Pod tagiem #r2z publikuję historię z życia zakładu karnego, którego jestem funkcjonariuszem od ponad dekady. Obecnie pracuję już od dłuższego czasu w dziale penitencjarnym jako wychowawca i mam pod swoją opieką prawie setkę recydywistów penitencjarnych. Tyle słowem wstępu.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kiedyś przyjechał do jednostki osadzony o dosyć specyficznym imieniu. Niestety nie mogę powiedzieć jakim, ale kiedy z nim rozmawiałem po raz pierwszy to nie mogłem się powstrzymać i mówię tak „Mama to chyba się za dużo seriali brazylijskich naoglądała, co?”, a o na to „Nie, włoskich” xD. Miał chłop dystans do siebie, nie ma co.
Po jakimś tam dłuższym czasie, któregoś dnia kiedy zbliżaliśmy się do fajrantu dało się słyszeć na korytarzu oddziału „ Oddziałowy, pomocy!”. Zerwaliśmy się na równe nogi i razem z oddziałowym z którym biura mieliśmy naprzeciw siebie, lecimy. Wpadamy do celi, na środku leży nasz włoski kolega. Podłoga we krwi, jego twarz też. Albo nieprzytmony, albo nie żyje. Sprawdzamy – nie no, żyje, ale morda rozwalona koncertowo. Całą procedurę zrobiliśmy, w sensie zabezpieczenie jego, oddziału, wezwanie służby zdrowia, ale i też pogotowania. Po jakimś czasie zaczął odzyskiwać przytomność, ale tego dnia dałem już mu spokój i nie drążyłem bo ciężko było mu mówić. Nazajutrz rozpoczęliśmy śledztwo. Monitoring, spytki ucholi etc. w każdym razie udało się ustalić przebieg zdarzenia. Ten co wołał pomocy, miał z naszym poszkodowanym jakieś tam zatargi. Zamiast sobie sprawy wyjaśnić po ludzku, stwierdził, że temat rozwiąże siłowo. Nie było jednak żadnej ustawki, po prostu wszedł do celi, przyszły poszkodowany siedział tyłem do wejścia także nic nie widział. Bez zastanowienia wycedził mu taką bombę, że rozwalił mu pół twarzy, włącznie z rwaniem filmu. Po fakcie widocznie się przestraszył i zawołał pomocy. W takiej sytuacji wyboru za bardzo nie ma, degradacja do R-1 i wyjazd na zamknięty.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kiedyś przyjechał do jednostki osadzony o dosyć specyficznym imieniu. Niestety nie mogę powiedzieć jakim, ale kiedy z nim rozmawiałem po raz pierwszy to nie mogłem się powstrzymać i mówię tak „Mama to chyba się za dużo seriali brazylijskich naoglądała, co?”, a o na to „Nie, włoskich” xD. Miał chłop dystans do siebie, nie ma co.
Po jakimś tam dłuższym czasie, któregoś dnia kiedy zbliżaliśmy się do fajrantu dało się słyszeć na korytarzu oddziału „ Oddziałowy, pomocy!”. Zerwaliśmy się na równe nogi i razem z oddziałowym z którym biura mieliśmy naprzeciw siebie, lecimy. Wpadamy do celi, na środku leży nasz włoski kolega. Podłoga we krwi, jego twarz też. Albo nieprzytmony, albo nie żyje. Sprawdzamy – nie no, żyje, ale morda rozwalona koncertowo. Całą procedurę zrobiliśmy, w sensie zabezpieczenie jego, oddziału, wezwanie służby zdrowia, ale i też pogotowania. Po jakimś czasie zaczął odzyskiwać przytomność, ale tego dnia dałem już mu spokój i nie drążyłem bo ciężko było mu mówić. Nazajutrz rozpoczęliśmy śledztwo. Monitoring, spytki ucholi etc. w każdym razie udało się ustalić przebieg zdarzenia. Ten co wołał pomocy, miał z naszym poszkodowanym jakieś tam zatargi. Zamiast sobie sprawy wyjaśnić po ludzku, stwierdził, że temat rozwiąże siłowo. Nie było jednak żadnej ustawki, po prostu wszedł do celi, przyszły poszkodowany siedział tyłem do wejścia także nic nie widział. Bez zastanowienia wycedził mu taką bombę, że rozwalił mu pół twarzy, włącznie z rwaniem filmu. Po fakcie widocznie się przestraszył i zawołał pomocy. W takiej sytuacji wyboru za bardzo nie ma, degradacja do R-1 i wyjazd na zamknięty.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobry wieczór,
chciałem się zameldować i powiedzieć… że żyję ( ͡º ͜ʖ͡º) Pewnie co poniektórzy stracili już nadzieję, ale trzeba być mocnej wiary. Zaglądałem tutaj, ale
Najskuteczniejsze więzienia są w krajach typu Tajlandia, Indie - po pobycie tam osadzeni nie chcą nigdy już wracać ( ͡º ͜ʖ͡º)