Wpis z mikrobloga

#iiwojnaswiatowawkolorze

Dzień dobry! Dzisiaj nie w kolorze, ale okazja jest wyjątkowa. Kawka do ręki.

George miał tylko 20 lat, gdy został podporucznikiem. Był jeszcze młodszy, gdy się zaciągnął. Zresztą wielu jemu podobnych Amerykanów to zrobiło po japońskim ataku na Pearl Harbor. Miesiąc przed swoimi 19. urodzinami został lotnikiem US Navy. Służył w dywizjonie VT-51. Koledzy trochę się podśmiewali z jego wątłej, mikrej postury. Nadali mu nawet przezwisko - ''Skin'' - ''Skóra''.

George jednak się nie przejmował i wykonywał swoją pracę dobrze. Larem 1944 roku jego dywizjon wykonywał naloty na Wyspy Bonin, konkretnie na niewielką Chichi Jimę. Poranek 2 września wydawał się dniem jak każdy inny. Pogodnie, słonecznie. Wiał lekki wiatr. George podpiął słuchawki i pogładził przyklejone do deski rozdzielczej zdjęcie jego dziewczyny, Barbary. Poznał ją w Boże Narodzenie 1942 roku, gdy po raz ostatni był w domu. On nie miał jeszcze osiemnastu lat, ona - zaledwie szesnaście. Obiecali sobie, że jeśli wróci, ożeni się z nią. Za fotelem George'a wcisnął się mały John Delaney, jego nawigator. Latali razem od jakiegoś czasu i zaprzyjaźnili się. Z tyłu usiadł tylny strzelec, William White. George kojarzył go, ale nie latali razem wcześniej. Tym razem miał zastępować stałego tylnego strzelca. Na ten jeden lot.

Cztery Avengery podniosły się ciężko z pokładu lotniskowca USS ''San Jacinto''. Nad celem przywitał ich jednak gęsty ogień przeciwlotniczy. Japońska artyleria strzelała zaciekle, próbując trafić napastników. Samoloty trzymały kurs, unikając czarnych obłoczków eksplozji artylerii. Celem były magazyny i składy wojskowe. Jednak w pewnym momencie celny pocisk z japońskiego działka trafił w silnik Avengera. Samolot George'a zadymił, a następnie ogarnął go pożar. Gryzący w oczy, tłusty dym ogarnął kabinę. ''Dostaliśmy?!'', darł się panicznie z tyłu White. Ogień trawił już skrzydła, gdy George kazał White'owi i Delaneyowi włożyć spadochrony. ''Mój Boże, zaraz wybuchniemy'', pomyślał. Trzymał jednak kurs do samego końca i, kaszląc, zrzucił bomby nad celem, trafiając wieżę radiową. Płonący Avenger chybotliwie kierował się na południe, byle dalej od wyspy i japońskiej artylerii. Gdy oddalili się na tyle, na ile mogli, kazał załodze wyskoczyć. Sam czekał do samego końca, po czym w końcu wyrwał się.

Samolot spadł do morza. Kołysząc się na spadochronie George widział, że spadają też dwa inne Avengery. Po chwili sam uderzył w wodę. Zrzucił buty, by nie utonąć. Jego kombinezon lotniczy koloru khaki nasiąkł wodą, oczy piekły go od dymu, a z głowy ciekła krew. Ale żył. Udało mu się wdrapać na tratwę ratunkową, zrzuconą przez innego Avengera. Kilka godzin czekał na ratunek, wiosłował, byle dalej od japońskiej wyspy. Wreszcie pojawił się szary, stalowy kształt przed nim. Okręt podwodny. Był to USS ''Finback''. Rzucono mu linę, przyciągnięto. Silne, marynarskie ręce wciągnęły go na pokład. Ktoś okrył go kocem, ktoś inny dał kubek gorącej herbaty. Uśmiechnięty mat zawołał: ''Witamy na pokładzie''.

Przez miesiąc George pozostał na pokładzie okrętu. Dowiedział się stamtąd, że tylko on przeżył zestrzelenie. Pozostali zginęli, albo zostali zamordowani przez Japończyków. Gdy w listopadzie powrócił na USS ''San Jacinto'', a później został odznaczony Distinguished Navy Cross, nawet gdy zwalniano go ze służby i oświadczył się Barbarze, zadawał sobie ciągle jedno pytanie:

''Dlaczego zostałem oszczędzony i jaki Bóg miał dla mnie plan?''

Młody, chudy, niemal tyczkowaty George Herbert Walker Bush nie spodziewał się, że blisko pół wieku później zostanie 41. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Być może taki był właśnie plan...

''Za życia umarł dwa razy. Okazało się, że Pan Bóg miał jeszcze plany dla mojego ojca. Ci, którzy bywają blisko śmierci, lepiej cieszą się życiem'', powiedział łamiącym się głosem na uroczystości żałobnej jego syn, George W. Bush, 43. prezydent USA.

Jednak dla mnie widokiem, który wrył się w pamięć był hołd jednego weterana dla innego weterana. Ciężko schorowany, wiekowy senator Bob Dole, ciężko ranny w Dolinie Padu w 1945, gdy walczył w szeregach 10. Dywizji Górskiej, z wielkim trudem podniósł się z wózka inwalidzkiego, by oddać hołd zmarłemu prezydentowi.

''Freedom is right''.

Autor postu: II wojna światowa w kolorze

#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #zdjeciazwojny
Mleko_O - #iiwojnaswiatowawkolorze

Dzień dobry! Dzisiaj nie w kolorze, ale okazja ...

źródło: comment_zlsZEi94NFBzr4iVSLKum6J4lErbZDiN.jpg

Pobierz
  • 26