Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mam 22 lata, dziewczyna zaraz skończy 26, jesteśmy w związku od 3 lat, od prawie roku zaręczeni, od trochę ponad 2 lat mieszkamy razem, wyprowadziliśmy się ponad 350km (przez jej studia) skąd pochodzimy. Poznaliśmy się na Tinderze.

Jestem ateistą, ona bardzo wierząca. Na pytanie co robi na Tinderze - chciała kogoś poznać, generalnie zdziwiłem się co taka osoba tam robi. Miała tylko jednego chłopaka, ale nic więcej niż spotkania i przytulanie się z nim nie robiła. Generalnie szybko skończyła tamten związek. Między nami szybko zaiskrzyło, spotkaliśmy się, relacja była intensywna. Byłem wtedy w klasie maturalnej. Wiedziałem, że jeżeli chcę z nią być będę musiał z nią wyjechać na studia.

Ja za to byłem w 3 związkach, seks zacząłem uprawiać szybko (ostatnia klasa gimnazjum). Z pierwszą dziewczyną byłem z 3 tygodnie (najpierw ponad rok się przyjaźniliśmy), z drugą dziewczyną 2 lata z 3 przerwami (łącznie z przerwy można powiedzieć, że jakieś 3 miesiące, mam podejrzenie jej zdrady). Z ostatnią byłem z 3 miesiące. W każdym związku było dużo seksu. Poza związkiem 2 dziewczyny z którymi uprawiałem seks, ale jakoś tak nie potrafię tego robić bez miłości. Nie licząc 3 dziewczyny to wszystkie były dziewicami, generalnie powinienem mieć super ego i samoocenę, ale tak niestety nie było. Bliżej mi było do przegrywa. Były też 3 laski do których się uganiałem i zostałem zfriednzownowany. Z tych tylko z jedną mam jeszcze bardzo sporadyczny kontakt (głownie przez moja obecną dziewczynę) mimo, że miałem z nią ostrą spinę.

Po poznaniu mojej obecnej narzeczonej - cóż nikt nie mógł mi uwierzyć, że wybrałem sobie taką wierząca osobę. Dopóki nie mieszkaliśmy razem czasami zdarzały się "bardzo bliskie". Generalnie było nam dobrze, fakt, mieliśmy rozmowy o tym, że ja jestem ateistą, a ona wierzącą, ale chcieliśmy to kontynuować, wiedziałem, że będę musiał iść na ustępstwa, ale no cóż - kochałem, to dla mnie się liczyło. Chciałem w końcu ustatkowanej, wiernej dziewczyny, wiec ograniczenie seksu zdołałem przełknąć.

Po maturze od razu poszedłem do roboty, zbierałem na wyprowadzkę. Niestety i tak koniec końców musiałem pożyczyć od siostry 5000zł (zbierają z mężem na kredyt), poza tym w tym czasie chciałem spełnić swoje ostatnie zachcianki, bo wiedziałem, że potem będzie krucho z kasą (np. chciałem kupić sobie w końcu porządny zegarek). Poza tym no cóż, narzeczoną poznałem gdy akurat kupiłem samochód (wtedy jeszcze z myślą, że po maturze pójdę do roboty i będę mógł sobie odłożyć) który wiedziałem, że jeszcze z 5000 będę musiał włożyć (finalnie na ten moment włożyłem ponad 16000... a i tak jeszcze będę musiał trochę w niego włożyć co stresuje mnie od ponad roku).

