Szliśmy pełną prędkością ku najbliższej nam planecie, byle schronić się za jej magnetyczną tarczą przed śmiercionośnym promieniowaniem. Nie poczuliśmy tego w żaden sposób, ale zaraz po tym jak wyłoniliśmy się z okna grawitacyjnego, pokładowe czujniki dały nam znać o niebezpieczeństwie. Wściekły pomarańczowy gigant, gwiazda tego układu, postanowił przywitać nas wściekłą burzą słoneczną. Na dodatek trafiliśmy do złego systemu.
- Szabo, jak mogło do tego dojść? Obliczenia transferu wykonaliśmy dwa razy! – kapitan Wolkow krzyknął, by przebić się przez kakofonię alarmów. Dowódca wyprawy trzymał ster pewnie, człowiek o stalowych nerwach, ale widać było wyraźnie, że sytuacja wytrąciła go z równowagi – w końcu statek i załoga były w poważnym niebezpieczeństwie.
Doktor Szabo, Słowak, nasz astrofizyk i zdolny nawigator śledził uważnie kolumny liczb wyświetlające się przed nim na monitorze.
- Synergia twierdzi, że w momencie skoku powrotnego zostaliśmy uderzeni przez silny pływ grawitacyjny, nie wiem tylko z której strony. Na szczęście dewiacja była bardzo mała kapitanie.
- Ale wciąż! Pomyłka o lata świetlne, Szabo!
Doktor Szabo z trudem rozłożył ręce w geście bezradności, przyśpieszenie wbijało nas w fotele.
Ja, pomimo, że geologia i geomorfologia nie były moją specjalnością, asystowałem doktorowi Vierowi w analizie spektrum planety, ku której uciekaliśmy.
- Co z tym polem magnetycznym? Wystarczy? – Wolkow obrócił do nas głowę.
- Powinno, mamy szczęście, bo glob wydaje się aktywny geologicznie, nie mam jeszcze kompletu danych ale pole może być nawet silniejsze od ziemskiego. – pochłonięty obliczeniami Niemiec uśmiechnął się do dowódcy.
- Trafiliśmy w sam środek burzy słonecznej, gdyby nie tarcza i nasze metamodyfikacje dawka promieniowania, którą właśnie przyjmujemy zmusiłaby nas do powrotu na Ziemię. Zostaliśmy dobrze przygotowani na takie zjawiska – dodałem od siebie, by nieco uspokoić atmosferę.
Dekady temu zła pogoda kosmiczna była poważną przeszkodą w podróżach. Astronauci, którzy nie zdążyliby się schronić przed promieniowaniem przyjmowali w ciągu chwili dawki, które człowiek żyjący na Ziemi zbierał przez całe życie. Zaś dobrodziejstwa płynące z lat rozkwitu inżynierii genetycznej zaczęły być stosowane dopiero niedawno. Pomimo przełomów w fizyce i technologii napędów nadzieja na dalekie loty kosmiczne przyświeciła ludzkości niespodziewanie za sprawą biologii. Uśmiechnąłem się do własnych myśli.
- Doktorze Mikołajewski, co nas czeka? – zwrócił się do mnie dowódca wyprawy – Jak właściwie działają metamodyfikacje?
- Po wejściu na orbitę musimy niezwłocznie przyjąć surowicę aktywacyjną, zjeść porządny posiłek i zapaść w sen na kilkanaście godzin. Surowica uruchomi mechanizmy naprawy naszego genomu, który w tej chwili jest szatkowany przez pędzące cząsteczki. Ale odbędzie się to kosztem metabolizmu i funkcjonowania mózgu. Coś za coś – tak jak to zresztą odbywa się u bakterii Deinococcus radiodurans, którym zawdzięczamy metamodyfikacje odporności na promieniowanie. Obudzimy się z dużym bólem głowy i niestety zawsze istnieje niewielkie ryzyko bezpłodności.
- Pionierzy kosmosu, najznakomitsi odkrywcy, wysterylizowani przez gwiazdę – odparł z przekąsem Wolkow. – Szabo oblicz proszę z Synergią parametry kolejnego transferu, chcę się stąd wynosić jak tylko się przebudzimy. Tym razem musimy trafić do właściwego systemu.
Po bezowocnej wyprawie do systemu Fara-Ilsa kolejnym punktem na gwiezdnej mapie, który przypadał naszej załodze był oddalony o 12,7 lat świetlnych podwójny układ Tyry. Gdzie byliśmy teraz?
