Wpis z mikrobloga

Jak ja słucham o bonie edukacyjnym, to aż się we mnie gotuje - to jest totalna błazenada, która doprowadzi do krzywdy dzieciaków i sprawdzi się co najwyżej w dużych miastach. Tak tylko przypomnę, że Polska to nie tylko duże miasta i warto trochę spojrzeć poza czubek własnego nosa! Aktualnie szkoły w małych miejscowościach nie są wcale takie złe, dzięki czemu wiedza tam nabyta umożliwia kontynuację edukacji w szkołach średnich w dużych miastach. A co oferuje bon?

Ano to, że dzieciak z małej miejscowości jest skazane na dostosowanie się do wymysłów większości w swoich środowiskach. Ten pomysł to niezła bajka, ponieważ w tym wariancie istnieje iluzja wyboru, a więc jeśli dziecku/jego rodzicom nie odpowiada pobliska szkoła i jej program, ma szansę pójść do innej, która spełnia jego kryteria, a wszystko dzięki decentralizacji, co wpłynie na różnorodność szkół i bez dodatkowych kosztów za podjęcie tam nauki. Tylko jak to ma działać w praktyce?

Ano tak, że 12-latek musi się wyprowadzić do innego miasta, by uczyć się tego czego chce, podobnie jak student. W mniejszych miejscowościach nie jest tak, jak w dużych miastach - że jak jedna szkoła mu nie pasuje, to jedzie 2 przystanki dalej do drugiej. Szkoda tylko, że żaden geniusz na to nie wpadł. Czyli jak rozumiem w ramach bonu edukacyjnego ma wchodzić też gwarant mieszkania dla całej rodziny w innym mieście?

Tak, dyrektorzy, którzy starają się o uczniów jak właściciele firm, by mieć zysk i utrzymać "biznes" - dobry mi żart. Konserwatywna mała gmina? Cyk - w zgodzie z wolą większości dużo religii, mało angielskiego (bo "nie będą nam mówić w obcych językach"). Matematyki też mało, bo po co w życiu jakieś równania? Niewygodne lektury? Po co omawiać, przecież można Pana Tadeusza, Kordiana i trochę o cierpieniu Polski pomówić. Podejrzani "lokalni" i niekompetentni nauczyciele? Czemu nie, przecież wszyscy lubimy Pana Kazia, poza tym to kolega dyrektora. A biznes się kręci! A potem dzieciak wychodzi z sieczką z mózgu z zaległościami nieproporcjonalnie dużymi do tych, które ma rówieśnik z jego miasta.

Mówicie, że większość ludzi nie ma racji i jest głupia, a zarazem skazujecie perspektywiczną młodzież na podporządkowanie się woli ludzi w sprawach, *na których oni się nie znają*. To rodzic wie lepiej czego dziecko w danym wieku powinno się uczyć i na jakim poziomie wiedzy być? Oczywiście - ktoś powie, że ilość matematyki i polskiego może być odgórnie ustalona i ta dowolność nie musi być tak duża.

Tylko w takim razie na czym tak naprawdę miałby polegać ten dobór programu, o jakie przedmioty konkretnie chodzi? Czy może tylko dobór omawianych tematów? Czy może dobór metod nauczania? Wszyscy żonglują tak hasłem bon, że wszystko wspaniałe i pięknie, że każdy będzie uczył się czego będzie chciał. Szkoda, że nikt nie wyobraził sobie tragicznych skutków tego w praktyce, w polskich realiach.

Jeśli chodzi o dobór metod nauczania, to autonomię mają już prowadzący na studiach, właściwie bez żadnej kontroli. Mogą prowadzić zajęcia jak chcą - bo państwo wychodzi z założenia, że osoby z takim doświadczeniem mają większą wiedzę i wiedzą lepiej jak prowadzić zajęcia i przekazywać wiedzę, w której są ekspertami. Czy to dobrze? Jak pokazuje praktyka źle, bo wielu z nich tę dowolność wykorzystuje do tego, by tak naprawdę nic nie robić, albo olewać swoje obowiązki i misję edukacyjną. A potem płacz, że słabe szkolnictwo wyższe w skali świata.

Wiecie czemu w Finlandii jest tak fajnie? Bo szkolnictwo jest scentralizowane, w konsekwencji wszystkie szkoły są dobre, co przynosi same pozytywy i przekłada się także na inne aspekty tego kreju. Nie ma znaczenia, czy urodzisz sie w Helsinach, Tampere, w środku lasu, czy na wsi. Potem jeśli idziesz na Uniwersytet w Helsinkach, to choćbyś nawet był z ichniejszego Pcimia, jesteś dokładnie tak samo przygotowany do dalszej nauki, a więc masz równe szanse i tylko od Ciebie i Twojej pracy zależy kim zostaniesz - a więc realnie masz szansę zostać kowalem własnego losu. W Polsce pomimo państwowych szkół nadal nierówności są duże, a tutaj już słyszy się o pomysłach o tym jak tu je jeszcze zwiększyć...

Nie wiem co to za polityka chęci powiększania nierówności i podziału na lepszych i gorszych względem dochodów. Za dobrze jest, że trzeba zaorać wszystko, czy o co chodzi?

Proszę już nie powtarzać więcej bzdur, chyba, że z argumentami! :)

Wołam @Print_Screen, ponieważ wczoraj poruszył ten temat.

#polityka #wybory #bonedukacyjny #4konserwy #konfederacja #korwin #bekazkonfederacji #bekazkorwina #bekazprawakow #wolnyrynek #liberalizm #edukacja #szkolnictwo #podbaza #finlandia #wies
  • 13
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@GoddamnElectric: Bon edukacyjny masz w dużej mierze już teraz. Nawet jak pójdzie dziecko do prywatnej szkoły to ta szkoła dostanie też pieniądze za ucznia. W takich szkołach płacisz głównie za mniejsze klasy czy dodatkowe zajęcia/lepsze wyposażenie. Problemy z finansowaniem zależnym od zamożności można też łatwo rozwiązać likwidując obecną patologię gdzie szkoły są finansowane de facto przez samorządy bo rządy ignorują swoje obowiązki w finansowaniu edukacji. Mniejsze dofinansowanie z gmin a
  • Odpowiedz
@Print_Screen: @Herubin Przede wszystkim on nie ma zalet i to w tym pomyśle jest najgorsze. Bo w dużych miastach wszystko pozostaje po staremu, wszak nawet teraz dziecko może zmienić szkołę na taką jaką chce - czy to artystyczną, czy to humanistyczną, czy to bardziej ścisłą. Natomiast poziom szkół w małych miastach/wsiach, które mają monopol na kształcenie uczniów w danym obszarze znacząco obniżyłby się, głównie dlatego, bo taki dyrektor
  • Odpowiedz
@GoddamnElectric: Dzięki za ten wpis, bon edukacyjny to jeden z takich elementów korwinizmu, którego zbytnio nie negowałem do tej pory nie zadając sobie trudu, by dobrze to przemyśleć. Przecież im dłużej o tym teraz myślę, to bon jest totalnym zaprzeczeniem idei równości szans i de facto spycha nas do czasów w których syn chłopa ma wybór zostać chłopem, albo zostać chłopem.
  • Odpowiedz
@GoddamnElectric: ten bon da szanse dzieciom w wiekszych miastach - masz racje. Dla dzieci na zadupiach nie sie nie zmieni. bez bonu nie dasz szansynawet tym dzieciom w wiekszych miastach. Czyli jesli mozemy pomoc tylko czesci, to nie pomagajmy nikomu? Swoja droga - autobusy jezdza codziennie - nie jestes przykuty na cale zycie do wsi w ktorej sie urodziles - taka porada dla rodzicow, ktorym przez mysl nie przyjdzie ze,
  • Odpowiedz
@Lorne: W jakim stopniu ten bon pomoże dzieciom z miast? Gdyby tak było to pół biedy - on po prostu im nic nie odbierze, w przeciwieństwie do osób ze wsi. Przecież od ręki uczniowie miast mogą zmienić szkołę na taką jaką chcą, więc zmian 0. Natomiast w przypadku mniejszych miejscowości - tutaj szkoła przerzuci odpowiedzialność na dyrektorów/rodziców, co prawdopodobnie odbije się negatywnie na poziomie nauczania. Te szkoły gdzie dziecko będzie
  • Odpowiedz
@czynastolatek: Wciąż nie rozumiem. Nie jest tak. Ale to coś dziwnego? Jaki niby jest pozytyw odebrania pieniędzy szkole, gdzie jeden z uczniów przepisze się gdzieś indziej np. wskutek zmiany miejsca zamieszkania, czy zmiany profilu? Po co jakieś plebiscyty na popyt szkół? Szkoła to nie biznes, one przede wszystkim mają spełniać swoje funkcje, a nie konkurować - zwłaszcza podstawówki. Jeśli wszystkie szkoły byłyby okej, to żaden bon nie musiałby iść wraz
  • Odpowiedz