Wpis z mikrobloga

Dodam od siebie kilka słów, jako osoba bardzo uparta i bez studiów przyszła pracować do Google, uciekając z Organizacji Narodów Zjednoczonych, w wieku 23 lat.
Może dam komuś trochę motywacji ;)

Od kiedy byłem malutki, wiedziałem, że chcę pracować w IT.
Przez lata miałem na to kilka pomysłów, ale dwa ciągnęły się za mną i były takimi złotymi strzałami: programista albo system administrator.
Kiedy miałem 18 lat, będąc jeszcze w szkole średniej, zdecydowałem, że zarejestruję własne JDG. Też pochodzę raczej z biedniejszej rodziny, więc motywacja była głównie w pieniądzach, aby zyskać jakiś własny budżet, a także w chęci rozwoju. Szkoła da dobre podstawy, ale jeśli nie złapiemy się tych ścieżek i sami nie pójdziemy w tym kierunku, to nic z tego.

Początki swojej działalności oparłem o dwie rzeczy: prosty web dev, bo to może robić każdy, a także wsparcie sieciowe i komputerowe lokalnych pensjonatów.
Pochodzę z Podhala, tego drugiego tutaj nie brakuje, a 90% z nich nadal jest w epoce kamienia, jeśli chodzi o informatyzację.
Najtrudniej było złapać pierwszych klientów, ale potem poszło. Moim największym sukcesem były modernizacje i wdrożenia sieci (głównie pod wifi) do w/w pensjonatów, aby goście mieli stabilny zasięg i dostęp do np. filmów, które były na serwerze, a odpalało się je z dowolnego SmartTV, a także CRM, który napisałem, wykorzystując już MERN.
Z czego CRM był przeznaczony dla... Lokalnych parafii.

Zarządzanie mszami, pogrzebami, różnymi nabożeństwami, księżmi, wypłatami, rozliczanie ofiar, datków itd.
Był rok 2019, miałem 19 lat i pisałem aplikację do zarządzania "firmą" w stacku, którego uczyłem się na poczekaniu, w miarę jak pisałem całość (musiałem załapać MVC i jak działa React, potem poszło).

W dwa lata udało mi się na tyle rozkręcić działalność, że byłem w stanie odłożyć sumę pieniędzy, która pozwoli mi się wyprowadzić do Krakowa, najbliższego dużego mi miasta, oraz utrzymać siebie samego i moją dziewczynę. Zdobyłem też wtedy pierwszy kontrakt, przez pewną kontraktornię, jako pełnoprawny web developer.
Wynająłem trzypokojowe mieszkanie z garażem podziemnym, spakowaliśmy się do dwóch samochodów, bo nie mieliśmy dużo, i pojechaliśmy smakować życia na własną rękę.
Miałem 20 lat, na świat spadł COVID.

I wszystko było fajnie... Przez pierwsze 9 dni.
Był to koniec roku 2020. Mateusz Morawiecki dumnie wyszedł przed kamery i ogłosił kolejną falę COVIDu. Kraj znowu spanikował.
Moja kontraktornia, po tym newsie, zerwała kontrakt ze mną i pięćdziesiątką innych osób (do dziś mi hajs wiszą, tak btw.).
Stałem się bezrobotny, miałem na sobie utrzymanie dwóch osób i wiedziałem, że nie mogę prosić rodziców o pomoc, bo ich na nią zwyczajnie nie stać.
Podhale przynosiło pieniądze w fazie wdrożeń, ale kiedy nie robiłem tam nowych projektów, to samo "utrzymanie" (bo to bardziej SLA było) nie dawało dużego zarobku.
Naturalnie zacząłem szukać nowej pracy, co nie było takie proste. Przekonać ludzi, w niepewnych czasach pandemii, że potrzebują programisty, było rzeczą niemożliwą.
W międzyczasie brałem na siebie pojedyncze zlecenia. Na początku proste i przyjemne, by zarobić cokolwiek i żyć jakoś z oszczędności, ale te topniały w ekstremalnie szybkim tempie. Dlatego im dalej w rok 2020, a potem 2021, tym większe projekty na siebie brałem za absurdalnie niskie, jak na standardy branży, stawki.
Pracowałem po 16 - 20h w pojedynkę na projektem, który powinno robić przynajmniej 5 osób za sześciorotność mojej stawki, byle tylko zarobić na chleb.

