Wpis z mikrobloga

Chciałem napisać jak wygląda strajk nauczycieli z perspektywy osoby, która pracowała jako nauczyciel w szkole i to rzuciła.

Skończyłem filologię polską i w zasadzie zaraz po studiach pojechałem do Wawy pracować w #korpo - kompletnie nic związanego z nauczaniem. Niestety, po ok. roku czasu pochorował się ojciec, więc wróciłem do rodzinnej miejscowości. Ciężko było znaleźć prace na szybko, a jednak musiałem pomóc finansowo matce (ojciec zmarł), więc przez jakiś czas pracowałem na ksero ( ͡° ͜ʖ ͡°) Potem pojawiła się okazja załapania się w szkole podstawowej jako nauczyciel - fuck it, raczej nie myślałem wcześniej o tym (mimo wszystko papiery na #studbaza zrobiłem). Uznałem, że przynajmniej na rok mam pewną pracę i pewny zarobek (byłem na zastępstwie, więc jedynie rok był pewny).

Już przed rozpoczęciem roku szkolnego - w sierpniu - rozpoczęły się zebrania. Dowiedziałem się o mnóstwie formalności ( z których większość była niepotrzebna), o przygotowaniach do apelu na rozpoczęcie roku (które są obowiązkowe), a także o obligatoryjnym przygotowaniu sal i gazetek szkolnych na powrót uczniów.
Mimo wszystko początkowy okres mojej pracy (ok. 1 miesiąca) wspominam bardzo dobrze. Myślę, że nie przekraczałem wtedy 40h pracy w tygodniu, ale na pewno nie było to 18h, jak sugerują niektórzy. Myślę, że pierwszy miesiąc to było ok. 25-30h tygodniowo (im dalej tym więcej). Oczywiście zaznaczam, że byłem nauczycielem w szkole podstawowej i uczyłem klasy 4-5, więc samo przygotowanie dodatkowych materiałów spoza podręcznika (krzyżówek, rebusów, balonów z odpowiedziami, etc.) nie zajmowało na pewno tyle czasu, co przygotowanie lekcji w liceum (chociaż oczywiście zależy to od nauczyciela i jego zaangażowania).

Po początkowym okresie zaczynają się coraz więcej obowiązków - sprawdziany, kartkówki, zadania domowe, sprawdzenie znajomości przeczytanych lektur. To wszystko w formie pisemnej, gdzie trzeba zabrać to do domu i sprawdzić. Minimum 3-4 osoby z danej klasy mają dysgrafię, gdzie sprawdzenie ich prac zajmuje 5x razy więcej czasu niż "standardowego" sprawdzianu. Oprócz tego zaczynają się wyjazdy (które wcale nie są nagrodą, zwłaszcza te kilkudniowe), a także "pałowanie się" z rodzicami, którzy uważają, że ich dziecko jest najlepsze i np. wyjaśnianie, dlaczego dane opowiadanie nie było ocenione zbyt surowo. Bardzo często na zebraniach musiałem tłumaczyć co to są błędy składniowe czy interpunkcyjne. Oprócz tego pojawia się coraz więcej świąt, apeli, zebrań, rad pedagogicznych, etc., do których musisz coś przygotować. Jako nauczyciel stażysta musisz również na każdą lekcję mieć konspekt zajęć, co jakiś czas masz wizytacje, a także sam wizytujesz inne klasy. Myślę, że wtedy tygodniowo praca nauczyciela zajmowała mi więcej niż 40h tygodniowo - od 45 do 50h. Sądzę mimo wszystko, że z każdym kolejnym rokiem byłoby łatwiej i pracy byłoby mniej, ponieważ miałbym już przygotowane rok wcześniej materiały na lekcje, sprawdziany, konspekty, etc.
Oszacowałbym, że ten drugi okres trwa w zasadzie prawie do końca roku szkolnego, a dokładniej do czerwca. Kiedy są już wystawione oceny, nauczyciele i uczniowie zaczynają przychodzić do szkoły na większym "luzie".

