Wpis z mikrobloga

W sobotę mam ślub i stresuję się jak jasny #!$%@? ;;. Rly, matura, sesja etc. nic się do tego nie równa.

Opowiem Wam chłodną historię, przy której dzisiejszy stres jest mniej więcej porównywalny do gry w pokera za wirtualną kasę.

Rok temu musiałem załatwić taką ważną sprawę w dziekanacie, która w zasadzie zależała od decyzji dziekana. Tylko i wyłącznie jego dobra wola. Nie był to warunek ale groziło mi powtarzanie roku za niedopełnienie formalności, o których się dowiedziałem przeczytawszy maile z uczelni, które jakimś cudem pominąłem wcześniej.

Był to zimny wrzesień. Pojechaliśmy ze znajomymi na żagle (super warunki) do miejscowości oddalonej o jakieś 100 km. Jezioro nosi wdzięczną nazwę "Jeziorak".

Dzwoni do mnie kumpel (jakimś cudem miałem zasięg akurat) i mówi, że był w dziekanacie i mam się tam pilnie stawić jutro o 9:00 i to moja jedyna szansa na zdanie roku ; d. My stacjonowaliśmy gdzieś daleko, daleko od portu. Na domiar złego, z racji brzydkiej pogody, piliśmy już od około szóstej wieczorem.

No to mówię naszemu kapitanowi:

-Ej, Mati (serio ma na imię Mateusz - niespotykane). Muszę jutro o 9 rano być w Toruniu bo mnie oblejo.

-Spoko Anon, wstaniemy o 5 rano, podpłyniemy do portu i sobie pojedziesz.

-Okej.

Nie muszę mówić, że w pijackiej malignie zapomniałem wziąć telefon z pokładu i nikt nie słyszał budzika? Ale spoko, jakiś taki wewnętrzny stres kazał mi się obudzić. Z poślizgiem, bo wstałem o 6 ale jeszcze miałem szansę.

-WSTAWAĆ #!$%@?! 6 RANO!

Otwieramy tą sztorcklapę (na jachcie wszystko jest sztorc). Leje jak #!$%@?, nie ma wiatru.

-DAJEMY NA SILNIKU I TO #!$%@? FAST!

Nie ubraliśmy się nawet. Zostaliśmy w tym w czym spaliśmy. Tylko założyliśmy te sztorckurtki plastikowe, przeciwdeszczowe, bezuciskowe z kiosku za 4,99.

Silnik odpalony, sztorccumy wyciągnięte i płyniemy na pełnych obrotach.

Grzaliśmy równo przez płaską jak stół wodę.

Ja sobie stoję ze sterem i kalkuluję czas. Jak dopłyniemy do portu w ciągu godziny to zdążę na styk.

Jesteśmy na środku jeziora, deszcz nadal ostro wali. Wiatru jak nie było tak nie ma nadal.

Rozległ się bardzo głośny warkot i stanął silnik. Śruba była za płytko i wyszła z wody.

-ZATARŁ SIĘ #!$%@?!

No nie może być :<. Ale koledzy uspokajają - on się nie powinien zatrzeć. Jakoś go odpalimy.

Byłem przerażony. Stwierdziłem, że ciemna dupa to miejsce, w którym chciałbym teraz być, więc nie powiem, że byłem w ciemnej dupie.

Ciągniemy za starter. Raz, drugi, trzeci, czwarty, nic.

Stoi. Nawet bulgocze, ale stoi.

Środek jeziora, godzina 6:20 rano. Ja przemoknięty, zziębnięty i wściekły. Silnik stoi. Wiatru nie ma. Twarzy już nawet nie czułem, więc podejrzewam, że przybrała automatyczny grymas, który wcale nie zdradza tego co się dzieje pięć centymetrów głębiej. Tj. w mózgu oczywiście.

Szósty, siódmy i ósmy raz ciągniemy. Dwudziesty i trzydiesty.

-Mati, a jest paliwo?

Lol. Zbiornik pusty jak moje spojrzenie.

-Dawaj kanister.

Lejemy. #!$%@?, sztorckorek od baku poszedł do wody. Drogi jest podobno, ale to nic w porównaniu ze światłem nadziei, które rozpaliło się na chwilę z mocą diody na pralce.

Trzydziesty pierwszy, trzydziesty drugi, trzydziesty... bul, bul, wruuum!

-TAK #!$%@?! LUBISZ PALIWKO TY CHORY #!$%@? SILNIKU DWUSUWOWY!

Zapomnieliśmy wymieszać paliwo z olejem. Wszak dwusuw.

-Dobra, dajcie tego oleju na oko - przejąłem przywództwo

LECIMY TUTAJ, SILNIK W #!$%@?

