Wpis z mikrobloga

Wybiła nam 10. rocznica powstania Napromieniowani.pl to opiszemy Wam lata naszej działalności. Jako, że ma ona dość sporo rozgałęzień, to wypadało podzielić to na kilka wpisów. Czymś, co Was najbardziej interesuje na pewno są nasze pomoce udzielane od lat czarnobylskim Babuszkom.

☢ NIE PLANOWALIŚMY TEGO ROBIĆ...
Prawdę mówiąc, nigdy nie mieliśmy w planach organizowania jakichkolwiek pomocy. Od początku chodziło nam o miejsce, nie o ludzi. Jechaliśmy tam, żeby zobaczyć Czarnobylską Elektrownię Jądrową, opuszczone miasto Prypeć, eksplorować je, szukać śladów historii, mierzyć promieniowanie itd. itd.

Wszystko zmieniło się latem 2016 roku, kiedy podczas eksploracji opuszczonej wioski Łubianka przypadkowo trafiliśmy na małą, zgarbioną babuszkę. Spotkaliśmy ją na skrzyżowaniu dróg - chwilę później i byśmy się minęli niezauważenie. Szybko okazało się, jak wielkie to miało znaczenie: babuszka narzekała na silny ból głowy, osłabienie i generalnie wykazywała objawy przegrzania organizmu (był upał 35 stopni Celsjusza). W dodatku, chciała iść po pomoc do oddalonych o 6 kilometrów leśników Puszczy Czarnobylskiej...

To była Olga Juszczenko, ostatnia mieszkanka tej wioski. Wróciliśmy z nią do jej chaty. Zwymiotowała, szybko zaczęła słabnąć i tracić przytomność. Wezwana pomoc jechała 2 godziny a stan babuszki cały czas się pogarszał. Na szczęście dojechali. Spędziła dwa tygodnie w szpitalu a nam dało to wtedy do myślenia: od najbliższego szpitala było 40 km a oni jechali 2 godziny, więc to chyba nie odległość była problemem... No ale, mogły wystąpić inne czynniki przecież (na przykład, nie było wolnego ambulansu).

Na drugie, podobne zdarzenie nie musieliśmy długo czekać. Ledwie kilka miesięcy później przypadkowo poznaliśmy ostatniego mieszkańca innej wioski: Ilinci. To był Fiodor Struk, który był jednym z najmłodszych Samosiołów, ale ze względu na niepełnosprawność intelektualną nie radził sobie za dobrze sam. Drewnianą chatę ogrzewał starą, zardzewiałą i tak nieszczelną kozą, że ciężko było w środku oddychać, zaś oczy od razu zalewały się łzami. Nic jednak na ten moment nie mogliśmy zrobić, więc obiecaliśmy mu pomoc, kiedy będziemy znów w Czarnobylu dwa tygodnie później...

Ale jego chaty już nie było. Ziściły się nasze obawy. Chata spłonęła, wszędzie unosił się smród spalenizny a ze zgliszczy wystawała tylko ta nieszczelna koza. Nagle ktoś krzyknął: "tu jest!". Okazało się, że Fiodor skrył się w chacie sąsiadów - innych Samosiołów, których wywieziono rok wcześniej ze względu na zły stan zdrowia. Ich nie zdążyliśmy poznać.

Okazało się, że do pożaru doszło kilka dni wcześniej a my jesteśmy pierwsi na miejscu wydarzeń. W tym czasie dziadek żywił się orzechami i resztkami jabłek z drzew, więc bardzo wychudł. To był listopad, więc niewiele mu zostało a wszystkie zapasy na zimę spłonęły. Mieliśmy dla niego dużo produktów, ale nie byliśmy przygotowani na aż tak złą sytuację. Daliśmy więc wszystko, co mieliśmy, całe jedzenie i latarki, ponieważ Fiodor nie miał NIC. Sąsiednia chata gwarantowała schronienie, ale była w środku całkowicie pusta.

