Wpis z mikrobloga

#walentynki #truestory #zwiazki #stulejacontent #milosc #rozowepaski #historyjki

Jutro walentynki, więc pewnie niektórym stulejkom smutno, że #tfwngf. Opowiem na szybko kilka historyjek z życia wziętych, które podniosą was na duchu i pokażą, że wcale nic nie straciliście i nie ma to jak #foreveralone

Była u nas kiedyś taka dziewczyna, chodziła w krótkich spódniczkach w szkocką kratę, które czasem podwiewane przez wiatr odsłaniały skąpe białe figi. Gładkie słomkowe włosy, niebieskie oczy, wydęte usta - taka ni to słodka, ni eteryczna blondynka. Wracamy raz z ziomkami z jakiegoś piwka, patrzymy - siedzi to blond dziewczę na krawężniku, i płacze. Jeden nasz ziomeczek zaraz do niej podbił, przysiadł się, objął ramieniem, no czemu beczysz, mała - my trochę po cichu w śmiech, i ich zostawiliśmy, niech się chłopak bawi. Oczywiście ją akurat tamtej nocy zostawił inny chłopak, no a ten nasz ziomeczek ją pocieszył i zostali parą na jakieś dwa lata. Ona miała wtedy z 17, ziomek 21 lat. Pobyli tak ze sobą z półtora roku, no ale wiadomo, że rzadko kiedy w takim młodym wieku związki są trwałe, więc panna zaczęła się rozglądać za nowym bolcem. Rozstawali się, wracali do siebie, niby już nic ich nie łączyło, ale jednak jak się spotkali to #sexy - wiecie, jak to jest. Finał sprawy też był dość przewidywalny, już się rozstali na dobre, już każde z nich zaczęło układać sobie życie na nowo, on sam, ona z innym, i się okazało, że dziecko.

Więc #!$%@?, wrócili do siebie, bo ziomeczek uznał, że jednak trzeba, a ona, że też by należało. Ze dwa miesiące znów się starali, no ale zaczęli się też #!$%@?ć ich rodzice. Bo okazało się, że póki ten mój ziomek adorował tę pannę bez zaangażowania, to wszystko było ok, ale jak wyszło, że to ma być na poważnie, to jej świętojebliwi rodzice oznajmili, że oni od początku nie uważali go za odpowiednią partię i co teraz, że on powinien zdobyć wykształcenie, umysłową pracę, że jak to tak ślub z kierowcą - bo on już wtedy jeździł na tirach. Radziliśmy mu, żeby brał tę dziewczynę za kudły, i #!$%@?ł z nią z dala od jej, i swoich rodziców, i że ona sama mu kiedyś podziękuje. No ale nie mógł się na to zdecydować, i toksyczność ich rodzin zjadła ich oboje.

Więc tak niby byli, niby nie byli ze sobą, rodziny pokłócone, oni zgodni że będą wychowywać bachora, ale niekoniecznie w związku. Kiedyś ziomek poprosił tę dziewczynę, tak z ciekawości, żeby mu pokazała kartę ciąży, wiecie, taki papier gdzie jest napisane kiedy będzie prawdopodobnie rozwiązanie, i kiedy było prawdopodobne poczęcie. Ona się wymigała, że zgubiła tę kartę, choć akurat wystawała jej z torebki, bo wracali od ginekologa. Ziomek zatruł sobie głowę, że coś jest nie tak. Po tygodniu panna zmieniła lekarza, i dostała nową kartę, pokazała ziomkowi - wszystko się zgadzało. No ale ten głupi - nie wiem, czy kaprys tej dziewczyny, czy może jakiś lęk - na stałe wbił się w banię temu ziomkowi, bo przeczuwał, że na tej pierwszej karcie był taki termin poczęcia, kiedy on był w trasie. Wreszcie kilka miesięcy przed porodem rozstali się w #!$%@?. Wpływowi rodzice tej dziewczyny załatwili, że #!$%@? ziomeczka z roboty z wilczym biletem, że nie miał co szukać pracy w okolicy, i wyjechał.

Kilka miesięcy później dostał zaoczny wyrok o płacenie alimentów - odwołał się, i napisał, że bardzo chętnie będzie płacił, że nie ma żadnego problemu, tyle że najpierw domaga się badań genetycznych na ojcostwo. Że sam z własnej kieszeni wysupła te parę tysiaków i pokryje koszta. Sąd uchylił wyrok, i skierował laskę i dziecko na badania - ale ta - a może raczej jej rodzice - zrzygnowali z badań i alimentów.

Ziomek przez ten czas zatracił się w pracy, jeździł ciężarówką na lewo bez pauz po kilkanaście godzin dziennie, uczył się języków, robił rozmaite kursy, generalnie wypełniał sobie każdą minutę wolnego czasu póki nie padał ze zmęcznia. Ruchał przy tym co się dało, omamiając sobie tę "jedną jedyną" w każdym mieście i w każdym kraju, do którego poprowadziła go trasa. Ale mniejsza o to, to już inna historia. Finał tej jest taki, że minęło parę lat, i ta córeczka jego pierwszej dziewczyny jest wypisz wymaluj taka jak ziomeczek, bo on ma na tyle charakterystyczną i oryginalną urodę, że ani jego, ani jego braci, ani sióstr ani właśnie tej jego córeczki z nikim nie można pomylić. No i tak się właśnie kończy ta pierwsza opowiastka, że był chłopak zakochany, zrobił dziecko dziewczynie swojego życia, i nigdy #!$%@? z tym dzieckiem nie zamienił ani słowa.

* * *

Inny mój ziomeczek z tej samej paczki był stuleją, za dziecieka uważany za niezbyt urodziwego, bo piegi, ale potem wiadomo, że to się może podobać. Długo chłopak nie mógł sobie nikogo znaleźć. Zawziął się do pracy, zaczął pizgać nadgodziny, handlować, kombinować. W końcu po roku kupił sobie czarnego mercedesa C klasę. Od razu fortuna się odwróciła, połowa lasek na dyskotekach była jego. Przygruchał sobie taką bardziej kumatą, drobną szatynkę, co nie tylko lubiła się #!$%@?ć i potańczyć, ale i dało radę z nią pogadać. Parę miesięcy minęło, i znów, jak powyżej, już się jedno znudziło drugim, a tu dziecko. Więc próbowali pobyć jednak na siłę razem, oczywiście się nie udało, potem poród i podział obowiązków. Ziomek mówi tej lasce, że on się nie uchyla, wie, że ona nie ma pracy, więc ile będzie mógł, tyle dzieciakowi da. Więc było na początku tak, że on wychowywał dzieciaka od poniedziałku do środy, ona od czwartku do soboty, a niedziele starali się spędzać razem. Potem ona zaczęła szkołę, i jej nie pasowały już weekendy, więc ziomek wychowywał bardziej. W końcu dziewczynie w ogóle przestało pasować, i przez ostatnie trzy lata była u dzieciaka może ze dwa razy na parę godzin. Ale mój ziomeczek nie narzeka, wiadomo, że jest mu ciężko, pizga dalej nadgodziny żeby związać koniec z końcem, i gdyby nie pomoc matki to by się nie udało - ale wychowuje sam dzieciaka, i ma z tego radość. Niemniej żal do lasek ma spory, choć powoli - z dystansem, ale jednak - znów się bierze za podrywanie.

* * *

Tu napisałem akapit o swojej pierwszej dziewczynie (:* :* :*), ale jednak skasowałem. W sumie chyba najbardziej beztroskie lata mojego życia, ale jakbym się zakładał wtedy o to, co z tego wyniknie, to bym #!$%@? nie miał ręki.

* * *

No u mnie się skończyło tylko jakimś popadnięciem na parę miechów w najebkę, ale nie wszyscy mają tak lekko. Innego miałem ziomka, pankowca, co grał na perce w lokalnej kapeli, śpiewał, pisał wiersze, no i generalnie całą swoją osobą pokazywał jak można być artystą i mieć #!$%@?. Zakochała się w nim dziewczyna, córka lekarki - w małej miejscowości takie koneksje coś znaczą - dziewczyna z dobrego domu, zdolna, mądra, ucząca się w prestiżowym liceum. Ten chłopak też się przez to strasznie uduchowił i bujał w obłokach. Mówimy mu: #!$%@?, Łukasz, przecież ona się tobą bawi, porucha się teraz chwilę z tobą, bo wiadomo że łobuz kocha najbardziej, a potem podrośnie i pójdzie do tych swoich prawników, poruczników, Hiszpanów czy innych erazmusów. No i tak było, ona wyjechała na studia do Brukseli, a ziomkowi się #!$%@?ł talerz w perkusji i mógł swój żal wystukiwać tylko na werblu. Ziomek pogrążył się trochę w alko, ale próbował tę całą swoją frustrację wyładować w graniu w kapeli. I ta kapela, którą swoją drogą zakładał, #!$%@?ła go tak samo jak ta dziewczyna - inni muzycy zaczęli mu mówić, że mają za dużo obowiązków, że już im się nie chce, że trzeba zawiesić działalność. A w międzyczasie spotykali się pokrykomu i grali dalej, tylko bez tego ziomeczka, i już nie panka, tylko jakiś melodyjny rock do radia.

Dziś ziomeczek jest żul drugiej kategorii, drugiej, bo jego stary jeszcze żyje, mieszkają we dwóch i stary jako tako winduje ziomka na ludzki poziom, podejrzewam, że jak starego zabraknie, to ziomeczek na stałe zarezyduje w pierwszej lidze okolicznych meneli. Żeby nie było, to miłosnego życia nie porzucił na stałe, w międzyczasie zrobił dwóch potomków jakiemuś wędrownemu wielorybowi, i teraz są oni jego głównym usprawiedliwieniem dla chlania. "Bo wiesz jasiu, synek mi się urodził, to muszę się #!$%@?ć, nie?" albo "Bo wiesz jasiu, synek mi się rozchorował, to muszę się #!$%@?ć, nie?". No mówię mu, że nie, że przeciwnie powinien ten hajs przeznaczyć na lekarza, ale on już nie kuma, w sumie nasze drogi się rozminęły. (tak to tylko wspominam, wiadomo że to nie wina tych różowychpasków, tylko niego samego)

* * *

Inna jeszcze przygoda mi się przydarzyła później, w skrócie to zakochałem się po uszy w różowym pasku, mądrym, wykształconym, wrażliwym, ładnym i dobrym. Tyle że miał chłopaka, więc uczucia swojego nie uzewnętrzniałem i pogodziłem się z tym, że trudno, że minie. Ten pasek wyjechał za granicę za swoim maczo. Długo mi się schodziło z tym zapominaniem, no jakoś nie umiałem. Pewnego razu, po kilku miesiącach, dzwoni do mnie obcy numer - odbieram, ona. Tak pogadał chwilę, ja poczerwieniałem, bąknąłem coś tam, tyle. No ale potem napisałem maila, że nie lubię gadać przez telefon, że słabo słyszę, i jakby co to wolę pisać. No i zaczęliśmy do siebie pisać listy, takie prawdziwe, papierowe. Przy czym ona ciągle miała tego chłopaka, więc ja pisałem tak jak kolega, ładnie, ale z dystansem. I tak sobie szlifowałem skilla w pisaniu, a jak już wrzucałem do skrzynki ten list, to pisałem dalej, listy niewysłane, dawałem upust swym uczuciom, pozwalałem ponieść emocjom i kąpałem się w swojej wyobraźni. Był to super układ, miałem swój sens życia, swoje natchnienie, swój cykliczny pokarm duchowy w postaci jej listów, a zarazem nie musiałem się wikłać w jakieś dylematy typu kto rano robi śniadanie albo gdzie wieczorem idziemy. I co? I wszystko prysło, bo pewnego razu ten różowy pasek napisał, żebym go zaprosił na randkę, i to zrobiłem , i się zaczęliśmy spotykać, i cały mój misterny plan kochania jej po kryjomu poszedł w #!$%@?. No ale nic, pogodziłem się z innymi profitami.

* * *

Tak czy siak, nie znam sytuacji, w której relacja między paskami różnych kolorów przyniosłaby coś dobrego. (No może poza moimi starymi, bo nie wiem jak siostry, ale ja akurat im się udałem.). Więc, bracia stulejarze, nie ma co płakać za bardzo, naprawdę czasem jest lepszy dobry i wierny jpg, niż rozwiercanie sobie psychiki i wikłanie się w skomplikowane relacje psychiczne tylko po to, żeby potem za to bulić lub cierpieć. Imo lepiej zrobić szkołę, zdobyć zawód, odłożyć trochę hajsu, i wtedy w wolnym czasie zainteresować się dziewczynami, niż marnować najlepsze lata swojego życia, które moglibyście przeznaczyć na gry, alkohol i narkotyki. Z Bogiem.
  • 18
Imo lepiej zrobić szkołę, zdobyć zawód, odłożyć trochę hajsu, i wtedy w wolnym czasie zainteresować się dziewczynami, niż marnować najlepsze lata swojego życia, które moglibyście przeznaczyć na gry, alkohol i narkotyki.


@jankotron: Propsuję. Sam jestem stuleja na maksa, ale na laski mam #!$%@?, bo po prostu nie chcę marnować na to czasu. Jeszcze w tym miesiącu planuję kupić gitarę, wrócić na studia i żyć tak jak powinienem był od dawna.