- Vier, gdzie my właściwie jesteśmy? – zapytałem siedzącego obok kolegę geologa.
- To dziwne, ale tego systemu nie ma w naszej bazie danych astrograficznych, być może umknął oczom naszych obserwatorów, jakaś anomalia? Kosmos wciąż jest pełen zagadek, a my dalej oglądamy go jak przez dziurkę od klucza – odparł zamyślone Niemiec studiując przy tym mapę lokalnego kosmosu. – Kapitanie, mam propozycję! – dodał po chwili ciszy.
- Śmiało, mój drogi.
- Nasz harmonogram jest napięty a zapasy wyliczone, wykonaliśmy już jeden transfer, kolejny będzie ponadplanowy, tracimy właśnie cenne paliwo manewrujące. Co więcej znajdujemy się w nieznanym dotąd systemie, który nie został naniesiony na mapę! – wyliczał niemiecki naukowiec. - Z pewnością Instytut zrozumie, jeśli postanowimy wykonać rozpoznanie tutaj i odpuścić układ Tyry na następny wylot. Odkąd się tu pojawiliśmy Synergia donosi mi o ciekawych obserwacjach z okolicznych planet tego układu a liczne obliczenia, które wykonałem sugerują, że na pewno nie zmarnujemy tu cennego czasu.
Wolkow gdyby nie skafander, pewnie zakręciłby wąsem. Poczułem, że spodobałaby mu się ta propozycja, gdyby nie fakt intensywnej aktywności słonecznej tutejszej gwiazdy.
- Rozumiem, ale co jeśli burza nie ustąpi?
- Kapitanie, ona już słabnie! – wykrzyknął z entuzjazmem Vier obserwując monitor przed sobą. Ruchem dłoni przesłał obraz pomarańczowego giganta na ekran główny mostku, obok termojądrowej kuli wyświetlały się kolejno po sobie liczby potwierdzające słowa geologa.
- Postanowimy co robić dalej gdy schronimy się w polu magnetycznym, co nastąpi za półtorej godziny. Do tej pory zbierajcie odpowiednie dla siebie dane, Szabo kontynuuj obliczenia. – postanowił dowódca, po chwili namysłu dodał – A czy nasz kolega ksenobiolog nie będzie się nudził jeśli zmienimy nasze plany?
- Z pewnością nie będzie się nudził – odparł na to z tajemniczym uśmiechem Vier. Obraz na ekranie głównym znowu uległ zmianie, ukazując teraz zdjęcia powierzchni planety wykonane pokładowym ultraskopem. Aż westchnąłem z wrażenia.
- Doktorze Mikołajewski, co pan o tym sądzi? – zapytał zaciekawiony Wolkow.
- Wolałbym poczekać jeszcze kilkanaście minut na pełne spektrum atmosferyczne, ale na pierwszy rzut oka wygląda na to, że planeta ku której zmierzamy, posiada na swojej powierzchni wodę w stanie ciekłym. Niesamowite!
@Bergkamp: Całkiem spoko. Napisane poprawnie, mógłbym nawet sięgnąć po następną część. Trochę dużo technobełkotu, nie wiem czy wrzucanie go już na samym początku opowieści nie będzie odstraszające dla niektorych czytających. Co to piszesz?
@Bergkamp: Tekst krótki, dlatego fakt wystąpienia kilku powtórzeń, niepotrzebnych zaimków i paru nieskładnie złożonych zdań nie powinien zaistnieć. Pozostając w obrębie strony technicznej, brak również sporej liczby przecinków.
Z rzeczy ważniejszych; wytłumaczenie sposobu działania metamodyfikacji jak dla mnie naciągane - wiadomo, że warto to i owo czytelnikowi wyjaśnić, niemniej kapitan nie mający pojęcia jak funkcjonują procedury... No niezbyt. Chyba że mamy do czynienia z czymś eksperymentalnym, ale wtedy: 1. w żaden
Z rzeczy ważniejszych; wytłumaczenie sposobu działania metamodyfikacji jak dla mnie naciągane - wiadomo, że warto to i owo czytelnikowi wyjaśnić, niemniej kapitan nie mający pojęcia jak funkcjonują procedury... No niezbyt.
