„BYŁY SOBIE ŚWINKI TRZY”

Jeśli była w latach '90 w Polsce jakaś afera polityczna, przekręt finansowy to przyjmijcie do wiadomości że była to afera, której zawsze towarzyszyły kilogramy kokainy.
W latach 90 szczególnym umiłowaniem do koki w sejmie darzyła partia DLS czy jakoś tak...
Chleli wódę już od ósmej rano w restauracji sejmowej , ale żeby się nie zachlać to wychodzili na „szczocha” wciągać kreski. O 10:00 byli tak zrobieni, że nie wiedzieli jak ich matki mają na imię. Tak #!$%@? rządziło się w latach 90 krajem. Afera za aferą. Nie było internetu, więc robiono nieświadome społeczeństwo w balona. Nad wszystkim trzymały łapę służby specjalne i tolerowały pudrowanie nosów w sraczu sejmowym.
Dżordż parkował zawsze na tyłach sejmu. Na początku „chłopy małorolne” z sejmu stali w kolejce jak po świeże bułeczki. Później wysyłali tylko jednego , bo zbyt duże ryzyko wpadki medialnej. Najgorsza klientela, grozili, obrażali, przychodzili po pijaku, wypadały im portfele, jakieś scyzoryki, zdjęcia żon przy płaceniu. Wieczorem zaś zamawiali bezpośrednio do agencji towarzyskich. Zawsze byli obserwowani przez służby. Służby to tolerowały i mieliśmy otwartą furtkę. Duży zysk, ale zawsze stres bo musisz się użerać z chłopem który jeszcze niedawno przewracał gnój u siebie w oborze, a teraz jest bezkarny, pijany, obszczany i ma immunitet! Najgorszy rodzaj klienta. Bo może wszystko, ale też sporo ryzykowali.
„MONTE - VIDEO”

Wypożyczalnia kaset VHS na Mokotowie była miejscem tętniącym życiem. Tam się ścierali fani kina klasy B, ale również prawdziwi kinomanii, którzy namiętnie na swoich zajechanych odtwarzaczach video oglądali filmy w jakości wołającej pomstę do nieba. Rekompensatą był dobry lektor, którego w latach 90 nie obowiązywała cenzura. Był to niewątpliwie atut patrząc z perspektywy czasu. Kręte labirynty pełne kolorowych kaset podzielone tematycznie na gatunki filmowe. Narodowym hobby w tamtych latach było masowe oglądanie filmów, praktycznie każdego gatunku. Od niemieckich pornosów, poprzez melodramaty, kino akcji i horrory klasy B, aż po ambitne kino europejskie. Faceci po 40 po pracy przychodzili po 2-3 filmy i tak w domu męczyli do północy filmy, później spać i od nowa tętno dnia codziennego. Ludzie masowo oglądali wszystko co się dało.
Za nieprzewiniętą kasetę u Rednecka można było dostać karę finansową. Redneck był właścicielem wypożyczalni na Mokotowie i prawdziwym pasjonatem kina wszelkiego. Oglądał wszystko , dosłownie, nawet każdy film erotyczny czy porno musiał obejrzeć Był bardzo zaangażowany w kino bo w końcu poprzez pasję zbudował najlepszą wypożyczalnie w mieście. Na górze miał małe mieszkanie, a na dole wypożyczalnie, swoje królestwo. Wyglądał na 40 lat , a miał nieco mniej. Był lekko przy kości , kręcone średniej długości włosy zaczesane do góry i psa - skrzyżowanie wilczura z jamnikiem , którego nazwał Bruce Lee.
Każdy kto był zapisany miał swój numer i widniał w wielkim zeszycie, których było kilkanaście. Jeśli się zapomniało numer, to trzeba było się zapisać jeszcze raz , bo system był niedoskonały. Stosy zeszytów, segregatorów, straszna biurokracja.
Redneck był osiedlowym krytykiem kina, znał się niemalże na każdym gatunku filmowym. Jego idolem był Kałużyński. Bardzo cenił faceta, za bezpośredniość i nie uleganie modzie oraz trendom. Z Dżordżem przychodziliśmy czasami jak naszła nas ochota na maraton filmowy. Elwira zachwycała się włoskim kinem erotyczno – artystycznym. Dżordż kochał filmy Wong Kar-Waia , w zasadzie wszyscy się w nich zatracaliśmy. Osobliwe kino. Pamiętam że Chungking Express oglądaliśmy namiętnie kilka razy przy puszce ananasa, popalając przy tym skuna.