Wyprowadziliśmy się. Znalazłem robotę, 9 miesięcy za minimalna krajową, potem zmiana firmy 2500 do ręki, po 8 miesiącach 2950zł. Ona korepetycje - na początku po 200-300zł miesięcznie, teraz jest w stanie na miesiąc 1200zł wyciągać z korepetycji. Mimo wszystko mieszkając w Trójmieście i tak ciągle kasy brakuje. Pomagają mi dziadkowie (ze strony mamy i taty) (średnio po 500-800zł miesięcznie) jak i rodzicie (500zł miesięcznie na studia + na część rachunków). Jej rodzice też wiem, że przysyłają, nie wiem ile dokładnie myślę, że 200-400zł + z rok temu jej chrzestna odezwała się do niej po paru latach i też coś tam przesyła. Siostrę musieli spłacić moi rodzice, musieliśmy się też przeprowadzić do innego mieszkania, gdzie kaucja po negacjach zeszła z 5000 do 3000zł. W poprzednim mieszkaniu kaucja była 2000zł (+ oczywiście potrącenie z kaucji jakiś 400zł, bo szafki pod zlewem napuchły). Generalnie 4000zł musieli mi pożyczyć dziadkowie (bo i trzeba za pierwszy miesiąc czynsz zapłacić). Z okazji poprzednich świąt dziadkowie umorzyli mi dług. Rodzice musieli mi raz wysłać awaryjnie 1200zł (dług za studia) + 900zł (rozliczenie za wode co pół roku, wcześniej mieszkał student co chyba w ogóle wody nie używał). Nie wiem skąd oni biorą kasę, wiem, że nawet jak mieszkałem z rodzicami to w providencie mieli przynajmniej 2 pożyczki. Generalnie temat kasy stresuje mnie nieustannie od 2 lat.

Rodzice różowej również bardzo są wierzący, miałem z nimi parę trudnych rozmów, ale koniec końców chyba mnie zaakceptowali i nawet chyba mnie polubili. Moja rodzina za narzeczoną wręcz szaleje. Mama cieszy się, że w końcu znalazłem taką miłość swojego życia.

Dosyć duży zwrot historii - odkąd zamieszkaliśmy razem nie ma już żadnych bardzo bliskich relacji, gdyż pod jednych dachem jest to już grzech ciężki, także tak. Cóż, próbowałem sobie radzić pornografią, ale gdy różowa to odkryła - była duża kłótnia.

Praca - generalnie chciałem srać do żwira i jeździć jako kierowca jak mój tata xD Ale, że pojawiła się narzeczona, która nie chciałaby tak ze mną żyć, że nie ma mnie tydzień-dwa w domu to poszedłem jako spedytor. Czyli opcja jaką brałem od nastolatka jako opcja awaryjna (technikum logistyczne ukończone z wyróżnieniem, chociaż zbytnio chęci do nauki poza przedmiotami logistycznymi nie miałem). Matura polski może być, matma podstawowa i rozszerzona - podstawa bardzo dobrze, rozszerzenie do przełknięcia, angielski podstawowy i rozszerzony prawie wzorowo, geografia wzorowo, fizyka - ok. Praca jako spedytor - stresująca (ogólnie jestem niecą #!$%@?ą i nie lubię kontaktu z obcymi ludźmi, nigdy nie odważyłem zagadać się do dziewczyny na ulicy), ale jakoś dawałem radę. Szczególnie w drugiej firmie już jest lepiej. Ale mimo wszystko, czuję już jakby wypalenie zawodowe. Wracam do domu mega zmęczony, zbytnio nie chce mi się nic robić, nigdzie wychodzić. Zazwyczaj, albo odsypiam (mam problem ze wstawaniem od gimnazjum), grałem, oglądałem filmiki na yt, filmy, przeglądałem neta, czy tworzyłem coś w 3d lub grafice.

Ogólnie ostatnie 3 miesiące to istne wypalenie. Tak to robiłem obiady (chociaż głównie narzeczona gotowała), pilnowałem w miarę kiedy miałem wyrzucić śmieci, pozmywać naczynia. Co sobotę ogarniamy dom (ja odkurzam i zmywam podłogi). Ale ostatnio miała ważny konkurs (śpiewa muzykę klasyczną) do którego się przygotowywała do końca listopada, wiec prawie cały listopad wszystko robiłem w miarę sam. Po konkursie chciałem nieco odpocząć, wiec zaniedbałem nieco obowiązki. Częściej ona zmywała, tylko ona robiła obiady, śmieci zamiast co 2 dzień wynosiłem zazwyczaj w weekend, bo tylko wtedy znajdowałem na to siłę. Ostatnio nawet musiałem się zmuszać, żeby nie iść już spać tylko jeszcze się umyć przed spaniem. Rzeczy które kiedyś sprawiały mi przyjemność - nie sprawiają już zupełnie. Wcześniej jak coś zrobiłem w grafice 3d, 2d, coś zaprogramowałem czułem się dumny, sprawiało mi to przyjemność, miałem poczucie, że coś robię. Teraz nawet na to nie mogę znaleźć ochoty.

