Wpis z mikrobloga

Na rogu siedemnastej ulicy by Chris Hog
powieść noir

Rozdział III
Na przekór ciemności

Wizyta w pubie nieco mnie pokrzepiła. Dochodziła dziesiąta wieczorem, czas łowców i ofiar. Znalazłem budkę telefoniczną, wygrzebałem z kieszeni płaszcza notatnik z donosami i numerami telefonów. Zadzwoniłem do mojego starego sprawdzonego informatora z dawnych lat, pół Indianina z Manhattanu. Dobrze znał okolicę w którą zamierzałem się przejechać.
- Bądź za 20 minut przy południowej bramie Central Parku.
- Dobra.

Asterka po raz kolejny gnała deszczowymi ulicami poświstując turbiną. Zaparkowałem na chodniku przy mrocznej, skrytej za ceglanym murem plamie parku. Znajoma sylwetka majaczyła pod latarnią przy bramie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Z bagażnika wyjąłem pękatą butelkę lekko siwawego płynu, owinąłem ją papierową torbą. Wiedziałem, że ryzykuję, ale taka waluta czasem potrafi zdziałać więcej niż dolary czy zawiadomienie.

- Starosioux! Dobrze Cię widzieć.
- Dobry wieczór Panie Hog.
Jowialna twarz Indianina wyrażała szczerą sympatię. Lubiłem tego cwanego gnojka.
- Muszę wiedzieć co działo się wczoraj wieczorem w parku. Wiesz coś?
- Może wiem, może nie - podrzucił zręcznie pięciocentówkę do góry. Zatańczyła w deszczu odbijając światło latarni.
- Trzymaj, powinno wystarczyć - wręczyłem mu szybko flaszkę.
- O! WADKA!
- Nawijaj - zaczynałem się lekko niecierpliwić.
- Byli tu policjanci z trzeciego posterunku. I paru federalnych, a przynajmniej na takich wyglądali. Przeszukali park, ale nie wiem co konkretnie chcieli znaleźć. Dobre trzydziestu chłopa. Odgrodzili teren taśmą, zabronili włazić do środka. Potem po prostu pojechali.
- Dziwne. Chłopaki z Trójki tutaj? To nie ich dystrykt.
- Też tak pomyślałem. Daleko się zapuścili.
- Domyślasz sie za czym mogli węszyć? - na myśl o Trójce przebiegł po mnie dreszcz wspomnień. Dobrych i złych.
- Od kilku miesięcy parę razy w tygodniu coś drze się w parku po zmroku. Zawodzi, niby się śmieje, niby krzyczy.
- Człowiek czy zwierzę?
- Trudno powiedzieć. Ale tak wyje, że...aż strach wejść!
- Dzięki, tyle mi wystarczy. Uważaj na siebie - uścisnąłem mu dłoń i szybkim krokiem ruszyłem w kierunku ciemnych drzew.
- Ty też, nawet bardziej niż ja - odrzekł rozsiadając się na ławce i widząc jak przechodzę nad żółtą, policyjną taśmą.

Park był ciemny i mokry. Po dwudziestu minutach bezskutecznego przeczesywania latarką krzaków, ławek i koszy na śmieci miałem już prawie dość. Maślanka w piersiówce dawno się skończyła a pampers przemókł do suchej nitki. Zrezygnowany miałem ruszyć w stronę bramy, gdy nagle na niewielkiej polanie poza zasięgiem nielicznych latarni dostrzegłem jakiś ruch. Ruszyłem ostrożnie naprzód. Koło przechylonej brzozowej kłody stało jakieś zwierzę. Duże zwierzę. Miało kopyta i koński ogon. Było do mnie obrócone tyłem i chyba pochylone, bo nie widziałem głowy. Koń? Tutaj? Niby skąd? W głowie miałem mętlik. Skierowałem powoli światło w stronę tego czegoś, przesuwając najpierw snop światła po kłodzie. Była pokryta gównem. Gdy przesunąłem latarkę trochę bardziej w prawo, to coś podniosło głowę. A właściwie coś, co za głowę brałem. To był obły, ludzki tors. Chciałem krzyczeć, lecz nie mogłem. Zgroza jaka mnie ogarnęła była tak wielka, że zatoczyłem się w tył, zatrzymując plecami na pobliskim drzewie, latarka wypadła mi z rąk, zimny pot ściekał mi po pośladkach.
Istota kroczyła ku mnie przez mrok, dysząc chrapliwie. Drżącą dłonią sięgnąłem do kieszeni prochowca po mój wierny pistolet 45 MM, wyszarpnąłem go i strzeliłem w mrok, niemalże na oślep. Huk jaki się rozległ niemal rozsadził mi uszy. Stwór cofnął się raptownie, a potem odwrócił w bok i pognał ścieżką w stronę bramy z której przyszedłem. Starosiux! Rzuciłem się w pogoń mając nadzieję, że zdążę na czas.

#kononowicz #szkolna17 #szkolnanoir #piszzwykopem #pasta
  • 4
Zajebiste! Nie przestawaj!
Czas na burdelmame i wizyte w klubie rossa, jakiś twist i zbieranie dowodów. Może włoska mafia elborodo i jakiś trup na magazynie :D trójka depcze po piętach. Sprzedajny policjant (dzielnicowy) aaaach dobre dobre