Wpis z mikrobloga

TEN ŚWIAT JEST NASZ - ARCHIWUM. Część 5/60.

(Marzec 2016) Dotarliśmy do miasta Changsha. Dlaczego akurat to miasto? Z dwóch powodów. Po pierwsze, to właśnie tam mieszkał nasz przewodnik - Adam Machaj, autor najpopularniejszego polskiego bloga o Chinach „Raport z Państwa Środka” (aktualnie „Raport z Azji”) i po drugie - Changsha to chiński średniak. Nie należy do ekstraklasy chińskich miast i nie jest też biedne - idealna okazja, żeby zobaczyć „typowe Chiny”. Pierwszy dzień na miejscu to oczywiście rozgrzewka. Rozpakowujemy się w mieszkaniu, przygotowujemy sprzęt, regenerujemy siły, Adam oprowadza nas po okolicy - dochodzimy do siebie po kilku dniach podróży. Przechadzka po osiedlu Adama szybko potwierdza moje domysły - to rzeczywiście wspomniane wcześniej „typowe Chiny”, o których tyle czytałem. Na ulicach można zaobserwować „wolną amerykankę” - ludzie jeżdżą jak chcą, chodzą jak chcą, wożą co chcą i jak chcą. Do tego sporo drobnych biznesów. Rzeczywiście wygląda to tak, jakby policję, czy jakiekolwiek inne służby porządkowe nie interesowało co sprzedajesz na ulicy, albo jak przewozisz lodówkę (patrz zdjęcie) - w końcu to twój biznes i twoja lodówka. Adam zaprosił nas na stuletnie jaja, czyli tradycyjne chińskie danie. Na dokładkę kolejna tradycyjna chińska potrawa, czyli pierogi (tak! pierogi przywędrowały do Polski z Chin). Właściciele knajpy cieszyli się z widoku białych twarzy - Adam poinformował nas, że to już niestety nie te czasy, że na białą twarz można było otrzymać w klubach wszystko za darmo, ale mimo wszystko wciąż na białego człowieka patrzy się z pewną ciekawością i czymś w rodzaju uznania. Dlaczego właściciele klubów zapraszali białych i oferowali im alkohol i jedzenie za darmo? Ponieważ to przyciągało klientów. Jeżeli Chińczycy widzieli, że w danym klubie bawi się międzynarodowe towarzystwo, to chętnie tam zostawali i wydawali pieniądze. Klub uchodził za bardziej prestiżowy. Jednak tak jak wspomniałem - to już nie te czasy (no chyba, że gdzieś jeszcze dalej w głąb kraju). Wracamy powoli na osiedle. Ja nie byłem jakoś bardzo zaskoczony - mniej więcej tego się spodziewałem. Koledzy, którzy nie interesowali się Chinami tak bardzo, jak ja - byli raczej negatywnie zaskoczeni bałaganem, chaosem i brudem. Jeszcze raz przypomnę, że my nie mieszkaliśmy w hotelu, albo na miasteczku studenckim. Mieszkaliśmy w najzwyklejszym chińskim bloku. Nie za bogatym, nie za biednym. Prawdopodobnie jego polskim odpowiednikiem byłby typowy blok z wielkiej płyty. W budynku też był bałagan. Niedopałki papierosów na klatce i w windzie. Niepozamiatane podłogi. Cała masa naklejek na drzwiach wejściowych do mieszkań. Adam wytłumaczył nam, że to ogłoszenia - malarz, krawiec, elektryk i tym podobne. Tak - takie ogłoszenia były masowo naklejane na drzwi i kraty przed drzwiami. Co kraj, to obyczaj. A mieszkańcy bloku? Bieda? Nie. Raczej nie. Normalnie ubrani (jak na chińskie standardy), nowy telefon w ręce, spacer z pieskiem, pod blokiem i na parkingu podziemnym sporo dobrze wyglądających samochodów (nie luksusowych, ale na pewno nowszych, niż często ma to miejsce na polskich osiedlach). Także brud i bałagan nie musi oznaczać biedy. Inny gust, inne poczucie estetyki - po prostu.

#chiny #podroze #ciekawostki

Przy okazji zachęcam do obserwowania tagu #pokonactv („pokonać TV”) - pod koniec października wyruszamy na pierwsze zdjęcia do Afryki.
Pobierz wojciechsiryk - TEN ŚWIAT JEST NASZ - ARCHIWUM. Część 5/60.

(Marzec 2016) Dotarliś...
źródło: comment_eXzzOfzx2GDe7YsBOZ9ROT3mx7ZcxuIc.jpg
  • 2