Wpis z mikrobloga

22 sierpnia 1944 - 22 dzień Powstania

wtorek

Zaciska się pętla wokół Starego Miasta. Walki toczą się o każdy dom. Linia powstańczej obrony przebiega 100 metrów od Rynku Starego Miasta i 250 metrów od Rynku Nowego Miasta.

Ludności cywilnej ukrytej w piwnicach coraz bardziej doskwiera brak wody pitnej. Woda czerpana jest głównie z zapomnianych ujęć i pękniętych rur.

Śródmieście Północne. Ludność cywilna czerpiąca wodę z rur w leju po bombie na skrzyżowaniu ul. Zielnej i Złotej: http://www.1944.pl/img/fototeka/M/MPWIN2960.jpg

Wyprawa po wodę, ul. Złota: http://bi.gazeta.pl/im/3a/64/fa/z16409658Q,Barykada-przy-ul--Zlotej---tedy--chodzono-do-studn.jpg

Pierwszy pies to był dowódcy naszego - naszej drużyny - porucznika ,,Truka’’, który nie wiedział, że je swojego psa. Prosił, żeby kości zostawić dla jego psa. Myśmy powiedzieli: *Oczywiście naturalnie*. Odkładaliśmy te kostki dla jego psa. No i zjedliśmy, co prawda on był trochę twardy, bo to był dog już dosyć wysłużony, ale zjedliśmy go z apetytem, muszę powiedzieć. Potem chodzili po paniusiach różnych...


- relacja Hanny Komierowskiej-Staszkowskiej ps. Grażyna

Na Starym Mieście, dzięki magazynom na Stawkach, było trochę jedzenia, zwłaszcza cukru. W centrum panował już prawie głód. Któregoś dnia ktoś pożyczył moje parabellum i poszedł na polowanie - widziano jamnika w okolicy... Wrócił bez trofeum. Innego dnia kura zabita w walkach znalazła się na naszym stole. Jej śmierć miała miejsce niestety zbyt dawno. Gotowana wiele razy, została zjedzona. Ja jednak brałem udział w uczcie tylko za pośrednictwem węchu.


- relacja Stanisława Likiernika

Powoli kończą się także zapasy jedzenia. Coraz wyraźniejsze staje się widmo głodu. Nikt nie spodziewał się, że walka będzie trwała dłużej niż kilka dni, dlatego mało kto miał szansę przygotować wcześniej zapasy jedzenia. Radzono sobie na wiele sposobów, ale z każdym dniem żywności było coraz mniej.

Początkowo koordynacją żywności zajęła się Rada Główna Opiekuńcza oraz lokalne komendy. Organizowano prowizoryczne kuchnie polowe, kuchnie społeczne, punkty wyżywienia. Przez pierwsze dni działały nawet niektóre piekarnie, w których funkcjonowały okupacyjne kartki. Można było też przynosić własną mąkę i węgiel, wypiekając chleb na zamówienie. Później gotowało się ze wszystkiego, czyli tego co było, zdarzało się, że do garnka trafiały zgniłe ziemniaki, gołębie, psy i koty. Niektórych przekonywano, że powstała z nich potrawka z cielęciny.

Prywatnych zapasów gromadzonych w mieszkaniach i piwnicach zaczęło szybko ubywać, a Warszawę opanował głód. Z książki Mirona Białoszewskiego „Pamiętnik w powstania warszawskiego” wynika, że ilość posiłków zmniejszono do jednego na dzień:

Wstawało się rano, nie do jedzenia przecież, bo zaczęło się jeść już chyba wtedy raz dziennie. Mama nad wieczorem robiła z resztek kaszy zbożową kawę. Rozdawała po filiżance każdemu. Oczywiście bez cukru. Już odkąd bez cukru. Od początku chyba. I po trzy suchary. Takie już cienkie, powyginane, niecałe plasterki czarnego chleba. Potem były już tylko po dwa. To była najuroczystsza chwila. I przedtem czy potem – różaniec. Dzień był długi.


Ludzie gromadzili się w grupy, aby spędzić wspólnie noc i zdobyć pożywienie. Organizowano wtedy jedzenie na kartki po zmarłych, zdobywano zapasy z opuszczonych mieszkań, szukano jedzenia w sklepach, dokonywano wymian na ulicach i napadano na magazyny. Słyszało się, że jest w naszych rękach młyn na Prostej. Zaopatrzony jeszcze w dużo żyta, pszenicy, jęczmienia. Że organizuje się wyprawy. Takie karawany. Kto chce. Piętnaście kilo – dla wojska. Resztę – ile się udźwignie – dla siebie. Podobno szli. – wspomina Białoszewski.

Tony jęczmienia i pszenicy udało się zdobyć z magazynów browarów: Haberbush i Schiele przy Ceglanej oraz z browaru na Krochmalnej. Ziarna mielono ręcznie młynkiem do kawy, zalewano wodą i gotowano tak zwaną „pluj-zupę”. Danie to w większych porcjach powodowało bóle żołądka i biegunki, ale pomagało przetrwać.

Dwóch powstańców zagarniających jęczmień do worków w magazynie browaru Haberbuscha i Schielego przy ulicy Ceglanej: http://www.1944.pl/img/fototeka/M/MPWIN3302.jpg

Z opuszczonych magazynów można było zdobyć różne produkty. Jedni posiadali zapas rodzynków, inni kostek cukru, a ktoś czerwonego wina, dlatego dokonywano wymiany na ulicach. Czasem był to też drobny handel wymienny np. zapałki – niedojrzały pomidor. Obowiązywał zakaz produkcji, wyszynku i sprzedaży alkoholu.

Zorganizowałem grupy po 20-30 osób, z własnymi workami. Wyprawa rozpoczynała się wcześnie rano. Początkowo szło się piwnicami, potem stopniowo "górą". Trzeba było przeskakiwać przez Aleje pod groźbą ostrzału z niemieckiego czołgu obserwującego powstańczy wykop, który ze względu na tunel linii średnicowej, w pewnym odcinku był prawie bez osłony. Droga w jedną stronę trwała kilka godzin. Z powrotem jeszcze dłużej, ponieważ każdy z nas, ja naturalnie również, dźwigał co najmniej 30 kg jęczmienia. Co to znaczy przeciskać się na klęczkach niskimi wyłomami w murach piwnic, wie tylko ten, kto to przeżył.


- relacja Andrzeja Danysza ps. Filozof

Wyprawy w poszukiwaniu jedzenia i wody był bardzo niebezpieczne - cywile musieli przemykać pod ostrzałem. Wielu z nich nie wróciło.

Artykuł: Zupka plujka z wkładką z psa. Co jeszcze jedli powstańcy?

#rzezwarszawy1944 #powstaniewarszawskie #warszawa #historia
j.....a - 22 sierpnia 1944 - 22 dzień Powstania

wtorek



Zaciska się pętla wokół St...

źródło: comment_krZVsjrXRVVIb8zBG5XnEQQNmYE8TLL1.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz