Wpis z mikrobloga

#pasta #humortekstowy
Mam problem z gołębiami.
Tak problem z gołębiami...
A raczej z tymi #!$%@? srakami. Otóż mój balkon bardzo spodobał się gołębiom i to nie takim zwykłym gołębiom tylko #!$%@? gołębiom #!$%@? inżynierom.

Ale od początku.
Do mieszkania wprowadziłem się jakieś 4 lata temu i dopiero teraz przestałem sobie radzić z tym problemem.
Początkowo gdy wychodziłem na balkon to znajdowałem jedno gniazdo schowane gdzieś z tyłu za doniczką i ogólnie nie było problemu, brałem te gałęzie wyrzucałem i po problemie, jak było jajeczko to brałem jadłem i po problemie.

Sytuacja co roku była podobna, balkon czysty, miesiąc czasu, gałęzie zniesione, gniazdo wyrzucone, sprzątnięte i tak w kółko.
Wszystko było spoko aż do momentu gdy pojechałem na wakacje na całe 4 miesiące i po powrocie znalazłem 4 gniazda z czego z 3 gniazd wykluły się te małe potwory zostawiając za sobą skorupki z gówna. Tak skorupki jajka gołębiego są zrobione z gówna, ogólnie to mam teorie, że same gołębie są po prostu zaschniętym latającym gównem.

Przez pierwszy tydzień po powrocie codziennie wychodziłem na balkon i wyrzucałem po 5 - 10 gałązek z różnych miejsc balkonu. Czasem chowały te #!$%@? gałązki w papierosach które zostawiałem.
Raz wstając zaspany idąc na balkon by sobie spędzić miło dzień przy dymku zdarzyło się, że włożyłem gałązkę do ust myśląc ze to papieros. Pomyślałem, że to już za dużo i trzeba coś z tym zrobić.
Przed pracą czekałem aż się pojawią i gdy tylko lądowały otwierałem balkon krzycząc:
"AAAA NIE SPODZIEWALIŚCIE SIĘ MNIE TUTAJ!" one startowały z tupotem skrzydeł całe wystraszone. Ale tak jak wspomniałem to nie są zwykłe gołębie, to #!$%@? gołębie Einsteiny.
#!$%@? nauczyły się mojego planu dnia... Wracając z pracy miałem zawsze pełno gałązek. Raz specjalnie wziąłem wolne by zobaczyć co się stanie.
I równo o 8:40 (wtedy wychodzę do pracy) zlatywały się te #!$%@? z każdej strony, siadały na poręczy i gruchały w najlepsze.
Pomyślałem, że nie mogę zdradzić swojej pozycji i muszę się im przyjrzeć, teraz ja muszę poznać ich zwyczaje. Do godziny 9:20 nie działo się za wiele, siedział i gruchały.
O 9:30 odleciała ponad połowa, pewnie poszły jeść, tak myślałem do 10:20...
To była grupa Gołębi - Tragarzy. Przyleciały z gałązkami, składały je na stole i odlatywały dalej, po kolejne surowce. Z kolei grupa gołębi która czekała na balkonie zabierała się za te gałązki i rozkładała je po balkonie, to tu to tam, gdy kończyło im się drewno, tragarze przynosili kolejną porcję. Nie wiem kto tym zarządzał ale ich współpraca przebiegała z maksymalną efektywnością.

Około 13 godziny robiły sobie przerwę i biegały po drzewach w okolicznym parku.
O 14 rozpoczynały umacnianie swoich fortyfikacji.
O godzinie 15:00 gołębie tragarze kończyły pracę, a inżynierowie pracowali jeszcze do 16:10 (tak o tej godzinie wracałem do domu...)

Nie chcąc wzbudzać podejrzeń sprzątnąłem balkon i zadzwoniłem do szefa.
-Przepraszam, wypadło mi coś nie mogę jutro przyjść do pracy.