Wtedy nastał kwiecień 2021, ja byłem w totalnym dołku - nie było pracy, nie było oszczędności, umowa wynajmu była podpisana na jeszcze kolejne 6 miesięcy.
Wtem, odezwała się do mnie pewna nieduża firma z Warszawy, że poszukują admina sieciowego, który będzie wspierał oddział w Krakowie i że chcą mnie zaprosić na rozmowę.
Ja co prawda swojej przyszłości nigdy z sieciami nie wiązałem, ale nie był to moment na protesty.
Uzbrojonu w certyfikatu E12, E13, E14, CCNA i IT Essentials poszedłem na rozmowę.
Opowiedziałem, co robiłem, jaki mam plan na siebie i że zależy mi na tej pracy, bo inaczej będę bezdomny.
Całość trwała może 30 minut, ale klimat był taki, że raczej tej roboty nie dostałem.
Miło się zaskoczyłem, kiedy dwa dni później dostałem telefon, że chcą mnie zatrudnić. Oto właśnie nadszedł koniec moich problemów.
Co więcej, przez moją pomyłkę, udało mi się dostać wypłatę o 23% wyższą, niż oryginalnie planowałem.
Umowa B2B jest stosunkowo prosta: ja wystawiam fakturę na kwotę X i doliczam do tego 23%.
Planowałem powiedzieć, że chcę 9000 złotych brutto, już z wliczonym VATem, ale kiedy Pani z działu kadr zapytała, czy "9000 + VAT, tak?", nie protestowałem.
Dlatego faktury wystawiałem na 11 070 PLN, nadal mając 20 lat, w czasach przed inflacją. Czułem się, jakbym wygrał na loterii.

Pracowałem tam do września 2022. Przez ten czas stałem się głównym administratorem... Linux.
Udało mi się zauważyć lukę, która w tej firmie była, która nie była przez nikogo wypełniona. Wychodząc z własną inicjatywą oraz korzystając z faktu, że doskonale znam ten system (prywatnie używam go od 2012 roku na komputerze), zostałem głównym administratorem Linux, Zabbix oraz hostingów, certyfikatów SSL i domen (świadczyliśmy usługi hostingowe klientom). Moja praca z typowego admina na L2 stała się czymś w rodzaju technicznego project managera na L3.
Nie robiłem już ticketów, robiłem pojedyncze duże wdrożenia i potem doglądałem utrzymania.
W międzyczasie przeszkoliłem się jeszcze z Google Cloud i mam na koncie migracje do chmury kilku naprawdę dużych klientów. Oczywiście, uczyłem się na żywym organizmie :)
Z obowiązkami rosła także wypłata. Nie jakoś kosmicznie, ale na koniec mojej pracy wystawiałem faktury na trochę ponad 15 000 PLN brutto.

Nastał jednak wrzesień 2022. Miałem 22 lata. Na LinkedIn dostałem wiadomość od rekrutera: Organizacja Narodów Zjednoczonych szuka Linux i Unix administratora, i czy nie wysłałbym CV.
Pierwsza myśl to było: "ONZ? Gdzież ja mam szansę? Mam 22 lata, nie mam studiów, nie ma szans".
Ale po chwili zdecydowałem się to CV wysłać. Opisałem tam moje obecne obowiązki oraz doświadczenie i pozostało czekać.

Minęły może 2h i dostałem odpowiedź: zapraszają mnie na rozmowę.
Ponownie poczułem się, jakbym wygrał w Lotto, choć to dopiero tylko rozmowa wstępna.
Niemniej ustawiliśmy się, pogadaliśmy z 30 - 40 minut, gdzie głównie opowiadałem o sobie, dostałem ze 3 proste pytania techniczne i na tym się to skończyło.
Nie robiłem sobie żadnych nadziei, ale byłem dumny, że mnie zauważono i spróbowałem.
Więc możecie sobie teraz wyobrazić, jaki byłem szczęśliwy, kiedy dostałem maila z pytaniem, od kiedy mogę zaczynać, bo postanowiono mnie zatrudnić.
W polskiej firmie wyjaśniłem prezesowi, jak się ma sytuacja, dostałem ciche błogosławieństwo i poszedłem pracować dla międzynarodowej organizacji, gdzie wystawiałem faktury na ~4500 EUR netto miesięcznie.