Oczywiście są przedłużone święta Bożego Narodzenia i Sylwester, a także ferie zimowe i mnóstwo innych dni wolnych - nie ma co o tym zapominać i na pewno jest to wartość dodatnia tego zawodu. IMHO jest to największa zaleta zawodu nauczyciela.

Po roku dyrektorka zaproponowała mi pozostanie w szkole - dzieciaki mnie lubiły, ja sam myślę, że radziłem sobie mimo wszystko niezgorzej. Musiałem odmówić, ponieważ była to praca, która zdecydowanie nie była mi pisana. To wszystko o czym piszą teraz osoby, które nigdy nie pracowały w szkole ("jest tak dużo dni wolnych", "nauczyciele pracują jedynie 18h w tygodniu", "tylko czyta się materiał z podręcznika"), jakoś nie przekonało mnie do tego, żeby w szkole zostać. Skorzystałem z innej rady, która często się przewija "jak Ci źle, to zawsze możesz zmienić pracę".
Tak zrobiłem ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Obecnie pracuję w marketingu, zarabiam dużo więcej niż teraz miałbym w szkole (już po awansie na nauczyciela kontraktowego). Moja żona śmieje się, że wiedziała, że warto we mnie zainwestować, bo jednak wyrwałem się ze szkoły, gdzie zarabiałem po prostu mało. Sam wiem, że do nauczania w szkole już nie wrócę (chyba, że za kilkanaście/kilkadziesiąt lat, aby samemu się realizować, gdy będę zabezpieczony finansowo), ale bardzo popieram strajk nauczycieli. Myślę, że ktoś, kto siedział w tym wewnątrz, wie, że to mimo wszystko ciężka praca.

Ja osobiście ze szkoły uciekłem, nie tylko przez zarobki, ale to na pewno ułatwiło mi wybór drogi zawodowej ( )

#strajknauczycieli #strajk #nauczyciele #pracbaza
  • 57
@loczyn: W USA są zarówno szkoły publiczne (darmowe) jak i prywatne, płatne.
W Polsce też mamy płatne i bezpłatne szkoły, przedszkola, uczelnie. Problem w tym, że w tych prywatnych i tak program nauczania narzuca ministerstwo.
Problem w tym, że w tych prywatnych i tak program nauczania narzuca ministerstwo.


@noobarian: O to to!

Ale, żeby odblokować to, to byśmy musieli raczej wrócić do egzaminów wstępnych na uczelnie, a wypieprzyć maturę, bo matura też poniekąd narzuca czego dzieciaki mają się uczyć.
@siewczenko: no i jeszcze krew raz na 3 miechy, dodatkowe użetki wskakują :D
No i zawsze zostaje jeszcze El Quattro. Są prace gdzie branie L4 co miesiąc przechodzi bez problemu, w szkole raczej by nie przeszło. Zresztą, z #!$%@? pracy jak się najlepiej wymiksować? Dać wypowiedzenie i prygać do psychiatry, L4 na miesiąc czy tam trzy i po problemie. Z państwówki tak łatwo się nie wypiszesz.

Niektórzy mają mentalność wyrobnika na
I co, nauczyciel ma siedzieć cały lipiec i sierpień w budzie BO TAK mimo że się nic nie dzieje? Co za durne myślenie.


@Antorus: xDD
Po prostu jest to jakaś zaleta tego zawodu. Jeśli tezą jest, że praca nauczyciela jest #!$%@? i pod tą tezę zbieramy argumenty, to faktycznie wakacje można przemilczeć. Ale jeśli chcemy być obiektywnym (w sumie to nie wiem, czy chcemy), nie można o tym zapominać. To tak
@LemonBlade: Nie miałem płacone za nadgodziny, jeśli takie się zdarzały, z prostego powodu - nauczanie to praca zadaniowa i jeśli ja się nie wyrabiałem w pierwszym roku, to wyłącznie moja sprawa. Podobnie jest w wielu korpo, czy nawet teraz w firmie, w której pracuję. Dopóki ogarniam swoją robotę, mogę siedzieć na wykopie, zagrać w piłkarzyki, etc. Jeśli się nie wyrabiam, zabieram pracę do domu - proste.