Wpis z mikrobloga

Cześć Mirki, wykop czytam od paru lat, ale nigdy się nie udzielałem, bo po prostu nie czułem tej potrzeby. Lat mam w zakresie 20-23, imienia nie podam bo wiem, że niektórzy znajomi czytają wykop i w sumie nie chciałbym, żeby skojarzyli pewne fakty. Założyłem konto (spoko, usunę ( ͡° ͜ʖ ͡°)) tylko po to, żeby się wygadać, bo w "normalnym świecie" nie mam komu. Może zrobi mi się nieco lepiej :)

Ogólnie rzecz biorąc nienawidzę i siebie i innych ludzi. Nic nie sprawia mi radości, NIC nie czuję... Opowiem swoją historię życia, żeby nakreślić jak to wszystko wyglądało, czytać nie musicie, komentować też nie jeśli nie chcecie - tak jak pisałem wcześniej, muszę się tylko wygadać. Otóż Byłem bardzo wrażliwym dzieckiem, wszystko bardzo przeżywałem. O ile pochodzę z dość bogatej rodziny i niczego mi nigdy nie brakowało to właśnie za czasów dzieciństwa rodzice mieli kryzys w małżeństwie, a w związku z tym w domu ciągle były "burdy". Wyzwiska, tłuczenie wazonów, talerzy, ucieczki matki z domu bez żadnej zapowiedzi na parę dni, wygrażanie rozwodem, "walki" o mnie w stylu:

ANON, ZOBACZ JAKI OJCIEC JEST, ZOSTAŃ ZE MNĄ,

GUNWO, TO WINA MATKI, BĄDŹ ZE MNĄ, ZOBACZ CO ONA WYPRAWIA.


Nie zwracali na to, że cały czas płaczę, nie wychodzę z pokoju. Oprócz tego ciągłe porównywanie mnie do innych zarówno przez dalszą rodzinę jak i przez nich.

TE, ZOBACZ NO JAKA TWOJA KUZYNKA JEST TAKA ŚWIETNA, SPOKOJNA, GRZECZNA, SIEDZI TU Z NAMI PRZY STOLE A TY ŻEŚ DZIKUS.

MASZ MIEĆ SAME PIĄTKI I SZÓSTKI, STAĆ CIĘ NA TO. CO, CZWÓRKA? NIE SIADASZ DO KOMPUTERA PRZEZ TYDZIEŃ MAŁY GNOJU.


Oczywiście miało to przełożenie na to jak byłem traktowany przez rówieśników.

HEHE PATRZ NO NA TEGO LAMUSA, NIE UMIE GRAĆ W PIŁKĘ NOŻNO, STOI POD ŚCIANO I NIC NIE MÓWI, MA NAJLEPSZE OCENY, KUJON LOL, ZABIERZMY MU PLECAK I #!$%@?, POTEM GO TROCHĘ POSZTURCHAMY, POKOPIEMY, A NA KONIEC WYMYŚLIMY O NIM JAKĄŚ KOMPROMITUJĄCĄ HISTORIĘ, BĘDZIE BEKA HEHE


I tak dzień w dzień, całą podstawówkę. Jak miałem 9 lat (!) zacząłem mieć myśli samobójcze, w szóstej klasie o 3 w nocy wstałem, napisałem list pożegnalny i wyszedłem za barierkę na 5 piętrze... Ostatecznie się cofnąłem, stwierdziłem, że jeszcze wszystko się może zmienić, zaraz gimnazjum, może tam będzie lepiej, może rodzice się uspokoją, aczkolwiek już wtedy zacząłem czuć nienawiść do wszystkich wokoło. Dużo czasu spędzałem przy komputerze więc jakoś ogarnąłem darmowy VPN, tor (to było chyba to, pamiętam tylko jakąś cebulkę i że pisali, że to dobre do ukrycia IP ( ͡° ͜ʖ ͡°)), wyciągnąć od cwaniaka z podbazy pliku config.dat (takie coś na gg było) z fejk profilu na NK nie było trudno, a więc miałem za chwilę dostęp do jego NK, gadu, maili, kont w grach (sprzedałem mu wszystkie itemy ( ͡° ͜ʖ ͡°)), a chwilę potem wszyscy mieli jego prywatne rozmowy, oprócz tego rozmowa z nauczycielem, którego "obraził" i #!$%@? od innych kolegów, którym "groził". Ogólnie dobrze się bawiłem robiąc mu piekło z życia tak jak on robił to słabszym, ale sprawa w końcu poszła na policję i wszystko odzyskał. Ja nie poniosłem konsekwencji, ale nie wiem czy faktycznie zachowałem "BHP" czy nie chciało się policjantom prowadzić dochodzenia w takiej błahej sprawie. Tak czy inaczej zacząłem po tym czuć się lepiej, "kolegom" znudziło się codzienne szykanowanie, test szóstoklasisty zdałem najlepiej w szkole, oceny miałem bardzo dobre, dostałem się do gimnazjum do, którego chciałem i pełen optymizmu poszedłem do nowej szkoły - liczyłem na lepsze jutro.

Oczywiście dalej byłem nieco skryty, a więc po tygodniu już zaczęły się docinki. O ile sebixów tam nie było to przecież:

CO ON TAKI CICHY, NIC NIE #!$%@?, A DZIEWCZYNE TO TY MASZ? HEHE PORZUCAJMY GO PAPIERKAMI, NIE ODZYWAJMY SIĘ DO NIEGO, WYŚMIEWAJMY CO CHWILA HEHE.


I znowu analogicznie... Myśli samobójcze, brak ochoty do życia, płacz przed snem do poduszki. Rodzice nie zwracali uwagi bo "nastoletnie fanaberie, przejdzie". Czułem się beznadziejny, do niczego, ale stwierdziłem, że może to pora, żeby wziąć się za siebie. Poszedłem na siłownię, sztuki walki, biegałem, zagadywałem do obcych ludzi na ulicy co by się pozbyć nieśmiałości, a w konsekwencji umieć komuś odpowiedzieć zamiast spalić buraka i skierować wzrok w podłogę. Jak już miałem te 16 lat i ważyłem 20kg więcej niż oni, podnosiłem 200% masy ciała w MC to nie byli tacy skorzy to żartów i role się odwróciły. Ostatecznie pogodziliśmy się, zostaliśmy całkiem dobrymi kumplami i ostatnie pół roku w gimnazjum było moim najlepszym okresem. Liceum każdy wybrał inne i kontaktów już nie utrzymywaliśmy, chyba, że przypadkowo się spotkaliśmy na mieście to zamieniliśmy słowo.

W szkole średniej było już niby w porządku, ale nagle zacząłem się jakoś dziwnie czuć. Nie wiedziałem co mi jest, po prostu czułem się inaczej, byłem bardziej nerwowy, odczuwałem znudzenie. Pewna sytuacja doprowadziła w końcu do #!$%@? całego mojego życia. Po pewnym nieudanym egzaminie (!) dostałem straszliwego napadu szału... Tak znikąd. I to nie takiego normalnego. Straciłem nad sobą kontrolę, części rzeczy nawet nie pamiętam. Mam w pamięci tylko przebłyski tego jak demolowałem dom, rzucałem się o ściany i podciąłem sobie w końcu żyły, a oprócz temu ból rozdzierający klatkę piersiową i chwilowe problemy z oddychaniem. Rodzina nie mogła nade mną zapanować, z tego co mówili to groziłem, że wszystkich pozabijam, a potem siebie... Nic z tego nie pamiętam. Trafiłem do szpitala psychiatrycznego, ale szybko stamtąd wyszedłem bo nie mogłem znieść towarzystwa. Ja co prawda nie lepszy, ale cały czas wstrzykiwali mi relanium więc byłem spokojny, a gadania patoli (większość trafiała tam bo codziennie chlała i wąchała klej i ich rodzice w końcu nie wytrzymali) nie chciało mi się słuchać. Ostatecznie zacząłem korzystać z pomocy psychiatry i psychologa, dostawałem różne leki (SSRI, SNRI, neuroleptyki, relanium na wypadek gdybym znów dostał takiego napadu). Żadne nie działały. Wszyskie "na serotoninę" powodowały u mnie niebezpiecznie wysokie ciśnienie, czasową impotencję i zamulenie, spokojniejszy nie byłem. Neuroleptyki nie działały w ogóle. Benzo nawet były w porządku, ale w ekstremalnych przypadkach nawet takie 50mg oralnie powodowało u mnie tylko zawroty głowy. Sytuacja nagle się polepszyła, wróciłem do szkoły, nadrobiłem zaległości, przyrzekłem sobie, że to już nie wróci. Z rodziną zacząłem mieć świetny kontakt, nie było już więcej kłótni w domu, każdy pomagał każdemu. Jednak nie miałem żadnych znajomych i to mnie nagle zaczęło frustrować...I co? Kolejna seria napadów z dupy, w wakacje. Takie samo natężenie - okaleczanie się, duszności, amnezja. Nie miałem pojęcia czemu tak mam, trafiłem znów do psychiatry, wysunął tezę, że mogę mieć osobowość Borderline. Nic już z tym nie zrobiłem, rozpoczął się następny rok i stwierdziłem, że pewnie trzeba mi dziewczyny to przejdzie (wiadomo, że nie, ale nie byłem tego świadom) ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Udało mi się nawiązać z jedną koleżanką bardzo dobry kontakt, ja znowu czułem się lepiej. Finalnie friendzone. A co potem? Znowu strata panowania... Tym razem poszła ona o wiele dalej, bo ocknąłem się, z ogromnym bólem głowy, karku, mroczkami przed oczami i pętli na szyi z zerwanego kabla. Chyba chciałem się zabić, ale musiałem wziąć lekko naderwany kabel i się zerwałem. Potem to już tylko uczucie pustki, leżenie cały dzień i patrzenie w ścianę, szkołę rzuciłem. Doszły narkotyki, kodeina i trawa codziennie w tygodniu, w weekend RC. Planowałem już samobójstwo, ale przypadkowo złapałem ze starym znajomym kontakt, zaczęły się imprezy, poznałem sporo osób, rodzina mi pomogła i dzięki wsparciu udało się otworzyć taki mały biznesik. Chęć strzelenia samobója zniknęła, przestałem zażywać narkotyki. Poszedłem jeszcze do psychiatry na wizytę kontrolną. Przeanalizowałem całe życie, skąd brały się różne moje reakcje, dlaczego było tak, a nie inaczej. Stwierdził, że to jednak nie borderline, a po prostu narcystyczne zaburzenie osobowości, a te wybuchy to był "narcystyczny gniew" .Oczywiście nie mogło być pięknie, uczucie pustki cały czas mi towarzyszyło, od roku nie było, żadnych napadów agresji, aż do dzisiaj. Jednak zaczynał się on powoli i zdążyłem machnąć benzo i się uspokoić ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Czuję, że to wszystko może niebawem wrócić. Nie widzę sensu w życiu. Co z tego, że mam pieniądze, znajomych, zapewnioną przyszłość, jeśli nic nie daje mi radości? Powiedziałbym, że to bardziej podtrzymuje mnie przy życiu, pozwala zachować jakąś tam pewność siebie i samoocenę... Po prostu nic nie czuję, empatii, radości, smutku, kompletna pustka. Ciągle mam potrzebę "bycia najlepszym", nie umiem znieść porażki, jestem chorym perfekcjonistą. Ludzie też mnie zaczynają nudzić, powoli zaczynam zrywać kontakty, wychodzę coraz rzadziej. Na związek nie mam szans, nie umiem kochać, jestem toksycznym człowiekiem, nigdy nie byłem szczęśliwy, nie jestem teraz i nie będę nigdy. Więc jak mam dać szczęście innej osobie? Za bankomat nie mam zamiaru robić, a nawet dla seksów nie chce mi się próbować rwać jakichś karyn, tym bardziej, że klubów nie lubię, imprezy też mnie już nudzą, a seksy to nic szczególnego, ot przyjemniejsza wersja walenia konia. Korzystałem z roksy i nie jest to naprawdę nic niesamowitego. Tym bardziej, że cholera wie, czy w przypadku niepowodzenia znowu nie doszło by do próby samobójczej, która mogła by się skończyć tragicznie. Kobiety już kompletnie przestały mnie interesować.

