Wpis z mikrobloga

Co dała mi psychoterapia?

Na terapię chodzę od połowy czerwca ubiegłego roku, więc rok z hakiem. Poszłam tam z powodu problematycznej relacji z rodzicami, okazało się, że to wierzchołek góry lodowej.

Tl;dr mojej relacji z rodzicami:


Całe życie słyszałam, że jestem gbur, cham, prostak, chamidło, dziad, dziadówa, bydło, przynoszę wstyd, nie jestem wystarczająco dobra, jestem tłukiem, nieukiem, czemu piątka a nie szóstka?!, beznadziejna gospodyni, bałaganiara, beztalencie… I tak dalej. Moją rolą w rodzinie było “przynieś-podaj-pozamiataj”, byłam opiekunem swoich rodziców (!), byłam strażnikiem sekretów tego domu, byłam popychadłem, byłam… bo byłam.

Gdy skończyłam 23,5 roku, a było to w przededniu wigilii, zrozumiałam, że nie chcę już tak żyć. Że ja już nie chcę żyć. Wtedy tu, na mirko, błagałam o adresy, nazwiska, szukałam psychologa, terapeuty, kogokolwiek, kto mi pomoże. Miałam już dość gróźb pobicia, szykan, obrażania, kłótni w domu rodzinnym, miałam dość słuchania, jaką jestem złą córką. Ktoś mi jednak w komentarzu napisał, że jestem je*aną atencjuszką i na pewno do żadnego terapeuty nie pójdę. No nie poszłam. Ale wtedy zaczęło się moje prawie półroczne rodzinne piekło, gdy rodzice za wszelką cenę, po trupach, starali się przywrócić status quo i zmusić mnie do powrotu do swojej służalczej roli. Działy się rzeczy okrutne i straszne, o których pisac nie będę, ale zakończyły się rozpadem rodziny.

Od kwietnia do połowy maja trwałam w zamrożeniu, byłam kompletnie bezsilna, bezradna, bez życia. Nie chciałam żyć, ale nie chciałam ranić niebieskiego. Zrozumiałam, że dla mnie to jest ta chwila: albo coś ze sobą zrobię i się uleczę, albo coś ze sobą zrobię i mnie pochowają. Pod płotem, wiadomo, samobójców nie chowają nigdzie indziej.

Wybrałam życie. Poszłam do psychiatry i na terapię.

→ Po tym przydługim wstępie odpowiem na pytanie zawarte w tytule. Co mi dała psychoterapia?
Przede wszystkim zrozumienie siebie. Bardzo mocne rozgraniczenie tego, że w tej relacji byłam ofiarą, a rodzice sprawcami mojego bólu i cierpienia. Zrozumiałam (choć… dopiero dzisiaj to otwarcie przyznałam! Cudowna chwila!), że tylko i wyłącznie rodzice są odpowiedzialni za relację, a może i nawet więź, ze swoimi dziećmi. Dzieci są jakby… zaproszone do tego stołu, rozumiecie, same się nie pchały do życia, więc ci, którzy je powołali, przejmują PEŁNĄ odpowiedzialność za wygląd tej relacji.
Dało mi to, że zrozumiałam, że nie jestem winna! Nie jestem winna rodzicom opieki, bo przecież oni się mną opiekowali w dzieciństwie to potem ja muszę nimi. Gówno prawda, musieli, inaczej by im mops odebrał dzieci. Nie muszę być niczyją służącą. Nie muszę wierzyć w to, co mówili o mnie: że jestem gruba, brzydka, gbur, cham, prostak itd.

Zrozumiałam też, że to wszystko spowodowały demony moich rodziców. To były mechanizmy obronne, dzięki którym czuli kontrolę i władzę, jakiej nie mieli w dzieciństwie. Wiecie, jeśli dziecko nie ma poczucia sprawstwa, jeśli jest kompletnie bezsilne w dzieciństwie, to potem sobie to kompensuje w dorosłym życiu. Rodzice pozwolili, by ogarnęły je ich demony. Ale to jest ich odpowiedzialność - postanowili się nimi nie zajmować. Postanowili dopuścić swoje demony kontroli, aby podpowiadały im, że tłuczenie swoich dzieci jest lepsze, niż przyznanie się do błędu. Że nieprzepraszanie jest lepsze. Że traktowanie dzieci jak manipulujące dorosłymi zło koniecznie sprawi, że życie ich dzieci będzie uporządkowane.
Ale to był ich wybór i nie jestem winna, choć wielokrotnie próowali mnie o tym przekonać, że to ja jestem winna ich złości, jestem winna tego że zostałam pobita, zwyzywana. Bo mój ton, bo moja mina. Nie. To ktoś nie panował nad sobą. Moje zrozumienie nie znosi jednak ich odpowiedzialności za to.

