Zapraszam na nową historię z serii #polskiepato pt. "Ślepy traf".
Tekst możecie przeczytać tutaj lub na moim blogu polskiepato.pl. Tam znajdziecie więcej zdjęć, link do odcinka "Magazynu Kryminalnego 997" na temat tej zbrodni oraz do wywiadu z jednym z mafiozów.
Powiadomienia o nowych wpisach pojawiają się na fejsbukowym fanpejdżu Polskie Pato. Zapraszam też na Instagrama, gdzie wrzucam całkiem ciekawe stories o patologii i kryminalnych tematach, którymi się aktualnie zajmuję (spoiler: jutro idę do czytelni akt).
•••
Lata 90. to czas najaktywniejszych działań polskich zorganizowanych grup przestępczych. Nasza mafia jest najczęściej kojarzona z podwarszawskimi Pruszkowem i Wołominem, jednak w gangsterskich historiach zapisało się znacznie więcej miast i wsi. Ważnym miejscem przestępczych porachunków i nielegalnych biznesów były wschodnie przejścia graniczne. W Terespolu prężnie działały grupy złożone zarówno z obywateli Polski, jak i mieszkańców byłych krajów bloku komunistycznego.
. . .
Blisko trzydzieści lat temu kilkukilometrowe kolejki samochodów do polsko-białoruskiego przejścia granicznego nie dziwiły nikogo. Zdarzało się, że w oczekiwaniu na odprawę celną kierowcy stali nawet po pięć dni. Sytuacja na granicy sprzyjała okolicznym opryszkom wymyślającym coraz to nowsze sposoby na obrabowanie nocujących w autach ludzi. Wracający za Bug zwykle mieli ze sobą spore sumy pieniędzy – skupowali dolary lub sprzedawali na polskich bazarach papierosy, alkohol czy części samochodowe. Ofiarami złodziei padały także wycieczki autokarowe i kierowcy tirów.
Oprócz napadów rabunkowych przygraniczni bandyci wymuszali haracze i brali pieniądze za nonsensowne usługi: nocne pilnowanie kolejki, ochronę przed innymi gangsterami albo rzekome sprzątanie okolicy. Niektórzy z terespolskich „ochroniarzy” mieli nawet założone legalne działalności i nosili charakterystyczne mundury. Stawiających opór bito pałkami i rażono paralizatorami, grożono bronią lub jej atrapą, zastraszano i siłą usuwano z kolejki. Przybysze zza wschodniej granicy, gdzie zwykle panowało jeszcze większe bezprawie niż w Polsce, nie zdawali sobie sprawy, że wyłudzacze działają nielegalnie. Wielu z przyjezdnych miało już wcześniej przygotowane zaskórniaki, które posłusznie wręczali gangsterom w ochroniarskich uniformach.
Działalność gangsterska na polsko-białoruskiej granicy przynosiła duże zyski, było więc wielu chętnych do prowadzenia tam interesów, a konflikty pomiędzy konkurencyjnymi grupami były prawie na porządku dziennym. Gangsterzy nie przebierali w środkach – regularnie dochodziło do pobić, okaleczeń czy niewyjaśnionych zaginięć. Wiele z mafijnych zatargów kończyło się morderstwami. Gangsterzy byli bezwzględni, a swoje ofiary przed śmiercią często torturowali, obcinając palce czy dłonie.
. . .
Jednym z najbardziej znanych podlaskich rekieterów lat 90. był cieszący się autorytetem w przestępczym światku Mariusz L., pseudonim „Wara”. Oprócz wymuszeń rozbójniczych i pobierania haraczy, jego ludzie pomagali w tak zwanym „bezpiecznym przejeździe”, który polegał na przeprowadzeniu auta na sam początek kolejki. W 1996 roku „Wara” postanowił zalegalizować swoją przygraniczną działalność i założył przedsiębiorstwo pod nazwą „Budzik”, które zajmowało się budzeniem kierowców czekających w kolejce do odprawy. Zatrudnieni przez właściciela firmy przestępcy przechadzali się o poranku wśród zaparkowanych aut i pukali w szyby. Od zaspanych kierowców wymagali zapłaty w wysokości dziesięciu złotych.
