Wpis z mikrobloga

#gielda #bekazpisu

Zastanawiam się czy to jest możliwe żeby w pisie każdy był ultrasasinem w swoim fachu, miał wybitnego pecha do timingu jakichkolwiek decyzji gospodarczych czy jakiś szef tego matrixa się na nich uwziął XD

Od co najmniej kilku lat w Polsce pojawiały się pomysły wprowadzenia przepisów umożliwiających emisję obligacji kapitałowych, hybrydowych, coco bonds czy jak kto to lubi nazywać. Funkcjonowało to z powodzeniem od dawna na wielu rynkach ale w Polsce wiadomo, jak z wszelkimi pomysłami mającymi nasz rynek finansowy usprawnić, stworzyć warunki z jednej strony do pozyskania kapitału przez przedsiębiorstwa a z drugiej żeby na przedsięwzięciach w Polsce mogli zarabiać też Polacy a nie inwestorzy z zachodu, gdzie odpowiednie instrumenty prawne funkcjonują, skończyło się jak z REITami, strategią rynku kapitałowego itp.: giełda, akcje, obligacje to żydzi i masoni, anacotokomu, akomutopotrzebne.

Ale jednak jakiś czas temu coś drgnęło. W sumie wiadomo czemu, padły 2 większe banki i kilka mniejszych, a w Polsce nie stanowi się prawa normalnie tylko jak coś się stanie to jest "specustawa". Już po niecałych 3 latach prac do podpisu prezydenta trafił projekt ustawy i... jeszcze zanim prezydent podpisał, szwajcarski nadzór bankowy ratując Credit Suisse zrobił to w taki sposób, że obligacje kapitałowe są obecnie masowo wyprzedawane i szanse na to, że komuś kto chciałby je wyemitować w przewidywalnej przyszłości uda się znaleźć na nie nabywców są w zasadzie żadne. Czy w Polsce czy na zachodzie czy gdziekolwiek, gdzie mają Internet i są w stanie sprawdzić, co zrobił SNB.

A co zrobił szwajcarski nadzór? Zorganizował deal ratujący Credit Suisse tak, że posiadacze tych obligacji stracili na tej operacji najwięcej, a dokładnie wszystko, ich papiery zostały umorzone. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo co do zasady taka ma być rola tego instrumentu - dostajesz więcej niż na lokacie, ale w razie upadłości banku jesteś przedostatni w kolejce, za tobą są tylko akcjonariusze. No właśnie. A przy ratowaniu Credit Suisse akcjonariusze dostali w zamian akcje UBS, w proporcji takiej że owszem, ponieśli sporą stratę, ale odzyskali też znacznie więcej niż na waciki. Po takiej akcji tylko frajer kupi papier, który pozwala zarobić mniej niż akcje, ale za to w razie problemów banku wiążę się z większym ryzykiem utraty całości inwestycji. Oczywiście akcja ratowania Credit Suisse nie musi stać się wzorcem dla innych podobnych, ale przykładów ratowania banków w tej skali nie ma wiele więc ten na pewno szybko trafi do listy możliwych rozwiązań i rozważań jak w rzeczywistości wygląda profil wypłaty poszczególnych instrumentów w razie defaultu.
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Vateusz23: No właśnie bardziej bo w Getinie kolejność przynajmniej została zachowana. Akcjonariusze stracili wszystko, obligatariusze podporządkowani też (chociaż ewidentnie czekali żeby jak najwięcej zdążyło się wykupić), ludzie z depozytami nic. W Polsce większym problemem było to, że sprzedawcy podobno sprzedawali obligacje podporządkowane jako "to jest lokata tylko tak się inaczej nazywa", a drugim problemem było to, że choćby Getin chciał wyjść na prostą, to po ujawnieniu "planu Zdzisława" i rozmów
  • Odpowiedz
@szejsetdwajsciaczy: dziadki w kolejce stały od rana żeby kasę załadować w getina. Tak działały reklamy lokaty 8 %. W banku się im wciskało obligacje albo polisololate. Frankowiczy też zrobili z Getinem na szaro. Nie da się rozliczyć nadpłat. Wałków było więcej. Książkę by napisał.
  • Odpowiedz