Cześć, #chrzescijanstwo i #katolicyzm, jak się czujecie z myślą, że uprawiając s--s, nawet z małżonkiem, ryzykujecie, że wasze dziecko będzie płonąć żywcem przez całą wieczność? #antynatalizm
@zerozero7: Po upływie tych trzydziestu lat zmienia wszystko, bo dla jednego trud skończon, a dla drugiego nie. Po śmierci drugiego już nic, więc jest różnica trzydziestu lat. W porównaniu do wieczności wszystko się zmienia, bo koniec nie następuje nigdy. Ta perspektywa jest diametralna. Spróbuj kogoś spytać co by wolał: cierpieć do końca ludzkiego życia czy cierpieć wiecznie i tłumaczyć, że to jedno i to samo. Nikogo nie przekonasz. Pewnie nawet
Spróbuj kogoś spytać co by wolał: cierpieć do końca ludzkiego życia czy cierpieć wiecznie i tłumaczyć, że to jedno i to samo
@neib1: Wolę racjonalne argumenty, zamiast opierać się na emocjonalnych historyjkach. To jest nawet typowe w tego rodzaju dyskusjach. Właśnie błąd polega na tym, że racjonalizujemy nasze (oczywiście w tym wypadku, bo racjonalizacja naszych emocjonalnych stanów jest bardzo popularna w XXI wieku) instynktowne tendencje do uciekania od cierpienia. I
Cierpienie przecież istnieje wyłącznie w czasie życia (nie poza życiem).
@zerozero7: Poza życiem (czyli po śmierci) wspomniałeś hipotetycznie, że można egzystować wiecznie np. w piekle. To co, nie odczuwałoby się tego cierpienia?
@Strain: Odczuwałoby się. Ja stawiam wniosek, że to jest to samo jak czuć cierpienie przez całą swoją egzystencję, gdyby śmierć oznaczała koniec. Uważam, że ludzie błędnie uznają śmierć jako "koniec cierpienia", racjonalizując swoją chęć ucieczki od cierpienia. Śmierć jest końcem życia w tym wypadku, a więc końcem egzystencji - cierpienie trwało do końca twoich dni, i nigdy nie ustało. Tak samo jak w
@zerozero7: Jak mam to rozumieć? Że tak samo jest w przypadku trwania życia i po życiu odczuwać cierpienie jak wyłącznie podczas trwania wyłącznie samego życia? Inaczej mówiąc, będziemy cierpieć nawet po śmierci, mimo, że w tej śmierci nawet byśmy nie egzystowali?
Inaczej mówiąc, będziemy cierpieć nawet po śmierci, mimo, że w tej śmierci nawet byśmy nie egzystowali?
@Strain: Chodziło mi raczej o to, że cierpimy przez cały okres egzystencji w obu przypadkach. Gdy śmierć jest końcem, to nie można mówić ani o cierpieniu, lub braku cierpienia, ponieważ twoja osoba po prostu zniknęła. Wtedy cała egzystencja takiego człowieka jest po prostu związana z cierpieniem. Tak samo, jakbyś dostał się do piekła - cała
@zerozero7: No dobra, kwestia definicji. Przed narodzinami niczego nie odczuwałem, bo mnie nie było (coś w rodzaju niebytu). Rozważanie jest czy po śmierci jest to samo. Jeśli tak, to byłoby jak mniemam tak samo jak przed narodzinami.
gdy ten odcinek jest wypełniony cierpieniem, które nigdy nie ustało, to można to porównać do wiecznego potępienia.
Nigdy nie ustało w sensie, w momencie umierania odczujemy ból to będzie on cały czas? Tylko
@Strain: Jeżeli śmierć to koniec, to nic nie będziemy myśleć, czuć, ani pamiętać. Wszystko, czym byliśmy i co odczuwaliśmy zawrze się tylko w tym odcinku czasu, w którym żyliśmy. Śmierć po prostu niczego nie zmieni
@Strain: Tak, bo skończy się nasza egzystencja. I widzisz, emocjonalny argument polega na tym, że się cieszymy, że ustanie cierpienie, i będziemy uważać śmierć za coś dobrego. Ale nasza egzystencja ustanie, więc nie można w ogóle mówić o cierpieniu w tym wypadku. Całe nasze życie jest zawarte w konkretnym odcinku czasu, i one nigdy się nie zmieni. Nadal cierpieliśmy przez całe życie, aż po prostu przestaliśmy istnieć. Nigdy nie zaznaliśmy
@Strain: Jeżeli śmierć jest dla ciebie końcem, to tak. Mimo wszystko, życie nie składa się wyłącznie z cierpienia, bądź wyłącznie z radości, więc raczej ciężko będzie coś takiego uzyskać. Ja polemizuję z tezą, że śmierć jest wybawieniem od cierpienia.
#antynatalizm
@zerozero7: Jest to różnica 30 lat.
@neib1: I co te 30 lat zmienia? W końcu i tak umierasz.
Ta perspektywa jest diametralna. Spróbuj kogoś spytać co by wolał: cierpieć do końca ludzkiego życia czy cierpieć wiecznie i tłumaczyć, że to jedno i to samo. Nikogo nie przekonasz. Pewnie nawet
@neib1: Wolę racjonalne argumenty, zamiast opierać się na emocjonalnych historyjkach. To jest nawet typowe w tego rodzaju dyskusjach. Właśnie błąd polega na tym, że racjonalizujemy nasze (oczywiście w tym wypadku, bo racjonalizacja naszych emocjonalnych stanów jest bardzo popularna w XXI wieku) instynktowne tendencje do uciekania od cierpienia. I
Nie, podczas kochania się z małżonkiem nie myślę o tym, że moje dziecko może trafić do piekła.
@zerozero7: Poza życiem (czyli po śmierci) wspomniałeś hipotetycznie, że można egzystować wiecznie np. w piekle. To co, nie odczuwałoby się tego cierpienia?
@Strain: Odczuwałoby się. Ja stawiam wniosek, że to jest to samo jak czuć cierpienie przez całą swoją egzystencję, gdyby śmierć oznaczała koniec. Uważam, że ludzie błędnie uznają śmierć jako "koniec cierpienia", racjonalizując swoją chęć ucieczki od cierpienia. Śmierć jest końcem życia w tym wypadku, a więc końcem egzystencji - cierpienie trwało do końca twoich dni, i nigdy nie ustało. Tak samo jak w
@Strain: Chodziło mi raczej o to, że cierpimy przez cały okres egzystencji w obu przypadkach. Gdy śmierć jest końcem, to nie można mówić ani o cierpieniu, lub braku cierpienia, ponieważ twoja osoba po prostu zniknęła. Wtedy cała egzystencja takiego człowieka jest po prostu związana z cierpieniem. Tak samo, jakbyś dostał się do piekła - cała
Nigdy nie ustało w sensie, w momencie umierania odczujemy ból to będzie on cały czas? Tylko