Póki co to będę się skupiał na pieniądzach, jak żywot kompletnie mi się znudzi to się #!$%@?ę. Może to będzie za 5 lat, może za 10, może i w ogóle bo jednak przekonałem się, że życie potrafi zaskakiwać.
Zdaję sobie także sprawę, że wiele osób ma o wiele gorzej z punktu widzenia obserwatora - od choćby rodzina alkoholików, brak nóg, nowotwory. Jednak psychika ludzka to psychika ludzka. Jak coś pierdyknie w mózgu to poczucie beznadziejności i pragnienie śmierci może być na takim samym poziomie u osoby, której ojciec nie chciał dać wysłać smsa ze swojego telefonu na smocze kamienie jak i u kogoś kto może umrzeć w ciągu kilku miesięcy na raka. Reakcja organizmu może być taka sama.
Ja na razie zobaczę co będzie dalej, chociaż czarno to widzę. Jestem po prostu złym i egoistycznym człowiekiem, muszę taki być, bo jak się chce dobrze to ludzie cię wykorzystują i gnoją, więc szkoda tracić czasu na leczenie - jeśli by w ogóle się dało.
Nie mam pojęcia co robić. Nic mnie nie cieszy, wszystko mnie nudzi.

Prawdopodobnie nikt tego nie przeczyta bo za długie, ale jakbym jednak się mylił i jeszcze dostałbym jakąś poradę, na którą sam nigdy nie wpadłem i nie próbowałem to byłoby miło, być może spróbowałbym wprowadzić ją w życie.
Zrobiło mi się lepiej, pozdrawiam was Mirki, konto przyrzekam, że usunę ( ͡° ͜ʖ ͡°)

#depresja #nofeels
  • 65
@RozstrojonaGitara: przeczytałam. Może terapia niekonwencjonalna z użyciem pewniego nielegalnego środka? I nie w standardowych dawkach, tylko dużo mniejszych. Może żałośnie brzmi, ale jednemu kumplowi pomogło wyjść z podobnego dołka.
@qlaudiq: Próbowałem prowadzić takie terapie sam ze sobą (z kimś innym nie miałem możliwości) i na chwilę faktycznie pozwala to wszystko spojrzeć na świat z innej perspektywy, ale potem bomba schodzi i doszło do mnie, że byłem po prostu naćpany :)
@szwagry: Podróżować coś tam podróżowałem, ale szczerze mówiąc wolę domek :) Co do psów to zgadzam się, aczkolwiek wolę koty i jak jestem poddenerwowany to lubię się z nimi odroczyć, całkiem spoko sposób na zbicie chwilowego napięcia ( ͡° ͜ʖ ͡°)