Wpis z mikrobloga

Czuję, że żyje niepoprawnie w stosunku do innych ludzi. Odczytuje dobrze emocje, ale nie zawsze oddaje dobrze to co myślę, bo złość lub frustracja sprawia, że piszę/mowię czystą prawdę, która jest twarda i trudna dla mnie lub innego rozmówcy.

Wtedy jako obaj uczestnicy rozmowy odsuwamy się od siebie, mimo że chwilę wcześniej byliśmy blisko emocjami, nastrojem, pomysłem i duszą. Wystarczy jedna rzecz, która jest naciągana lub nieprawdziwa, wytrąca mnie to z równowagi i od razu o tym mówię. Nie lubię tego przemilczeć, bo tak na prawdę wyjdę wtedy na miękiszona, który siedzi cicho i przytakuje.

Jednakże próbując nawiązać bliższy kontakt wychodzę na dziwoląga. Sygnalizuje podjęcie danej akcji lub aktywności, kierunkuje rozmowę i staram się opanować po części sytuację, dając jej pewien zwrot. Zazwyczaj wtedy druga osoba odbija to na out, a ja czuję się odrzucony i sponiewierany. Czasem przystoję na pomysł, a czasem się nie zgodzę, bo nie widzę w tym celu i argumentuje to, porównując oba pomysły. Przez ten obrót spraw jestem już daleko w tyle, dystans mniędzy nami jest bezgraniczny, dosłownie nie widzimy się w swerze zgodności, zrozumienia. Jesteśmy tylko fizycznie blisko, reszta nie ma już znaczenia.

Ten twardy punkt zwrotny nie pozwala na dalszą rozmowę we wcześniejszej tonacji. Szkoda, bo wewnętrznie powoli umieram przez to, nawet nie mam ochoty rozmawiać z innymi, to mnie po prostu niszczy.

Rozważam siebie jako nudnego człowieka bez jakiegokolwiek przekazu. Najgorszy ból sprawia mi, gdy taką szczerością lub celowym gniewem jednak zasmucę drugą osobę i wprowadzę ją w zakłotopotanie. Ona wtedy nie chce ze mną rozmawiać, a ja zawsze chce wtedy cofnąć czas, by jednak utrzymać ją przy sobie, bo wcale tego nie chciałem! Miałem nadzieję na zwrócenie przywary i problemu, a nie krzywdzenie słowem.

Kiedyś tak w rozmowie żartowałem, było już późno i jakoś ten żart przedłużyłem. Usłyszałem po tym różne słowa na mój temat, że nie znam, a oceniam i tak dalej. Zostałem porzucony przez swoją głupotę. Nie mam teraz kontaktu, ale chciałbym chociaż spotkać i przeprosić, bo męczy mnie to każdego wieczoru.

Jestem przez to sam i zostaje w tyle za innymi, nie mam żadnej prawdziwej więzi. Wszystko jest oparte (w moim przypadku) na potrzebach i strachu, takie są moje relacje.

Również inni ludzie, przypadkowo spotkani są w pewnym stopniu ze mnie zadowoleni, widać że rozmowa ze mną im się podoba. Ja natomiast zastanawiam się wtedy, kiedy te osoby czymś rozczaruję ze swojego zaklęcia, przez jakąś głupotę. Postawie wtedy swoją osobę w krzywym zwierciadle i dalej już zapominamy o sobie. Granica jest zbyt duża.

Próbowałem z osobami podobnymi do mnie i napisze krótko - można z nimi rozmawiać. Jednak wpadamy w te same pułapki, potrafimy je obejść, bo rozumiemy je dogłębnie. Przez to nie sprawia to mi i interlokutorowi przyjemności. Jesteśmy w martwym i statycznym punkcie.

Pozdrawiam ludzi z podobnymi przemyśleniami i problemami. Nie jesteś jedyny, pamiętaj że myślę o Tobie.

  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach