Wpis z mikrobloga

Siema.
Wyszedł długi wpis, nie wiem ile osób dobrnie do końca, ale myślę że jest przystępnie napisany i liczę na odpwiedzi.

Od dobrych 3 lat mam nieustannie myśli dotyczące mojego życia i jak ono wygląda na tle innych. Ten wpis będzie dotyczył głównie wykorzystywania czasu wolnego od pracy.

Dobijam do trzydziestki, mieszkam u rodziców w domu jednorodzinnym na kilkunastoarowej działce. Zazwyczaj pracuję po 8 godzin (piszę to, bo to w polsce nie jest aż takie oczywiste), po pracy lubię popracować wokół domu (to oczywiście zależy też od pogody. W okresie listopad-marzec raczej ciężko coś robić poza odwalaniem śniegu). Czasami do głowy wpadnie mi jakiś grubszy pomysł np. przekopanie ogródka, ale zazwyczaj jest to jakieś pielenie pod drzewkami owocowymi, wyrywanie chwastów wyrastających z bruku, podlewanie drzewek, krzaczków, w odpowiednim czasie zrywanie owoców. Lubię to, ale muszę mieć w tym umiar. 1-1.5h dziennie jest przyjemne, więcej już nie za bardzo.

Poza tymi pracami, w zamian za to, że w tym domu mam swój kąt i nadal tu mieszkam, wziąłem na siebie kilka prac, które wykonuję praktycznie tylko ja, a powtarzają się one cyklicznie. W okresie wrzesień-maj dbam o to, żeby w piecu ciągle sią paliło. To znaczy dwa razy w tygodniu zaglądam do zasobnika i w razie potrzeby uzupełniam stan, a raz w tygodniu czyszczę piec z popiołu (wiem, że można rzadziej, ale mam swoje powody, dla których robię to tak często). Ja koszę trawę, ja wyprowadzam psa na spacer, ja dbam o akwarium, ja wyładowuję umyte naczynia ze zmywarki, ja co sobotę odkurzam dom, myję podłogi i ścieram kurze w miejscach, które są przestrzenią wspólną (łazienki, salon, korytarz, klatka schodowa itd.).

Poza rzeczami o których już wspomniałem, moje życie kręci się wokół sportu. W weekendy śledzę F1 oraz mecze jednej drużyny, a w tygodniu 3 razy trenuję siłowo oraz jeżdżę na rowerze. Jeśli zostanie czasu to wieczorami czytam książki. No i tak na ogół bardzo to lubię, można powiedzieć, że jestem zadowolony z tego co robię. Tylko czasami pojawiają się myśli, czy to co robię ma sens? Jak swój czas wykorzystują inni ludzie?

Chodzi o to, że do prawie wszystkiego co robię mógłbym się doczepić i powiedzieć sobie "po co?"
Każdy trening siłowy zajmuje mi około 1.5-2h. Czerpię z tego przyjemność, (chociaż są dni, a czasami dłuższe okresy, że zmuszam się do tego, żeby do treningu podejść) ale trening siłowy uprawiam z pewnymi przerwami praktycznie 11 lat i szczerze przez ten czas sylwetka czy też ciężar jakim operuję praktycznie się nie zmieniły. Gdy zaczynałem moim marzeniem było, żeby stać się silniejszym i bardziej umięśnionym i prawie za każdym podejście do treningu powtarzam sobie, że to w jakiś stopniu pomoże mi zrealizować ten cel. Do tego oczywiście dochodzi wspomniana już przyjemność z ćwiczenia, ale czasami pojawia się pytanie: czy warto poświęcać aż tyle czasu na machanie ciężarem? Może zmienić coś na rzecz skrócenia czasu trwania treningu, bo rezultaty na których mi zależy będą podobne, a zadowolenie z aktywności zachowane?
Podobnie jest z jazdą na rowerze, z tą różnicą, że podczas jazdy wspaniale odpoczywa mi głowa. Dlatego też mam o wiele mniej myśli związanych ze zmniejszeniem czasu poświęcanemu na jazdę, chociaż poświęcam go dość dużo, a odkąd 2 lata temu wkręciłem się w to na poważniej nie widzę zmiany w kontekście poprawy średniej prędkości, wydolności, łatwości w pokonywani różnych etapów.
Kolejną sprawą o której czasami myślę są przytoczone na początku prace domowe. Poza tym, że na swój sposób je lubię, wykonuję je jeszcze za względu na dwie rzeczy:

-satysfakcja z wykonania zadania, zadowolenie z tego, że jest trochę ładniej, nieco mniej bałaganu, więcej porządku, otoczenie domu może się podobać

-żaden z rodziców nie zwraca mi uwagi, że pewne sprawy są nie zrobione, a ja zajmuję się innymi tematami. Po prostu przez wykonywanie pewnych czynności zmniejszam lub eliminuję napięcie, jakie mogłoby między nami powstać.

Natomiast są sprawy, których ruszać nie chcę przez wzgląd na to, że formalnie to nie jest moja własność lub które rozwiązałbym inaczej gdybym był właścicielem. Dla przykładu świeża sprawa. W tamtym roku ojciec ułożył pod tujami specjalne włókno na którym wyłożył korę. Po zimie mocny wiatr wydmuchał "z wnętrza" drzewek pomarańczowe, uschnięte gałązki w ogromnej ilości. Bardzo ciężko pozbyć się tego syfu, można to zrobić na dwa sposoby, ale oba są czasochłonne. Pierwszy to wyciągnąć całą korę, wszystko wyczyścić i ułożyć na nowo (ojciec tę korę układał, a nie po prostu wpie*dolił na pałę pod drzewka, co dało ładny efekt), albo wyciągać gałązki jedna po drugiej, najlepiej za pomocą jakiejś dużej pęsety czy czymś podobnym. Gdybym miał własny dom i doprowadziłbym do takiej sytuacji pozbyłbym się całej kory i nigdy więcej jej tam nie ułożył. Samo włókno wygląda znośnie, a teren jest łatwy w utrzymaniu. Natomiast ojciec nie ma zamiaru pozbyć się kory, ale również ma głęboko w nosie zalegający bałagan. Mnie to razi do tego stopnia, że poświęcę chociaż po kilkanaście minut dziennie i wyzbieram to, ale wiem, że w końcu i tak spadnie nowa porcji i proces trzeba będzie powtórzyć.
Moim marzeniem jest posiadanie własnej rodziny i mieszkać we własnym domu, którym chciałbym się zajmować, ale robić to na własnych zasadach.

Właśnie tutaj mam wiele myśli jak żyją moi rówieśnicy, którzy jeszcze zostali do domach rodzinnych sami lub z własną rodziną. Ile czasu poświęcają takim rzeczom, czym się zajmują poza pracą i hobby?

Czasami spotykam się z kuzynami, którzy mieszkają dość blisko mnie, wieczorem przy piwku. W tamtym roku miałem okres, w którym wpadłem w taki (moim zdaniem) pozytywny ciąg pracy, treningów, jazdy na rowerze, że nie miałem czasu na spotkanie z nimi. Gdy pytali się o co chodzi opowiedziałem im o tym co robię po pracy. Byli mocno zdziwieni. Wyglądało na to, że żaden z nich nie poświęca na co dzień czasu na prace wokół domu, aktywność fizyczną (chociaż za dzieciaka każdy biegał za piłką). Nie do końca wiem, jak organizowali i organizują czas po pracy, nie licząc wieczornych, sporadycznych spotkań.

Nie uważam się za przodownika pracy, przesadnie aktywnego człowieka. Po prostu lubię spędzać czas na powietrzu. Późną jesienią i zimą mam wiele dni, kiedy po pracy tylko leżę i oglądam serial albo czytam książkę. Nawet w dni kiedy robię trening mam dobre 3-4 godziny na obijanie się. Nie rozumiem jednak, jak można tak zawsze mieć na wszystko czas, albo z lenistwa odkładać sprawy na później.

