Wpis z mikrobloga

Wracam sobie przed chwilą od koleżanki. Mieszka trochę na uboczu miasta, jakieś 20 minut z buta trzeba śmigać do mnie. Droga ładna, chodniki oświetlone, niedawno trasa oddana do użytku. Dość mało jednak uczęszczana, takie połączenie z obwodnicą miasta. Na samym początku mojej podróży zauważyłem przede mną gościa. Idzie sobie te kilkadziesiąt metrów dalej, kaptur na głowie bo trochę zimno. Wysoki jestem, nogi jak u Rubikowej, motorek w dupie też to dość szybko typa dogoniłem. Na jego wysokości, w momencie jak już go miałem mijać jak się ziomeczek nie wystraszył. Podskoczył, w locie zrobił obrót o 180 stopni, zagarnął ręką kaptur, zacisnął pięści i stoi jak wryty. Myślę, jakiś jebnięty, idę dalej. Zrobiłem krok do przodu a ten spanikowany przepraszać mnie zaczyna. Że idzie sobie nocą, zamyślony, wzrok w chodniku a tu nagle jakiś cień tuż za nim, no to co, #!$%@? bandyci albo szpieg z krainy dreszczowców, to pozycję bojową zajął i czekał na jakąś kosę w żebra. Śmiać mi się chciało, ale powstrzymałem, bo widzę, że gościu cały roztrzęsiony, czerwony ze wstydu to pogadałem z nim chwilę, że się zdarza, żeby się oglądał częściej bo zawału kiedyś dostanie, a szkoda, młody jest, z trzydzieści na karku lat posiadał.

Koniec.
  • 4