W „Budziku” zatrudniony był miejscowy znany bandyta Dariusz W., nazywany w swoim środowisku „Tulipanem”. Znamienna ksywka pochodziła od działającego w latach 70. i 80. podrywacza i złodzieja Jerzego Kalibabki. Tak jak słynny uwodziciel, W. uwielbiał zakrapiane imprezy, towarzystwo kobiet i przypadkowy seks. Spore pieniądze, które zarabiał na granicy i na złomowisku trwonił w szybkim tempie. W firmie terespolskiego gangstera pracował także „Dżudżo”, kolega „Tulipana” mieszkający na tej samej ulicy.
W tym czasie jednym z najbardziej wpływowych ludzi na wschodniej granicy był obywatel Rosji ormiańskiego pochodzenia Aleksander Y., pseudonim „Said”. Mafiozo działał na terenie całej Polski i w krajach byłego bloku komunistycznego, skąd jego współpracownicy sprowadzali kradzione samochody. Sam „Said” mieszkał na stałe w Białymstoku, sporadycznie pojawiając się w Terespolu czy Białej Podlaskiej, gdzie w jednym ze znanych hoteli opłacał pokój, który zawsze na niego czekał. Firma „Budzik” była realnym zagrożeniem dla jego interesów, dlatego gdy tylko dowiedział się o legalnym biznesie konkurencji, zaczął częściej pokazywać się na granicy. W towarzystwie rosłych mężczyzn obserwował patrolujących przygranicze pracowników „Budzika”.
. . .
Nocą z 4 na 5 września 1996 roku w jednej z kamienic przy ulicy Wojska Polskiego w Terespolu rozległo się pukanie do drzwi. Tej nocy „Dżudżo” nie wrócił do domu i pijany po imprezie spał u znajomych. Bliscy gangstera po cichu spojrzeli przez wizjer, za którym stało dwóch młodych mężczyzn. Widok broni u jednego z nich utwierdził ich w przekonaniu, by udawać, że w mieszkaniu nikogo nie ma. Zrezygnowani nieproszeni goście opuścili klatkę schodową i udali się do sąsiedniej kamienicy.
Kto tam?
– szepnęła przez drzwi zbudzona ze snu niewidoma kobieta.
My do "Tulipana"
– odpowiedział głos z wyraźnym wschodnim akcentem.
Syna 62-latki nie było w domu, noc spędzał pijany w objęciach kochanki. Stanisława W. odpowiedziała zgodnie z prawdą, a ci oddali dwa strzały w stronę mieszkania. Kule przebiły drewniane drzwi i trafiły w klatkę piersiową matki „Tulipana”. Napastnicy uciekli, a jeden z członków rodziny postrzelonej wezwał pogotowie. Ranna kobieta została przetransportowana do szpitala w Białej Podlaskiej, gdzie podczas operacji zmarła.
Na miejscu pojawili się bialscy kryminalni, którzy ustalili, że bandyci uciekli autem z białoruską rejestracją. Mimo blokady dróg, sprawcy przedostali się na E30, a później poza granice Polski. Zarówno „Tulipan”, jak i „Wara” odmówili policji współpracy, oczywistym było jednak, że Stanisława W. była przypadkową ofiarą mafijnych porachunków. Z ustaleń mundurowych wynikało, że zamach miał związek z działalnością firmy „Budzik”, a martwi mieli być „Tulipan” i „Dżudżo”. Mordercy kobiety mieli ją już wcześniej nachodzić i dopytywać o syna, który w ostatnim czasie rzadko nocował w rodzinnym mieszkaniu. Tajemniczy mężczyźni mieli też na osiedlach w Białej Podlaskiej dopytywać o adres „Wary” i wybić szybę w mieszkaniu matki „Tulipana”.
Mimo działań bialskiej i lubelskiej policji sprawcy nie zostali zidentyfikowani, a sprawę umorzono. W krótkim czasie po zamachu „Wara” rozwiązał firmę i wraz z całą rodziną wyprowadził się do Warszawy. Interesy „Tulipana” przestały się opłacać, a koledzy z przygranicza bali się, że współpracując z nim, narażą się „Saidowi” i jego świcie. Syn zamordowanej kobiety na kilka lat zrezygnował z gangsterskiej kariery, ale na początku XXI wieku wrócił do fachu. Zajął się przemytem narkotyków na Białoruś, gdzie w 2002 roku został zatrzymany za posiadanie sporej ilości amfetaminy. Białoruski sąd skazał go na osiem lat pozbawienia wolności i pozwolił na odsiedzenie wyroku w Polsce. W trakcie jednej z przepustek zaczął się ukrywać i przez pewien czas był na liście poszukiwanych przez policję.
„Said” od 1997 roku wraz z ormiańską mafią zajmował się wymuszaniem haraczy od handlarzy na Stadionie Dziesięciolecia. W 2001 roku został zatrzymany, a blisko dwa lata później skazany na dziewięć lat więzienia. Rok po usłyszeniu wyroku zmarł na raka.
. . .
W 2012 roku kryminalni z lubelskiego Archiwum X postanowili wrócić do sprawy śmierci Stanisławy W. z Terespola. Policjanci z Wydziału Kryminalnego KWP w Lublinie oraz policjanci z Białej Podlaskiej nawiązali współpracę z białoruskimi instytucjami państwowymi i organami ścigania z Brześcia. Dzięki ich kooperacji i zastosowaniu nowoczesnych metod z dziedziny badań kryminalistycznych, funkcjonariusze ustalili, że sprawcą śmierci 62-letniej kobiety jest niejaki Uladzimir M. Białorusin w 1996 roku miał 18 lat i pracował m.in. dla „Saida”. Po zabójstwie Stanisławy W. wrócił do rodzinnego Brześcia, gdzie mieszkał przez sześć lat. Później wyprowadził się do Niemiec i tam ułożył sobie życie. Nie zaprzestał jednak stosowania przemocy i kilkakrotnie dotkliwie pobił swoją partnerkę.
Mimo wydania europejskiego nakazu aresztowania, M. przez kilkanaście miesięcy pozostawał nieuchwytny. Dopiero wiosną 2016 roku policja otrzymała informację, że poszukiwany widziany był w niemieckim mieście Augsburg. Niemieccy funkcjonariusze zatrzymali 38-letniego Uladzimira. Po deportacji do Polski mężczyzna został przewieziony do Aresztu Śledczego w Lublinie.
Oskarżony przyznał się do winy. Wyjaśnił, że nie miał pojęcia, że ktoś stoi za drzwiami.
Strzeliłem w kierunku drzwi, bo chciałem zrobić dziurkę, żeby „Tulipan”, gdy wróci do domu, wiedział, że tam byłem
– opowiadał przed sądem.
Twierdził też, że nie wiedział, że kogoś zabił, słysząc jednak plotki o śmierci kobiety po drugiej stronie granicy, podejrzewał, że to on mógł być sprawcą i przez dwadzieścia lat żył z tą niepewnością. Podczas procesu, który rozpoczął się w 2017 roku w Sądzie Okręgowym w Lublinie, płakał i prosił o wybaczenie. „Tulipan”, który był oskarżycielem posiłkowym wykrzykiwał na sali sądowej:
Wiedziałeś, do kogo strzelasz! Wiedziałeś, że matka jest święta!
W czerwcu 2017 roku Sąd skazał Uladzimira M. na karę 10 lat pozbawienia wolności.
•••
Informacje z mediów, które zawarłam w tym tekście, pochodzą stąd, stąd, stąd, stąd, stąd oraz stąd. Korzystałam także z książki Ryszarda Modelewskiego “Odwet gliny. W imię sprawiedliwości”.
Nad poprawnością języka polskiego w moich tekstach czuwa @TerazMnieWidac. Tytuł też wymyślił.
@kvoka: swego czasu bar na dole, później centrum był taką poczekalnią dla bardzo nieciekawych typów. Kto szukał wrażeń, ten je znalazł. Później z czasem trochę to wyemigrowało pod zajazd "Pajero", który znajdował się przy drodze E30 jadąc z Białej do Terespola. 30 lat człowiek przeżył i pierwsze słyszę o tej historii :D
Dlatego mnie skręca jak słyszę, że ktoś tęskni za latami 90. Nędza, bandyterka i bezprawie.