Był to czas, kiedy postanowiłem przeprowadzić się z obrzeży Krakowa do samego centrum. Mieszkanie też 3 pokoje, taki sam standard, jedynie bez miejsca w garażu, cena nawet ciut niższa niż wcześniej (po COVIDzie podniesiono nam znacznie opłaty). Udało mi się zainwestować pieniądze w różne akcje, obligacje, kruszce, samochody itd.
Jednak sama praca okazała się problemem: o ile "pracuję dla ONZ" brzmi cool, tak same obowiązki były totalnie odmużdżające. Byłem typowym adminem na L2, który codziennie robi jedne i te same tickety.
Plus był jednak taki, że miesięczna norma do wyrobienia, to było ok. 70 - 90 ticketów na osobę.
Pracę tę dało się załątwić w 3 - 4h dziennie, resztę miałem czas dla siebie.
Mocno wtedy postanowiłem pouczyć się języka C i programowania mikrokontrolerów ARM, AVR i PIC.
Nie, żebym miał w tym jakąś upatrzoną pracę już, ale w ramach hobby.
W niecały rok udało mi się dojść na tak wysoki poziom, że śmiało mogę powiedzieć, że bardzo dobrze znam język C, dobrze znam C++ (standard 14/17) i całkiem nieźle radzę sobie z assembly dla AVR. Dzięki temu zdobyłem kontrakt, jako freelancer, dla Hitachi. Sektor samochodów elektrycznych i energii odnawialnej. Praca z kodem na mikrokontrolerach!
Pozostawał jednak problem pracy etatowej, która mnie w żaden sposób nie rozwija i coraz bardziej mi to wierciło dziurę w brzuchu.

W marcu 2023 dostałem jednak wiadomość na LinkedIn, że Google szuka do projektu ludzi na stanowisko Cloud SecOps.
Nieprzesadnie mam pojęcie o security, a GCP ostatni raz dotykałem rok wcześniej - odrzuciłem tę ofertę.
Jednak w kwietniu mnie naszło, że może to jest moja szansa, aby coś zmienić w swoim życiu, zacząć robić coś ciekawego.
Więc wróciłem do tego rekrutera i zostałem umówiony na rozmowę wstępną za 3 dni.
Postanowiłem wykorzystać ten czas i wertowałem, od świtu do zmierzchu, dokumentację. IAM, OrgPolicies, dziedziczenie itd.
Ogólnie: wszystko, co mogło się wiązać ze stanowiskiem SecOps w GCP.

Na rozmowie okazało się... Że to rozmowa techniczna, z całym działem. Trochę mnie to zdziwiło, no ale jak już tu jestem...
Pytania, które mi zadano, były obiektywnie trudne. Trzeba było mieć dobre rozeznanie w naprawdę wielu zależnościach. Jednak ja tak bardzo zakuwałem, że byłem w stanie recytować dokumentację z pamięci, czym chyba wywarłem dobre wrażenie.
Po 30-40 minutach pożegnaliśmy się... A wieczorem dostałem telefon, że chcą mnie zatrudnić. Pytanie jest do mnie, czy chcę pracować dla Google? :)

I tak oto, w wieku 23 lat, udało mi się ogarnąć własne JDG, pracować w ONZ, a aktualnie robić dla Google.
Stawki tutaj nie ujawnię, bo to świeży kontrakt, ale powiem tak: jestem zadowolony ;)
Nigdy nie studiowałem i w sumie nie mam zamiaru tego robić. Ale niech to nikogo nie zwiedzie: pracowałem na pełny etat, a do tego w domu, po godzinach, uczyłem się na własną rękę. Zakuwałem pewnie więcej, niż niejeden student.
Aktualnie także mam sporo do nadrobienia, jeśli chodzi o moje obecne stanowisko, ale jest to wyzwanie, które podjąłem świadomie i jestem gotowy dać z siebie 107%.

Wiem, że wyszło trochę długo, ale to kilka słów ode mnie, że jeśli jest się pewnym siebie i odpowiednio zdeterminowanym, wszystko jest możliwe :)

Autor: Regneric / https://www.youtube.com/channel/UCifXxQk_4VGP8gCKlw0gDqg / komentarz pod filmem https://www.youtube.com/watch?v=VCdwkzuPTfo

#it #kariera #wygryw #programowanie #pasta #motywacja
  • 4
@L00k3r: > Po 30-40 minutach pożegnaliśmy się... A wieczorem dostałem telefon, że chcą mnie zatrudnić.

Tiaa. Bajeczki.

Rekrutacja w Google to rozmowa z rekruterem, 4 - 5 godzin maglowania a potem jeszcze dopasowanie do zespołu. Nie ma takiej możliwości aby dostać tam robote po 40 minutach. Wiem, bo mam kilku znajomych w Google, w tym jednego w dalszej rodzinie. Generalnie trzeba zarezerwować sobie cały jeden dzień.

Inna sprawa, że dostać się