Postanowiliśmy poinformować służby w Czarnobylu. Tam skontaktowano nas z panią, która wówczas zajmowała się Samosiołami. Zgłoszenie przyjęto. Odetchnęliśmy z ulgą i uznaliśmy, że sytuacja została załatwiona. Nawet na tym etapie nie planowaliśmy jeszcze organizować pomocy humanitarnych.

Tak naprawdę zmieniło się to dopiero przy kolejnej wizycie u Fiodora, gdy zobaczyliśmy w jaki sposób udzielono mu pomocy. Dostał sporo potrzebnych produktów, co prawda, ale wśród nich była cała masa takich, jak makaron, ryż, cukier itp. Wszystko fajnie, to jedzenie, więc się ceni, ale ówcześni urzędnicy Strefy wykazali się przy tym kompletnym niezrozumieniem sytuacji. W czym bowiem miał ugotować ten makaron skoro nie miał ani jednego garnka, bo wszystko spłonęło? W nieodległym bagnie czy może zjeść jak chrupki? Nie zadbano też o jego ubiór. Szła zima a Fiodor miał na sobie tylko jesienną kurtkę i dziurawe buty. Ostatnie, jakie mu zostały.

☢ PIERWSZA POMOC HUMANITARNA
W ramach pierwszej zbiórki na pomoc Samosiołom zebraliśmy ledwie kilka tysięcy złotych. Część udało się też zebrać po znajomych a i ceny wtedy były dużo niższe niż teraz. W środku zimy i śniegu po pas pojechaliśmy do Czarnobyla... Peugeotem 307. Należał on do Marcina Skrobańskiego, który od lat projektuje dla nas kalendarze. Napiszemy wprost: auto było tak bardzo niedostosowane do aktualnych warunków pogodowych, że więcej czasu spędziliśmy na próbach dojechania i odkopania go ze śniegu niż u Samosiołów.

Wystarczyło jednak pieniędzy i czasu, żeby dotrzeć do Fiodora, do Olgi i do kilku innych. Pomogliśmy im tak, jak chcieliśmy. Dostali mnóstwo jedzenia i innych przedmiotów, których im brakowało, czyli w przypadku Fiodora - wszystkiego. Ba, nawet go ubraliśmy w swoje buty i rzeczy, które pozbieraliśmy po rodzinie i znajomych. Naznosiliśmy też drewna na opał. Przy okazji, wyszło, że Samosiołów jest znacznie więcej i nie tylko ta dwójka potrzebuje pomocy. Do nich również dotarliśmy, ale szybko zrozumieliśmy, że tę akcję trzeba rozszerzyć jeśli chcemy być bardziej skuteczni.

☢ TERAZ JUŻ NIE MOGLIŚMY POPRZESTAĆ...
Rok później zbiórka internetowa poszła wielokrotnie lepiej, co pozwoliło nam na znaczące rozwinięcie naszych pomocy. Została też uformowana ekipa, która miała realizować te zadania przez kolejne lata: Krystian Machnik (organizator), Maciej Bogaczyk (fotograf, kierowca, właściciel Land Rovera Defendera), Amadeusz Kocan (filmowiec, autor późniejszej serii Ostatni ludzie Czarnobyla) i... pewien Rosjanin, który miał pełnić rolę tłumacza, ale ostatecznie wypadł z grupy za niemożność dostosowania się do planu i dezorganizację działań (napisaliśmy to wystarczająco dyplomatycznie?).

Nasze akcje pomocowe okazały się niesamowicie potrzebne, ale z jakiegoś powodu nikt nigdy nie robił ich na taką skalę w Strefie. Wśród czarnobylskich Samosiołów szybko zaczęła rozchodzić się wieść o Polakach, którzy rozwożą pomoc i jeszcze się wstydzą zasiąść do stołu. Czemu? No bo jak to tak! Przecież mieliśmy przywozić produkty a nie wyjadać to, co babuszki własnymi rękoma wyhodowały w czarnobylskiej ziemi.
Szybko zrozumieliśmy, że nie tędy droga i że tak po prostu trzeba. Babuszki koniecznie chciały się odwdzięczyć. Tak bardzo, że było im głupio, gdy odjeżdżaliśmy bez obiadu... nawet jeśli wcześniej jedliśmy ich sześć. Mimo to, bardzo szybko zdobyliśmy ich zaufanie i poznaliśmy wszystkich Samosiołów. Dosłownie.