@Volos: Co fakt to fakt. Wychowywałem się w tamtych latach na typowym blokowisku, które na dobitkę w mieście miało tzw. "złą sławę" i śmiało mogę stwierdzić, że po 2004 to już kompletnie nie ta dzielnica, zresztą i miasto zupełnie nie to. Poziom dewastacji dramatyczny: połamane ławki, wyposażenie placów zabaw, elewacje bloków i ściany klatek schodowych pomazane,
@SP_Alfa_Kilo: Potwierdzam. Rocznik 82, mieszkałem w Terespolu. Część kolegów z podstawówki (8 klasa) już klej wachało. Mi z garażu #!$%@? 3rowery górskie. A wtedy taki rower to było coś. Potem nagminnie kradli telefony. Po wejściu do UE większość patoli wyjechała. Teraz to miasteczko jest nie do poznania.
@MrSzakal: Wschodnia granica Polski w latach 80. i 90. to była dzicz. Każdemu kto tęskni za tamtymi latami polecałbym przenieść się w czasie i pomieszkać chwilę w jakiejś miejscowości na wschodzie. @kvoka: > niektórzy z terespolskich „ochroniarzy” mieli nawet założone legalne działalności i nosili charakterystyczne mundury. Stawiających opór bito pałkami i rażono paralizatorami, grożono bronią lub jej atrapą, zastraszano i siłą usuwano z kolejki
Za to po 2 czy 3 latach od wejścia do UE ten kraj zmienił się nie do poznania. Cała patola musiała wyjechać do UK i Irlandii, innego wytłumaczenia nie ma.
To jest zbyt proste wytłumaczenie. Za spadek przestępczości odpowiadają: 1) Wejście do Unii, ale nie na tej zasadzie, że patola wyjechała (poziom przestępczości wśród Polaków za granicą nie jest przecież zatrważający), tylko środowiska generujące przestępców dostały szansę na szybkie wzbogacenie
@SP_Alfa_Kilo: pięknie to podsumowałeś, jakbym widział swoje osiedle. W sumie dziś najbardziej mnie dziwi właśnie ówczesne złodziejstwo, agresja i dewastowanie wszystkiego co się da. Kradli wszystko co się dało, buty, ubrania, rowery to już w ogóle (RIP rower z komunii). Kiedyś dostałem licznik rowerowy (szpan) to chyba drugiego dnia gość z osiedla obok mi go wyrozbojował - podszedł, dostałem strzała i mi
@blindmarten: @SP_Alfa_Kilo: ja mieszkając w spokojnej dzielnicy domków jednorodzinnych, to dwa razy bratu sąsiada, który to przyjechał do niego z Niemiec ukradli auto. W taki sposób, że jechali za nim spod granicy, lufa do skroni i daj kluczyki ( ͡°( ͡°͜ʖ( ͡°͜ʖ͡°)ʖ͡°) ͡°)
@kvoka: Dziękuję za bardzo ciekawy artykuł. Pamiętam, że w Pitbullu polowali na Saida powiązanego że środowiskiem ormiańskim. Najwidoczniej inspirowali się postacią przytoczoną przez Ciebie.
Tekst możecie przeczytać tutaj lub na moim blogu polskiepato.pl. Tam znajdziecie więcej zdjęć, link do odcinka "Magazynu Kryminalnego 997" na temat tej zbrodni oraz do wywiadu z jednym z mafiozów.
Powiadomienia o nowych wpisach pojawiają się na fejsbukowym fanpejdżu Polskie Pato. Zapraszam też na Instagrama, gdzie wrzucam całkiem ciekawe stories o patologii i kryminalnych tematach, którymi się aktualnie zajmuję (spoiler: jutro idę do czytelni akt).
• • •
Lata 90. to czas najaktywniejszych działań polskich zorganizowanych grup przestępczych. Nasza mafia jest najczęściej kojarzona z podwarszawskimi Pruszkowem i Wołominem, jednak w gangsterskich historiach zapisało się znacznie więcej miast i wsi. Ważnym miejscem przestępczych porachunków i nielegalnych biznesów były wschodnie przejścia graniczne. W Terespolu prężnie działały grupy złożone zarówno z obywateli Polski, jak i mieszkańców byłych krajów bloku komunistycznego.
. . .
