Pierwsza liceum, o rok starszy kumpel zdał prawko. Z kilkoma znajomymi postanowiliśmy, że się z nim przejedziemy gdzieś.
Ok, wsiadam do auta, było nas w nim trzech, jechaliśmy po jeszcze jednego kolegę.
Nie wiem jakim cudem kierowca dostał prawko :o Na zakrętach prawie nie hamował, w pasie trzymał się jakby był pijany a jak przez tory przejeżdżał to jebłem się głową w sufit.
No ale ok, może przeżyję. Zabraliśmy kumpla z pod domu i kierowca mówi: Jedziemy na Słowację. Se myślę "#!$%@?ło go? Pewnie se jaja robi i gdzie indziej pojedziemy." To się wiele nie odzywałem w tym temacie.
Odezwałem się, jak się dowiedziałem, że w aucie, którym jedziemy, nie działa licznik, hamulce też nie teges, ogólnie taki Mercedes Złom.
Jak by tego było mało, to kierowca mówi że zapomniał dokumentów od auta i prawka ze sobą wziąć. No i okazało się że faktycznie jedziemy na Słowację. No #!$%@?.
Jedziemy sobie, śmieszkujemy a tu w Jabłonce patrzymy że radiowóz stoi na poboczu. Wszyscy mamy tylko nadzieję, żeby nas nie zatrzymał. Kumpel zwolnił, ale i tak nie wiedział ile jedzie bo jak już mówiłem, nie było licznika prędkości w aucie.
Ok, przejechaliśmy obok nich.
Jakieś 3 minuty później odwracam się i patrzę: "#!$%@? radiowóz za nami jedzie".
Od tego momentu spokój w aucie, nikt się nie odzywa. Radiowóz nas wyprzedził. Serca nam biją... Pojechał w #!$%@? :D Nie zatrzymał nas. :) Ulga jak wysikanie się po 3 godzinnym trzymaniu moczu przy podróży autobusem.
Od jakiegoś czasu zaczęły nam światła w aucie przygasać. Przekroczyliśmy granicę około północy i zatrzymaliśmy się na pierwszej słowackiej stacji paliw, żeby sprawdzić co jest ze światłami. Coś pogrzebali przy masce i nic nie wykminili. Próbują odpalić auto. Nie odpala. Jeszcze raz próbują. Nie odpala. Myślą - pewnie alternator padł i trzeba akumulator podładować.
To dogadaliśmy się jakoś z panią ze podepnie nam akumulator ze swojego samochodu do naszego.
Podpięliśmy kable - auto dalej się nie włącza.
Patrzymy - na cpn zajeżdża słowacka Policja. Myślimy - no pewnie ta pani z okienka zadzwoniła po #!$%@? i mamy #!$%@?.
Policjanci wysiadają z radiowozu i dialog w stylu "Dobry den, co se stalo?".
Słowacka Policja była bardzo miła :) Podjechała radiowozem do naszego auta, podniosła maskę i Policjant mówi "Odkrętaj bateryjkę". Uśmiech pojawił się na twarzy, podpięliśmy kablami nasz akumulator do akumulatora z radiowozu ale auto dalej nie odpala.
Policja odjechała i stoimy na stacji. #!$%@? 70 km. od domu, środek nocy a my jesteśmy #!$%@? na jakimś zadupiu za granicą. No nie ma wyjścia, trzeba po kogoś dzwonić co by nas odholował. Dzwonię do brata: pił bo imieniny, siostra i bratowa to samo. Do rodziców nie dzwonię bo się #!$%@?ą.
Kumpel w końcu dodzwonił się do swojego kuzyna i ten po nas przyjechał.
Po ponad godzinie przyjechał. Byliśmy uratowani. Oczywiście linki holowniczej nie mieliśmy, koleś co po nas przyjechał wziął jakiś sznur z budowy co się nam po drodze 3 razy urwał :/ Swoją drogą, jazda zepsutym autem na holu to masakra.
I to jeszcze nie koniec, zaholowaliśmy auto kumplowi pod dom. Okazało się, że on nic nie mówił rodzicom, że bierze auto i musimy je po cichu przepchać pod garaż.
To zaczęliśmy pchać. Rozpędziliśmy w miarę auto, kierowca nie wyrobił się na zakręcie i wjechał w swój drewniany płot. No #!$%@?, dość wrażeń na dziś.
@krdk: Sorry ale Twój kolega to skończony idiota, pomijam umiejętności kierowania ale jazda za granicę bez papierów, hamulców, prędkościomierza samochodem które nie ma świateł to skrajny debilizm - mógł się jeszcze #!$%@?ć była by kumulacja jak w multilotku
@krdk: ja pamiętam jak zdałem jako pierwszy prawko w klasie. W skrócie, kumpel co ma złom to ma dużo aut i wziął jakieś bo mu ojciec pozwalał. Wsiadamy na wagary, 150km w jedna stronę. Hamulce nie działają zbyt dobrze, szyny w fotelu też, przy hamowaniu do przodu, przy przyspieszaniu do tyłu. Sprzęgło to tragedia. Jak dojechaliśmy na miejsce odpadło lusterko, środkowego w aucie nie było, ręczny nie działał. Stary merol, ale
Pierwsza liceum, o rok starszy kumpel zdał prawko. Z kilkoma znajomymi postanowiliśmy, że się z nim przejedziemy gdzieś.