Mimo iż, jestem ateistą, to po rozmowach z różową wiem, że chciałby ze mną wziąć ślub kościelny. Oświadczyłem się jej, przyjęła oświadczyny, zacząłem od października chodzić na kurs, aby wziąć bierzmowanie. Na pewno brak seksu przyspieszył to, że chciałem wziąć z nią ślub, ale ogólnie też chodziło mi o to, że to jest z jej strony to potwierdzenie, że też wiążę ze mną przyszłość. Chociaż nie potrzebowałem ślubu, żeby być wierny. Chodzę z nią co tydzień do kościoła.

W tym roku też zaczęła chodzić na chór kościelny, poznała tam trochę osób, przychodzą do nas pojedynczo na korepetycje ze śpiewu. Ma też znajomych ze studiów (ona studiuje dziennie, ja zaocznie). Ja tutaj mam tylko starą znajomą, która znam od dzieciaka i paczkę koleżanek ze studiów (ale, że studiuje zaocznie i wszyscy rozsiani po pomorskim to poza studiami się nie widzimy). Od wyprowadzki mam tylko kontakt parę razy w miesiącu z 3 kumplami ze starych rejonów. Jak tylko przyjeżdżam do domu w okolicach Warszawy to zawsze się z nimi spotkam, choćby na 2-3 godzinki. Mimo wszystko widzę, że kontakt przez wyprowadzkę osłabł. Z koleżanek ze starych rewirów już praktycznie nie mam kontaktu, głównie przez to, że różowa była zazdrosna.

Z różową generalnie gadam jak jestem w pracy przez messengera, wysyłał jej memy itp. W domu cóż, czasami oglądaliśmy film wspólnie, leżeliśmy razem, czasami gadaliśmy na ważniejsze tematy, ale bałem się z nią rozmawiać na tak około pół tematów - głównie były to kwestie religijne, gdyż zazwyczaj kończyło się to tym, że mieliśmy odmienne zdania. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że chciała nawet rozmawiać jak się kończyło kłótnią, no, bo jednak tak się poznawaliśmy, ja jednak się bałem, że przez te kłótnie się oddalamy i, że ją tak stracę. Często było tak, że ja coś robiłem na kompie, ona leżała na łóżku, oglądała filmy na yt, albo przeglądała internet. Próbowaliśmy tak zamieniać zdania, ale debaty to nie były.

Czasami jeździła na jakieś tam spotkania z chóru (głównie są tam dziewczyny i z może 3-4 chłopaków), to ja ją tam odwoziłem, a potem przywoziłem, ja w tym czasie byłem w domu (bo co ja bym robił na spotkaniach chóru kościelnego?).