Persecutoria
Zamówienie od Papa-Boba. Tak więc jedziemy na stary Mokotów. Stara przedwojenna kamienica z zamkniętym podwórkiem i kapliczką Matki Boskiej po środku. W drzwi stukało się specjalnym szyfrem 3, pauza, 1, pauza, trzy, pauza, 1. Hasło: „kitara-kitraj-nara”. Wpuszczał do kawalerki, któryś z chłopaków. Zawsze musieliśmy wejść i pogadać. Papa-Bob człowiek który rzadko sypiał i był uzależniony od fety, cukru i robienia czegoś co nazywał tatuażami. Miał włosy tłuste spięte w małego kucyka, na dupie stary wyciągnięty dres, był lekko przy kości mimo diety amfetaminowej i z domu nigdy nie wychodził. Podobno ukrywał się przed policją, za jakieś grzeszki drobne. Na śniadanie, obiad i kolację jadł słodycze.
Przychodzili do niego wszelkiej maści kumple i speedowali miesiącami razem z nim. Od tej fety wszyscy byli mega odmóżdżeni. Zawsze w starym fotelu siedział Cichy w cynglach +7. To co go charakteryzowało to brak rozmów. Z nikim nie rozmawiał. Jedyne co robił to rozwiązywał krzyżówki, cały dzień i całą noc. Pamiętam dwóch młodych łepków wiecznie siedzących u Boba. Mówili na nich Pat i Mat. Chłopaki grali w kropki lub w statki na kartkach a4. Całe stosy zeszytów tym #!$%@?. Kiedyś od spodu posklejali kartki na pół pokoju i mieli matę do gry w kropki na miesiąc.
Papa Bob natomiast nieudolnie robił tatuaże maszynką specjalnie skonstruowaną do tego z silniczka po walkmanie i nieprofesjonalnym tuszem. Te tatuaże to była porażka. Godzili się tylko ci najbardziej zdesperowani, a jak nie miał komu robić to dziargał sam siebie. W koncie leżała zakurzona sztanga i dwa hantle. Telewizor był cały czas cicho włączony, ale nikt nigdy w niego nie patrzył. Przy któryś odwiedzinach Dżordż zaproponował ze wyłączy TV bo i tak nikt przecież nie ogląda. Bob stwierdził że jak chce, mu nie przeszkadza, chłopaki też się zgodzili. Dziwni ludzie. Papa-Bob ogłaszał się w Życiu Warszawy na początku swojej kariery : „Profesjonalne tatuaże”.
Przy ścianie typowa meblościanka, duża kanapa, fotel wspomniany i dwa materace. Pomijam brak kwestii sterylności.
Raz przyszła jakaś dziewczyna , było to jeszcze w momencie początków kariery Papa-Boba. Zapragnęła serduszko na piersi. Efekt był porażający. Prosty tatuaż, a serce krzywe jak cholera. Linie raz cienkie, raz grube. Oczy Boba wiecznie spocone. Nerwówka totalna. Dziewczyna się popłakała. Gdyby nie my to musiałaby jeszcze za to gówno płacić. Wybiliśmy Bobowi pobór opłaty za tą przykrość. Jak wyszliśmy od Boba to tej dziewczynie daliśmy adres do profesjonalnego studia tatuażu i powiedzieliśmy że eksperci zrobią jej ładne serducho z tego antydzieła. Ucieszyła się.
@simon999: Bob miał jeszcze jedno mieszkanie po dziadkach, z którego miał zysk. Reszta chłopaków nie wiem. 10gram amfy kosztowało ok.25zł , a to starczało im na 2-3 dni, więc nie był to drogi narkotyk.
  • Odpowiedz
„Insomnia. I can't get no sleep”

Ze względu bezpieczeństwa lepiej jechać do „Krakał” pociągiem pośpiesznym. Mieliśmy dowieźć sporą ilość dobrego tematu na specjalne zamówienie na krakowską imprezę VIP.
Realizacja bardzo szybka, ale teraz Dżordż miał 15000pln w gotówce przy sobie. Nie pamiętam nazwy tego klubu, ale w ramach wiecznej imprezy postanowiliśmy zabalować krótko w byłej stolicy, tym bardziej że powrotny pociąg dopiero o 1:00 w nocy, a więc mamy około 3 godzin.
PO DRUGIEJ STRONIE WARSZAWY”

Herflik był prekursorem-przewodnikiem turystyki alternatywnej w Warszawie w latach '90.