Po latach i po wielu pomocach humanitarnych byliśmy im już tak znani, że pamiętali, co lubimy czy kiedy mamy urodziny, zaś do stołu siadaliśmy zawsze w tych samych miejscach. Rozmawialiśmy wtedy o tym, co się dzieje w Strefie, co na świecie, co nowego u babuszek a co u nas. Zaczęły nas traktować jak przybranych wnuków, którzy po prostu ich odwiedzają.

Było w tym wszystkim tyle radości... Był jednak też smutek, bo co chwila umierał kolejny Samosioł a my na to wszystko patrzyliśmy. Z tym jednak już nic nie mogliśmy zrobić. Chcieliśmy tylko odrobinę poprawić im życie w tych ostatnich latach.

☢ "JAK ROSJANIE ZAATAKUJĄ, TO BĘDZIEMY WAS BRONIĆ!"
Te słowa wypowiedzieliśmy w styczniu 2022 roku. Miesiąc później Rosjanie zaatakowali, zdobywając Czarnobylską Strefę Zamkniętą w jeden dzień. Samosioły znalazły się pod okupacją a my nie mogliśmy nic zrobić. Wróg każdego dnia coraz bardziej okrążał Kijów a wszyscy wokół mówili, że lada dzień Ukraina padnie. To koniec, już nigdy ich nie zobaczymy - myśleliśmy. W głębi duszy jednak wierzyliśmy, że jeszcze wydarzy się coś, co pozwoli nam przyjechać do Czarnobyla.

I mieliśmy rację. Po 5 tygodniach walk Siły Zbrojne Ukrainy odparły Rosjan, którzy uciekli na północ. Strefa została oswobodzona a my od razu zaczęliśmy kombinować, jak się tam dostać. Udało się dzięki zaangażowaniu czarnobylskich policjantów, którzy pomogli nam, żebyśmy mogli pomóc babuszkom.

Od tego momentu nasze wizyty u Samosiołów nie wyglądały już tak, jak kiedyś. Zawsze towarzyszyli nam uzbrojeni policjanci, którzy dbali o nasze bezpieczeństwo, ale i o to, żeby całą akcję zakończyć sprawnie. Inaczej się nie dało, bo jak kiedyś spędzaliśmy u Samosiołów 5-7 dni, tak teraz mieliśmy tylko dwa dni. To bardzo mało biorąc pod uwagę, że w jednej z wiosek mieszkało sporo osób, zaś do drugiej musieliśmy... dopłynąć.

Chwilę wcześniej został wysadzony w powietrze jedyny most, którym można było dojechać do części Samosiołów. Zrobiono to w obawie, że Rosjanie znów użyją go do przerzucenia setek pojazdów opancerzonych na inwazję Kijowa. Miało się to odbyć na trzy policyjne motorówki: jedna z nami i z towarem dla ludzi i dwie z policjantami oraz żołnierzami do naszej ochrony. Cel znajdował się bowiem zaledwie 2 kilometry od granicy z Białorusią - jednego z miejsc, w których zaczęła się wojna.

☢ WOJNA
Pierwszy wojenny wyjazd był najtrudniejszy. Co chwila dochodziły do nas wieści o śmierci kolejnych cywili, którzy zjechali z asfaltu prosto na minę. W czasie naszego pobytu w powietrze wyleciał nawet wóz strażacki, który jechał gasić pożar czarnobylskiego lasu. W dodatku cały czas istniało ryzyko, że Rosjanie uciekli tylko się przegrupować, by lada dzień zaatakować Czarnobyl ponownie.

