Dobra, zaczynamy cykl punktowania dziur fabularnych i absolutnych idiotyzmów z dwóch poprzednich trylogii Gwiezdnych Wojen, czyli oryginalnej i prequeli.
W życiu by mi się nie chciało tego robić, gdyby nie fakt, że najprawdziwsi z prawdziwszych, z midichlorianów i mocy zrodzeni fani punktują dziury fabularne Ostatniego Jedi i mają na tyle mało RiGCzu, żeby odnosić to do pozostałych filmów, sugerując, że tam niby dziur i idiotyzmów nie było.
Od razu zaznaczam, że pomimo, iż książki czytałem i pewne kwestie mogą znaleźć w nich wyjaśnienie, to mam to w piździe, bo oceniam film. Nowej trylogii nikt takiej szansy nie dał, więc ja nie zamierzam faworyzować prequeli i ot, zwłaszcza jeśli niektóre, niekiedy obszerne fragmenty książek powstały tylko po to, by wyjaśnić głupotę z ekranu.
Zacznijmy
W życiu by mi się nie chciało tego robić, gdyby nie fakt, że najprawdziwsi z prawdziwszych, z midichlorianów i mocy zrodzeni fani punktują dziury fabularne Ostatniego Jedi i mają na tyle mało RiGCzu, żeby odnosić to do pozostałych filmów, sugerując, że tam niby dziur i idiotyzmów nie było.
Od razu zaznaczam, że pomimo, iż książki czytałem i pewne kwestie mogą znaleźć w nich wyjaśnienie, to mam to w piździe, bo oceniam film. Nowej trylogii nikt takiej szansy nie dał, więc ja nie zamierzam faworyzować prequeli i ot, zwłaszcza jeśli niektóre, niekiedy obszerne fragmenty książek powstały tylko po to, by wyjaśnić głupotę z ekranu.
Zacznijmy
#oscary2018