7:00 - Boli. - Musi boleć. Życie to jedno wielkie pasmo cierpień. Kwękam sobie cichutko, podczas gdy promiennie uśmiechnięta fizjoterapeutka wyżyma skórę na moich plecach w sposób, który przypomina mi o tym, jak byłam dyżurną w podstawówce, i - chcąc opuścić jak najwięcej ze znienawidzonej lekcji - przez bite piętnaście minut wyżymałam gąbkę, wściekle ją miętosząc. Po kilku minutach jestem coraz mniej pewna, czy zapisałam się na masaż, czy na sesję sadomasochistyczną w szpitalnej scenerii. - Życie to kierat, gehenna i droga ciernista - obwieszcza pani Zosia. - A może mogłaby pani jednak masować odrobinę delikatniej? - Nie. - ... - Filmów się pani naoglądała. Tam masaże to same relaksy. A tu mamy prawdziwe życie. Ból. I pańszczyznę. 7:30. Pan Marian kończy ćwiczyć. - Pani Zosiu - wzdycha - ja nie wiem, co dalej począć ze swoim życiem. - A co się dzieje? - Dopiero po siódmej, a ja już ze szpitala wychodzę. I nie idę dzisiaj do żadnego lekarza. - Pan sobie zrobi badanie komputerowe stopy - sugeruje pani Zosia, z lubieżnym chrobotem wwiercając się knykciem między moje C3 i C4. - Jest pani nieoceniona, pani Zosiu. 7:45 Szatnia. - Co się pani stało? - pyta zatroskana blondynka o odrostach sięgających pasa. - Miałam wypadek. - Kiedy? - W sierpniu. Już drugi miesiąc się męczę - narzekam kurtuazyjnie. W końcu jesteśmy w szpitalu. - Pff. I z czymś takim na rehabilitację?! - pufa blondynka. - Ja miałam wypadek w październiku 2012. Od tamtej pory, pani zobaczy - umieram z bólu. - Ja wypadek miałam w 1996 roku! - z WC wyje pani Krystyna. - A ja w siedemdziesiątym piątym. Spałowało mnie ZOMO - pan Marian przemawia zza przepierzenia. - To całe eony temu - blondynka odpowiada z nutką zazdrości w głosie. Wychodzę ukradkiem, wyobrażając sobie dalsze wypowiedzi w rodzaju: - Walczyłem w II Wojnie Światowej. Wszystkiemu winna mina przeciwpiechotna. - A ja miałem wypadek podczas Rewolucji Francuskiej. Na bark zsunęła mi się gilotyna. Na szczęście, tą tępą stroną. Albo: - Zgruchotałam sobie miednicę we wczesnym Dewonie, gdy Ichtiostega zaatakowała mnie na skałach dzisiejszej Grenlandii. Gdyby nie kłącze kalamitu, które zamortyzowało mój upadek, nie byłoby mnie dzisiaj z wami. I tak dalej.
@nunkun: mam nadzieje ze piszesz ksiazke. Bo ja chce przeczytac te ksiazke niezaleznie czy ja piszesz czy nie. Ludzie spuszczaja sie nad Bukowskim a ja kompletnie nie wiem czemu. Te Twoje opowiadanka zjadaja Bukowskiego na brancz.
@yorrick: Dzięki ʕ•ᴥ•ʔ Piszę książkę, u Bukowskiego wolę wiersze od prozy. Niektóre ma naprawdę ładne. A co do prozy, to też lekko się czyta, więc bym się przesadnie nie czepiała. Ale ja nie mam wygórowanych wymagań :)
@nunkun: no tak. Wiersze sa spoko. Ale proza moim zdaniem nie jest warta tej slawy i renomy ktora bukowski ma:) dziwne ze masz niskie wymagania skoro sama piszesz tak dobrze. No ale co ja tam wiem
współczuje normikom, którzy są z rocznika podobnego do tych dziewczynek i wychowały się na fagacie xD, powodzenia na rynku matrymonialnym #tinder #famemma #p0lka
- Boli.
- Musi boleć. Życie to jedno wielkie pasmo cierpień.
Kwękam sobie cichutko, podczas gdy promiennie uśmiechnięta fizjoterapeutka wyżyma skórę na moich plecach w sposób, który przypomina mi o tym, jak byłam dyżurną w podstawówce, i - chcąc opuścić jak najwięcej ze znienawidzonej lekcji - przez bite piętnaście minut wyżymałam gąbkę, wściekle ją miętosząc.
Po kilku minutach jestem coraz mniej pewna, czy zapisałam się na masaż, czy na sesję sadomasochistyczną w szpitalnej scenerii.
- Życie to kierat, gehenna i droga ciernista - obwieszcza pani Zosia.
- A może mogłaby pani jednak masować odrobinę delikatniej?
- Nie.
- ...
- Filmów się pani naoglądała. Tam masaże to same relaksy. A tu mamy prawdziwe życie. Ból. I pańszczyznę.
7:30.
Pan Marian kończy ćwiczyć.
- Pani Zosiu - wzdycha - ja nie wiem, co dalej począć ze swoim życiem.
- A co się dzieje?
- Dopiero po siódmej, a ja już ze szpitala wychodzę. I nie idę dzisiaj do żadnego lekarza.
- Pan sobie zrobi badanie komputerowe stopy - sugeruje pani Zosia, z lubieżnym chrobotem wwiercając się knykciem między moje C3 i C4.
- Jest pani nieoceniona, pani Zosiu.
7:45
Szatnia.
- Co się pani stało? - pyta zatroskana blondynka o odrostach sięgających pasa.
- Miałam wypadek.
- Kiedy?
- W sierpniu. Już drugi miesiąc się męczę - narzekam kurtuazyjnie.
W końcu jesteśmy w szpitalu.
- Pff. I z czymś takim na rehabilitację?! - pufa blondynka. - Ja miałam wypadek w październiku 2012. Od tamtej pory, pani zobaczy - umieram z bólu.
- Ja wypadek miałam w 1996 roku! - z WC wyje pani Krystyna.
- A ja w siedemdziesiątym piątym. Spałowało mnie ZOMO - pan Marian przemawia zza przepierzenia.
- To całe eony temu - blondynka odpowiada z nutką zazdrości w głosie.
Wychodzę ukradkiem, wyobrażając sobie dalsze wypowiedzi w rodzaju:
- Walczyłem w II Wojnie Światowej. Wszystkiemu winna mina przeciwpiechotna.
- A ja miałem wypadek podczas Rewolucji Francuskiej. Na bark zsunęła mi się gilotyna. Na szczęście, tą tępą stroną.
Albo:
- Zgruchotałam sobie miednicę we wczesnym Dewonie, gdy Ichtiostega zaatakowała mnie na skałach dzisiejszej Grenlandii. Gdyby nie kłącze kalamitu, które zamortyzowało mój upadek, nie byłoby mnie dzisiaj z wami.
I tak dalej.
#truestory #heheszki #nunkunpisze
;)
@nunkun: szczególnie w #!$%@? kraju, mentalnosc niewolników
xD
dobry materiał na pastę :D taki trochę Mroziński ( ͡º ͜ʖ͡º)
źródło: comment_gi2XTtH1OALBdJqJKEzo7HPsF8DxOHv3.gif
Pobierz@nunkun: Ten zwrot chyba już widziałem w jakiejś książce. ( ͡º ͜ʖ͡º)