Wpis z mikrobloga

dobra mirasy pewnie większość z was i tak będzie miała na to #!$%@? albo #!$%@? wie co ale i tak napiszę bo myślę, że chociaż trochę mi to pomoże...

temat jest długi i pewnie nie warto go czytać więc żeby potem pretensji nie było, aa i nie będzie żadnego tl;dr

mając 21 lat poznałem w pracy dziewczynę - nazwijmy ją Maja. Przyjechała z drugiego końca polski na studia. Jak to młody chłopak zabujałem się w niej - fajna dupa z niej była.

Trochę pomailowaliśmy i po około 2 tygodniach dałem sobie z nią spokój bo była franca - co chwile jakieś docinki głupie w mailach i w ogole niesympatycznie było więc sobie odpuściłem. No ale jako że mi się podobała a dodatkowo podeszła do mnie i przeprosiła to pisaliśmy sobie dalej.

Jako, że pracowaliśmy w jednej firmie to po pracy często spacerowaliśmy, nierzadko odwoziłem ją pod akademik i potem wracałem do domu - bo mieszkałem z rodzicami. Trwało to tak kilka miesięcy, potem zrezygnowała z akademika i wynajęła pokój u takiej jebniętej jaski co osiem kotów w domu trzymała - wiecie, stara panna.

Tam już zostawałem u niej na noc aż pewnej zimy zaszła w ciąże. Oczywiście rodzicom powiedzieliśmy dopiero w 2-3 miesiącu. Wszyscy się cieszyli (bo i co mieli zrobić? ;) ) no i wypadałoby się pobrać co by dziecko ojca i matkę miało jak przystało i nie wychowywało się w rozbitej rodzinie. Najpierw powiedzieliśmy moim rodzicom, potem jej mamie (mama rozówdka, ojciec nie mieszka w Polsce, chociaż kontakt mają dobry). Na początku mówiła, że ona się żenić nie chce, że to za wcześnie żebyśmy tak żyli (ja nalegałem żeby jednak się pobrać) aż pewnego razu pojechała do mamy i wszystko same załatwiły (ślub, fotograf, sala, menu na weselu, no praktycznie wszystko). #!$%@?, jebłem na to ręką mimo ze mi się nie podobało. Pewnego razu się pokłóciliśmy (nie będę pisał o co bo to już za długo by było) i pojechała do matki. Tam też została i #!$%@? cały ślub trafił - nie dość że nie było ślubu to dziecko wychowywała sama z matką. Ja oczywiście w miarę możliwości przyjeżdżałem raz na dwa-trzy miesiące. Raz tylko się zdarzyło, że na święta bożonarodzeniowe do dziecka nie przyjechałem bo byłem po operacji ale dziecku wysłałem prezent pocztą. Tak sobie zleciało pięć lat, ja w między czasie jakoś sobie zacząłem zycie układać - chociaż wieżcie mi nie było łatwo (gdyby nei pomoc kilku osób to nie wiem jakby to teraz wyglądało). Zgadałem się z dziewczyną (niech będzie Krysia) którą kiedyś poznałem zanim jeszcze poznałem Maje. Spotkaliśmy się pare razy i jakoś tak zaiskrzyło. Związek trwał dwa lata- w między czasie regularnie jeździłem do swojego dziecka. Tak zaczęliśmy gadać z Krysią (ona wiedziała o tym że mam dziecko) i postanowiliśmy się pobrać. Tzn oświadczyłem się jej, pojechaliśmy na wakacje - ale po powrocie z wakacji (to był listopad) gdy pojechałem na świeta (akurat tak się złożyło że 23 grudnia) do swojego dziecka zgadałem się z Mają i jakoś tak na nowo zaiskrzyło między nami...