Blisko trzydzieści lat temu kilkukilometrowe kolejki samochodów do polsko-białoruskiego przejścia granicznego nie dziwiły nikogo. Zdarzało się, że w oczekiwaniu na odprawę celną kierowcy stali nawet po pięć dni. Sytuacja na granicy sprzyjała okolicznym opryszkom wymyślającym coraz to nowsze sposoby na obrabowanie nocujących w autach ludzi. Wracający za Bug zwykle mieli ze sobą spore sumy pieniędzy – skupowali dolary lub sprzedawali na polskich bazarach papierosy, alkohol czy części samochodowe. Ofiarami złodziei padały także wycieczki autokarowe i kierowcy tirów.
Oprócz napadów rabunkowych przygraniczni bandyci wymuszali haracze i brali pieniądze za nonsensowne usługi: nocne pilnowanie kolejki, ochronę przed innymi gangsterami albo rzekome sprzątanie okolicy. Niektórzy z terespolskich „ochroniarzy” mieli nawet założone legalne działalności i nosili charakterystyczne mundury. Stawiających opór bito pałkami i rażono paralizatorami, grożono bronią lub jej atrapą, zastraszano i siłą usuwano z kolejki. Przybysze zza wschodniej granicy, gdzie zwykle panowało jeszcze większe bezprawie niż w Polsce, nie zdawali sobie sprawy, że wyłudzacze działają nielegalnie. Wielu z przyjezdnych miało już wcześniej przygotowane zaskórniaki, które posłusznie wręczali gangsterom w ochroniarskich uniformach.
Działalność gangsterska na polsko-białoruskiej granicy przynosiła duże zyski, było więc wielu chętnych do prowadzenia tam interesów, a konflikty pomiędzy konkurencyjnymi grupami były prawie na porządku dziennym. Gangsterzy nie przebierali w środkach – regularnie dochodziło do pobić, okaleczeń czy niewyjaśnionych zaginięć. Wiele z mafijnych zatargów kończyło się morderstwami. Gangsterzy byli bezwzględni, a swoje ofiary przed śmiercią często torturowali, obcinając palce czy dłonie.
. . .
Jednym z najbardziej znanych podlaskich rekieterów lat 90. był cieszący się autorytetem w przestępczym światku Mariusz L., pseudonim „Wara”. Oprócz wymuszeń rozbójniczych i pobierania haraczy, jego ludzie pomagali w tak zwanym „bezpiecznym przejeździe”, który polegał na przeprowadzeniu auta na sam początek kolejki. W 1996 roku „Wara” postanowił zalegalizować swoją przygraniczną działalność i założył przedsiębiorstwo pod nazwą „Budzik”, które zajmowało się budzeniem kierowców czekających w kolejce do odprawy. Zatrudnieni przez właściciela firmy przestępcy przechadzali się o poranku wśród zaparkowanych aut i pukali w szyby. Od zaspanych kierowców wymagali zapłaty w wysokości dziesięciu złotych.
W „Budziku” zatrudniony był miejscowy znany bandyta Dariusz W., nazywany w swoim środowisku „Tulipanem”. Znamienna ksywka pochodziła od działającego w latach 70. i 80. podrywacza i złodzieja Jerzego Kalibabki. Tak jak słynny uwodziciel, W. uwielbiał zakrapiane imprezy, towarzystwo kobiet i przypadkowy seks. Spore pieniądze, które zarabiał na granicy i na złomowisku trwonił w szybkim tempie. W firmie terespolskiego gangstera pracował także „Dżudżo”, kolega „Tulipana” mieszkający na tej samej ulicy.
W tym czasie jednym z najbardziej wpływowych ludzi na wschodniej granicy był obywatel Rosji ormiańskiego pochodzenia Aleksander Y., pseudonim „Said”. Mafiozo działał na terenie całej Polski i w krajach byłego bloku komunistycznego, skąd jego współpracownicy sprowadzali kradzione samochody. Sam „Said” mieszkał na stałe w Białymstoku, sporadycznie pojawiając się w Terespolu czy Białej Podlaskiej, gdzie w jednym ze znanych hoteli opłacał pokój, który zawsze na niego czekał. Firma „Budzik” była realnym zagrożeniem dla jego interesów, dlatego gdy tylko dowiedział się o legalnym biznesie konkurencji, zaczął częściej pokazywać się na granicy. W towarzystwie rosłych mężczyzn obserwował patrolujących przygranicze pracowników „Budzika”.
. . .