Całą młodość spędził ze starym na stadionie handlując różnymi militariami i tym co znaleźli za pomocą wykrywacza metali. Jego ojciec pasjonat histrorii z naciskiem na II wojnę światową, kapitalista i rewelacyjny handlarz, potrafiący sprzedać praktycznie wszystko. To po nim Herflik odziedziczył miłość do historii i zainteresowania oscylujące wokół granatów, moździerzy i innych znaleziskach z II wojny światowej. Chodził wszędzie z wojskowym plecakiem typu kostka i zawsze miał w nim bagnet na wypadek gdyby jakiś drechol przypadkowo potrzebował...konserwę otworzyć... Raz na peronie chcieli od niego kasę chłopcy w kreszowych dresach, więc wyjął zardzewiały bagnet i zapytał czy otworzyć im konserwę. Bagnet był pokaźnych rozmiarów a na końcu był zardzewiały. Herflik był bardzo nerwowy i zaraz ręce mu drżały jak się kroiła niejasna sytuacja. Wszystko to powodowało ze wyglądał naprawdę groźnie. Gdy chwycił bagnet ten się kiwał na boki. Drechole popatrzyli na siebie i stwierdzili ze z psycholem nie zadzierają , po czym szybko odeszli. Tak oto tym sposobem kilkukrotnie bagnet ratował mu skórę. Był nieodłącznym elementem wyposażenia plecaka Herflika. Miał jeszcze w nim latarkę dość profesjonalną jak na tamte czasy, maskę przeciwgazową , nóż szwajcarski i kilka innych rekwizytów jakże potrzebnych mu w nocnych ekspedycjach po Warszawie.
Herflik często odwiedzał Dżordża, byli kumplami ze szkoły średniej. Nie wiem czemu ale zawsze zużywał na potęgę walkmany i co miesiąc miał nowego , ale zawsze miał trzy te same kasety: Prodigy, Agressiva69, The Chemical Brothers. Chodził w szerokich bojówkach , bluzie z kapturem oraz pokaźnych glanach. Często odpoczywał razem z nami przy blancie lub na rave party od czasu do czasu zarzucając coś co pieści mózg.
Chłopak miał zamiłowanie do Warszawy. Jego dziadek powstaniec warszawski, za młodu często go oprowadzał po różnych zakątkach Warszawy. Znał historię każdego miejsca w stolicy.
Pocałunek Breżniewa
Na Dworcu Centralnym bywaliśmy z Dżordżem tylko na chwilę, ponieważ miejsce to było mega nieprzyjemnym odstraszaczem dla zmysłów. Wszechogarniający smród zgnilizny, jedzenia, fekaliów , przepalonego tłuszczu dostatecznie odstraszał przebywanie w tym miejscu. Centralny w latach 90 to było podziemne miasto kierujące się swoimi prawami, oaza dzikiego kapitalizmu i dom narkomanów, flipperów oraz gier hazardowych. Sporo budek z gównianym jedzeniem, oraz sklepików z tureckimi ciuchami po zawyżonych cenach, sex shopy, kilka kantorów oraz sklepów ze wszystkim i niczym. Oczywiście masa złodziei w garniturach, bezdomnych, sekciarzy oraz cwaniaków nagabywujących do szybkiego interesiku. Tanich prostytutek i chłopaków na szybki numerek, tylko dla zdesperowanych . W toaletach dworcowych, instrukcje wypisane markerem na ścianie jak się umówić na szybki numerek. Strzykawki , syf, kiła i mogiła. Pośród tego normalni ludzie pracujący w tym miejscu oraz podróżni , którzy na każdym kroku są zaczepiani przez złodziei, krętaczy. Policja nie panowała nad tym chaosem. Myślę że akceptowali doskonale ten zgniły i ponury świat i istniała raczej zasada aby nie wchodzić sobie za bardzo w drogę.
Na Centralnym człowiek się czuł jakby miał biegunkę, były to „bigos” Warszawy z przeterminowanej kiełbasy. Krew, bród, mocz, kał, narkotyki, strzykawki, szczury. Zasrane miejsce, a jednocześnie wizytówka Warszawy bo tutaj często wysiadali lub przesiadali się turyści. Plątanina podziemnych korytarzy i ślepych zaułków, perony z gigantycznymi ruchomymi schodami , no i tunel średnicowy mający coś z postapokaliptycznego klimatu, który był domem dla wielu narkomanów. Nie należało się zatrzymywać bo zaraz ktoś zaczepiał, a to nawiedzeni z jakiejś sekty, a to złodzieje-cwaniacy, a to natrętni narkomani z wymyślonymi historyjkami mającymi wzbudzić litość, a to bezdomni. Miejsce na swój sposób ciekawe i tajemnicze ale raczej tylko dla zapaleńców pragnących wrażeń.