Takie zrozumienie mi dala terapia. Gdy przyszłam na nią, to pierwszego dnia już o tym mówiłam, ale nie wierzyłam w to, nie stosowałam się do tego, pozwalałam, by złe myśli zaprzątały mi głowę i udowadniały mi, że gdybym coś zrobiła inaczej, gdybym była lepszą córką, gdybym lepiej służyła rodzicom, to moja rodzina by się nei rozpadła. Dzisiaj z pelną stanowczością CZUJĘ, a nie tylko wiem, że ja byłam w porządku, byłam wystarczająca.

A o uczuciach napiszę Wam następny post.
Bo postanowiłam zacząć pisać Wam, jak cudownie jest odzyskać - a raczej UZYSKAĆ - stabilność psychiczną i dlaczego warto chodzić na terapię.
Pisałam już parę razy na temat terapii, depresji i wiele osób pisało do mnie o polecenie terapeuty, psychiatry. Stay tuned, bo przygotowuję na ten temat wpis, będzie za parę dni.

Czekam na Wasze komentarze - pytania, wyznania, cokolwiek. Spokojnego dnia!

#depresja #psychologia #terapia #psychoterapia #gruparatowaniapoziomu #ciekawostki
  • 93
via Wykop Mobilny (Android)
  • 11
@TotalDisaster: dzięki :) będę!

Na początku się bardzo bałam tego, że będę musiała chodzic na terapie ileś lat, dawałam sobie dużą presję, by robić progres jak najszybciej. Dzisiaj jestem juz spokojniejsza.

Ostatnio piszę to w wiadomosciach prywatnych i uważam, że to dość trafne: trudy psychiczne są jak nadprogramowe kilogramy zbierane przez lata. Nikt w rok nie dorobił się 80kg nadwagi, nikt też w rok nie nauczy się zdrowych nawyków i nie
@nicari: No dokładnie, jak masz jakieś psychiczne naleciałości które się ciągną od wczesnego dzieciństwa to cieżko będzie je wszystkie rozwiązać na przestrzeni miesięcy ( ͡° ͜ʖ ͡°) Jeszcze ja przez jakiś czas chodziłem stosunkowo rzadko bo raz na 2 tygodnie, dopiero od roku-dwóch chodzę co tydzień. No i musiałem też zmienić terapeutę w trakcie więc wiadomo, nowy terapeuta to trzeba wszystko mówić od nowa i trochę tego
via Wykop Mobilny (Android)
  • 2
@maein: tak, przed terapią bylam ze swoim niebieskim 6 lat.

Będę też na pewno pisać o relacjach damsko-męskich (posilkujac się literatura rzecz jasna), a raczej o tym, jak demony przeszłości kształtują życie miłosne. Jeśli za tym pytaniem kryje się coś więcej, to napisz proszę (tu lub na priw). Moze będę w stanie kiedyś coś napisać na ten temat i pomóc.
via Wykop Mobilny (Android)
  • 35
@maein: nie, nie był w stanie. Pewnie sam doświadczyłeś w swoim życiu ludzi, którzy tkwili w czymś złym i niw dało im się wytłumaczyć, że to złe. Następuje tutaj mechanizm wyparcia. Mózg nie dopuszcza do siebie takich rzeczy, bo to mogłoby zniszczyć psychikę człowieka, więc woli wypierać, idealizowac, obwiniac siebie o zło. Niebieski widział, że się dzieje krzywda, ale jednocześnie nie był w stanie się przebić przez schematy obronne.

W trakcie
via Wykop Mobilny (Android)
  • 3
@10129: no wiadomo, kiedyś napisalam jakiś heheszek z tym tagiem i mialam zalew różnych wiadomości.

Nie mam potrzeby przekonywać nikogo na siłę, że terapia jest super, więc nie będę sie wtryniac w nieswoje poletko :)
Ale! Wypieranie potrzeby miłości, czułości i zależności również jest mechanizmem obronnym psychiki. Ostatnio czytalam tym w pewnej książce i od razu myslalam o osobach z tagu przegryw lub diwyzwykopem. Pewnie też o tym napiszę.