Nocą z 4 na 5 września 1996 roku w jednej z kamienic przy ulicy Wojska Polskiego w Terespolu rozległo się pukanie do drzwi. Tej nocy „Dżudżo” nie wrócił do domu i pijany po imprezie spał u znajomych. Bliscy gangstera po cichu spojrzeli przez wizjer, za którym stało dwóch młodych mężczyzn. Widok broni u jednego z nich utwierdził ich w przekonaniu, by udawać, że w mieszkaniu nikogo nie ma. Zrezygnowani nieproszeni goście opuścili klatkę schodową i udali się do sąsiedniej kamienicy.
– szepnęła przez drzwi zbudzona ze snu niewidoma kobieta.
– odpowiedział głos z wyraźnym wschodnim akcentem.
Syna 62-latki nie było w domu, noc spędzał pijany w objęciach kochanki. Stanisława W. odpowiedziała zgodnie z prawdą, a ci oddali dwa strzały w stronę mieszkania. Kule przebiły drewniane drzwi i trafiły w klatkę piersiową matki „Tulipana”. Napastnicy uciekli, a jeden z członków rodziny postrzelonej wezwał pogotowie. Ranna kobieta została przetransportowana do szpitala w Białej Podlaskiej, gdzie podczas operacji zmarła.
Na miejscu pojawili się bialscy kryminalni, którzy ustalili, że bandyci uciekli autem z białoruską rejestracją. Mimo blokady dróg, sprawcy przedostali się na E30, a później poza granice Polski. Zarówno „Tulipan”, jak i „Wara” odmówili policji współpracy, oczywistym było jednak, że Stanisława W. była przypadkową ofiarą mafijnych porachunków. Z ustaleń mundurowych wynikało, że zamach miał związek z działalnością firmy „Budzik”, a martwi mieli być „Tulipan” i „Dżudżo”. Mordercy kobiety mieli ją już wcześniej nachodzić i dopytywać o syna, który w ostatnim czasie rzadko nocował w rodzinnym mieszkaniu. Tajemniczy mężczyźni mieli też na osiedlach w Białej Podlaskiej dopytywać o adres „Wary” i wybić szybę w mieszkaniu matki „Tulipana”.
Mimo działań bialskiej i lubelskiej policji sprawcy nie zostali zidentyfikowani, a sprawę umorzono. W krótkim czasie po zamachu „Wara” rozwiązał firmę i wraz z całą rodziną wyprowadził się do Warszawy. Interesy „Tulipana” przestały się opłacać, a koledzy z przygranicza bali się, że współpracując z nim, narażą się „Saidowi” i jego świcie. Syn zamordowanej kobiety na kilka lat zrezygnował z gangsterskiej kariery, ale na początku XXI wieku wrócił do fachu. Zajął się przemytem narkotyków na Białoruś, gdzie w 2002 roku został zatrzymany za posiadanie sporej ilości amfetaminy. Białoruski sąd skazał go na osiem lat pozbawienia wolności i pozwolił na odsiedzenie wyroku w Polsce. W trakcie jednej z przepustek zaczął się ukrywać i przez pewien czas był na liście poszukiwanych przez policję.
„Said” od 1997 roku wraz z ormiańską mafią zajmował się wymuszaniem haraczy od handlarzy na Stadionie Dziesięciolecia. W 2001 roku został zatrzymany, a blisko dwa lata później skazany na dziewięć lat więzienia. Rok po usłyszeniu wyroku zmarł na raka.
. . .
W 2012 roku kryminalni z lubelskiego Archiwum X postanowili wrócić do sprawy śmierci Stanisławy W. z Terespola. Policjanci z Wydziału Kryminalnego KWP w Lublinie oraz policjanci z Białej Podlaskiej nawiązali współpracę z białoruskimi instytucjami państwowymi i organami ścigania z Brześcia. Dzięki ich kooperacji i zastosowaniu nowoczesnych metod z dziedziny badań kryminalistycznych, funkcjonariusze ustalili, że sprawcą śmierci 62-letniej kobiety jest niejaki Uladzimir M. Białorusin w 1996 roku miał 18 lat i pracował m.in. dla „Saida”. Po zabójstwie Stanisławy W. wrócił do rodzinnego Brześcia, gdzie mieszkał przez sześć lat. Później wyprowadził się do Niemiec i tam ułożył sobie życie. Nie zaprzestał jednak stosowania przemocy i kilkakrotnie dotkliwie pobił swoją partnerkę.
