Rozumiemy, że ułatwienie sobie życia w postaci nie liczenia wszystkiego razy 4.35, a także zapłacenia za pizzę w Neapolu w euro jest warte porzucenia własnej polityki monetarnej? Drugim "doskonałym" argumentem jest ten, że po wprowadzeniu euro wszyscy zaczniemy lepiej zarabiać.
Mieszkańcy Kosowa mają w swoim kraju euro i zarabiają średnio 300 euro miesięcznie. Mam nadzieję, że poczucie przynależności do europejskiej rodziny osładza im trudy życia. Zresztą, sama Unia Europejska twierdzi, że warto zmienić swoją walutę na europejską, bo: „euro to namacalny symbol tożsamości europejskiej”. Wspaniały argument ekonomiczny.
Owszem. Euro ma również trochę zalet, główną z nich jest minimalizacja ryzyka walutowego. Około 80% transakcji z zagranicą jest w Polsce rozliczana w euro i stanowi to nawet rozsądny argument za przyjęciem europejskiej waluty. Dostępne są natomiast różnego rodzaju raporty i opracowania, które pokazują, że poza Niemcami i Holandią, cała reszta straciła na przyjęciu euro, a największe spustoszenie spowodowało ono we Włoszech.
Mniej więcej od połowy lat 90 niską dzietność kraje Zachodu starają się zrekompensować w masowym ściąganiu imigrantów.
Pomaga to zachować gospodarkę w ryzach. Zapewnić stały dopływ taniej siły roboczej. Bez tego trudno o rozwój budownictwa, przemysłu, handlu czy prostych usług. Dzieje się tak pomimo postępującej automatyzacji i sztucznej inteligencji.
Gdyż