Wpis z mikrobloga

Napisałem ten esej już kilka dni temu i sporo się głowiłem czy wrzucać go z AMW czy z normalnego konta, albo wręcz czy w ogóle wrzucać ten wpis na wykop. Stwierdziłem że wrzucę z normalnego, co mi szkodzi. Krótka (hehe) historia mojego przegrywu wtórnego i jak z niego wyszedłem.

Jak z normika zrobić piwniczaka: World of Wacraft edition.

Gra ta mnie solidnie uzależniła w latach 2012-2016. Z przystojnego normika ekstrowertyka zrobiła piwniczaka bez niemal żadnych znajomych oraz praktycznie zatrzymała mój progres w życiu. O ile wręcz go nie cofnęła. Oto jak to przebiegało.

Faza I: Odkrycie. Czas trwania: około miesiąc (styczeń 2012)
Uzależnienie: 0/10
Wygląd i kobiety: 10/10
Znajomi: 10/10

Etap, w którym pobrałem z ciekawości klienta z torrentów i zainstalowałem się na jakimś biedackim prywatnym serwerze. Totalny nowicjusz, umiejętność grania: 0. Gra jak gra, są jakieś questy, bije się potworki, exp leci. W sumie trochę nudnawa, grałem w dużo ciekawsze gry. Ale zachęcony opiniami brnąłem dalej. Prywatny serw miał spore lagi i ¾ ficzerów gry nie działało. Jednak community było spore, co mnie od razu wciągnęło. Można było fajnie pogadać z wieloma osobami na czacie głównym. To jest swego rodzaju analogia do niedawnego wpisu Mirka narkomana, który pierwszy raz spróbował kodeiny: pierwsza faza była bez szału, za to naczytał się on że trzeba najpierw se wyrobić receptory. A on gUpi zamiast odwrócić się na pięcie w tym momencie, poszedł w to. Ja zrobiłem dokładnie to samo z WoW’em.

Faza II: Angaż. Czas trwania: półtora miesiąca (mniej więcej do końca marca 2012)
Uzależnienie: 1/10
Wygląd i kobiety: 10/10
Znajomi: 10/10

Gra mi się spodobała na tyle, że zdecydowałem się wydać ok. 250 zł na zakup oryginalnej wersji z dodatkami oraz wykupienie abonamentu na 2 miesiące grania. Założyłem postać na serwerze Silvermoon i nazwałem ją Esubane. Female night elf hunter. Pełna gra od razu mi się bardzo spodobała, jakość grania była o niebo lepsza niż na prywatnym serwie. Ping 40, wszystko działa. Gra jest super. Wbijałem levele, dołączyłem do jakiejś gównogildii gdzie było chyba z 600 graczy (którzy byli tam tylko po perki ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałem) i sobie na spokojnie wbijałem levele. Wbicie capa mi zajęło dość długo bo ponad miesiąc (to był 2012 rok, dobry gracz był w stanie wbić maxa w dużo krótszym czasie). Na tym etapie życie wciąż przebiega normalnie: mam dziewczynę, dbam o siebie, mam masę znajomych i często chodzę spędzać z nimi czas. Plan życiowy też jasny: jesienią wracam na studia po #!$%@? roku (trudno, zdarza się). W międzyczasie pracuje sobie na jakimś call centre które miało zmiany tylko na popołudnie. Zawsze jakieś grosze wpadają, utrzymują mnie w gruncie rzeczy rodzice. W wieku 21 lat to nie jest nic strasznego.

Faza III: Uzależnienie eskaluje. Czas trwania ok. pół roku (do jesieni 2012)
Uzależnienie: 3-6/10
Wygląd i kobiety: 9/10
Znajomi: 7/10

W grze wbiłem level capa ale wciąż jestem potwornie słabym graczem, mam bardzo zły DPS i steruję postacią w najgorszy możliwy sposób (keyboard turning + ability clicking). Pyrkam sobie loremastera, zwiedzam świat gry, rajdy zaliczam tylko z old contentu po transmog i trochę złota. Spróbowałem PVP – jechali mnie jak chcieli (no trudno żeby nie xD). W current contencie tylko dungeony z LFD. Lurkuje różne fora, nabywam wiedzy o grze, idzie mi lepiej. Zapisuję się do pierwszej gildii która coś tam rajduje. To jest moment, w którym gra zaczyna rządzić moim życiem i podporządkowywać je pod siebie. Jak była godzina rajda to odpadało wszystko inne. Nie wyjdę po dziewczynę, nie pójdę na piwo, nie zrobię nic. Na tym etapie wciąż mam jakieś życie towarzyskie, ale kurczy się ono w szybkim tempie. Znajomi dzwonią po mnie często ale coraz częściej słyszą wymówki. Dziewczynę mam, o wygląd w miarę dbam, tu jeszcze nie było aż tak źle.

