Wpis z mikrobloga

Dziś odcinek specjalny #harlekinydlaprzegrywow w którym poruszę ogrom problemów, z jakimi mierzą się dzisiejsi partnerzy i mężowie – czyli kosmiczne wymagania i oczekiwaniu ich wkładu siły, czasu i pieniędzy do związku, w zamian, za które często zostają pozostawieni sami sobie czy zdradzeni, gdy tylko okażą słabość albo spotka ich w życiu jakaś większa tragedia… ( ͡° ʖ̯ ͡°)

Będzie długo, ale dziś mocne napracowanko - mam nadzieję, że docenicie.

„Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest wyłącznie przypadkowe”

*

Zanudzona żona
Część I – zakochana w tańcu

Od dzieciństwa marzyłam tylko o jednym – sławie i bogactwie. Codziennie wstawałam tylko z jedną myślą: muszę być sławna i bogata. Nie mogę pracować jak zwykli ludzie, nie mogę skończyć jako kolejny szary kłębek kurzu, każdego dnia zbijający się w jedną, bezkształtną masę polskiego społeczeństwa toczącego się po ziemi bez większego planu i celu – byleby tylko przetrwać tydzień, w sobotę nawalić się do odciny, pójść na kacu do kościoła i od następnego dnia zacząć tą syzyfową pracę mrówczych baranów od nowa. Nigdy nie chciałam być kolejną, niczym niewyróżniającą się częścią biednego, zacofanego, smutnego, wiecznie zmęczonego i jeszcze częściej narzekającego społeczeństwa…

Na szczęście, dzięki ciężkiej pracy i wrodzonej nieustępliwości, spełniłam wszystkie swoje marzenia. Nim skończyłam 30 lat byłam jedną z najbardziej znanych i modnych Polek w historii. Co prawda moja firma produkująca żywość „super premium ultra” przynosiła straty, gdyż to, co sprzedawałam, było kilka razy droższe niż u konkurencji to przy gorszym smaku i składzie, jednak na firmę i tak łożył mój mąż multimilioner, więc tracił to najwyżej on, a ja dorabiałam sobie w reklamach czy #!$%@?ąc nogami na wideo i to właśnie w ten sposób osiągnęłam sławę i bogactwo – wmawiając otyłym kurom domowym, że mogą być takie jak ja, bez wsparcia bogatego męża i rzucania pracy oraz obowiązków domowych, aby całkowicie poświęcić się diecie i ćwiczeniom. Zresztą – większość z nich nie schudłaby nawet, gdyby od tego zależały losy całej ludzkości, ale co zarobiłam na sowich bajkach z pięknym uśmiechem… To moje!

Mąż. Myślałam, że gdy poślubię kogoś, kogo kocham, z kim się przyjaźnię a do tego kogoś, kto jest sławny, bogaty i w miarę przystojny, to już zawsze będę szczęśliwa. Że jak zamieszkamy w pięknej, wielkiej willi gdzieś w ciepłym kraju i założymy piękną jak na pokaz rodzinę, dzieci, które wychowamy żyjąc w niczym nieograniczonym luksusie na wiecznych wakacjach, to już niczego więcej nie będę chciała od życia.

Nawet nie miałam pojęcia, jak bardzo się myliłam.

Człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do każdej wygody – i to jest w nas ludzko najtragiczniejsze. Nawet najbardziej niesamowita rzecz po miesiącu staje się zwykła, a po roku całkowicie nijaka. Mój mąż miał swoje wady, nie raz myślałam, że zasługuję na kogoś lepszego, jednak koniec końców zawsze zaciskałam pięści i walczyłam o to, aby się zmienił – aby każdego dnia mocniej i mocniej starał się osiągnąć nieosiągalny ideał, który w mojej głowie, skrzywionej życiem w bańce „polskiej księżniczki-najpiękniejszej witaminki”, był minimum na jakie zasługiwałam.

Całymi latami dawałam radę robić dobrą minę do średniej gry… Jednak nawet najdoskonalsze przedstawienie musi się kiedyś skończyć.

Pewnego dnia wróciłam do domu późnym wieczorem, czy tam wczesnym rankiem, po imprezie świętującej mój kolejny sukces, który osiągnęłam całkowicie sama. Mimo że był środek nocy, byłam rozemocjonowana, uradowana, pełna życia i energii… Mój mąż, był zaś moim przeciwieństwem. Wróciłam do domu a on siedział na kanapie. Długo. Położył dzieci spać i czekał na mnie przez kilka godzin, bezczynnie siedząc na kanapie i wpatrując się pusto w ścianę.

Szary, smutny, pozbawiony życia. Czekał jakby na wyrok, coś między dożywociem a karą śmierci. Nigdy nie był zbyt przebojowy czy energiczny, zawsze brakowało mu męskiej dynamiki, ciągłego podkreślania swojej wysokiej pozycji w tym dzikim świecie, jednak dawałam radę przymykać na to wszystko oko… Aż do wtedy. Tamtej nocy swoim „cichym czekaniem zawsze gdzieś z boku” osiągnął całkowite dno. Po prostu siedział bezczynnie bez żadnych sił i chęci, czekając samemu nie wiedząc nawet na co.

Smutna prawda jest taka, że każdy facet kończy w ten sam sposób – całkowicie szary, pozbawiony chęci, wyssany z energii. Siedzący bez celu, patrzący się głucho w ścianę i czekający w bezruchu tak długo, dopóki porządnie się go nie walnie klapkiem w łeb i nie wyśle do roboty czy pomocy przy domu. Bez tego siedziałby tak aż do śmierci – czy to w domu przed telewizorem, czy na rybach przed spławikiem, czy w barze oglądając mecz niby w pełnym skupieniu, a tak na prawdę patrząc bezmyślnie w ścianę i czekając aż to wszystko, co tak go męczy, co zadaje mu tyle smutku i bólu w końcu minie.

Wszystko, co robią mężczyźni w swoim „wolnym czasie” jest fasadą – kamuflażem męskiej bezczynności. Tragedią, która spotyka wszystkich żonatych Polaków – szczególnie mocno i wyraźnie tych, którzy po ślubie mieszkają wraz z teściową. Widocznie taki nasz Polski urok… Temperament odurzonych tanim piwskiem, tłustych nosaczy z zakolami capiących mieszaniną potu, papierosów i taniej kiełbasy smażonej wraz z cebulą.

Jednak ja nie miałam już siły z tym walczyć – nie miałam siły znów walić go klapkiem po łbie, krzycząc na cały dom o tym, co ma zrobić i czym się zająć, albo o tym co zrobił źle, nie tak jak trzeba, jak bardzo na niczym się nie zna oraz najważniejsze: że nie jest prawdziwym mężczyzną.

Tego dnia, po raz pierwszy w życiu zamiast udawać „idealną żonę, doskonałą kobietę, najlepszą kochankę” rzuciłam tylko chłodne „hej”, umyłam się i z uśmiechem wspominając minioną imprezę zasnęłam, podczas gdy mój mąż siedział na kanapie aż do samego rana… Może to przez problemy w pracy? Ostatnio nie idzie mu jakoś specjalnie dobrze, coraz częściej bardziej przeszkadza niż pomaga swojej firmie i widać, że bardzo to przeżywa. A może chodzi o jakieś nieprzepracowane traumy z dzieciństwa?

Kto wie – na pewno nie ja, bo absolutnie mnie to nie obchodziło. Miałam zbyt idealne życie, aby zatruwać je problemami kolejnego słabego facecika.

Mężczyźni są jak Titanic – albo sami, bez niczyjej pomocy i żadnych przeszkód dopłyną do ziemi obiecanej swojego życia, albo natrafią na górę lodową i pójdą na dno. Dla mężczyzn nie ma półśrodków. Titanic nie mógł przepłynąć połowy trasy i wysadzić pasażerów po środku oceanu, nie mógł dopłynąć do Nowego Jorku będąc w połowie zanurzonym czy kilka metrów pod powietrznią wody, ani też przypłynąć w połowie. Titanic mógł przebrnąć całą trasę bez absolutnie żadnych błędów albo wcale.

Prawdziwy facet albo radzi sobie w życiu idealnie, nigdy nie okazując nawet ziarenka słabości, albo kończy całkowicie zniszczony na zimnym, ciemnym dnie. Nie ma żadnych półśrodków.

Następnego dnia wpadłam na genialny pomysł – zamiast męczyć się w pięknym na pokaz domu z mężem, który każdego dnia jest coraz bardziej nudny, przybity i bez życia, wyjdę na tańce zostawiając go samego ze sobą oraz domowymi obowiązkami! Bo nic nie pomaga facetowi w kryzie lepiej niż samotność i ciężka praca bez żadnego wsparcia i pochwały!

Mąż został w domu walcząc ze swoim demonami, a ja udałam się do najbliższej szkoły tańca, która prowadziła kursy dla bogatych i sławnych kobiet. Wiecie, że jest ponad 1000 rodzajów tańca? Na szczęście ten, na który się udałam, był tym najbardziej namiętnym i seksownym z nich – idealnie, abym mogła odżyć i odpocząć od nudnego, szarego, pozbawionego emocji życia.

Jadąc na kurs, nawet nie śniłam o tym, co mnie tam spotka…

To była prawdziwa burza namiętności.

Pierwsze było uderzenie. Jak niespodziewany piorun, który pojawia się na szarym niebie zanim jeszcze pierwsze krople deszczu dosięgną ziemi. Tym trwającym ułamek sekundy błyskiem było poznanie mojego instruktora - młodego, wysokiego, wysportowanego, wiecznie opalonego Alejandro o czarujących oczach, uśmiechu pełnym życia, długich włosach i krótkiej brodzie gęsto porastającej szczeknę jakby wyrzeźbioną od ekierki…

Gdy tylko go zobaczyłam, tsunami ciepła rozeszło się po moim ciele, a serce stanęło mi w gardle niczym u nastolatki, która uciekła z domu do klubu, poznała starszego mężczyznę i obudziła się obok niego mając ponad 100 nieodebranych połączeń od rodziców i znajomych oraz widząc swoje zdjęcie na wszelkich portalach z dopiskiem „zaginęła”. Nie czułam czegoś takiego, od tygodniowego wyjazdu na mistrzostwa Europy do Paryża na początku liceum…

Po pierwszym grzmocie, który swoją siłą wprawił w wibracje całe moje ciało, przyszedł czas na gęsty deszcz ciepłych słów - a raczej prawdziwe oberwanie namiętnej chmury. Seksowny instruktor doskonale wiedział kim jestem i zalał mnie komplementami… Nie mógł opisać tego, jak wielkim zaszczytem jest nauka tak pięknej, zdolnej i silnej kobiety sukcesu jak ja! Te słowa sprawiły, że moje kolana same się pode mną ugięły… Wtedy przyszedł wiatr, prawdziwa wichura dotyku. Złapał mnie gdy opadałam na ziemię z wrażenia i powiedział, że czas na lekcję.

Więc zaczęliśmy – z początku podchodził do mnie jak do jajka, ale szybko się to zmieniło. Z każdą sekundą moja twarz promieniała radością coraz intensywniej, było we mnie coraz więcej życia, energii, spełnienia… szczęścia. Widział to w moich oczach, oczach, w które wpatrywaliśmy się sobie wzajemnie jak zaczarowani. Taniec zaś podgotował łączącą nas magię - coraz bliżej i bliżej, aż w końcu poczułam jego oddech na swojej szyi.

Wtedy piorun uderzył po raz drugi.

Zbliżyliśmy się do siebie tak bardzo, że nie dało się wcisnąć między nas nawet atomu i zaczęliśmy energicznie wić się po sobie niczym upadły anioł po rajskim drzewie. A ja, będąc przecież córką Ewy, zrobiłam to samo, co ona, zatapiając swoje wargi w pysznym soku zakazanego owocu – jednak tym razem nie były to te wargi, które otaczały usta.

Zbliżyłam się do niego, oparłam swoje rządne emocji krocze o jego udo, docisnęłam do niego tak mocno, że wargami wyczuwałam strukturę jego spodenek i powoli przejechałam najczulszą częścią siebie po jego przepełnionej energią nodze.