Jako, że od zawsze coś do niej czułem a dodatkowo zależało mi na tym, aby nasze dziecko miało normalny dom - powiedziałem Krysi, że to jednak koniec i że nei będzie slubu (wiem, drań ze mnie ale ważniejsze dla mnie moje dziecko niż kawałek cycka). Przez następne kilka miesięcy dużo rozmawialiśmy przez telefon z Mają aż w końcu postanowiliśmy, że się zejdziemy. Zamieszkamy razem, pobierzemy się i będziemy żyć jak przystało. Rok temu pobraliśmy się, jeszcze zanim do tego doszło ustatliliśmy że przez najbliższe dwa lata zamieszkamy tu gdzie teraz pracuje a jak dziecko będzie miało iść do szkoły to przeprowadzimy się gdzieś indziej - bliżej jej matki bo Maja nie chce na stare lata zostawić matki samej bez opieki.

Prze rok małżeństwa było różnie, mieliśmy gorsze i lepsze dni. Maja kilka razy straciła prace, żyliśmy z jednej pensji i ogólnie było ciężko. Gdyby nie pomoc rodziców to pewnie jedlibyśmy wszyscy tynk ze ścian. Dodatkowo, zanim Maja straciła pracę zdecydowaliśmy się na drugie dziecko. Jako że pierwsze jest już odchowane a nie chcieliśmy aby było jedynakiem/jedynaczką. Niestety za pierwszym razem się nie udało, i Maja poroniła. Było nam bardzo ciężko ale jakoś udało się nam pozbierać. Po pewnym czasie zrobiliśmy drugie podejście. Na początku było ciężko - lekarz co chwile mówił coś innego, finalnei skończyło się tak, że Maja wylądowała w szpitalu na tak zwanej 'skrobance' gdyż dziecko po raz drugi się nie rozwijało prawidłowo.

Widząc to co się dzieje z nią oraz ze między nami się zaczyna psuć postanowiliśmy że pojedziemy na tygodniowe wakacje aby się od tego wszystkiego oderwać. Na wakacjach było super - jak na polską pogodę - udała się znakomicie. To było miesiąc temu. Po powrocie z wakacji Maja znalazła pracę w banku. Teraz już wszystko będzie lepiej pomyślałem. W końcu wychodziy na prostą, kasę może nie miała jakąś super bo 1700 na rękę ale z moim 3000 dawało nam to dobrą podstawę żeby mieć za co wyżyć i odłożyć coś kasy. Wszystko było super do zeszłego tygodnia. Pokłóciliśmy się - fakt, trochę za bardzo - ale jak to w małżeństwach była są gorsze i lepsze dni. Maja w poniedziałk wieczorem stwierdziła, ze chce pojechać do mamy na tydzień i że wróci w sobotę. Myślę sobie - no jedz dziewczyno - są wakacje, dziecko do przedszkola nie chodzi to czemu miałabyś nie jechać. W piątek dzwoni telefon - patrzę Maja dzwoni.. Odbieram telefon a w słuchawce słysze, że ona do domu nie wraca i prosi mnie żebym przyjechał w ów sobotę porozmawiać co dalej...

Co mogłem zrobić? Zależy mi na nich, więc pożyczam kasę na paliwo od rodziców leję do pełna i w trasę... Na miejsce zajeżdżam o 15. Idę do mieszkania jej matki a tam - Maja rozmawia ze mną jak gdyby nigdy nic... :|

Nalała mi zupy co bym głodny po trasie nie był i poszliśmy się przejść.. ta w trakcie spaceru łapie mnie za rękę, po chwili się przytula i zaczyna mnie całować... (tutaj przyśpieszymy żeby skrócić tekst maksymalnie). Ostatniecznie dochodzi wieczór, wracamy z knajpy a ona mi mówi, że zwolniła się z pracy w banku, i już była w tym tygodniu (od wt jak pojechała do sb jak ja przyjechałem) na jednej rozmowie rekrutacyjnej i że w przyszłym tygodniu idzie na następną... I wychodzi dla mnie z propozycją, że ona zostaje tutaj, ja wracam do siebie i tak sobie będziemy żyć przez najbliższy rok a potem się zobaczy co dalej.... mówię jej, że nie po to braliśmy ślub żeby teraz osobno mieszkać, ale ona stwierdziła że tam gdzie mieszkaliśmy wcześniej jest ona oraz nasze dziecko nieszczęśliwe i urwała temat.

