Wpis z mikrobloga

SWINGERSI
#dziesiatamuza #kino #swingersi

— Ty pewnie chcesz się bawić plastikowym ogórem, ale warzywa to ja mam w dupie!

śmiech o mocy tysiąca słońc płynący z widowni. ludzie ze śląska są przerażeni, bo mylą salwy rechotu widzów z tąpnięciami w kopalni


Wszyscy wiedzieli, że Swingersi to będzie gówno. Film wyprodukowany z pieniędzy takich firm jak Cyfrowy Polsat i Plus a dystrybuowany przez Mówi Serwis dystrybucja, spółkę córkę Polsatu współfinansowaną z pieniędzy unijnym (o czym informują na swojej stronie) jest gównem kompletnym; ja skupię się tylko na czymś bardziej frasującym, anomalii wynikającej z dwóch rzeczy - nie mam wątpliwości, że niektórym ten film się spodoba. Dlaczego? Bo najwyraźniej homofobia i gagi o #!$%@?ści małżeństwa dalej są w cenie.

365 dni mnie znudziło. Zenek zniesmaczył frywolnością wydawania moich pieniędzy. Bad Boy mnie rozbroił swoim kretynizmem. Natomiast Swingersi? Ten film mnie po prostu #!$%@?ł.

Ale ja jestem prostym wykopkiem. A co na to Onet.pl:

„Swingersi" to nieprzyzwoicie śmieszna komedia pomyłek, która pokaże, że zabawa w dużym gronie oznacza czasami duże kłopoty.


(mega mnie bawi, jak sobie przypomnę fikołki red. nacz. Onetu, Bartka Węglarczyka równo miesiąc temu w rozmowie w Tok.fm jak musiał występować przeciwko Tomaszowi Machale z WP.pl, mediaworkingowi i nie do końca jawnym reklamom w materiałach dziennikarskich, podczas gdy Onet pisze takie coś)

w założeniu chciałem przytoczyć wszystkie pozytywne zapowiedzi tego filmu z poważanych mediów, ale poza Onetem znalazłem tylko Fakt i Vivę, więc nie jest tak źle

Jak na komedię, która sygnalizuje swoim tytułem, zwiastunem, plakatem i wszystkim co możliwe ”niegrzeczną zabawę w duuużym gronie” faktycznego ruchania w tym filmie jest niewiele, bo jedno. Cała reszta jak można było oczywiście zgadnąć opowiada o tym jak PRZEZ ZUPEŁNY PRZYPADEK dwie pary wplątują się w „zabawę swingerską” a potem próbują to odkręcić żeby wyjść z twarzą.

Przynajmniej takie chyba były intencje, bo nawet to nie wyszło.

Film zaczyna się od panoramy nocnej Warszawy do muzyki Ryszarda Straussa ”Also sprach Zarathustra”, w trakcie której Misiek Koterski wychodzi na balkon i wrzeszczy: „Wygrzmocę was wszystkich!”, jednak muzyka drastycznie się urywa, gdy ptak sra mu na ramię.

A potem poziom spada.

Muzyka klasyczna natomiast wróci pod postacią Edwarda Griega i jego najsłynniejszego ”W grocie Króla Gór”

Mamy dwie pary — jedną typowo „polacką”, z meblościanką w rozpadającym się mieszkaniu: Czeczota, zmęczonego nauczyciela i Ostrowską napaloną księgową. Pal licho jedną z pierwszych scen w filmie kiedy ona się do niego dobiera napalona, a on wielokrotnie protestuje i próbuje przerwać to napastowanie — to typowy gag nt. wyglądu zużytego małżeństwa, ale na szczęście nie jest to odwrócony seksizm: analogiczna scena powróci gdy Koterski dobiera się do Ostrowskiej pomimo jej protestów. Nic tak nie rozładowuje atmosfery jak mały gwałcik!

Druga to para wielkomiejska — Misiek Koterski jest obrzydliwie bogatym dziennikarzem motoryzacyjnym (do teraz zastanawiam się po #!$%@? było to podkreślane że motoryzacyjnym, ten wątek prowadzi do nikąd), natomiast jego partnerką jest Liszowska: literalnie nikt, gold digger z Radomia (hyhyhy!), pozostająca w związku z nim w miłości, mierzonej hajsem i szansą na karierę. Główną motywacją dla Koterskiego jest ruchanie, ale nie dlatego że jest niewyżyty tylko, że to się dobrze sprzedaje „we internecie” i tego oczekuje od niego „siedemset tysięcy folołersów”. Żeby się ruchał. Próżno szukać więcej logiki.

Czeczot gra w grę VR-ową w łazience, więc z tego powodu wydaje okrzyki zmęczenia. Ostrowska wnioskuje z tego że się masturbuje i myśli o innych kobietach, więc zaprasza do ich domu parę Liszowska-Koterski.

Plottwist, o ile makaron spaghetti możemy nazwać świderkami, jest taki, że gdy przychodzi co do czego to początkowo niechętny Czeczot widząc Liszowską nagle nabiera ochoty na „f*gle”, natomiast Ostrowska dochodzi do wniosku, że trochę jednak #!$%@? że jej mąż podnieca się innymi kobietami i staje się niechętna. Okazuje się, że Liszowska to jego dawna miłość która porzuciła go dla Koterskiego, ale on cały czas ją kocha i teraz chce porzucić żonę żeby bzykać się z Liszowską. Ona odwzajemnia to uczucie, ale nie jest głupia, więc obstaje przy Koterskim. Film kończy się w ten sposób że Koterski się oświadcza Liszowskiej, a Ostrowska odchodzi od Czeczota, bo próbował bzyknąć swoją byłą. Lubimy się bawić w duuuuuużym gronie.

I tyle. Grażyniarskie żarty marriage bad są tak typowe jak można się spodziewać. Zakończenie wydaje się być, głębokie, refleksyjne, niejednoznaczne - no bo nie kończy się tak dobrze! Taki komentarz przeczytałem na Filmwebie:

Ja już widziałem i mocno mnie zaskoczył. Film jest całkiem śmieszny, ale to co ciekawe niesie za sobą również dosyć poważny przekaz dotyczący relacji międzyludzkich w dzisiejszych czasach. Na pewno jest to odskocznia od standardowych komedii romantycznych. Szczególnie błyszczą Koterski, Ostrowska, Czeczot. Oświeciński zagrał za to zupełnie inną rolę niż zazwyczaj. Na pewno warto iść, bo zwiastuny nie do końca oddają to, czym jest ten film.


Przy założeniu, że to nie komentarz kogoś zaangażowanego w promocję, tylko naprawdę ktoś tak uważa — cóż, jeżeli ktoś całe życie mieszkał w lepiance pod ziemią, to nawet wysypisko śmieci może robić wrażenie. Na seansie na którym byłem, doliczyłem się osiemnastu osób - niezbyt reprezentatywna grupa, ale trudno. Większość zarykiwała się ze śmiechu, a wychodząc jedna z pań stwierdziła do partnera: on to był zupełnie jak ty! A ponieważ nie przylecieli helikopterem, to zakładam, że chodziło o parę czeczotową. Bardziej mnie to smuci niż wzbudza jakąkolwiek emocję, że są ludzie, którzy bezrefleksyjnie potrafią doszukać się w ekranowym patoduecie podobieństw do siebie. Kogoś dziwi, że młodzi ludzie nie chcą brać ślubu, skoro utrwalony jest archetyp, że każde małżeństwo jest piekłem? #!$%@?ć.

Ale: musi faktycznie wymrzeć następne pokolenie żeby zmieniło się myślenie na ten temat. To mnie nie dziwi - w mniej lub bardziej zbliżonej formie ten aspekt wojny płci pojawia się w praktycznie każdej komedii, bo jest łatwy, więc do tego się tak nie doczepiam. Jednak pojawienie się innego elementu w tym filmie wyjątkowo mnie zaskoczyło, bo nie spotkałem się z tym od paru ładnych lat.

HYHY, GEJE! JEDYNA ŚMIESZNIEJSZA RZECZ OD CHŁOPA PRZEBRANEGO ZA BABĘ!

Nie zapomniałem o zapowiedzianej w pierwszym akapicie homofobii. Obok całej historii faktycznie powiązanej ze Swingersami dzieje się też drugi wątek, który W ŻADEN SPOSÓB nie jest powiązany z przedstawionymi wcześniej wydarzeniami na ekranie. Sobie tak egzystuje ten fragment filmu, w przeciwnym wypadku nie starczyłoby materiału na nawet sześćdziesięciominutówkę. Biorą w nim udział trzy osoby dramatu — Antek Królikowski, Barbara Kurdej-Szatan oraz onegdaj zaangażowany w działalność w zorganizowanej grupie przestępczej Tomasz Oświęcimski. Ich wątek zaczyna się od tego, że półnaga Barbara znajduje się na zamkniętym balkonie, po czym przedostaje się na sąsiedzki balkon należący do Antka Królikowskiego. Antek szykuje kolację. Zdaje się dobrze gotować, stara się w przygotowaniach, ewidentnie na kogoś czeka. Ale ratuje z opresji Barbarę, daje jej odzienie i próbuje pomóc. Ona jest rozgoryczona, że on będzie dzisiaj ruchał - skoro przygotował kolację - a ona nie (bo na tym balkonie to ją zamknął facet bo przyszła jego żona i on się z nią ruchał hehe). Antek w tym czasie dostaje gniewne esemesy zakończone emotkami - „ty się nie starasz :(((”, „nie chcę cię znać :’( to koniec” etc. #!$%@?, że wszystkie przygotowania na nic postanawia się #!$%@?ć razem z Barbarą i trafiają do łóżka.

Widz wie doskonale co się dzieje już od samego początku, ale ostatkiem sił liczy, że nie będzie to aż tak żałosne. Twórcy filmu decydują się jednak przetrzymać nas w niepewności tak mniej więcej do połowy, kiedy wprowadzona jest postać gangstera Tomasza Oświęcimskiego. W sensie, on w tym filmie gra gangstera, który wozi kogoś w bagażniku co jest megaśmieszne w ogóle; dlatego czułem się w obowiązku podkreślić jego przeszłość. Którą zostawił za sobą. Ech.

Więc, Oświęcimski przyjeżdża z kwiatami, a my powinniśmy uwierzyć w to, że idzie z nim do Barbary, ale nie!

ON PRZYJEŻDŻA DO ANTKA! JEST GEJEM! :O SZOK

Kwiatuszku, orzeszku przebacz mi, nie chciałem na ciebie nakrzyczeć — nie, to ty mi przebacz, nie byłem dla ciebie dobry. Jedynym źródłem gagów jest to, że oto potężny aktor Tomasz Oświęcimski, który gra zatwardziałego gangstera jest… gejem. A przecież to takie niemęskie. Więc wykręcamy to do maksimum, jest wrażliwy, ckliwy, uroczy… BO JEST GEJEM.

W galerii obleśnych i prymitywnych żartów w tym filmie prym wiedzie ten, gdy Oświęcimski odkrywa obecność Barbary w mieszkaniu i mdleje z wrażenia. Antek sugeruje Barbarze usta-usta, po czym ona pyta:

— Co on tam miewa najczęściej?

— A zgadnij!

Brakuje tylko, żeby Królikowski odwrócił się do kamery i zrobił śmignięcie językiem po wewnętrznej stronie języka. Bo chodzi o #!$%@?. Bo jest gejem. Więc lubi ssać penisy. Chodzi o żart z uprawiania seksu przez mężczyzn. Że jeden posiadacz siurka bierze do ust drugiego siurka. A jak są dwa siurki w jednym ciele to poziom męskości sinusoidalnie z wartości 1 przechodzi do 0. Dokładnie o to chodzi. R-U-C-H-A-Ń-S-K-O nie jest tak śmieszne, ale H-O-M-O-R-U-C-H-A-Ń-S-K-O?! Jakże się nie zaśmiać.

Oczywiście to ordynarny, średnio śmieszny żart, ale czy to powód żeby mówić o homofobii? Według niektórych, mogło to być za mało, więc film bardzo wyraźne i podświadomie daje nam do zrozumienia swoje intencje wobec osób nieheteroseksualnych. W scenach, w których widz ma tkwić w niepewności, czyli być skończonym kretynem i nie domyślić się wątku gejowskiego w tym filmie, zarówno Antek Królikowski jak i Tomasz Oświęcimski grają normalnie. Zupełnie tak, jakby geje byli normalnymi ludźmi, nie? Jednak gdy prawda wychodzi na jaw, cała kreacja się zmienia, niemalże z automatu stają się wyuzdani i flamboyant (w języku polskim nie ma chyba słowa wyrażającego ten przymiotnik, które jest cenzuralne, wiadomo o co chodzi). Są wrażliwi i emocjonalni - BO SĄ GEJAMI. Płaczą i wyznają sobie miłość - BO SĄ GEJAMI! Antek umie gotować i podać do stołu - BO JEST GEJEM!

Jezus #!$%@? ja #!$%@?ę i wszystkie świętości jakiejkolwiek #!$%@? przyzwoitości i normy, który my mamy wiek? Pytam o wiek, nie o rok, bo ten film jest bardziej cofnięty w rozwoju społecznym niż filmy z początku lat 2000.

Tu nie chodzi o to, że homoseksualizm jest świętością, wobec której nie wolno żartować. Jednak czy sam fakt obecności pary gejowskiej w filmie jest czymś wywołującym salwy śmiechu? Nie. Tak samo jak para heteroseksualna nie jest zabawna. Może dodając kontekst „starego polackiego małżeństwa” jak w pozostałej części filmu może to kogoś rozbawić. Ale tu tego brakuje. Tu jest tylko chłop + chłop. Śmiej się, paziu.

