Wpis z mikrobloga

Nie potrafię zaczynać, jak zresztą pewnie większość osób, które chcą stworzyć pewien cykl. To po prostu się dzieje. Nie ma początku ani końca, bo historia toczy się nawet wtedy, gdy nie zostanie opisana.
Jestem tu, gdzie jestem: w szpitalu psychiatrycznym. To dla mnie nowość, ale staram się dostosować do tej obcej rzeczywistości. Rano śniadanie, wieczorem tabletki, pomóżcie mi bo wyję. Podobno mam depresję. Próbowałam ze sobą skończyć. Nie raz, nie dwa. Bywam smutna, bywam wesoła. Ale czy to już choroba? Nie czuję się jak osoba chora. Chorzy leżą w szpitalnych łóżkach i płaczą przez ból nerek, głowy czy stawów. Nie przez to, co siedzi głębiej i czego ciało nie jest w stanie dotknąć.
Z Wami, drogie Mireczki, jestem już od jakiegoś czasu. Widziałam Wasze wzloty, widziałam upadki. Wy moich nie. Nadal chcę pozostać anonimowa, ale potrzebuję spowiedzi. Ojcze, to ja, jawnogrzesznica, pobłogosław moje słowa, bo czyny nadal pozostaną nieczyste. Potrzebuję dziennika, ale takiego, którego nikt nie znajdzie przy mnie w materialnej formie, to zbyt ryzykowne. Nie wiem jak duże będzie zainteresowanie moją obecną codziennością, nie wiem też jak często będę pisać. Prawdopodobnie codziennie. Dla siebie, ale też dla Waszych słów. Bo tego właśnie potrzebuję: żywych, szczerych słów.
Wstęp wyszedł długi, to nic. W końcu coś odmiennego od niemrawych rozmów z ludźmi, którzy udają kogoś innego, bo wtedy ich przypadłość jest bezpieczna. I tak wszyscy tutaj skończymy tak samo - jako wariaci. Bo raz powstałe demony nigdy nie odchodzą.
Mam ochotę na tosty, zawsze chcę tego, czego nie mogę dostać.

#depresja #samotnosc #szpital #szpitalpsychiatryczny #psychiatryk #przegryw #przemyslenia
  • 44
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach