Wpis z mikrobloga

Mircy, jaką mój znajomy kiedyś #!$%@?ł inbę, to klękajcie narody.

Gość jest ginekologiem w jednym ze śląskich szpitali. Z racji tego, że jest niezwykle sympatycznym śmieszkiem i takim misiem-pysiem o aksamitnym głosie (śpiewa nawet w pewnym zespole, ale ja nie o tym), to pacjentki go uwielbiają i mają z nim świetny kontakt.

No i trafiła się jedna pacjentka, która zauroczona jego uprzejmością i ciepłym podejściem zażyczyła sobie, aby prowadził jej ciążę i jako, że jest też położnikiem, aby przyjął poród.

Znajomy oczywiście nie miał nic przeciwko i całą ciążę monitorował pacjentkę, z którą często sobie śmieszkowali na różne tematy, zwłaszcza, że ciąża nie była w żaden sposób zagrożona i dziecko było całkowicie zdrowe.

Nadszedł dzień rozwiązania, więc znajomy stawił się i odebrał poród. Po wszystkim wyczerpana, świeżo upieczona mama zapytuje znajomego:

- I jak, panie doktorze? Wszystko w porządku?

Na co znajomy niewiele chyba myśląc odpowiedział:

- W sumie tak, ale...


- ALE JAK TO NIE MA ZĘBÓW?!


Sprawa otarła się o ordynatora, pacjentka w jednej chwili zmieniła zdanie o znajomym o 180 stopni, złożyła oficjalną skargę i znajomy musiał się sporo tłumaczyć.

#coolstory #truestory
  • 30