Co dzień słychać było przelatujące rakiety, w nocy nad nami krążyły drony zwiadowcze a za dnia walczyliśmy o paliwo. Deficyt był w Ukrainie tak duży, że nawet jeśli jakaś stacja benzynowa była otwarta (i nie było na niej samych zer), to kolejki sięgały kilku godzin stania. Jak już udawało nam się dobrać do dystrybutora, to okazywało się często, że nie naleją nam więcej niż... 20 litrów, bo inni też potrzebują. A my potrzebowaliśmy cztery razy tyle, żeby dopłynąć do wioski Samosiołów i jeszcze więcej, żeby uciec do Polski w razie czego.

☢ DO WSZYSTKIEGO MOŻNA PRZYWYKNĄĆ
W 2022 roku zorganizowaliśmy rekordowe 6 pomocy humanitarnych. Każdorazowo odwiedzaliśmy Samosiołów, ale zaczęliśmy też pomagać ludziom mieszkającym we wpół opuszczonych wioskach wokół Czarnobylskiej Strefy Zamkniętej. Tam zawsze była bieda a rosyjska okupacja jeszcze bardziej pogłębiła te problemy. W niektórych z tych wiosek byliśmy jako pierwsza pomoc. Nasłuchaliśmy się tam o okrucieństwach "drugiej armii świata", naoglądaliśmy płaczu i nawdychaliśmy spalenizny zniszczonych budynków czy dziesiątek zniszczonych czołgów, które wciąż walały się na poboczach.

Podjęliśmy wtedy współpracę z polską organizacją Cooltura Polish Community Centre z Irlandii Północnej, która przekazała nam fundusze na pomoc w Ukrainie. Dali przy tym dowolność wyboru tego komu chcemy pomóc. Dzięki nim zaczęliśmy pomagać nie tylko w Czarnobylu i okolicach, ale także w Charkowie czy Nikopolu znajdującym się obok Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej. Tam trafiliśmy do rodzin wielodzietnych i starców, często takch samych, jak ci w Strefie.

To były miasta frontowe, więc noce spędzaliśmy pod ostrzałem rosyjskich rakiet i artylerii. Z czasem przywykliśmy do tego. Nie jest to, co prawda, normalna sytuacja, ale początkowy strach gdzieś uleciał.

☢ WSZYSTKO MA SWÓJ KONIEC
Zima 2024 roku będzie prawdopodobnie pierwszą od 8 lat, kiedy nie pojedziemy do Samosiołów z pomocą. Wróciliśmy do punktu wyjścia, w którym zbiórki ledwie wzbudzają zainteresowanie. Pieniądze się skończyły, nowych nie przybywa a ewentualni sponsorzy uważają, że "na pomocy humanitarnej jest kiepska reklama". Nie możemy też dłużej przeznaczać na to swoich pieniędzy, bo przez wojnę niewiele brakuje byśmy sami niebawem potrzebowali pomocy humanitarnej.

Co będzie dalej? Nie wiemy. Na pewno nie zrezygnujemy. Mamy tylko nadzieję, że nikt z Samosiołów nie umrze, zanim znajdziemy sposób na zorganizowanie kolejnych pomocy.

Jeśli ktoś jeszcze chce nam pomóc w pomaganiu to wciąż działa nasza stara zbiórka, która zostanie niebawem zamknięta: http://wspieram.to/OstatniLudzieCzarnobyla2023

Zwracamy jednak uwagę, że podana kwota nie jest kwota posiadaną a uzbieraną od początku jej istnienia. Oznacza to, że widoczne pieniądze zostały już wydane na kilka akcji pomocowych.

#napromieniowani #czarnobyl #ukraina #wojna #rosja #gruparatowaniapoziomu
Sweet-Jesus - Wybiła nam 10. rocznica powstania Napromieniowani.pl to opiszemy Wam la...

źródło: 418848662_761822835978212_961932839180289115_n

Pobierz
  • 7
@bakafaka: Raz, że przywiązanie do swojego skrawka ziemi a dwa to i tak nie mieliby się gdzie podziać. Pomimo tylu lat od katastrofy to osoby z Czarnobyla nadal są piętnowane jakby miejsce z jakiego pochodzą było równoznaczne z jakąś chorobą zakaźną.