@Bergkamp: No dokładnie tak jak wyżej, popełniłeś ten sam błąd, który zdarzał się niefortunnie np. Asimovowi, tj. postaci rozmawiające między sobą o czymś, o czym wszyscy wiedzą po to, aby wytłumaczyć coś czytelnikowi. Wyobraź sobie dwie osoby siedzące przy
@HpALc_9000: @Zbinon: @IamHater: @houk: @MasterSoundBlaster: @hard1: Dzięki za każdą formę krytyki i odzew, to moja pierwsza przygoda z pisaniem, na pewno popracuję jeszcze nad warsztatem, bo są braki ( ͡°͜ʖ͡°)
@u43dqe14m3: Dzięki, będę próbował dalej - mam kilka pomysłów, ale przelanie ich na papier zabierze mi trochę czasu ( ͡°͜ʖ͡°) Inspiruje się przede wszystkim Lemem, Lovecraftem, Asimovem, też Orscorem Scottem Cardem.
Szliśmy pełną prędkością ku najbliższej nam planecie, byle schronić się za jej magnetyczną tarczą przed śmiercionośnym promieniowaniem. Nie poczuliśmy tego w żaden sposób, ale zaraz po tym jak wyłoniliśmy się z okna grawitacyjnego, pokładowe czujniki dały nam znać o niebezpieczeństwie. Wściekły pomarańczowy gigant, gwiazda tego układu, postanowił przywitać nas wściekłą burzą słoneczną. Na dodatek trafiliśmy do złego systemu.
- Szabo, jak mogło do tego dojść? Obliczenia transferu wykonaliśmy dwa razy! – kapitan Wolkow krzyknął, by przebić się przez kakofonię alarmów. Dowódca wyprawy trzymał ster pewnie, człowiek o stalowych nerwach, ale widać było wyraźnie, że sytuacja wytrąciła go z równowagi – w końcu statek i załoga były w poważnym niebezpieczeństwie.
Doktor Szabo, Słowak, nasz astrofizyk i zdolny nawigator śledził uważnie kolumny liczb wyświetlające się przed nim na monitorze.
- Synergia twierdzi, że w momencie skoku powrotnego zostaliśmy uderzeni przez silny pływ grawitacyjny, nie wiem tylko z której strony. Na szczęście dewiacja była bardzo mała kapitanie.
- Ale wciąż! Pomyłka o lata świetlne, Szabo!
Doktor Szabo z trudem rozłożył ręce w geście bezradności, przyśpieszenie wbijało nas w fotele.
Ja, pomimo, że geologia i geomorfologia nie były moją specjalnością, asystowałem doktorowi Vierowi w analizie spektrum planety, ku której uciekaliśmy.
- Co z tym polem magnetycznym? Wystarczy? – Wolkow obrócił do nas głowę.
- Powinno, mamy szczęście, bo glob wydaje się aktywny geologicznie, nie mam jeszcze kompletu danych ale pole może być nawet silniejsze od ziemskiego. – pochłonięty obliczeniami Niemiec uśmiechnął się do dowódcy.
- Trafiliśmy w sam środek burzy słonecznej, gdyby nie tarcza i nasze metamodyfikacje dawka promieniowania, którą właśnie przyjmujemy zmusiłaby nas do powrotu na Ziemię. Zostaliśmy dobrze przygotowani na takie zjawiska – dodałem od siebie, by nieco uspokoić atmosferę.
Dekady temu zła pogoda kosmiczna była poważną przeszkodą w podróżach. Astronauci, którzy nie zdążyliby się schronić przed promieniowaniem przyjmowali w ciągu chwili dawki, które człowiek żyjący na Ziemi zbierał przez całe życie. Zaś dobrodziejstwa płynące z lat rozkwitu inżynierii genetycznej zaczęły być stosowane dopiero niedawno. Pomimo przełomów w fizyce i technologii napędów nadzieja na dalekie loty kosmiczne przyświeciła ludzkości niespodziewanie za sprawą biologii. Uśmiechnąłem się do własnych myśli.
- Doktorze Mikołajewski, co nas czeka? – zwrócił się do mnie dowódca wyprawy – Jak właściwie działają metamodyfikacje?
- Po wejściu na orbitę musimy niezwłocznie przyjąć surowicę aktywacyjną, zjeść porządny posiłek i zapaść w sen na kilkanaście godzin. Surowica uruchomi mechanizmy naprawy naszego genomu, który w tej chwili jest szatkowany przez pędzące cząsteczki. Ale odbędzie się to kosztem metabolizmu i funkcjonowania mózgu. Coś za coś – tak jak to zresztą odbywa się u bakterii Deinococcus radiodurans, którym zawdzięczamy metamodyfikacje odporności na promieniowanie. Obudzimy się z dużym bólem głowy i niestety zawsze istnieje niewielkie ryzyko bezpłodności.