No i dochodzimy do ostatnich kilu dni. Przychodzę do domu po pracy (generalnie spałem 3 godziny poprzedniej nocy, bo była na tym spotkaniu chórku, od 21 do 3, miałem ją odwieźć, ale w końcu koleżanka ją odwiozła, nie napisała mi, że ktoś ją odwiezie, bo myślała, że już śpię). Ona w tym czasie miała korepetycje od 16 do 19. Poszedłem do pokoju się przespać. Wstałem po 21, poszedłem do kuchni, bo słyszałem, że tam była i robiła kolacje. Usiadłem no i cisza. Zapytałem co tam, a ona, że w sumie to nic, miała korepetycje i tyle. Wiedziałem, że coś jest nie tak, w końcu mi powiedziała, że ona nie chcę ze mną brać ślubu. Że jest zmęczona, że przestaliśmy ostatnio rozmawiać. Że od grudnia właśnie robi eksperyment czy coś zauważyłem. Że była u psychologa ostatnio, bo już nie mogła wytrzymać, musiała się wygadać o ojcu (miała trudne relacje z ojcem), o mnie, o studiach (zazdrość na roku). No i była to ciężka rozmowa, oboje płakaliśmy. Ona powiedziała, że chciałaby sobie dać teraz czas. Moje pierwsze pytanie - masz kogoś innego? Odpowiedziała przecząco. Ona najchętniej chciała by, żebyśmy całe dnie rozmawiali... ale cholera jasna o czym. O czym przez 3 lata można cały czas rozmawiać. Starałem się przez te 3 lata rozmawiać na różne tematy, a to o technologii, a to motoryzacji, a to o muzyce... generalnie o jej tematach też jej starałem się rozmawiać, chociaż męczyły mnie te rozmowy, bo generalnie po ojcu jestem małomówny i na początku związku było spoko. Ale generalnie po 3 latach spędzać całe dnie na rozmowie? Kurde, no nie potrafię tak. ogólnie odkąd się wyprowadziłem czas zaczął mi szybko lecieć. Nie lubię każdej zmarnowanej sekundy. Ledwo wracam po pracy po 16, a tu zaraz 23 i trzeba iść spać. Weekendy to albo studia, albo zakupy, albo na przygotowaniu się do bierzmowania + msza (5h poza domem). Chodziliśmy do kina, zawsze jak kończyła po 18 to odbierałem ją samochodem ze studiów, czasami czekałem na nia po pół godziny w samochodzie, bo kazała mi przyjechać, ale okazało się, że zajęcia były przedłużane o te 30 minut. A ja się w samochodzie piekliłem, że tracę czas na takie czekanie, chociaż jak wsiadała do samochodu to od razu mi przechodziło.

Pamiętam jak jeszcze nie mieszkaliśmy razem, wsiadła do samochodu wkurzona po zajęciach jak jeszcze chodziła do szkoły muzycznej i piekliła na nauczyciela. Ja wtedy mówiłem do niej spokojnie, mówiłem, że będzie dobrze, miałem spokojny głos. Byłem spokojnym człowiekiem. Teraz jak ona zaczyna kłótnie to już tak nie potrafię, również podnoszę głos.

Odkąd mieliśmy rozmowę nie chce ze mną spać, idzie do drugiego pokoju. Wczoraj do niej poszedłem, rozmawialiśmy, znowu się popłakaliśmy, powiedziała, że widzi, że miała na mnie zły wpływ. Że jak zaczęliśmy ze sobą chodzić to bylem spokojniejszy, że krzyczy tak przez ojca, a teraz ona sprawiła, że i ja nie potrafię być spokojny. Że wie, że ja ja zaakceptowałem taką jaka jest, że nie chciałem jej zmieniać. Że na wszystko się godziłem, że całe życie podporządkowałem jej. Powiedziała, że jestem kochany, że się poświęcam dla niej. Że nadal mnie kocha. Że widzi, że mam jej za złe, że ja nic nie mogę sobie kupić, że przeprowadziliśmy się dla niej do Gdańska, że nie lubię tutaj mieszkać, chociaż nic nie mówię, i, że to kiszę w sobie. Tylko ostatnio czuła się jak kura domowa. Bo musiała gotować, zmywać.. Że osobie wierzącej i ateiście jest ciężko w związku

Czasami miałem myśli samobójcze przez ten rok, ale mówiłem sobie, że przecież nie mogę tak zostawić jej, swojej rodziny, mam obowiązki. Ale ostatnio na prawdę byłem już mocno zestresowany. Chociaż to mój ostatni rok studiów, nie napisałem ani słowa w pracy licencjackiej. Nie mogę się w ogóle zebrać. Jem jeden posiłek dziennie około 17. Przestaje już odczuwać głód. Nic mi się nie chce i jeszcze teraz ta sytuacja... Różowa powiedziała, że może mam depresje i też powinienem iść do psychologa. Pozwoliła mi spać ze sobą.