Ta burza trwała dopiero chwilę, a mój trawnik już był zalany wodą.

Nasze oddechy splątane między nami w ciasny supeł, nasz wzrok zespawany ciekawością siebie w magnetycznymi polu pożądania, nasze dłonie splątane niczym wiklina na koszyku, serca których bicie z każdym uderzeniem było silniejsze, niewypowiedziane słowa, cisza bardziej wymowna niż najdłuższy z dialogów i mój magiczny staw sunący po jego wyćwiczonym w tańcu ciele – niebezpiecznie blisko tego, co było w nim najbardziej zakazane.

Nigdy nie byłam bardziej żywa. Aż do teraz myślałam – nie, byłam pewna, że sława i bogactwo to wszystko, co mogę od życia wyciągnąć. Na szczęście przekonałam się, że to, co spotkało mnie aż do teraz, nie było nawet czubkiem góry lodowej tego, co może przeżywać kobita taka jak ja… Pytanie tylko, czy mój mąż minie tą groźną masę lodu, czy natknie się na nią z pełnym impetem, kończąc załamany na pół, głęboko na lodowatym dnie życia…

Jednak mój mąż nie miał teraz najmniejszego znaczenia – teraz liczyło się tylko to, że odżyłam. Jak zapomniany, wegetujący w pękniętej donicy kwiat, pozostawiony sam sobie w zimnej, ciemnej piwnicy który ktoś w ostatniej chwili przesadził do nowej doniczki, zasypał najżyźniejszą z ziem, zalał najczystszą z wód i postawił pod wielkim oknem w ciepłym pokoju.

Myślałam, że zastygłam w monotonii, że moje życie będzie już tylko coraz mniej ciekawe i nudniejsze – jednak dziś okazało się, że wszystko jeszcze przede mną. Emocje targały mną mocniej niż kiedykolwiek a ja ekscytowałam się każdą z minionych wspólnie sekund.

Ten pierwszy dotyk - tak, jak nigdy nie dotknęłabym swojego kuzyna czy ojca, ten który był przekroczeniem granicy, której przejście wymagało ode mnie wielkiej odwagi był tym, co sprawiało że serce pompowało po mnie moje życie na nowo.

Dziś pierwszy raz od lat poczułam te najbardziej ludzkie z emocji. Czułam się jak wtedy, gdy mając 16 lat oddałam swoją czystość jednemu z Francuskich kolegów na obozie sportowym w Paryżu. Piękna, zakazana przygoda, która mimo że trwała zaledwie kilka dni, to wyryła się w moim sercu na stałe.

Teraz czułam dokładnie to samo – podniecenie, ekscytacje, ale też i strach oraz przerażenie, że ktoś nas przyłapie. Wtedy szesnastoletnia dziewczynka bała się, że trener nakryje ją z prawie dwa razy starszym, obcym facetem. Dziś ta potrawa miała prawie ten sam smak, jaki pamiętałam z dzieciństwa, jednak została doprawiona czymś nowym – w końcu będąc nastolatką nie miałam męża i dzieci – i to chyba ta przyprawa dodaje temu daniu tak mocnego, ostrego, wyrazistego smaku…

Pytanie, czy będę na nią tylko patrzeć, delektując się samym jej zapachem, czy jednak odważę się spróbować… A może nawet i zjeść do końca…?

Koniec cz I

Śmieszki śmieszkami, ale schemat żony wymęczającej męża, zasypującej go oczekiwaniami i obowiązkami a potem szukającej „odskoczni” jest dość częsty. Zapraszam do dyskusji w tym temacie.

*

Zapraszam do poprzednich moich bajek oraz obserwowania autorskiego tagu: #harlekinywq

Jakby ktoś chciałby poczytać więcej i wesprzeć moją twórczość to...
ZAPRASZAM
...obiecuję, że całą swoją dolę wydam na klocki LEGO i figurki dziewczynek z anime ( ͡° ͜ʖ ͡°)

#przegryw #blackpill #zwiazki #pasta #seks #polska #p0lka #logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow #heheszki #sztukanowoczesna #tinder #lewandowski #lewandowska #alvaro #afera #pilkanozna
  • 8