Wpis z mikrobloga

#chemiczneopowiesci #bezpieczenstwowprzemysle

Ten wpis będzie trochę, jak „Archiwum X“, bo nie dotyczy on mnie bezpośrednio a opisuje pewne wydarzenie historyczne (późne lata 70) i kradzież „stulecia“ w Azotach.

Pewnego poranka, na zmianie dziennej, wpadła do nas ekipa automatyków i zaczęli montaż monitoringu. Kamera w rogu hali, w miejscu, gdzie nie było widać utleniacza, trochę kabli i na sam koniec monitor na sterowni. Pytanie – po co to? „Wkładem“ utleniacza, czyli reaktora, był katalizator platynowy. 9 siatek (każda po ok. 9,5 kg). Dodatkowo wolframowe siatki, jako przekładki. Jak widać, wartość - rynkowa – dość słuszna. Tylko w naszym przypadku ew. złodziej musiałby być debilem i samobójcą w jednym. Monitoring był uruchomiony, wiec w imię zasad pełnił funkcje czysto ozdobne.

Czy kradzież była faktycznie niemożliwa? Jak życie pokazało, była możliwa. Nawet się połowicznie udała. Nie u nas, ale jednak. Tylko złodzieje okazali się typowymi złodziejami. Wpadli przez szybka chęć zysku.

W trakcie montażu monitoringu z ciekawości zacząłem pytać kierownictwa „po co to nam?“. Od słowa, do słowa i zostałem uraczony poniższą historia , ale niestety nie w szczegółach. Sprawa mnie na tyle zainteresowała, ze zacząłem drążyć temat. Miałem o tyle łatwo, ze cześć tamtej zmiany była, co prawda, krotko przed emerytura, ale jeszcze pracowała. Druga cześć była już na emeryturze i mieszkali ciągle na osiedlu przyzakładowym. Oto, jak doszło do tej kradzieży stulecia przez „Gang Olsena“.

Pierwsza instalacja produkcji kwasu azotowego w ZAK. Technologia krotko powojenna, wiec funkcjonowała na starej metodzie podciśnieniowej. Charakteryzowała się tym, ze na „końcu“ instalacji stały dmuchawy, które wyciągały gaz (tlenki azotu) poreakcyjny przez co w utleniaczach panowało podciśnienie. Na hali stało 12 reaktorów w 2 rzędach po 6 sztuk. Długość hali ok 80-90 m.

Zmiana nocna. Sterowniczego z letargu ocknął alarm. Spadek temperatury w skrajnym, prawym, utleniaczu (oznaczonym numer 2). Typowa reakcja, to dodanie trochę więcej amoniaku. Pomimo prawidłowego stosunku amoniaku do powietrza (ok 8,8 %) sterowniczy tak zrobił. Skutek tego był żaden. Wręcz odwrotny, bo temperatura spadała nadal i to w szybkim tempie, aż do wygaszenia reaktora. Po kilkunastu sekundach „walki“ sterowniczy poddał się i zdecydowal na odcięcie (wyłączenie) felernego utleniacza i dociążyć pozostałe 11. Taka procedura trwa jednak dobrych paręnaście minut.

Po wszystkim, kiedy sytuacja się ustabilizowała, sterowniczy poszedł zobaczyć, co się mogło wydarzyć, bo spodziewał się jakiejś awarii. Podchodząc do utleniacza wszystko wyglądało całkiem normalnie. Zaskoczyło go dopiero to, co zobaczył po obejściu utleniacza z drugiej strony (niewidocznej ze sterowni). Szkło (wziernik) był odkręcony i leżał na ziemi. Obok znalazł też zwykły bosak strażacki. Paręnaście sekund zajęło mu zrozumienie, co tu się właśnie stało... Poświecił latarka do wnętrza utleniacza i zobaczył tylko strzępki siatek platynowych na samym obrzeżu reaktora. Po samych siatkach nie było ani śladu.

Straż Przemysłowa, Milicja, Prokurator, Szefostwo. Afera na cały zakład. Trwało to jednak na tyle długo, ze ew. złodzieje mieli czas na wyniesienie „skarbu“ z zakładu. Wpadli kilka dni później. W mieście (wtedy 40 tysięcznym) był jeden jubiler. Sprawcy zgłosili się do niego z pytaniem, czy nie byłby zainteresowany kupnem kilku kilogramów czystej platyny... Jeden z nich był na tyle „inteligentny“, ze użył siatek (w celu ukrycia), jako siatek w klatce na króliki. Przy czym ta historia z klatka na króliki traktuje bardziej jako „urban legend“, bo dużo osób mi to opowiadało, ale nikt tego nie widział i nikt nie był w stanie tego potwierdzić na 100%. Każdy tylko o tym słyszał. Dodaje to jako ciekawostkę. Wszystko inne zostało zweryfikowane. Łącznie z tym, ze rozmawiałem ze sterowniczym, który wtedy miał jeszcze 2 lata do emerytury.

Czy miał przez to nieprzyjemności? Miał, jak najbardziej. Najpierw chciano mu udowodnić, że spal. To się nie udało, bo z wykresów wynikało, że kilkanaście sekund wcześniej (przed kradzieżą) „manipulował“ przy reaktorze nr. 10. Kolejnym zarzutem było, dlaczego od razu nie poszedł do reaktora zobaczyć, co się dzieje? Być może złapał by złodziei na gorącym uczynku. Zarzut też chybiony, bo feralnego dnia był sam na sterowni (sezon urlopowy) i nie miał jej prawa opuścić w sytuacji awaryjnej. Najpierw musiał zadbać o ciągłość produkcji. Konsekwencji nie poniósł wiec żadnych. Ale co się „nachodził“, to jego.

Kim byli złodzieje? Pracownikami tej instalacji, tylko z innej zmiany. Stad tez doskonale wiedzieli, jak to wszystko funkcjonuje, znali cały rozkład hali, mieli tez przepustki, wiec w każdej chwili mogli legalnie wejść na teren zakładu i z niego wyjść. Dostali po 5 lat. Nigdy do zakładu po odsiadce nie wrócili.

Przy okazji przepraszam wszystkich obserwujących tag. Miałem 3 miesiące wyciągnięte z życiorysu, bo postanowiłem trochę w życiu zmienić. Pozytywna wiadomość jest taka, że w piątek mam ostatni egzamin i wracam z powrotem do „żywych“ i wpisy będą pojawiać się zdecydowanie częściej.
  • 37
@verruct: Typowi złodzieje są typowi. U nas kradli domieszki do żeliwa, głównie chrom i molibden. Nikt nie wiedział jak. Wyszło w czasie żniw. Za płotem zakładu było pole i tam przerzucali kontrabandę. Sprawa się rypła gdy do kierownictwa przyszedł #!$%@? rolnik, bo rozwalił header na tym co przerzucili przez płot. Złapanie sprawców zajęło od tego wydarzenia jakieś 2 tygodnie. Po cichu zamontowali monitoring w tym miejscu. Policja znalazła u gościa w
@krak ozdobne, bo w naszym przypadku naszej instalacji, jak pisałem, kradzież była (jest) niemożliwa. Dlatego monitoring był, bo tak mówił przepis. W rzeczywistości pełnił funkcję podstawki pod kwiatka.
@verruct: Tylko blagam, nie automatycy. Instalatorzy, monterzy najwyzej. Automatyk to siedzi za biurkiem i programuje sterownik. A tu nawet automatyki nie bylo, bo w monitoringu sie niczym nie steruje.