Faza IV: Szczęśliwy uzależniony. Czas trwania: cały dodatek Mists of Pandaria, większość dodatku Warlords of Draenor (jesień 2012 – połowa 2015)
Uzależnienie: 7-10/10
Wygląd i kobiety: tendencja spadkowa do 0/10
Znajomi: spadek aż do 0/10

Tutaj gra całkowicie zawładnęła życiem. Jestem w mocnej gildii rajdowej, mam konta na iluś forach o grze, jestem jednym z najlepszych goldmakerów w Europie, sprzedaję złoto warte tysiące polskich złotych i kupuję za to coraz droższy sprzęt elektroniczny (z perspektywy czasu wcale niepotrzebny). Jestem w żywiole, kocham tę grę. Moje życie leci w dół: w listopadzie 2012 rzuciła mnie dziewczyna, potem miałem jeszcze jedną od marca do listopada 2013 i była to moja ostatnia dziewczyna aż do dnia dzisiejszego (w zasadzie to do 3.08.2017). O siebie przestałem dbać kompletnie, ruchu zero, dieta to telepizza i 2 litry coca coli dziennie, higiena spada, staje się typowym wykopkiem ulańcem. Nawet geny i ładni rodzice niewiele wskórają jak się tak zapuścisz. Nadal pracuję w gównopracy za grosze, stawka to jakieś 10 zł na godzinę brutto. Daję rodzicom jakieś tam hajsy za czynsz i tyle. Nawet z nimi niewiele rozmawiam, choć widać po nich (zwłaszcza po mamie) że chcą mi przemówić do tego pustego łba że w ten sposób stanę się koszmarnym przegrywem i będę tego żałował. Rodzice zdecydowanie nie chcą mieć syna przegrywa, ich głównym marzeniem jest mój sukces. I do tej pory ten sukces w miarę odnosiłem. Przeżyli nawet sprowadzanie jakiś klubowych szmul po nocach i wracanie #!$%@? w trzy trąbki. Znajomi słyszą wymówki 50 razy pod rząd i przestają już dzwonić. Staje się odludkiem, moimi jedynymi znajomymi są znajomi w grze. Ja sam nie zauważam postępującej degradacji swego życia, spędzam przed kompem cały wolny czas. W dni robocze 6-7 godz dziennie, w wolne – do oporu, 16 godz dziennie. Urlopy – caluteńkie przed kompem. Gierka daje świetny substytut życia. W tejże gierce jestem bogiem: jeden z najbogatszych, jeden z najlepszych, w bardzo dobrej gildii. W życiu nikt, na tym etapie nawet sebixy mają lepsze życia ode mnie.

Faza V: Wypalenie. Czas trwania: połowa 2015 – początek 2016
Uzależnienie: 10/10
Wygląd i kobiety: 0/10
Znajomi: 0/10

Po ponad trzech latach grania gra zaczyna mi brzydnąć. Wciąż przed nią spędzam cały swój wolny czas, ale staje się to rutyną, nie ma z tego już w ogóle przyjemności. Mam konto z każdą klasą postaci na max levelu (klas jest 11, teraz nawet 12), sprzedałem już tyle złota że to cud że jeszcze mi ban nie wleciał, mam wszystkie TCG mounty, wszystkie trudniejsze achievmenty, ciężko znaleźć coś, czego w tej grze by mi brakowało. Ale wciąż pyrkam sobie w nią, całe dnie przelatują jeden za drugim. Tydzień jak dzień, miesiąc jak tydzień, rok jak miesiąc. Luty czy lipiec, minus 10 czy plus 30 żadna różnica. Ja siedzę przed kompem. Na forum MMO-Champion mam już 9000 postów, o grze wiem już wszystko, znam każdą jej mechanikę na wylot. Ale mimo wszystko coś mnie przy niej trzyma, choćby to że co jakiś czas wychodzi jakiś nowy content, i że można jeszcze trochę golda podfarmić. Na tym etapie o życiu towarzyskim mowy już nie ma: piwniczaning na 100% od wielu, wielu miesięcy. Ciepła kobiety nie czułem od 2 lat. Wspomniałem coś o powrocie na studia jesienią 2012? Haha dobre sobie. Nawet mi się po papiery na uczelnie nie chciało jechać żeby je stamtąd zabrać.

Faza VI: Bunt. Czas trwania: początek 2016 – 28.11.2016
Uzależnienie: trend spadkowy z 10/10 do 0/10
Wyglad i kobiety: pod koniec bliżej 6/10
Znajomi: bardzo powolny progres

Po prawie 4 latach trybu życia przegrywa ciało zaczęło się buntować. Combo braku ruchu i palenia petów powodowało zadyszkę nawet przy głupim wchodzeniu na czwarte piętro, jak u dziadka. Złapałem jakąś chorobę (zatrucie czy HGW co) i przez kilka dni czułem się coraz gorzej i gorzej. Trafiłem wręcz do szpitala, okazało się że moją lekarz prowadzącą jest dupeczka z klasy z liceum, z którą nawet byłem parką w 2008 roku. I tu do mnie dotarło, na jakim etapie życia jest ona (po medycynie, zaczyna rozwijać skrzydła jako lekarz, żyje na swoim), a na jakim ja (praca za grosze, rzucone studia, mieszka u rodziców w wieku 26 lat, zero znajomych, zapuszczony). Zdecydowałem, że pora z tego marazmu wyjść. Małymi kroczkami zacząłem zmieniać praktycznie całe swoje życie do góry nogami. Wyszedłem z wszelkiego typu gildii rajdowych, coca-colę i fast foody zamieniłem na czystą wodę i dobre jedzenie, zacząłem się ruszać, dbać o siebie i o zdrowie. W październiku wróciłem na studia, skromne 4 lata po planowej dacie powrotu. Chyba w samą porę, bo rząd planuje wydłużyć studia zaoczne nawet o 2 lata. Nareszcie zacząłem normalnie rozmawiać z rodzina i z ludźmi, jak to gadają „wyszedłem do ludzi”.

Faza VII: Wyzbycie. Trwająca obecnie.
Uzależnienie: 0/10
Wygląd i kobiety: 8/10
Znajomi: 2/10

W grudniu 2016 pozbyłem się konta z WoW’a za niemałą kwotę 1000 euro. Wcześniej puściłem ostatnie miliony złota chinolom, też za kilkaset baksów. WoW’a w moim życiu od tej pory nie ma. Ale co on zdołał narobić to jego. Zaliczyłem już pierwszy rok na polibudzie bez poprawek wrześniowych, zmieniłem stanowisko w pracy na sporo lepiej płatne, nawet miałem kilka (naście?) randek z dziewczynami, większość z tindera, od lipca także z zagadania. Schudłem prawie 20 kg, kasę inwestuję w siebie a nie jakieś gadżety, udało mi się wyjść z niemałego przegrywu. Tak dobrze jak teraz to nie wyglądałem chyba nigdy, a jeszcze mi brakuje z 8 kilo do zrzucenia. I nareszcie mam jakiś realny plan życiowy. Przestałem wisieć w przestrzeni między dzieciństwem a dorosłością (jak to wielu przegrywów ma w zwyczaju) tylko idę do przodu i jest mi dobrze. Postanowieniem na rok 2018 jest w końcu wyprowadzka od rodziców. Zrobiłbym to nawet w 2017 ale mam do spłacania dość dużo rat za rower i dentystę (prawie 800 zł na miesiąc). Stwierdziłem, że nie ma co się wyprowadzać na jakąś najtańszą melinę na siłę, te kilka miesięcy wytrzymam choć psychicznie nie jest mi łatwo (tak, mając ponad 27 lat ma się serdecznie dosyć mieszkania z rodzicami nawet jeśli ci są dobrzy)

Uzależnienie zostawiło mi jedną bardzo niemiłą rzecz: brak znajomych. I ten afterefekt ciężko jest zaleczyć, bo teraz nie poznaję już tylu osób, a odkąd mamy tyle instagramów i pejsbuków to ludzie wydają mi się dużo bardziej introwertyczni i zamknięci w swoje kółeczka adoracji. Znajomosci pracowe są nic nie warte: w momencie gdy taka osoba odchodzi, to zrywa się też wszelki kontakt z nią. Na uczelni też każdy sobie rzepkę skrobie, współpraca jest tylko w ramach zaliczenia studiów a jakieś piwo – dwa razy do roku. Został mi tylko jeden przyjaciel, mieszkający prawie 100 km ode mnie. Widzimy się w miarę możliwości kilka razy na rok. Chcę coś porobić z kimś – nie ma z kim. Wszędzie musze chodzić sam. Dziewczyny z Tindera nie zastąpią mi 3 kolegów w knajpie przy browarach. Nawet na mirko nie ma jak, bo wszystkie eventy jakie widzę są z Warszawy. Ale nie ma co rozpaczać, na to też w końcu znajdę rozwiązanie. W końcu niejeden się już musiał przeprowadzić w zupełnie inne miejsce, a jakoś się ogarniają.

Jako ciekawostka: w okresie aktywnego konta (11.02.2012 - 28.11.2016) byłem zalogowany do serwera przez 390 dni. Tak, to jest ponad rok w niespełna pięcioletnim okresie. W zasadzie to w czteroletnim bo od wiosny 2016 gralem już bardzo mało. Średnia bagatela 6h dziennie, każdego dnia przez cztery lata. A znam osoby (poznane w grze), które grają od premiery (teraz to już chyba 12 lat) i mają naruchane przeszło 1000 dni zalogowania.

Po co w ogóle to piszę? Żeby głębokie przegrywy z tego portalu zobaczyły, że wyjście z przegrywu to nie jest zwykłe hop-siup, jak to domorośli kołcze pokroju Jokkera radzą. Musisz się zaprzeć i obrócić swe życie do góry nogami. Wyzbyć się wszystkich przegrywowych przyzwyczajeń, krok po kroczku. Będzie Ci niewygodnie i będzie to trwać miesiącami. Nie będzie żadnej natychmiastowej gratyfikacji. Ale w ten sposób z tego przegrywu DA się wyjść, w przeciwieństwie do tych gównorad pokroju "wyjdź z domu i idź zagadaj do losowej typiary na ulicy".

#uzaleznienie #coolstory #worldofwarcraft #wow #przegryw #tfwnogf #zwiazki
E.....e - Napisałem ten esej już kilka dni temu i sporo się głowiłem czy wrzucać go z...

źródło: comment_Nl34vywh3DBZSEyM0OQwo9cGF4ZPceTx.jpg

Pobierz
  • 18
Po co w ogóle to piszę? Żeby głębokie przegrywy z tego portalu zobaczyły, że wyjście z przegrywu to nie jest zwykłe hop-siup, jak to domorośli kołcze pokroju Jokkera radzą. Musisz się zaprzeć i obrócić swe życie do góry nogami. Wyzbyć się wszystkich przegrywowych przyzwyczajeń, krok po kroczku. Będzie Ci niewygodnie i będzie to trwać miesiącami. Nie będzie żadnej natychmiastowej gratyfikacji. Ale w ten sposób z tego przegrywu DA się wyjść, w przeciwieństwie
@Esubane: Przecież można ogarniać życie i jednocześnie grać w daną grę tak, żeby coś w niej osiągnąć. Przy odpowiednim rozplanowaniu można i pracować i chodzić na siłownię i grać. 6 godzin grania dziennie to nie jest bardzo dużo.
@Dabel: ale to trzeba mieć trochę poukładane w główce, a nie siano. Jak ze wszystkim trzeba znać umiar zarówno z grami jak z wychodzeniem z hehe znajomymi. Wszystko da się pogodzić.

Co do samego wowa to już jest słaby przykład gry ciągłego grindu gdzie teraz na prawie wszystko są restrykcje czasowe. Raidy na tygodniowych cd world questów też więcej się nie pojawi w 6 godzinnym oknie emissary raz na dzień z
@Triplesix: a u mnie w domu mieszka. Grażyna, Janusz, Karyna, Moherowa babcia i ja wykopek i się dziwie że ludzie potrafią być tak oderwani. Ja się muszę ciągle użerać z Polakami i mi nie pozwalają się zpiwniczyć
Przecież można ogarniać życie i jednocześnie grać w daną grę tak, żeby coś w niej osiągnąć. Przy odpowiednim rozplanowaniu można i pracować i chodzić na siłownię i grać. 6 godzin grania dziennie to nie jest bardzo dużo.


@Dabel: pa jak wypiera
@Esubane: tu ci przyznam racje gry typu WoW to najgorsze użalezniacze jakie mogą być, nie wspominając o metinach itp. nie spojrzysz się kiedy 3 lata twego życia przeminą bezproduktywnie, a tak bardziej to jak ktoś ma ochotę to w ogóle czasem wiedzmin 3 jakis nowe GTA fife może jakieś wyścigi, serie heroes
@Esubane: ale na szczęście nie mógłbym dłużej grać w żadnego mmorpg po 6h niż rok. ja rozumiem jak ktoś se wbije jakieś w 3 lata+ w bf3 np.albo coś innego 1000h+ godzin po to wychodzi po 2h dziennie. to jeszcze da się być minimum normikiem.