Szybki rzut oka na zegarek. 6:35. Mam jeszcze jakiś tam zapas czasu, jeśli zignoruję przepisy drogowe.

Kolega przejmuje ster. Idę się przebrać w jakieś ciuchy, w których wypada iść do dziekana.

Mokre wszystko ;
;.

NA BOGA DLACZEGO NIE WSADZILIŚMY Z POWROTEM TEJ SZTORCKLAPY TO JA NIE WIEM

Podjąłem decyzję, że jeśli wsiądę do auta w mokrych rzeczach i odpalę ogrzewanie to w ciągu 1.5 godziny drogi powinny przyschnąć.

No to przebieram się.

Ziemia na horyzoncie! W sensie port. Możecie sobie teraz dla klimatu włączyć Vangelisa - Conquer of Paradise 1492

-PANIE KAPITANIE MATI JEST PRAWIE 7 RANO, DAM RADĘ!

Podpływamy do portu. Pomost coraz bliżej. Klimat taki jakby mieli wyskoczyć rdzenni mieszkańcy Iławy z ozdóbkami ze złota, które wymienimy na takie cuda jak plastikowe talerzyki i termos (zwany sztorcbutlą).

TOSZ TO #!$%@? NIE JEST IŁAWA : D Coś we mnie umarło : D - tak, taką minę bym przybrał jakbym tylko odzyskał władanie nad twarzą. Wiecie, coś jak filmiki na stronach, gdzie uświadczycie np. gościa, który sobie odcina rękę zardzewiałym brzeszczotem i ma taką uśmiechniętą twarz : D.

My powinniśmy płynąć w lewo czy w prawo? : D

Jesteśmy po drugiej stronie Jezioraka. Jakieś miasteczko - Siemiany.

- Mati, jesteś kapitanem w #!$%@?. - udaję, że nie pamiętam, że sam sterowałem prawie całą drogę.

CO ROBIĆ? : D

Szybki rzut oka na mapę. Możemy albo płynąć dalej do Iławy albo złapię stopa na tym zadupiu i dojadę samochodem.

-Dawaj Mati, zawracamy!

Biorę telefon i szukam zasięgu. Po paru chwilach udało mi się zadzwonić do kolegi, który jest w Toruniu.

-Seba, wal do dziekanatu na 9 rano i powiedz, że ja jestem w drodze, ale utknąłem na jeziorze i się spóźnię!

Mija niecała godzina i dotarliśmy do Iławy. Bez pożegnania wbiłem do auta, odpaliłem ogrzewanie tak jak zaplanowałem i lecę.

Zbliża się 8 rano. Mam trochę ponad godzinę czasu.

No to lecę przez te zadupia. DK nr 15.

Ograniczenia prędkości przyjmuję do wiadomości i bez specjalnej brawury #!$%@?.

Godzina 9:25 - dziekanat. Lol. Ostatni dyżur dziekana w tym roku akademickim. Miejsce w kolejce mam gdzieś pomiędzy setną a sto pięćdziesiątą osobą.

Ostatecznie zostałem przyjęty w godzinach popołudniowych. Ale udało się. Złożyłem pismo, o którym nie wiedziałem, że mam złożyć i przeszedłem na drugi rok.

Ale mówię Wam. Teraz to się dopiero stresuję ;_;

#takietam #slub #stres
  • 48
@Banaszek: Ja jestem chyba jakiś inny, bo na mój ślub i wesele miałem kompletnie #!$%@?. Luzik jak bym miał przed sobą dzień leżenia na plaży czy coś. Czym się mam stresować? To wszyscy dookoła mnie są zestresowani i latają wokół tego wszystkiego, ja właściwie przychodzę na gotowe. Żona miała takie samo podejście. Kościół to luzik totalny, wszystko załatwione, poprowadzą nas za rękę. Potem też spoko, sala opłacona, żarcie, obsługa, zespół, wszystko
@Banaszek: Spokojnie, byle poczekać do rosołu. Niedługo później pojawi się na stole wódka i większość już jest zadowolona i nie zauważy ewentualnych wpadek :) Poza tym na weselu jak jest 100 osób, to zawsze ktoś zna kogoś, kto zna kogoś, kto może poratować.

Natomiast jak widzę jak pary młode na ślubach zapierdzielają, to mi się odechciewa. Non stop coś muszą. W zasadzie to wydaje mi się, że wesele jest nie tyle
@Banaszek: Czytając Wasze komentarze Mirki zastanawiam się czy chociaż połowa z Was przeczytała tą historię czy tylko pierwsze zdanie xD.

A dobra jest, cóż za emocje :D! Łap plusa ^^