- Pionierzy kosmosu, najznakomitsi odkrywcy, wysterylizowani przez gwiazdę – odparł z przekąsem Wolkow. – Szabo oblicz proszę z Synergią parametry kolejnego transferu, chcę się stąd wynosić jak tylko się przebudzimy. Tym razem musimy trafić do właściwego systemu.
Po bezowocnej wyprawie do systemu Fara-Ilsa kolejnym punktem na gwiezdnej mapie, który przypadał naszej załodze był oddalony o 12,7 lat świetlnych podwójny układ Tyry. Gdzie byliśmy teraz?
- Vier, gdzie my właściwie jesteśmy? – zapytałem siedzącego obok kolegę geologa.
- To dziwne, ale tego systemu nie ma w naszej bazie danych astrograficznych, być może umknął oczom naszych obserwatorów, jakaś anomalia? Kosmos wciąż jest pełen zagadek, a my dalej oglądamy go jak przez dziurkę od klucza – odparł zamyślone Niemiec studiując przy tym mapę lokalnego kosmosu. – Kapitanie, mam propozycję! – dodał po chwili ciszy.
- Śmiało, mój drogi.
- Nasz harmonogram jest napięty a zapasy wyliczone, wykonaliśmy już jeden transfer, kolejny będzie ponadplanowy, tracimy właśnie cenne paliwo manewrujące. Co więcej znajdujemy się w nieznanym dotąd systemie, który nie został naniesiony na mapę! – wyliczał niemiecki naukowiec. - Z pewnością Instytut zrozumie, jeśli postanowimy wykonać rozpoznanie tutaj i odpuścić układ Tyry na następny wylot. Odkąd się tu pojawiliśmy Synergia donosi mi o ciekawych obserwacjach z okolicznych planet tego układu a liczne obliczenia, które wykonałem sugerują, że na pewno nie zmarnujemy tu cennego czasu.
Wolkow gdyby nie skafander, pewnie zakręciłby wąsem. Poczułem, że spodobałaby mu się ta propozycja, gdyby nie fakt intensywnej aktywności słonecznej tutejszej gwiazdy.
- Rozumiem, ale co jeśli burza nie ustąpi?
- Kapitanie, ona już słabnie! – wykrzyknął z entuzjazmem Vier obserwując monitor przed sobą. Ruchem dłoni przesłał obraz pomarańczowego giganta na ekran główny mostku, obok termojądrowej kuli wyświetlały się kolejno po sobie liczby potwierdzające słowa geologa.
- Postanowimy co robić dalej gdy schronimy się w polu magnetycznym, co nastąpi za półtorej godziny. Do tej pory zbierajcie odpowiednie dla siebie dane, Szabo kontynuuj obliczenia. – postanowił dowódca, po chwili namysłu dodał – A czy nasz kolega ksenobiolog nie będzie się nudził jeśli zmienimy nasze plany?
- Z pewnością nie będzie się nudził – odparł na to z tajemniczym uśmiechem Vier. Obraz na ekranie głównym znowu uległ zmianie, ukazując teraz zdjęcia powierzchni planety wykonane pokładowym ultraskopem. Aż westchnąłem z wrażenia.
- Doktorze Mikołajewski, co pan o tym sądzi? – zapytał zaciekawiony Wolkow.
- Wolałbym poczekać jeszcze kilkanaście minut na pełne spektrum atmosferyczne, ale na pierwszy rzut oka wygląda na to, że planeta ku której zmierzamy, posiada na swojej powierzchni wodę w stanie ciekłym. Niesamowite!
cdn.
#sciencefiction #scifi #ksiazki #ksiazka #kosmos i może #spacex ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Taktyk.
Trochę dużo technobełkotu, nie wiem czy wrzucanie go już na samym początku opowieści nie będzie odstraszające dla niektorych czytających.
Co to piszesz?
Z rzeczy ważniejszych; wytłumaczenie sposobu działania metamodyfikacji jak dla mnie naciągane - wiadomo, że warto to i owo czytelnikowi wyjaśnić, niemniej kapitan nie mający pojęcia jak funkcjonują procedury... No niezbyt. Chyba że mamy do czynienia z czymś eksperymentalnym, ale wtedy:
1. w żaden
@Bergkamp: No dokładnie tak jak wyżej, popełniłeś ten sam błąd, który zdarzał się niefortunnie np. Asimovowi, tj. postaci rozmawiające między sobą o czymś, o czym wszyscy wiedzą po to, aby wytłumaczyć coś czytelnikowi. Wyobraź sobie dwie osoby siedzące przy