My odwiedzaliśmy młodego chłopaka Mikiego – króla flipperów, który pracował po 12 godzin na dwie zmiany w mrocznym miejscu z flipperami. Te same gęby wpatrzone w automaty do gier, łysiejący faceci po 40, uciekający przed żonami, dla których hazard to oaza spokoju. Miałem wrażenie ze oni zamiast z wędką na ryby się wyciszać, chodzili na jednorękiego bandytę tracąc swoje marne grosze, ostatnie oszczędności. Lądowali również tutaj tacy , których już nie wpuszczano do prawdziwych kasyn.
- Widzicie tego łysego w marynarce - mówi Miki?
- Facet miał wille na Saskiej Kępie, ciepłą rodzinę, dwie dobrze prosperujące firmy, teraz nie ma niczego poza małą walizką, w której ma wszystkie rzeczy potrzebne do przeżycia typu: bielizna, szczoteczka do zębów, itp. , śpi przy automatach do gier, a my to akceptujemy, ściga go komornik, firmy windykacyjne , wierzyciele i mafia. Jest zadłużony do końca życia, jego dzieci i żona również. Ukrywa się na dworcu, ale i tutaj czasami go dopadną. Jest przegrany i to co wyłudzi od przejezdnych na dworcu wyda na automaty. Wywalili go rok temu z Kasyna z Mariottu. Przegrał dwie działki, dom, dwie firmy, oraz zadłużył się na mega sumy. Mało tego znalazł naiwniaków których też zadłużył do końca życia.
@Karakatamakatula:
Z lat 90 , z okresu mojej młodości. Rok temu napisałem na wykopie kilka historii z Dżordżem w roli głównej. Jeśli poprzednie przeczytasz będziesz wiedział o co chodzi ;-)
Pozdrawiam
  • Odpowiedz
Witam
Postanowiłem napisać coś na kształt opowiadań z tamtych czasów. Jak napisze wszystko to dam znać. Nie wiem czy skończę za rok, czy za pół roku. Nie mam pojęcia. Na pewno dam znać. Tytułu jeszcze nie nadałem. Mam już kilka opowiadań gotowych, ale to jak na razie kropla w morzu wspomnień. Nie wiem w jaki sposób opublikuje . Może jakaś książka, może na wykopie puszczę. Generalnie mam pomysł, ale sprawy techniczne jeszcze do ogarnięcia.

Fragment rozdz. "Persecutoria"
"...U Papa Boba w mieszkaniu było coś na kształt komunistycznego-bajzlu, bez większej filozofii. Wpieprzyli sobie do głowy po tym speedzie, że ciągle ktoś ich śledzi i ściga, a świat zewnętrzny to zagrożenie. Pamiętam scenę jak prosili nas o zrobienie zakupów. Dżordż odmawiał, bo nie miał czasu na bzdury, poza tym twierdził że jak nie będą wychodzić to w ogóle źle z nimi będzie. Robili jakieś wyliczanki kto ma iść, po czym się kłócili. Jak już doszli ostatecznie do porozumienia który ma pójść to szykowali go jak na wojnę, jak na Powstanie Warszawskie. Polar, kurtka, okulary przyciemniane, czapka z daszkiem dla niepoznaki, plecak typu stelaż, gaz obronny, zapalniczka, sznurek , bardzo długą listę zakupów, którą układali co najmniej kilka godzin i sałata zawinięta w skarpety, włożona do słoika po ogórkach. Osoba wychodząca na miasto wyglądała jak bezdomna. Przed wyjściem jeszcze obowiązkowe pranie mózgu. Jak cię złapią co masz powiedzieć, jak się nazywasz, a czy w stresie sobie poradzisz, jak ich zmylić? Istna psychoza i mania prześladowcza. Zmyl ich, jedź na około, weź ich pod pic, nie zostawiaj śladów. #!$%@?, zwykłe wyjście do sklepu, a takie chore jazdy. Przy wyjściu kapowali się, że jednak już jest noc i nici z zakupów i trzeba odłożyć plany na jutro. Nie mieli zegarka ani jednego, a przysłonięte okna powodowały zatracenie się w czasie na dobre. Nie odróżniali dnia od nocy. Rano od nowa szkolenie, ubieranie i wyprawka..."