Najgorsze jest jednak to, że to do niektórych ludzi trafi. Istnieje wcale nie taka marginalna część społeczeństwa, która wyjdzie z kina uchachana od ucha do ucha, która będzie na tym filmie konać ze śmiechu. Ba, podejrzewam, że i części wykopków by się spodobał - w końcu wątek p0lki i przegrywa grającego w gierki obsypane pogardą wobec homoseksualistów — nie udawajmy, że takich grup użytkowników tutaj nie ma. #neuropa to przecież zwariowana lewacka mniejszość świrująca na punkcie politycznej poprawności, nie?

Pytanie tylko co z tego. Nie każdy żart jest warty opowiedzenia. To rzecz trochę ponad podziałami politycznymi, ale zakorzeniona bardzo mocno w podziałach intelektualnych. Twórcy pozostając na takim poziomie mówią wprost - na to najwięcej nas stać, na to najwięcej zasługujecie. Nie wierzę w istnienie ludzi, który rozbawi TYLKO taki humor. Ale taki jest zrobić najtaniej i najprościej. Jeśli nie widać różnicy to po co przepłacać, wspaniale! Przyzwyczajajmy widza do #!$%@?. A już boże broń nie wkładajmy w to żaden wysiłku. A potem bądźmy zdziwieni że otaczają nas idioci.

Stonoga miał rację. Trzeba nas Polaków ruchać i na nas zarabiać. Brawo Solorz. Ciekawą rzeczą jest to, że oceniając przez pryzmat materiałów promocyjnych, ten film po prostu powstał. Ot, tak, jak pstryknięcie palcami.

Nie ma reżysera, nie ma scenarzysty. Bardzo trudno do informacji kto jest autorem tego gówna dotrzeć. To wiedza niejawna. Oczywiście na Filmwebie mamy to napisane wprost, ale nie o to chodzi. Reżyserem oraz scenarzystą jest niejaki Andrejs Ēķis — wyszukanie jego nazwiska nic nam nie powie w polskojęzycznym źródle. Można się jednak dowiedzieć, że jest łotewskim reżyserem, autorem między innymi łotewskiego filmu „Swingers” z 2016 roku.

Tak, tak. To po prostu #!$%@?, bezpośredni remake łotewskiej komedii, która jak na standardy łotewskie miała przełamać tabu o seksie. Bo na Łotwie seks to temat tabu. Na Łotwie o seksie się nie mówi.

Polska już od wielu lat nie jest tak pruderyjna. W Polsce o seksie się mówi i to sporo. Ale jeżeli mamy mówić tak jak mówią o tym Swingersi to może powinniśmy zamknąć #!$%@? ryj.

______________________________________________

#cosobejrzanego

Jak chcesz więcej to zostaw mi lajka na martwym FacebookuInstagramie albo słuchaj bardzo żywego podcastu na Spotify albo gdzieś indziej. Ostatnio o Vedze się zmuszałem, teraz przymuszam się do tego, ale bardzo źle się z tym czuję. Zrobię to. To przez poczucie misji. #!$%@? filmami nadaję swojemu życiu sens. Nie idźcie tą drogą.
Joz - SWINGERSI
#dziesiatamuza #kino #swingersi

 — Ty pewnie chcesz się bawić plas...

źródło: comment_1582910634v2Vi5CWO3MGNX8L9RiZgPq.jpg

Pobierz
  • 18
via Wykop Mobilny (Android)
  • 21
@yeron: Niestety nie, byłaby to oznaką zmyślności i wieloznaczności tego filmu. Pojawia się wtedy gdy Ostrowska unika gwałtu ze strony Koterskiego i łączy synapsy w głowie że Czeczot i Liszowska byli kiedyś parą. Potem zaczyna #!$%@?ć w drzwi do ich pokoju młotkiem. To nawiązanie do Lśnienia. Albo do jebnięcia się młotkiem w głowę przez twórców
@Joz: Dużo minusów samego filmu jak i obsady, jednakowoż widać rozwój aktorski u Koterskiego. Trochę głupio to brzmi bo kiedyś nie grał nic dobrego, potem nie grał nic bo (jak wspomniał u Wojewódzkiego) nikt mu nie daje propozycji filmowych. Potem chałturzył i w sumie dno i kilometr mułu się za nim ciągnie. W Swingersach próbuje zagrywać i o dziwo czasami mu to wychodzi. ¯\_(ツ)_/¯ Taka łyżka miodu w beczce dziegciu.
via Wykop Mobilny (Android)
  • 6
@cooles: Jedyna rola Miśka, którą widziałem i którą można w jakiejkolwiek formule postawić obok słów "gra aktorska" to było 7 uczuć, czyli ostatni film jego ojca. Tam się postarał i grał coś zgoła odmiennego niż skończonego debila. Tutaj gra niewyżytego skończonego debila, czyli jest mała różnica w porównaniu z dotychczasowym wachlarzem jego ról.

Myślę że to jest kwestia zaakceptowania faktu, że obsadzając go w jakiejkolwiek roli dostajemy film z Miśkiem