Pociemniało mi w oczach; a gdym łzy ocierał,
Słyszałem, że coś do mnie mówił mój jenerał.
On przez lunetę, wspartą na mojem ramieniu,
Długo na tor i padok poglądał w milczeniu.
Na koniec rzekł: „Stracony”. — Spod lunety jego
Wymknęło się łez kilka, — rzekł do mnie: „Kolego,
Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam w garażu,
Znasz Kubicę, czy widzisz, gdzie jest?”
Jenerale, Czy go znam? — Tam stał zawsze, to
Słyszałem, że coś do mnie mówił mój jenerał.
On przez lunetę, wspartą na mojem ramieniu,
Długo na tor i padok poglądał w milczeniu.
Na koniec rzekł: „Stracony”. — Spod lunety jego
Wymknęło się łez kilka, — rzekł do mnie: „Kolego,
Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam w garażu,
Znasz Kubicę, czy widzisz, gdzie jest?”
Jenerale, Czy go znam? — Tam stał zawsze, to
Zaćmiło się powietrze od gumy wyłomów:
Bolidy podskoczyły i jak wystrzelone
Toczyły się na kołach; silniki zapalone
Nie trafiły do swoich panew. I dym wionął
Prosto ku nam; i w gęstej chmurze nas ochłonął.
I nie było nic widać, prócz bolidów blasku,
I powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku.
Spojrzałem na tabelę. — Czerwone Byki, Srebrne Strzały,
Bolidów naszych