Mimo wydania europejskiego nakazu aresztowania, M. przez kilkanaście miesięcy pozostawał nieuchwytny. Dopiero wiosną 2016 roku policja otrzymała informację, że poszukiwany widziany był w niemieckim mieście Augsburg. Niemieccy funkcjonariusze zatrzymali 38-letniego Uladzimira. Po deportacji do Polski mężczyzna został przewieziony do Aresztu Śledczego w Lublinie.
Oskarżony przyznał się do winy. Wyjaśnił, że nie miał pojęcia, że ktoś stoi za drzwiami.
– opowiadał przed sądem.
Twierdził też, że nie wiedział, że kogoś zabił, słysząc jednak plotki o śmierci kobiety po drugiej stronie granicy, podejrzewał, że to on mógł być sprawcą i przez dwadzieścia lat żył z tą niepewnością. Podczas procesu, który rozpoczął się w 2017 roku w Sądzie Okręgowym w Lublinie, płakał i prosił o wybaczenie. „Tulipan”, który był oskarżycielem posiłkowym wykrzykiwał na sali sądowej:
W czerwcu 2017 roku Sąd skazał Uladzimira M. na karę 10 lat pozbawienia wolności.
• • •
Informacje z mediów, które zawarłam w tym tekście, pochodzą stąd, stąd, stąd, stąd, stąd oraz stąd. Korzystałam także z książki Ryszarda Modelewskiego “Odwet gliny. W imię sprawiedliwości”.
Nad poprawnością języka polskiego w moich tekstach czuwa @TerazMnieWidac. Tytuł też wymyślił.
. . .
#kryminalne #kryminalistyka #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #terespol #bialapodlaska #mafia
Dzięki za historię.
Następnym razem postaraj się wrzucać wcześniej, przez późną porę wpis dotrze do mniejszej ilości osób.
@Volos: Co fakt to fakt. Wychowywałem się w tamtych latach na typowym blokowisku, które na dobitkę w mieście miało tzw. "złą sławę" i śmiało mogę stwierdzić, że po 2004 to już kompletnie nie ta dzielnica, zresztą i miasto zupełnie nie to. Poziom dewastacji dramatyczny: połamane ławki, wyposażenie placów zabaw, elewacje bloków i ściany klatek schodowych pomazane,
@wrobel7: imo to tez kwestia rozwoju monitoringu
Komentarz usunięty przez autora
Mi z garażu #!$%@? 3rowery górskie. A wtedy taki rower to było coś. Potem nagminnie kradli telefony. Po wejściu do UE większość patoli wyjechała. Teraz to miasteczko jest nie do poznania.
@kvoka: > niektórzy z terespolskich „ochroniarzy” mieli nawet założone legalne działalności i nosili charakterystyczne mundury. Stawiających opór bito pałkami i rażono paralizatorami, grożono bronią lub jej atrapą, zastraszano i siłą usuwano z kolejki
W latach 2008-2010 jezdziłem na ukraine
@kvoka: Chyba stu tysięcy :)
To jest zbyt proste wytłumaczenie. Za spadek przestępczości odpowiadają:
1) Wejście do Unii, ale nie na tej zasadzie, że patola wyjechała (poziom przestępczości wśród Polaków za granicą nie jest przecież zatrważający), tylko środowiska generujące przestępców dostały szansę na szybkie wzbogacenie
@SP_Alfa_Kilo: pięknie to podsumowałeś, jakbym widział swoje osiedle. W sumie dziś najbardziej mnie dziwi właśnie ówczesne złodziejstwo, agresja i dewastowanie wszystkiego co się da. Kradli wszystko co się dało, buty, ubrania, rowery to już w ogóle (RIP rower z komunii). Kiedyś dostałem licznik rowerowy (szpan) to chyba drugiego dnia gość z osiedla obok mi go wyrozbojował - podszedł, dostałem strzała i mi
Pamiętam, że w Pitbullu polowali na Saida powiązanego że środowiskiem ormiańskim. Najwidoczniej inspirowali się postacią przytoczoną przez Ciebie.
Komentarz usunięty przez autora
trudneij o przypal, mniej zachodu z tym, zastraszac i bic nie trzeba