lat życia nic Ci nie zwróci kolego, ja gdybym miał wybierać i 7 lat zapier*alać odkładając każdy grosz, lub wziąć kredyt na mieszkanie i żyć normalnie to wybrałbym to drugie. Aczkolwiek każdy ma inne podejście do życia. Życzę Ci powodzenia.
mnrllł: nie przejmuj się opiniami osób, każdy mądry każdy ekspert w każdej dziedzinie
piszą ci czemu nie wziąłeś kredytu, ciekawe co by było gdybys nie pracował w czasie pandemii
jestes sam, po co ci coś wiekszego, masz wlasny kat bez kredytu i bez nocnego strachu o jutro

Zaakceptował: LeVentLeCri