Całą noc obmyślałem plan który pomoże mi je zwalczyć na zawsze, zasypiałem z uśmiechem na ustach.

Rano wstałem skoro świt o 6:00, zobaczyłem nowy rodzaj gołębia - zwiadowca, patrzył w moje okna, on chyba obserwował mnie i patrzył co robię, więc ni chcąc wzbudzać podejrzeń, zrobiłem to co zawsze.
Śniadanko herbata, wyjście na balkon, papieros. Zauważyłem, że przyleciał około 8:30 i patrzył co robię, wyszedłem więc NIBY do pracy.
Po chwili wróciłem i go już nie było. Za 10 minut zjawiła się ekipa od gniazd. Nie wiedzieli co ich czeka.

Pół nocy konstruowałem bronie na te małe srające zaschnięte gówno tą bitwą miałem wygrać wojnę.

Postanowiłem poczekać do 9:30 by zaatakować mniejszą grupę.

Wziąłem tacę z przygotowaną bronią i powoli otworzyłem balkon, nawet się nie zorientowali, byli pewni, że teren jest czysty.

Powoli odstawiłem tacę na wcześniej przygotowane krzesełko, wziąłem jedną pukawkę napełnioną grubo ziarnistą solą, naciągnąłem jak najmocniej i wystrzeliłem w pierwszego inżyniera.
Został mocno ranny, bo po uderzeniu nie rozpiął skrzydeł tylko spadł z barierki. Ruch ćwiczyłem całą noc więc w mgnieniu oka zanim poderwały się kolejne miałem w ręce już kolejną nabitą broń, tym razem z kminkiem. Wystrzeliłem i trafiłem kolejną dwójkę.
Kminek nie był obalającą amunicją ale penetrującą, pojedyncze nasionka z pewnością zostaną na długo w gównach imitujących pióra.
Gdy miałem już przygotowaną 3 broń gołębie były już w połowie lotu, byłem tego świadom więc ostatnie naboje były tymi większego kalibru... tak... ziele angielskie!

Trafiłem jednego w locie, reszta świszczała im obok gównianych uszu.

Po tej akcji szybko wróciłem do domu i przeładowałem broń czekając na grupę tragarzy, jednak się nie pojawili.
Na drugi i trzeci dzień też nic, więc wygrałem! Dla potwierdzenia swojej dominacji nad tymi #!$%@? zostawiłem na balkonie kawałek chleba, nie ruszyły go dnia czwartego ani piątego...
aż do dziś.

Wstałem rano, zjadłem śniadanie, i usłyszałem dzwonek do drzwi, podbiegłem i otwierając nie zauważyłem nic, zamykając drzwi spojrzałem w dół, na wycieraczce leżała gałązka...

Nerwowo zatrzasnąłem skobel. Na oknie w kuchni przyleciał znany mi dobrze zwiadowca i ZASTUKAŁ dziobem w szybę. Przypomniałem sobie, że zostawiłem otwarty balkon, podbiegłem go zamknąć jednak poślizgnąłem się na gównie, wywróciłem się i straciłem przytomność.

Piszę to z kafejki... proszę o pomoc kogokolwiek kto miał podobny problem. Od trzech dni nie mogę wejść do mieszkania, gdy tylko zbliżam się do swojego bloku nad moją głową zlatują się te potwory i na mnie srają, czasem dziobią, nie wiem gdzie mój portfel, klucze nie pasują do zamków, dzwoniłem do różnych służb ale wszyscy mają mnie za wariata, chcąc wyciągnąć księgi wieczyste by udowodnić, że to moje mieszkanie po otwarciu ich okazało się, że wszystkie dane są zamazane... zamazane gołębim gównem!

Znajdziecie mnie na rynku w we Wrocławiu, walczę dalej z nimi wyrywając im z dziobów chleb. Proszę nie dokarmiajcie ich one są co raz silniejsze!
  • 3