Ostatecznie jak chcę z nimi być to mam się przeprowadzić do jej miejscowości i tam możemy coś wynająć/kupić... gdy jej powiedziałęm że w jej miejscowości nie ma firm trudniących się moim wykształceniem i że najbliższe miasto gdzie jest praca jest oddalone o 80KM (tam gdzie ustalaliśmy przed ślubem że się przeprowadzimy) to dowiedziałem się, że ona dla mnie coś poświęciła i teraz ja mam coś poświęcić dla niej....

Pomijam fakt, gdzie się jej naprosiłem abyśmy wszyscy wrócili razem do domu, ze nie ma problemów których się nie da rozwiązać, że w każdym małżeństwie jest kryzys i że sobie z tym poradzimy.

Nie mówiąc już, że - może i fakt - obecnie niewiele poświęciłem dla naszego małżeństwa bo pracę mam tu gdize miałem od początku i to ona z dzieckiem się przeprowadziła - ale przeprowadzając się do miejsca X gdzie miałbym szansę dostać jakąś robotę poświęcam wszystko - bo przeprowadzając się tam, nie przeprowadzam się na dwa lata tak jak ona ale na resztę mojego #!$%@? życia.. rezygnuję z pracy o która długo walczyłem i wierzcie mi lub nie sporo się napracowałem żeby mieć kasę jaką mam teraz a idąc tam nie wiem czy nawet 2k netto byłbym w stanie wyciągnąć nie mówiąc już o zapewnieniu rodzinie jakogokolwiek bytu...

#zycietodziwka #jakzyc #osobistehistorie #osobistewyznania #osobistewynurzenia #mamdola #zalamka

dziękuję jeżeli ktoś dotrwał do końca, napisanie tego tekstu zajęło mi prawie godzine.
  • 9
no ok, tl;dr dla

http://www.wykop.pl/wpis/8818270/dobra-mirasy-pewnie-wiekszosc-z-was-i-tak-bedzie-m/


Przed ślubem uzgadnialiśmy, że zamieszkamy tu gdzie ja pracuję bo mam lepszą kasę i łatwiej nam na starcie będzie a potem się przeprowadzimy najwyżej gdzieś bliżej jej matki bo jest jedynaczką i nei chce matki samej na stare lata zostawiać. Pobraliśmy się a teraz po 10 miesiącach wyskakuje że ona wraca do matki bo czuje się tutaj neiszczęśliwa. Zebrała dziecko, zwolniła się z pracy i pojechała. Byłem
@osobiste_wynurzenie: zastanów się co jest dla Ciebie najważniejsze - na początku pisałeś że poświęciłeś Krysię dla Maji i swojego dziecka, a teraz nie chcesz pracy poświęcić dla tego samego? Moim zdaniem lepiej żyć w ubóstwie ale przynajmniej mieć mniej lub bardziej szczęśliwą rodzinę niż stracić rodzinę dla kariery która tak naprawdę nie da Ci za wiele w życiu
@osobiste_wynurzenie: hej, przeczytalem calosc i mam pewne spostrzezenia:

twoja zona jest gowniara, ktora nie wie co to zycie. ty masz stala prace, a ona wymaga przeprowadzenia w ciemno? to skrajnie nieodpowiedzialne z jej strony. mozecie pomieszkac u ciebie, a ty rozejrzysz sie na rynku pracy, moze akurat cos cie3kawego bedzie. druga rzecz to poswiecenie. pisales, ze zareczyles sie z inna, zerwales zareczyny, zeby byc z matka twojego dziecka i stworzyc mu