Wpis z mikrobloga

Niedaleko mnie mieszka osoba, która przez wszystkich jest uważana za chorą umysłowo. Nie żeby była jakaś opóźniona, bo to bystra osoba, tylko doprowadziła swojego męża do grobu, córkę do kalectwa, a siebie i swój dom do... braku prądu, wody... wszystkiego, bo nawet gdyby chciała napalić drewnem z lasu, to nie ma.. grzejników, bo sprzedała na złomie. Wszystkie te przykrości są spowodowane tylko i wyłącznie przez nią samą. To chyba po prostu "inny rodzaj" choroby psychicznej.

Staram się być dobrym człowiekiem, więc nigdy nie odmawiałem. A to pożyczyłem jakieś pieniądze, a to ładowała telefon, latarkę, czy... laptopa (to akurat krótko, bo sprzedała a jakże). Nie przeszkadzało mi to specjalnie, chciałem być... hmmm miły? Każdemu może się coś przydarzyć, też chciałbym pomocną dłoń. Więc pomagałem.

Problem pojawił się w momencie, w którym przyszła i stwierdziła "potrzebuję 200zł". Tak zwyczajnie. Ona chce, ja mam dać kolejny raz. W sumie dałbym te pieniądze, ale tydzień wcześniej pytałem, czy nie chce pracy. Wykaraskała się od tego tym, że musi się opiekować córką, którą tak nawiasem do stanu krytycznego doprowadziła sama. Więc okej, jest ciężka sytuacja, a pracy nie chce. Stwierdziłem więc, że nie będę sponsorował patologii.

I wiecie co? Przyszła do mnie znów z ładowarkami do telefonu i latarki i stwierdziła, że... MUSZĘ, gdyż zgłosi mnie do Urzędu Skarbowego. Obserwuje WSZYSTKO co robię i jest PEWNA, że nie wszystko było legalne. Powiedziała to bez żadnego wyrzutu i prosto w twarz. Jako, że skarbówka może u mnie nawet nocować i sobie kontrolować, bo jestem idiotą (czytaj, uczciwie płacę), to mnie nie zestresowała, ale za to ogromnie #!$%@?ła. Rozpierdzieliłem o płot i telefon i latarkę i kazałem "#!$%@?ć i nigdy nie wchodzić na ten plac". Trochę żałowałem, bo nie lubię tak robić, ale dzisiaj wybiła szybę w warsztacie i CZEKAŁA, aż zobaczę, żeby powiedzieć, że to ona.

#!$%@? mać, pomagałem jak mogłem, a teraz mnie to zero straszy i robi jakieś akcje. Zgłosiłem na policję, bo się boję o dziecko, ale stwierdzili, że ją znają i nic nie można zrobić. Trzeba dzwonić jak coś zrobi. A ta szyba "to wie pan". Gdzie ja żyję. Wiele rzeczy muszę przemyśleć. Przydałyby się jakieś scenariusze morderstwa doskonałego, tak nawiasem.

#historieprywaciarza
  • 26
@Goglez: to jest dla mnie zagadką, bo opieka społeczna przyjeżdżała z policją, była nawet karetka, ale nic nie zdziałali. Nie stałem tam i nie patrzyłem jak się sprawa kończy, ale z tego co "mówią", to zwyczajnie się zabarykadowała i nie wpuściła nikogo i ... tyle. Dodam, że to "dziecko" ma już dwadzieścia kilka lat i nikt jej nie widział od kilku lat. Ja nie wiem nawet czy ta dziewczyna żyje...