Wpis z mikrobloga

104 882,49 - 2,00 = 104 880,49

Mam kilka przemyśleń na temat maratonu, który przebiegłem w niedzielę.
To był mój trzeci maraton w życiu, jednak między drugim a trzecim minęło jakieś 2,5 roku, więc na początku stycznia, kiedy myślałem o tym, czy zapisać się do biegu bałem się, że te pięć miesięcy to za mało, żeby wrócić do formy. Na pierwszy "testowy" trening wyszedłem 12 stycznia i o dziwo przebiegnięcie 12 kilometrów nie sprawiło mi dużego problemu. Wtedy uwierzyłem, że jednak jestem w stanie to zrobić.

Właściwie to można powiedzieć, że maraton zaczyna się już w momencie uiszczenia opłaty startowej. Od tego momentu nie ma odwrotu i wiesz, że czeka cię masa treningów. Oprócz mięśni trenujesz także regularność, siłę woli, wychodzenie ze strefy komfortu. W ramach przygotowań do maratonu odbyłem 36 treningów, gdzie w 44 godziny przebiegłem 420 kilometrów. Zdarzyło się biegać w temperaturze -15 stopni, jak i + 25. W deszczu, śniegu, z bólem brzucha, z odciskami po innych biegach. I to wszystko, żeby ukończyć maraton w 5 godzin, czyli już prawie gdzieś na szarym końcu. Wyobraźcie sobie ile muszą trenować ci najszybsi!

Na niesamowitą atmosferę biegu składa się wiele rzeczy. Pasta party dzień wcześniej, wspólna rozgrzewka i masa zielonych koszulek z ekipy 42 Do Szczęścia, której byłem częścią, punkty kibica rozmieszczone co kilka kilometrów, przybijanie piątek z innymi biegaczami, walka z samym sobą, gdy na ostatnich kilometrach każdy krok powoduje ból i wreszcie ten długo wyczekiwany moment, kiedy przekraczasz metę, ktoś zakłada ci medal na szyję, ktoś inny podaje folię termiczną i butelkę wody, kiedy wreszcie możesz położyć się na betonie i chwilę odpocząć.

Pierwsza połowa maratonu przebiegła idealnie. Półmetek minąłem z czasem 2:14:00 i ciągle kogoś wyprzedzałem. Dopiero w okolicy 28 kilometra złapał mnie ból pleców, który brutalnie uświadamia, że siedzący tryb życia im nie służy. Od 31 kilometra już więcej szedłem niż biegłem i wtedy zaczęła się ta słynna ściana.
Maraton ukończyłem z czasem 4:58:50 (choć endomondo mówi, że 4:54:39 :P ). To jest 30 minut wolniej niż sobie zaplanowałem, ale wiem już, co muszę poprawić i może następnym razem się uda :)
Nogi dalej bolą, ale chyba na dniach zapiszę się na jakiś jesienny maraton, żeby mieć powód do dalszych treningów i bicia rekordów i przesuwania granic :)
#bieganie #maraton #42doszczescia

#sztafeta
  • 15
@JaDamian: Podziwiam! Przyznam, że maraton jest jednym z moich marzeń, ale póki co wydaje mi się baaardzo ambitnym celem. Kiedyś przebiegłem połówkę i łatwo nie było. Ale masz rację, atmosfera takich zawodów jest niesamowita i na długo zostaje w pamięci.
@pjib: Trenuję, startuję w zawodach, ale jakoś się nie czuję gotowy na maraton. Może w przyszłym sezonie, ale musiałbym pewnie podwoić kilometraż, żeby to miało jakikolwiek sens :)
@JaDamian: jak to jest z tym bieganiem, że jednym to sprawia przyjemność a ja mam wrażenie jak bym miał zaraz wypluć płuca wyrzygać serce i ogólnie życie przelatuje mi przed oczami.......
@hard1: bylebyś nie podwajał od pierwszego treningu. Wiele osób mówi, że zwiększa się o max 10% - warto zastosować. Może się kiedyś spotkamy na którymś maratonie ;)
@JaDamian: Na pewno chciałbym go przebiec, a nie "przemarszobiegować". Fajnie by było również złamać 4h, ale to już kwestia zdecydowanie drugorzędna. Póki co, nawet nie trenuję pod taki dystans.
@hard1: jeżeli twój kilometraż tygodniowy będzie w granicy 55-65 km to spokojnie wyrobisz się w 4h. Ważne żebyś trenował, a nie biegał. Masa planów treningowych na necie, wystarczy wziąć sobie jakiś który Ci pasuje i go realizować. Istotne jest w treningu to że biegamy na różnych szybkościach, a nie ćwiczymy tylko wydłużania dystansu. Powodzenia!
@pjib: Teraz to ja prawie w ogóle nie zwiększam kilometrażu. Raczej skupiam się na urozmaiceniu treningów: podbiegi, interwały, biegi w terenie. Maraton mi chodzi po głowie jako cel "na kiedyś", ale w tym sezonie nie wiem, czy nawet będę w połówce startował. Jakoś ostatnio wolę biegać krócej, a intensywniej.
@walter21: No, czyli tak jak pisałem wyżej, musiałbym podwoić kilometraż. Obecnie robię około 25-30 km / tydzień, przy czym nie jest to trzaskanie kilometrów, tylko urozmaicone treningi (asfalt, bieżnia, lasy) w zmiennym tempie.
@Centuri0n:

jak to jest z tym bieganiem, że jednym to sprawia przyjemność a ja mam wrażenie jak bym miał zaraz wypluć płuca wyrzygać serce i ogólnie życie przelatuje mi przed oczami.......

Bo pewnie próbujesz biec za szybko. Na początku to się człapie w tempie chodu, a nie goni ile sił w nogach :)
@hard1: Tak mi rozum podpowiadał, że nie umiem, ale no kurcze pieczone, jak można nie umieć biegać.... :D Za dzieciaka byłem jak Forest Gump, jak miałem gdzieś iść to biegłem, teraz no cóż...... Już mnie zajebuja na FB od góry do dołu bieganiem, coraz więcej znajomych zaczyna biegać. No i chyba trzeba będzie ćwiczyć choćby na wypadek Zombie Apokalipsy, nie chce być tym grubasem co go #!$%@?ą na początku filmu :D
@Centuri0n: Bo wbrew pozorom, to nie jest aż takie proste. Ja już parę lat biegam, a wciąż pewnie bym mógł wiele rzeczy poprawić. Też zaczynałem od biegu szybko, do upadłego, w byle jakich adidasach. Dopiero z czasem dowiedziałem się, że robię niemal wszystko źle ;)
@Centuri0n: Mnie do 19 roku życia bieganie wcale nie kręciło i wyśmiałbym, gdyby ktoś mi powiedział, że będę robić maratony. Potem jakoś chyba z chęci zrobienia czegoś nowego wyszedłem pobiegać, ale pierwszy trening wyglądał tak, że po 1,5 km miałem już hiperwentylację a kolana piekły jakbym je w ogniu trzymał. Z czasem odkryłem, że kolejne rekordy sprawiają mi ogromną radość no i wtedy już poszło : 5 km, potem 10 km,