Kiedyś kolega chciał poznać mnie z jedną dziewczyną i jako jedną z jej zalet wymienił, że ona lubi popracować w ogródku, albo coś ugotować i nie należy do tych osób, które się położą na kanapie i leżą. I wtedy tak sobie myślałem "a jak to jest przeleżeć cały dzień? albo od zakończenia pracy do pójścia spać?" Ale po pewnym (długim) czasie doszło do mnie, że ja też miewam takie dni, tylko ja tych dni nie lubię.

Ostatnio miałem kontakt z dwiema dziewczynami, obie odmienne. Jedna z nich mieszka w mieście, w bloku. Na pytanie o plany na pogodne popołudnie odpowiedziała, że obejrzy film. Później się okazało, że coś na YT oglądała. Dla mnie to było i jest w pewien sposób niezrozumiałe. Nie wyobrażam sobie, żebym miał mieszkać w bloku, jeszcze w mieście i przy braku chęci do jakieś aktywności po prostu nie wyjść na dwór i nie posiedzieć na dworze.
Dziękuję za to, że mieszkam w domu z podwórkiem i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał mieszkać w bloku.
Natomiast ostatnio widziałem mały spór o najlepsze miejsce zamieszkania, i wyszło na to, że bardzo dużo osób docenia mieszkania, a głównie to, że w przeciwieństwie do jednorodzinnego domu nie trzeba wokół niego pracować, a ten czas poświęcić na swoje pasje.
I to rozumiem, ale też do pewnego stopnia.
Chcę zapytać, czy wasze zainteresowania, te na które poświęcacie dużo czasu faktycznie przynoszą wam tyle radości, że nie myślicie podobnie do mnie, że za dużo czasu na to poświęcacie, że może byłoby lepiej chociaż częściowo wykorzystać go inaczej?
Ja nie wyobrażam sobie, że po pracy miałbym poświęcać czas tylko na jazdę na rowerze i treningi, albo oglądanie meczów i spotkania ze znajomymi.
Rozumiem też, że wielu z was ma dzieci i pracuje więcej ode mnie, przez to myślenie o pewnych rzeczach wygląda inaczej.

Wracając do dziewczyn, to druga z nich to typ fitnesiary. Uprawia pole dance, jogę, bieganie, coś tam jeszcze. I tak sobie myślałem, kiedy ona ma czas na inne rzeczy i czy w ogóle ma wolny czas. Moje spojrzenie na sport, to ile "wypada" go uprawiać (czasowo), w porównaniu do ilości dyscyplin, w które się angażuje, kazało mi sądzić, że ona musi być praktycznie ciągle poza domem. Okazało się, że podchodzi do tego rozsądnie i "trenuje" co kilka dni. Zorganizowane zajęcia ma rzadziej niż raz w tygodniu. To mi pokazało, że ja też mógłbym pozostać aktywny i mieć łatkę aktywnego, ale zmniejszyć intensywność.

Powiedzcie, co robicie w wolnych chwilach, jak na to się zapatrujecie, co o tym sądzicie. Jakie byłoby wasze idealne życie, ale gdybyście musieli pracować. Gdzie chcecie mieszkać? Jakie jeszcze widzicie wady i zalety mieszkania w mieście/ na wsi, w domu/ w bloku?
Jak wam się żyje z rodzicami?

#zycie #feels
  • 1
@matiKKS: no to był długi tekst.
Dom ma swoje plusy bo ma się kawałek działki i czym większa ona jest to trzeba na niej robić. Nie jest to łatwe, trzeba czasu i siły. Mieszkanie natomiast to kilkadziesiąt m2 w bloku, a nie oznacza to, że nic nie trzeba robić. Jak są dzieci to jest zawsze armagedon. Mieszanie w mieście czy miasteczku to taki plus, że wiele rzeczy jest dookoła, żłobki, przedszkola,