Nawet jeśli uzna, że jednak to ciągnąć, to rozum podpowiada, że po takiej rozmowie na pewno będzie już inaczej. A jeśli się teraz rozstać... to przez pół roku i tak musimy jeszcze mieszkać razem... Z osobą z którą kiedyś było się w związku. Nie wiem czy tak potrafię.Nie mam tu zbytnio z kim wyjść, z kim pogadać...

Cholera jasna, nawet ciężko mi było to pisać teraz. Korzystam z okazji, kiedy różowa jest u przyjaciółki i robi jej paznokcie. Myślałem, że jak to wyrzucę z siebie to będzie nieco lepiej, ale sam nie wiem. Teraz jak to piszę to widzę, że jednak chyba głównie ja tu zawiniłem... Myślałem, że już trochę ochłonąłem, ale nadal nie mogę jakoś do tego do siebie przekonać. Czuje się jakby to nie było realne. Pamiętam jak przeżywałem rozstanie z byłą z którą byłem 2 lata... ogólnie z każdą było ciężko. Trochę to na mnie wpłynęło, różowa myślała, że mnie zmieni, że poprzednie laski miały na mnie zły wpływ. Zaczynam pisać choatycznie, więc czas chyba kończyć ten wpis, w tym stanie nic lepszego nie napiszę. Widzę, że nie napisałem tego tak jak bym chciał, ale nie mam już siły.

#zwiazki #rozstanie #milosc

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: sokytsinolop
Dodatek wspierany przez: [Wyjazdy dla młodzieży](https://st.pl/$xvynkdla)
  • 15
@AnonimoweMirkoWyznania: ja jako ateista byłem z różową, która była wierząca i też nie wyobrażała sobie ślubu „niekościelnego”. W ciagu 2 lat związku zmieniła swoje podejście całkowicie. Choć dalej wierzy, to nie chodzi już do kościoła i nie chce też się bawić w te wszystkie szopki związane z kościołem. Dziwi mnie to, że op tak przystał na warunki różowej. Imo taki związek nie ma szans, bo niestety różowa będzie cały czas na
@AnonimoweMirkoWyznania: Po co ludzie pchają się w takie związki. Nikt nie jest w takim związku spełniony, ateista musi odwalać szopki, w które nie wierzy albo katolik musi zrezygnować ze swoich przekonań. Kończy się po latach tym, że albo ludzie śa sfrustrowani, no naginamy wszystko tylko w jedną stronę, a druga musi zrezygnować ze swoich przekonań albo mamy kompromis, gdzie obie strony zdradzają swoje przekonania.
Jako katolik trochę gardzę twoją różową, bo
@AnonimoweMirkoWyznania: Pół roku to niedługi okres, wykorzystaj ten czas na przemyślenie czy na pewno chcesz z nią spędzić resztę życia i jest "tą" osobą. Idź do psychologa, czasami dobrze wygadać się osobie postronnej.

Pamiętaj o tym, że po ślubie osoby wierzące są mniej chętne na akty seksualne, bo dla nich to akt kopulacyjny
Trzymam za Ciebie kciuki!!:)
Mam 22 lata, dziewczyna zaraz skończy 26, jesteśmy w związku od 3 lat, od prawie roku zaręczeni, od trochę ponad 2 lat mieszkamy razem, wyprowadziliśmy się ponad 350km (przez jej studia) skąd pochodzimy. Poznaliśmy się na Tinderze.


masz 22 lata i nie obraź się, ale jeszcze żyjesz ideałami i jeszcze nie dorosłeś. Myślisz że jak będziesz jej dogadzać i na wszystko się zgadzać to będzie dobrze. Nie będzie. Wszystko robisz co ona
OP: Tu OP, rozstaliśmy się, do końca umowy najmu będziemy mieszkać razem, potem chyba wracam w rodzinne strony. Ogólnie na razie nie jest ze mną źle, chyba, że po prostu jeszcze do mnie nie dotarło co się stało. Obecnie planuje sobie nowe cele. Martwi mnie tylko jak przez te pół roku ona znajdzie sobie kogoś nowego i np. mieli by się spotykać w mieszkaniu (choćby na kawę pogadać). Czas skończyć