Wpis z mikrobloga

Witamy w 2561 roku!

Tajski Nowy Rok (Songkran) przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. To, co się działo na ulicach od piątku rano, to jest po prostu nie do opisania. Cały kraj zamienił się w regularną wodną wojnę. Taki Śmigus Dyngus, ale do sześcianu. No i 30 stopni w cieniu też sprzyjało laniu się wodą.

Zaczęło się w czwartek wieczorem. Byliśmy jeszcze w Hua Hin, gdzie teraz mieszkamy. Już było czuć w powietrzu, że nadchodzi potężne świętowanie. Garstki ludzi goniły się po ulicach z wiadrami wody, gdzieś tam dostaliśmy małym strumieniem wody. Zabezpieczyliśmy się i jeszcze tego wieczora zaopatrzyliśmy się w broń. To była dobra decyzja :D

W piątek rano na poboczach stały grupki mieszkańców oblewających każdego kto przejeżdżał. Około 12 zaczęła się regularna bitwa. Musiałem wydrukować bilety na busa, a prawie wszystko było pozamykane. Byłem na zewnątrz może 15 minut (ogarnąłem szybciej niż myślałem, nawet się z moim zbawcą rumu napiłem). Wróciłem cały przemoczony, do suchej nitki. Na poboczach co chwilę były jakieś grupy z wodą, pistolety i wiadra szły w ruch bez przerwy. Jeździły też pickupy z całymi rodzinami na pace i pełnymi basenami wody, więc leciał też atak z góry. Niesamowite :D

Dojechaliśmy do Bangkoku, ogarnęliśmy się i poszliśmy na bifor do naszych znajomych z Krakowa, którzy przyjechali tu na sylwestra. Hua Hin było przewalone, ale to co działo się przez ten weekend w stolicy, to się już w pale nie mieści. Całe miasto było jak w amoku, można było dostać z każdej strony, nawet policja potrafiła dopalić :D Na Khao San mega impreza, pełno DJ-ów i #!$%@? co parę kroków. Każdy wymalowany biała farbą (kolejna tradycja). Impreza trwała tam chyba bez przerwy i z tego co wiem, jeszcze się nie skończyła, a już jest niedziela wieczór.

W sobotę od rana powtórka z rozrywki, litry wody, gonienie się po ulicach, próba omijania gangów z wiadrami pełnymi lodowatej wody (pierwsze kilka wiader jest przyjemne, ale potem zaczynasz już czuć ciary na samą myśl o takim prysznicu). Ogarnialiśmy taktyki jak omijać takie grupy, czasem ktoś musiał się poświęcić, żeby reszta przebiegła, piękna sprawa :D
Dopiero dziś rano było w miarę spokojnie, to znaczy o 9 dało się przejść jakąś boczną uliczką i nie oberwać ani razu.

No muszę przyznać, że Tajowie wiedzą, jak się bawić w najważniejsze w kraju święto :D Zupełne przeciwieństwo stonowanego Nowego Roku w Wietnamie. Zdjęć więcej nie mam, w sumie to akurat zrobiła żona. Aparatu nie brałem żeby nie zamoczyć, a telefonem przez całą wizytę w Bangkoku zrobiłem jedno zdjęcie. Nawet do końca nie wiem co przedstawia :D W przyszłym tygodniu różowy będzie pisać dłuższy wpis na blogu, to podrzucę linka, będzie też trochę zdjęć, ale tu możecie przeczytać, jak to wyglądało w Wietnamie: Wietnamski Nowy Rok

Zapraszam do obserwowania tagu #chrapki, gdzie co jakiś czas będę publikował posty związane z życiem w Azji, ciekawostki, zdjęcia, anegdoty.

Warto również do obserwować profil na #instagram, gdzie codziennie będziemy wrzucać zdjęcia z naszych podróży.

Nasz blog znajdziecie pod adresem chrapki.pl

Fanpage na fejsie

#podroze #tajlandia #azja #ciekawostki #swieta #emigracja #songkran #wietnam
PeeJay - Witamy w 2561 roku!

Tajski Nowy Rok (Songkran) przerósł nasze najśmielsze...

źródło: comment_km6VcABDaXCsk2AnXmerqixEJrPR1jsO.jpg

Pobierz
  • 2
@PeeJay

I to są święta, a u nas albo kościelne, albo smęty typu dzień zmarłych, dzień niepodleglosci, aby sebixy mogły się wyszaleć bądź jakieś pseudopodróby Halloween gdzie w morde można dostać za pytanie "cukierek albo psikus" - zazdroszcze przygody.
@Gasquet: No kontrast z polskimi świętami od razu przychodzi na myśl, ale nie chciałem narzekać :P Jestem ciekaw, jak by wyglądał u nas Śmigus Dyngus, gdyby Wielkanoc wypadała w wakacje. Energia w narodzie do takiej zabawy jest - vide świętowanie dużych sukcesów sportowych. Dla mnie od zawsze świętem roku był juwenaliowy korowód w Krakowie (pewnie w innych miastach zabawa jest podobna), bardzo podobny klimat, takiej szalonej radości na ulicach, no ale