Jeśli
„ Pewnego dnia spadnie prawdziwy deszcz i zmyje cały ten brud. ”* - Cz IV

Cimoszewicz premierem. Wojna domowa w Kosowie. Afera Olina – domniemana współpraca Oleksego z KGB. Bil Clinton prezydentem USA – facet który palił zioło, lecz się nie zaciągał. Świetny album Alice In Chains w 1995r. '90 lata – epoka miłości i zbuntowanych młodych wyedukowanych na romantyzmie przedwojennym lub Wojaczku i Stachurze.
Kulturę rave tworzyli byli hipisi, którzy na wzór plemion indyjskich wprowadzali się za pomocą prostych rytmów i narkotyków w trans. Kultura ta na zachodzie była już znana w latach 80, do Polski dotarła na początku lat 90 mniej więcej równocześnie z epoką muzyki grunge.
Pub Amterdam bo tak nazywał się późniejszy klub Blue Velvet znajdował się na tyłach hotelu Victoria (Warszawa). Pub Amsterdam odwiedzali geje (w latach 90 nie było ciot, byli geje, którzy niczym się nie różnili od hetero), głównie zagraniczni. Później pub przekształcił się w klub house-techno-rave – legenda warszawskiej sceny klubowej. W jego tworzeniu mieli ogromny udział studenci ASP. Ulubione miejsce Elwirki. To tutaj przeżywaliśmy pierwsze stany po lsd czy po pigułach. Klub o tyle fajny, że każdy się znał. Panowała luźna, przyjacielska atmosfera. Nie było żadnego lansu. Tylko ekstaza i trans. To nas łączyło i spajało jak subkulturę. Ściany klubu były tak zapocone ze lała się po nich woda. Dżordż potrafił na parkiecie w mega transie tańczyć przez kilka godzin non stop - niesamowite egocentryczne, intymne doznania. To co się wydzielało w organizmie podczas tych imprez było namiastką raju. Zresztą cała kultura rave była skierowana trochę na własną przyjemność (egocentryzm). Samemu się tańczyło, nie w parach i każdy tworzył sobie jakieś obrazy w głowie wpędzony w ekstazę. Ci ludzie , ten barwny świat, ta świeżość, byliśmy częścią historii, krótkiej ale prawdziwej. Na aftery jeździliśmy przeważnie nad jezioro z dala od cywilizacji ze sprzętem i agregatami. W późniejszym okresie aftery były w klubie Luzztro. Poza tym Trend, Filtry, Fugazi – kto pamięta ten zna to uczucie i specyfikę tych miejsc. Mega oryginalne miejsca tworzące oazę i fabrykę techniczną dla imprezowiczów poszukujących narkotycznych doznań. Dżordż był nawet współwłaścicielem jednego z klubów (nie wymienionego powyżej), który działał z tego co pamiętam ponad rok. Klub został zamknięty przez ówczesne władze za narkotyki.
Warszawska scena technicznej muzyki kwitła w tamtych czasach i nie sposób nie wymienić klubu Instytut Energetyki. Masowe cykliczne imprezy w opuszczonych halach na Woli. Z początku odbywały się tam nielegalne imprezy i policja rozganiała nad ranem towarzystwo oraz rekwirowała narkotyki.
@morion: opowiadania absolutnie klasa, ale Ziomeczku zluzowałbym z tempem, jedno na dzień wystarczy moim zdaniem, bo jak ktoś zajrzy po całym dniu i zobaczy, że czeka go 5 opowiadań to przeczytania, to sobie odpuści, a szkoda, bo content 10/10 ;)
  • Odpowiedz
„Lady M. - babcia nasza” - cz. III
Jak wspomniałem w cz I - Dżordż miał klientkę która miała ponad 60lat.
Dystyngowana Pani z wyższych sfer. Mieszkała na najdroższej ulicy w Warszawie w apartamencie który był jej własnością. Miała dwa antykwariaty na starówce i jedną galerię na Krakowskim Przedmieściu. Pani M. była wolnościową (liberalną) konserwatystką . Jej wzorem naśladowania była Margaret Thatcher. Raz w miesiącu przyjeżdżaliśmy do niej aby sprzedać jej pyszny aromatyczny hasz, który uwielbiała. Mówiła ze zapach jej przypomina pinie jakie rosły w Portugalii u wybrzeży Atlantyku. Światowa babka znająca 5 języków. Rytuał nasz polegał na tym że zapraszała nas do środka i parzyła nam angielską herbatę podawaną w eleganckiej porcelanie i dawała pyszne angielskie ciasteczka, które sama piekła. Poruszała sporo tematów od polityki, poprzez sprawy kolonializmu w afryce, jak również problemy cła na granicach. Babka była bardzo ogarniętą bizneswoman. Była Polką mieszkającą 30 lat w Wielkiej Brytanii. Jej dziadkowie mieszkali w Indiach jako kolonizatorzy Brytyjscy. Fascynowała się wartościowymi starociami. Traktowała nas jak własnych wnuków. A my ją jak własną babcię. Szczególnie Dżordż darzył ją ogromnym szacunkiem i był związany z nią jak z rodziną. Wiem ze doradzała mu w wielu kwestiach życiowych. Zawsze na święta kupował jej wartościowy, elegancki prezent i był zawsze bezwarunkowo II dnia świąt Bożego Narodzenia stałym gościem w jej domu. Babeczka paliła hasz z tego względu iż mieszkała również w Indiach kilka lat, a tam Brytyjczycy palili różne opiaty. Dżordż kiedyś jej kupił gdy był na wycieczce w Chinach bardzo wartościową XVI wieczną fajkę do palenia opiatów. Babka była zachwycona. Na zioło mówiła „opiaty”:-) Nigdy nie paliła jointów, a my nawet jej nie proponowaliśmy. Takiej damie nie wypadało palić skrętów. Zawsze paliła z fajek i specjalnych fifek.
Wizyty w jej mieszkaniu dawały nam ogromną satysfakcję bo paląc hasz opowiadała nam niezliczone historie które kryły się za wartościowymi rekwizytami w jej domu. Jej dom przypominał antykwariat. Była naszą „babcią” przez okres ok. 4 lat. Później wróciła do Wielkiej Brytanii. Tam miała miłość. Taką prawdziwą! Pokochała faceta 10 lat młodszego, który był jubilerem i kochał jej ciasteczka z cynamonem. Autentyczna miłość! Odwoziliśmy babcię na lotnisko pamiętam. Dżordż płakał jak mała dziewczynka. Będąc w wielkiej Brytanii kilka lat później odwiedził nią. Mówił że postarzała się, ale bardziej szczęśliwej kobiety nie pamiętał.

Jeśli interesuje cię temat i wszystkie części śledź: #dzordz
@sirrek: Historie są autentyczne!
Nie mogę o wszystkim pisać z wiadomych przyczyn.
Cieszę się, że się podoba.
Ja nie koloryzuje i z perspektywy czasu może to wyglądać bajkowo, ale tak było.
Opowiastek i ciekawych zdarzeń jest mnóstwo.
To są moje lata młodości, tak wyglądało życie w Warszawie młodego człowieka który nie odmawiał przyjemności i miał to szczęście lewitować w określonym miejscu, z pewnymi ludźmi w określonym czasie. Trzy warunki, a
  • Odpowiedz
Cz II - Impreza z dresiarnią

Przypominam są lata '90 (Warszawa).
DŻORDŻ (diler) dogadywał się z dresiarnią z Pragi i Mokotowa jak również z tzw. bohemą z Powiśla. Rozpiętość klientów ogromna. To co go charakteryzowało to były tematy poruszane z klientami. Do każdego klienta odnosił się z ogromnym szacunkiem i wyczuciem. Zawsze oprócz wymiany towaru na pieniądze, zamieniał kilka słów i tak oto z kolesiami z Pragi rozmawiał o ówczesnych walkach Gołoty.
Rok 1996
18 lat
Kojarzycie te wyzwolone laski: imprezy, narkotyki, modne ciuchy, sex, tatuaże, rave?
No właśnie poznałem przypadkowo na jakiejś imprezie. To co wtedy robiliśmy ze sobą to było czyste orgazmowe szaleństwo 24h/ dobę. Na drzewie, po lsd, na dachu, w aucie, na aucie, na klatce schodowej. W takim wieku wszystko jedno, a zwłaszcza w tych czasach...ale nie o tym będzie monolog.
Elwira miała brata ciotecznego - dilera, który handlował w latach '90 głównie ziołem i innym „badziewiem”.
To był najlepszy i najbardziej profesjonalny diler jakiego znałem. Nasz serdeczny przyjaciel.