Wpis z mikrobloga

„MONTE - VIDEO”

Wypożyczalnia kaset VHS na Mokotowie była miejscem tętniącym życiem. Tam się ścierali fani kina klasy B, ale również prawdziwi kinomanii, którzy namiętnie na swoich zajechanych odtwarzaczach video oglądali filmy w jakości wołającej pomstę do nieba. Rekompensatą był dobry lektor, którego w latach 90 nie obowiązywała cenzura. Był to niewątpliwie atut patrząc z perspektywy czasu. Kręte labirynty pełne kolorowych kaset podzielone tematycznie na gatunki filmowe. Narodowym hobby w tamtych latach było masowe oglądanie filmów, praktycznie każdego gatunku. Od niemieckich pornosów, poprzez melodramaty, kino akcji i horrory klasy B, aż po ambitne kino europejskie. Faceci po 40 po pracy przychodzili po 2-3 filmy i tak w domu męczyli do północy filmy, później spać i od nowa tętno dnia codziennego. Ludzie masowo oglądali wszystko co się dało.
Za nieprzewiniętą kasetę u Rednecka można było dostać karę finansową. Redneck był właścicielem wypożyczalni na Mokotowie i prawdziwym pasjonatem kina wszelkiego. Oglądał wszystko , dosłownie, nawet każdy film erotyczny czy porno musiał obejrzeć Był bardzo zaangażowany w kino bo w końcu poprzez pasję zbudował najlepszą wypożyczalnie w mieście. Na górze miał małe mieszkanie, a na dole wypożyczalnie, swoje królestwo. Wyglądał na 40 lat , a miał nieco mniej. Był lekko przy kości , kręcone średniej długości włosy zaczesane do góry i psa - skrzyżowanie wilczura z jamnikiem , którego nazwał Bruce Lee.
Każdy kto był zapisany miał swój numer i widniał w wielkim zeszycie, których było kilkanaście. Jeśli się zapomniało numer, to trzeba było się zapisać jeszcze raz , bo system był niedoskonały. Stosy zeszytów, segregatorów, straszna biurokracja.
Redneck był osiedlowym krytykiem kina, znał się niemalże na każdym gatunku filmowym. Jego idolem był Kałużyński. Bardzo cenił faceta, za bezpośredniość i nie uleganie modzie oraz trendom. Z Dżordżem przychodziliśmy czasami jak naszła nas ochota na maraton filmowy. Elwira zachwycała się włoskim kinem erotyczno – artystycznym. Dżordż kochał filmy Wong Kar-Waia , w zasadzie wszyscy się w nich zatracaliśmy. Osobliwe kino. Pamiętam że Chungking Express oglądaliśmy namiętnie kilka razy przy puszce ananasa, popalając przy tym skuna.
Oczywiście potrafiliśmy oglądać cztery horrory pod rząd „Freddiego Krugera” czy „Martwe Zło”. Pamiętam seans „Rush”(1991), albo „Pump Up the Volume” Allana Moyla. Czesto lubiliśmy też dobrego dreszczowca zapodać przy cieście haszyszowym upieczonym przez Elwirkę.
Pamiętam faceta z wąsem po 40 jak przyszedł do Redneka, i przepraszał go, że przetrzymał „Pulp Fiction” o kilka dni za długo, ale film wywarł na nim takie wrażenie , że obejrzał go 6 razy! Dwa razy z żoną, dwa razy z kolegami i dwa razy z synkiem 12 letnim. Później dyskutował przy ladzie dobrą godzinę na temat filmu. Nawet prości ludzie wówczas otwierali się na świat kina. Zwykli robotnicy potrafili płakać na „Buntowniku z wyboru” lub podziwiać grę aktorską Al Pacino lub De Niro w „Gorączce”. Każda klasa społeczna otworzyła się na kino, bo za niewielkie pieniądze można było zanurzyć się w inny świat.
Nie zapomnę nigdy seansu jaki odbył się w wypożyczalni kaset video w 1994roku . To była czysta dawka emocji w ciekawym towarzystwie. Wówczas Redneck całkiem spontanicznie na swoim Panasonicu zapodał „Urodzonych morderców” w reżyserii Olivera Stone’a, na podstawie scenariusza Quentina Tarantino. Był koniec sierpnia, kilka dni od światowej premiery, upalny wieczór, zamykając wypożyczalnię, powiedział, że coś świeżego pokaże swoim klientom. W ten sposób kilka osób zostało „na fajrant” w czeluściach wypożyczalni video u Rednecka. Wyjął starą kanapę i zaczęliśmy oglądać z klientami film o młodych mordercach. Dżordż wyjął skręty posmarowaliśmy je miodem dla dodania aromatu i tak oto popalaliśmy wszyscy. Było siwo od dymu, gorąco , ale atmosfera gęsta i każdy autentycznie przejęty. Palił każdy, niektórzy nie wiem czy zdawali sobie sprawę że palą marychę. I tak oto w piątkowy upalny wieczór wkomponowaliśmy nasze umysły w świat kina lat '90. W połowie filmu , gdy jakaś scena nam się podobała prosiliśmy Rendnecka o powtórkę. To był „żywy seans” z dyskusją podczas oglądania. Paliliśmy jednego skręta maczanego w miodzie, później drugiego , na koniec jeszcze trzeciego. Na końcu zamówiliśmy „chińczyka” i jeszcze dobrą godzinę dyskutowaliśmy po seansie. Wszyscy upaleni stali się jakby bardziej wrażliwsi. Dżordż chwalił oryginalne ujęcia, niektórzy wypatrywali drugiego dna w tym dramacie- thrillerze.
