Eksplodujące kolana, endomondo i pisiont par butów! Jak nie biegać? :)
Co denerwuje ludzi w biegaczach i bieganiu, czyli rzecz o sprzęcie, chwaleniu się i maratonach na 10 kilometrów ( ͡° ͜ʖ ͡°)
aktywniebardzo z- #
- #
- #
- #
- #
- #
- 176
- Odpowiedz
Co denerwuje ludzi w biegaczach i bieganiu, czyli rzecz o sprzęcie, chwaleniu się i maratonach na 10 kilometrów ( ͡° ͜ʖ ͡°)
aktywniebardzo z
Komentarze (176)
najlepsze
to po 10 sekundach masz
Może opowiem historyjkę żeby chociaż komuś humor poprawić. Siedze sobie kiedyś w korpo i żre w kuchni. Przychodzi nowy managier z przydupasami i opowiada jak to zajebiście gdzieś pobiegł i było ekstra a że w ogóle jak zaczął biegać inaczej to cośtam i ogólnie wszyscy się ekscytowali.
Wtedy wchodzi jeden z programistów z największym starzem, ze swoim wiadrem na kawe które podstawia do maszyny i ciśnie w menu potrójne espresso. Człowiek zblazowany, z worami pod oczami wielkości namiotu, w ostatni tygodniu przespał może ze dwie godziny, a w międzyczasie uratował dupę wszystkim w korpo 3 razy i ocalił świat raz.
Managier
Aha, jeżdżenie na rowerze też jest nudne, jak się już zjeździ całą okolicę w promieniu 2 godzin jazdy.
Zawiodłem się na sporcie. A na fajną aktywność fizyczną (dawny fechtunek) nie mam czasu i siły. :/
n-------m te jak i inne sporty od lat i nie nudzą mnie bo stawiam sobie nowe wyzwania...
Maraton mnie tylko zmęczył na początku (z reguły mam problemy na początku, nie robię rozgrzewki), gdzieś na 30km, gdy już dotarło do mnie, że spokojnie przebiegnę, siadła motywacja. I sobie uświadomiłem, że to jest takie nudne, że właściwie "co ja tu robię?!". Przebiegnięcie maratonu w czasie ok. 3h dla gościa w wieku 20-45 lat to nic.
To tylko kwestia zawziętości i chęci. Wiem, upraszczam, ale serio, to żaden wyczyn. Setki tysięcy ludzi na świecie mają lepsze wyniki. A maraton przebiegali już nawet ludzie niepełnosprawni i dla nich to jest zapewne wyczyn. Dla zdrowych to może być jedynie powód do lepszego samopoczucia, wewnętrznej dumy, ale chwalenie się tym, jakby się zanurkowało na dno rowu mariańskiego z pomocą jednego tylko balonika z powietrzem jest nieporozumieniem i narcyzmem.
Więc się przerzuciłem na krótszy dystans. A tam jak na maratonie, znaczy się taka sama atmosfera. Wszyscy euforia, tacy przyjaźni, glamour and shit. Ludzie sukcesu normalnie, każdy czuł się ludzkim ekwiwalentem bmw m3, nieważne w jakiej formie atletycznej i ich powierzchowności. I przyszedł moment startu. Wszyscy nagle tacy skupieni, ja na luziku. Siwy elegancik w polówce UH podniósł kapiszonową pukawę do strzału i bęc! Dostałem z łokcia od gościa w żółtej koszulce. Super "przyjaźń w biegu", bulwo.
K---a, 30 sekund się zbierałem i potem zacząłem gonić każdego gościa w żółtej szmacie. Chujów sto było, i ja biegam jak głupi od jednego do drugiego, aż się zorientowałem, że nie wiem jak k---s wygląda naprawdę. Skończyłem bieg, poszedłem do kwatery się umyć, przebrać i opatrzyć p---ę pod okiem. Pobiłem swój rekord, nic mi z tego nie przyszło.
Od tamtej pory nie biegam inaczej niż sam. I tylko dla zdrowia. Zegarek zostawiam w domu. Na olimpiadę nie pojadę