Ok, wsiadam do auta, było nas w nim trzech, jechaliśmy po jeszcze jednego kolegę.
Nie wiem jakim cudem kierowca dostał prawko :o Na zakrętach prawie nie hamował, w pasie trzymał się jakby był pijany a jak przez tory przejeżdżał to jebłem się głową w sufit.
No ale ok, może przeżyję. Zabraliśmy kumpla z pod domu i kierowca mówi: Jedziemy na Słowację. Se myślę "#!$%@?ło go? Pewnie se jaja robi i gdzie indziej pojedziemy." To się wiele nie odzywałem w tym temacie.
Odezwałem się, jak się dowiedziałem, że w aucie, którym jedziemy, nie działa licznik, hamulce też nie teges, ogólnie taki Mercedes Złom.
Jak by tego było mało, to kierowca mówi że zapomniał dokumentów od auta i prawka ze sobą wziąć. No i okazało się że faktycznie jedziemy na Słowację. No #!$%@?.
Jedziemy sobie, śmieszkujemy a tu w Jabłonce patrzymy że radiowóz stoi na poboczu. Wszyscy mamy tylko nadzieję, żeby nas nie zatrzymał. Kumpel zwolnił, ale i tak nie wiedział ile jedzie bo jak już mówiłem, nie było licznika prędkości w aucie.
Ok, przejechaliśmy obok nich.
Jakieś 3 minuty później odwracam się i patrzę: "#!$%@? radiowóz za nami jedzie".
Od tego momentu spokój w aucie, nikt się nie odzywa. Radiowóz nas wyprzedził. Serca nam biją... Pojechał w #!$%@? :D Nie zatrzymał nas. :) Ulga jak wysikanie się po 3 godzinnym trzymaniu moczu przy podróży autobusem.
Od jakiegoś czasu zaczęły nam światła w aucie przygasać. Przekroczyliśmy granicę około północy i zatrzymaliśmy się na pierwszej słowackiej stacji paliw, żeby sprawdzić co jest ze światłami. Coś pogrzebali przy masce i nic nie wykminili. Próbują odpalić auto. Nie odpala. Jeszcze raz próbują. Nie odpala. Myślą - pewnie alternator padł i trzeba akumulator podładować.
To dogadaliśmy się jakoś z panią ze podepnie nam akumulator ze swojego samochodu do naszego.
Podpięliśmy kable - auto dalej się nie włącza.
Patrzymy - na cpn zajeżdża słowacka Policja. Myślimy - no pewnie ta pani z okienka zadzwoniła po #!$%@? i mamy #!$%@?.
Policjanci wysiadają z radiowozu i dialog w stylu "Dobry den, co se stalo?".
Słowacka Policja była bardzo miła :) Podjechała radiowozem do naszego auta, podniosła maskę i Policjant mówi "Odkrętaj bateryjkę". Uśmiech pojawił się na twarzy, podpięliśmy kablami nasz akumulator do akumulatora z radiowozu ale auto dalej nie odpala.
Policja odjechała i stoimy na stacji. #!$%@? 70 km. od domu, środek nocy a my jesteśmy #!$%@? na jakimś zadupiu za granicą. No nie ma wyjścia, trzeba po kogoś dzwonić co by nas odholował. Dzwonię do brata: pił bo imieniny, siostra i bratowa to samo. Do rodziców nie dzwonię bo się #!$%@?ą.
Kumpel w końcu dodzwonił się do swojego kuzyna i ten po nas przyjechał.
Po ponad godzinie przyjechał. Byliśmy uratowani. Oczywiście linki holowniczej nie mieliśmy, koleś co po nas przyjechał wziął jakiś sznur z budowy co się nam po drodze 3 razy urwał :/ Swoją drogą, jazda zepsutym autem na holu to masakra.
I to jeszcze nie koniec, zaholowaliśmy auto kumplowi pod dom. Okazało się, że on nic nie mówił rodzicom, że bierze auto i musimy je po cichu przepchać pod garaż.
To zaczęliśmy pchać. Rozpędziliśmy w miarę auto, kierowca nie wyrobił się na zakręcie i wjechał w swój drewniany płot. No #!$%@?, dość wrażeń na dziś.
Nad ranem wróciłem się do domu.
EOCS
#truestory
@wyrostek_robaczkowy tl;dr Byłem ze znajomymi na Słowacji i zepsuło nam się auto.
Baliśmy się tylko, że trzask łamanego płotu obudzi jego rodziców, ale całe szczęście spali twardo ;)
Komentarz usunięty przez moderatora
@mcov: Być może ;)
@Mariusz_Drugi: Ja się staram przepisowo jeździć.