Redneck palił zioło , bo każdy szanujący się kinoman wie że odczuwanie oraz postrzeganie filmu jest znacznie głębsze po marihuanie niż na czysto.
Z tego tytułu, że Dzordż był jego ulubionym dostawcą nie groziła mu kara za oddanie nieprzewiniętego filmu. Dżordż nawet swego czasu wszedł w kooperatywę z Redneckiem i do nowych filmów dla zaufanych klientów dokładał skręta za symboliczną złotówkę zręcznie zwiniętego. To był element promocji swojej działalności. W środek wkładał karteczkę z krótką notką odnośnie swoich doznań podczas oglądania danego filmu. Były dwie recenzje właściwie: jedna Rednecka a druga Dżordża. Kinomanii którzy palili zioło byli zachwyceni takim podejściem. Doceniali dbałość o ten detal. Po pewnym czasie Dżordż miał całe tabuny klientów filmowych.
W piątki wieczorem często organizowaliśmy wraz z Redneckiem wieczory filmowe w jego wypożyczalni w towarzystwie jego pupila Brucea Lee. Każdy wieczór miał swój temat, był wieczór komedii, horrorów, a nawet wieczór porno-filmów. Zawsze paliliśmy skręty do tego i był darmowy barek ze słodyczami. Po seansie jak zwykle burzliwa dyskusja i chińczyk czyli nasza uroczysta kolacja. Ładnych parę lat tkwiliśmy w tym „kółku filmowo-narkotycznym”. To było piękne i nad wyraz ambitne przedsięwzięcie, że zwykli ludzie mogli konsumować kulturę w taki sposób. „Klub dekadentów i hedonistów filmowych '94” – taką nieoficjalną nazwę nadaliśmy.
Klub filmowy u Rednecka był oazą nielegalnych filmów , które przed oficjalną premierą w Polsce można było tam zobaczyć. Raz nawet zrobiliśmy całą noc filmów „Upadek” , „Apollo 13” , „Zostawić Las Vegas”, „Noc na Ziemi” . Było gęsto od marcychy, pachniało tanim Whisky, śmierdziało chińczykiem , cygarami. Partnerka Rednecka – Basia nie nadążała z robieniem kawy w wielkim dzbanie . Było prawie 20 osób, ciasno, ale przyjemnie. Burzliwa dyskusja do świtu. Ścieranie się charakterów, gustów filmowych oraz postrzeganie otaczającej rzeczywistości.
Sporo suszu poszło tej owej nocy, który bez wątpienia uwalniał w naszych mózgach pewne hamulce umysłowe, oraz otwierał nieodkryte pokłady nasze własnej twórczości.
W zasadzie każdy szanujący się krytyk filmowy chcąc nie chcąc musiał palić zioło, taki zawód, taka profesja. Nam było daleko od profesjonalnych krytyków, ale podwórkowymi byliśmy i to nam dawało ogromną satysfakcję. Mieliśmy również specjalistę od kina akcji Pietrzu! To on układał filmy pod wieczory filmowe kina sensacyjnego z Sylvesterem Stallone czy Arnoldem Schwarzeneggerem, lecz płakał jak bóbr widząc dobry melodramat. Elwirka specjalizowała się w kinie artystycznym. Każdy był potrzebny i był koneserem, ekspertem w danym gatunku.
Pamiętam z widzenia gościa od siebie z osiedla , który był częstym klientem wypożyczalni, zawsze brał filmy karate z Jackie Chanem lub Bruce-Lee. Redneck mówił na niego „mnich z klasztoru szaolin” .Po zmroku na osiedlu przy trzepaku po obejrzanych seansach ćwiczył chwyty kung-fu. To było piękne co robił film z ludźmi.
Dziwne może , ale to poniekąd piractwo było domeną tego pozytywnego bałaganu. Okładki na xero, przegrywanie masowe kaset czy filmy z nielegalnych źródeł.
Później , na początku XXI wieku rozwój technologii , paradoksalnie popsuł nam zabawę w kino, a tym samym już nigdy kino nie było takie samo. Klimat kina lat '90 przestał istnieć. Umarła pewna epoka z końcem upadku wypożyczalni kaset video.

Jeśli interesuje cię temat śledź: #dzordz

#lata90 #gimbynieznajo #narkotykizawszespoko #dzordz
  • 13
@morion Przeczytałem - jak zwykle zajebista lektura. Zdążyłem liznąć co nieco magii wypożyczalni kaset VHS, aż mi się nostalgiczna łezka w oku zakręciła. Błagam Cię, Mirku, wydaj jakiś zbiór opowiadań choćby w formie e-booka
@morion: zaskoczyłeś mnie tym, że scenariusz do urodzonych morderców napisał Tarantino, bo byłem przekonany że to w całości film Oliviera, ale okazuje się że tylko materiały do scenariusza. Niemniej nadal zaskoczenie.